Rozdział 11 ✓
*Evan*
Po wyjściu z restauracji czułem dziwną ulgę. Odetchnąłem głęboko świeżym powietrzem zamykając przy tym oczy. Może tak powinno być? Może faktycznie to wszystko zmierzało w złą stronę? Z tego wszystkiego zapomniałem o wiadomościach, które wymieniłem z Lolą. Szybko odblokowałem komórkę i przejechałem wzrokiem po tych nieszczęsnych linijkach tekstu, które zmarłego postawiłyby na nogi.
Lola:
Nie będę dłużej mieszkać w twoim apartamencie. Klucze odwiozłam do twojej firmy. Cieszę się, że tak bardzo mi zaufałeś ale chyba wszystko się pokomplikowało. Dziękuję Ci naprawdę. A tymczasem może do zobaczenia?
Evan:
Co ty opowiadasz?! Wyjaśnij mi to wszystko. Jestem gotowy wsiąść w samolot powrotny do Ciebie, aby dowiedzieć się dlaczego. Rozumiesz?!
Lola:
Zapomnij
Przymknęłam powieki kręcąc głową na ostatnią wiadomość. Jak ja mam kurwa zapomnieć? Niby się nic miedzy nami konkretnego nie wydarzyło ale kurwa no jak? Jestem tutaj przez dwa dni, a już tyle się odjebało. Może Lola ma rację? Czas trochę odpocząć od tego wszystkiego. Nie wiem kurwa co am myśleć. Wróciłem okrężną drogą do pokoju rzucając kartą od drzwi byle gdzie i otworzyłem barek hotelowy. Zapłacę za ten alkohol jak za złoto ale kto bogatemu zabroni? Nalałem sobie Martini i wypiłem jednym tchem. Niechętnie spojrzałem na łózko i zmarszczyłem brwi. Leżała na nim karteczka. Podszedłem bliżej i sięgnąłem po nią ręką. Była wyrywana na szybko z jakiegoś kalendarzyka.
„ Przenoszę się do innego pokoju. Tak chyba będzie lepiej. Do zobaczenia. Nicol „
Pod kartką była koperta z pieniędzmi. Rzuciłem nią o ścianę. Na co mi jeszcze więcej tych pieniędzy? Usiadłem na łóżko zakrywając twarz dłońmi. To wszystko jest ewidentnie do dupy. Spojrzałem znów na barek i wstałem nalewając kolejną kolejkę. Kropla za kroplą wypływała z butelki. Nie patrzyłem na ilość wypitego trunku, którego z każdą minutą ubywało. Nie patrzyłem już wtedy na nic. Po godzinie no może dwóch z niesmakiem i karuzelą w głowie stwierdziłem, że alkohol się skończył. Ledwo wstałem z miejsca siedzącego, zabrałem portfel i ruszyłem do drzwi trzaskając nimi niesamowicie. Pobudziłem pewnie swoich sąsiadów ale chuj mi tam. Nie wiem jak ale znalazłem się pod jakimś tanim klubem. Nawalony w trzy dupy zszedłem po schodach na dół. Pokazałam ochroniarzowi dwie stówki to mi szmaciarz otworzył nawet drzwi. Usiadłem na stołku barowym przyglądając się niskiej brunetce za ladą wyglądała pięknie. A może to wypity alkohol? Zamówiłem szybko lustrując ją od góry do dołu na co się uśmiechnęła. Wypiłem jednym łykiem i wyjąłem telefon jeszcze raz czytając wiadomości od Loli. Zaśmiałem się głośno.
Zapomnij.
Kurwa dziewczyno powiedz mi tylko jak? Co mam zapomnieć? Prawie cię nie znam a zawróciłaś mi w głowie bardziej niż ten alkohol. Wybrałem jej i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Jeden raz, drugi, siódmy. Ma wyłączony telefon. Rozejrzałam się po klubie. Czarne ściany czerwone obicie wszystkich siedzeń i kolorowe światełka. Nic specjalnego. Przesuwając wzrokiem po każdym metrze tego nieszczęsnego miejsca zatrzymałem się na pewnej blondynce niedaleko mnie, która przygryzała wargę. A jebać to wszystko. Wstałem z miejsca o dziwo się nie chwiejąc i podszedłem do niej spokojnie. Lewą ręką dotknąłem jej ramienia sunąc wzdłuż boku palcami. Zachichotała zakrywając rumieńce dłonią.
- Jestem Evan skarbie. A ty? - Uśmiechnąłem się gestem ręki przywołując barmankę.
- Elise.
- Pięknie słoneczko. - Mrugnąłem do niej. - Dla mnie to co wcześniej. - Zwróciłem się do zniesmaczonej barmanki. - A dla ciebie?
- Hmmm. - Udawała, że się zastanawiała. - Może sex on the beach? - Spojrzała na mnie. Dziewczyno sama rozkładasz nogi. Zaśmiałem się i kiwnąłem na tak do pracownicy. Szybko opróżniliśmy swoje drinki i porwałem blondynkę do tańca. Przetańczyliśmy parę piosenek zbliżając swoje ciała coraz bliżej aż w końcu wpiłem się niczym pirania w jej krwistoczerwone usta. Jednak na tym nie skończyliśmy zabawy dziewczyna zaciągnęła mnie do toalety na co pokiwałem głową na nie. Zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.
- Miał być sex on the beach, prawda skarbie? - Uśmiechnąłem się, złapałem jej chudą dłoń i ruszyłem w kierunku wyjścia. Za sobą słyszałem jak się śmieje z mojego pomysłu.
Szybko doszliśmy do plaży. Poprowadziłem nas bardziej w stronę drzew i krzewów po czym bez ceregieli zdjąłem z zszokowanej blondynki sukienkę. Oczywiście dziewczyna wiedziała, że skończy dziś na czyimś chuju, bo nie miała bielizny. Szybko się rozebrałem i od razu rzuciłem na nią. Przyciskając ją całym ciałem wchodziłem i wychodziłem brutalnie a w uchu słyszałem jak jęczy z rozkoszy. Zdecydowanie przyspieszyłem doprowadzając ja na szczyt ale sam pozostałem twardy, dlatego odwróciłem ją na brzuch i bez ostrzeżenia wszedłem jeszcze raz. Jęknęła zaskoczona ale nie zaprotestowała. Bawiłem się tak naprawdę długo zmieniając co jej szczyt pozycję. Widziałem, że ona ma już dość, dlatego po chwili odpuściłem kładąc się obok niej.
- A ty? Nie chcesz dojść? - Zapytała siadając na kolanach miedzy moimi nogami.
- Masz już dość przecież. - Zaśmiałem się zamykając oczy. Wtedy właśnie poczułem jej język przejeżdżający wzdłuż mojego przyrodzenia.
- Mogę dokończyć dla ciebie ustami. - Uśmiechnęła się i zabrała do roboty. Niedługo później doszedłem wylewając litry na jej biust. Następnie położyła się na mnie i tak zasnąłem.
***
Następnego dnia obudziły mnie krzyki dzieci. Zerwałem się na równe nogi, o mało nie wywalając się jak długi przez cholerne Słońce, które dawało mi niesamowicie po oczach. Na szczęście nikogo nie było nawet blondynki z wczoraj. To dobrze jestem już trzeźwy i było by głupio gdybym powiedział jej, że ma spierdalać. Widocznie tak jak ja potrzebowała odskoczni. Szybko się ubrałem nim ktoś natknął by się na mnie nagiego i wróciłem do pokoju. W myślach wyklinałem jednak trochę na siebie. W pokoju ogarnąłem ten burdel, który zrobiłem w nocy i z ogromnym kacem, który dopiero poczułem ruszyłem pod prysznic. Zimna woda lała się już po moich zjaranych plecach a ja zagłębiłem się w myślach.
Jak ja mam o niej kurwa zapomnieć. Odjebałem w nocy jak chuj ale cholernie mi zaczęło na niej zależeć mimo wszystko. Pokręciłem głową na boki zaciskając usta i wyszedłem spod prysznica, ogoliłem się jeszcze i zszedłem na dół na śniadanie. W restauracji hotelowej widziałem w rogu Nicol ale nie miałem zamiaru do niej podchodzić. Po co psuć sobie początek dnia. Usiadłem wygodnie na pierwszym lepszym miejscu i po dwudziestu minutach pałaszowałam naleśniki z syropem klonowym. Wróciłem do pokoju nie wiedząc co ze sobą zrobić położyłem się wygodnie na łóżku. Gdy już rozłożyłem się wygodnie, mój telefon rozdzwonił się. Spojrzałem na wyświetlacz z nadzieją, że dzwoni Lola ale szybko ona zgasłą, gdy na ekranie pojawiła się moja sekretarka. Albo raczej jej imię i nazwisko. Mimo to niechętnie odebrałem.
-Dzień dobry Panie Harrison. - Przywitała się formalnie. - Przepraszam, że przerywam panu wypoczynek. Była u mnie pewna kobieta przedstawiła się jako Lola, przekazała mi wczoraj klucze dla Pana.
- Dziękuję za informację. - Odpowiedziałem zaciskając zęby. - Miłego dnia. - Rozłączyłem się.
Tak być kurwa nie będzie. Wstałem na równe nogi. Przez telefon zabukowałem sobie bilet na najszybszy lot do domu. Wszystkie porozrzucane rzeczy z łóżka i podłogi spakowałem byle jak do walizki i czym prędzej pobiegłem do recepcji. Powiadomiłem zdziwioną recepcjonistkę o moim wcześniejszym wylocie i kazałem zamówić taksówkę, którą dojadę na lotnisko. Napisałam jeszcze szybko wiadomość dla Nicol, że wracam i kazałem ją przekazać jak najszybciej. Kwadrans później wraz z taksówkarzem pakowałem walizkę do bagażnika i ruszyłem na lotnisko. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Po odprawie, która trwała chyba kurwa wieczność usiadłem wygodnie w fotelu. Stewardesa powiadomiła nas o podstawowych zasadach lotu ale się wyłączyłem.
Już za parę godzin będę na miejscu. Będzie się kurwa działo.
Po bezproblemowym locie ruszyłem po odbiór walizki a następnie na postój taksówkarski. Taksówką dojechałem do swojego apartamentu. Wszedłem do swojego apartamentu witając po drodze panią Susan. Podałem jej walizkę, po którą wyciągała dłoń. Poszedłem się szybko przebrać i ruszyłem do garażu podziemnego. Chwilę wybierałem samochód aż w końcu złapałem za kluczę do czarnej Audi i ruszyłem w stronę firmy przez cholerne zakorkowane ulice. Po trzydziestu minutach zaparkowałem na parkingu przed moją firmą i szybko wyszedłem z samochodu. Prawie biegłem udałem się do recepcji.
- Witam. - Przywitałem się z sekretarką.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała mi wstając. Niezauważalnie poprawiła swoją ołówkową spódnice. - Proszę tutaj jest dla pana poczta. - Podała mi spięte czerwoną recepturką koperty.
- A klucze pozostawione przez Lolę? - Zapytałem.
- A tak proszę. - Podała mi pęk kluczy. - Kobieta nie przekazała nic oprócz nich i listu, który znajdzie pan przy innych.
- Listu? Nic mi nie wiadomo o liście. - Spojrzałem na nią spod byka.
- Przekazuję tylko informacje od mojej zmienniczki proszę pana. - Odpowiedziała zdezorientowana kobieta.
- Dziękuje. - Odpowiedziałem obdarzając ją jeszcze szybkim spojrzeniem i ruszyłem do swojego gabinetu. Tam rzuciłem się na krzesło przy biurku i zacząłem szukać listu od niej. Był podpisany tylko moim imieniem. Szybko rozerwałem kopertę i wziąłem list.
"Drogi Evanie,
Naprawdę bardzo Ci dziękuje za to wszystko co dla mnie zrobiłeś. Mówiłam już od samego początku, że zostanę u ciebie tak długo aż znajdę coś własnego. Akurat tak się złożyło, że mój tata przyleciał do Nowego Jorku już na stałe więc planuje zamieszkać z nim. Okazał się takim jakby zbawieniem dla mnie. Pieniądze na wspomnienie, których się wtedy na mnie zezłościłeś tak czy inaczej oddam ci w najbliższym czasie.
Powodzenia z Nicol i dużo sukcesów. Żegnaj."
Zacisnąłem zęby zrezygnowany. Znowu e cholerne pieniądze. Ona naprawdę nie chce mieć ze mną już żadnego kontaktu. Oparłem się wygodnie na fotelu i odwróciłem w stronę okna. Chuj by to wszystko strzelił. Popatrzyłem po dachach budynków za szkłem. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę. - Odpowiedziałem i odwróciłem się w stronę jak się okazało mojej asystentki.
- Panie Harrison. - Kiwnęła głową wchodząc w głąb. - Na linii czeka pańska matka.
- Oczywiście. - Przewróciłem oczami. - Dziękuje możesz odejść. - Powiedziałem podnosząc słuchawkę. Kobieta skinęła i wyszła.
Wziąłem głęboki oddech przymykając przy tym znów oczy i niechętnie odebrałem.
- Witaj mamo, czy coś się stało?
- Witaj Evanie, oczywiście, że nie. Mam prośbę dziś masz odwołać wszystkie plany na wieczór i zjawić się w LA Ristorante. Chciałabym się wreszcie zobaczyć z moim synem.
- Dobrze matko, o której mam być na miejscu?
- O dwudziestej. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Tak wyglądały rozmowy z moją matką. Krótko zwięźle i na temat. Nie bez powodu lepszy kontakt miałem z dziadkami. Do których w sumie mógłbym jutro podjechać. Zostałem w biurze do szóstej by nadrobić wszystkie zaległości a następnie wyszedłem i wróciłem do domu by przygotować się do kolacji z rodzicami.
W restauracji wybranej przez moją matkę byłem chwilę przed czasem. Kelner zaprowadził mnie do stolika przy, którym siedzieli moi rodzice. James i Grace Harrison. Wyglądali pięknie i nienagannie zresztą jak zawsze. Matka ubrana w czerwoną sukienkę z długimi rękawami zaś ojciec w czarny garnitur z czerwoną muszką, aby zapewne pasować do kobiety. Ciekawe po co całe to spotkanie. Usiadłem na wprost wcześniej witając mamę buziakiem w policzek a ojca podaniem ręki. Pierwszy zabrał oczywiście głos ojciec. Cud rodzina.
- Evanie, jak tam mają się sprawy w firmie? - Zapytał podnosząc kieliszek z czerwonym winem.
- Wszystko jest w należytym porządku nie musisz się martwić. - Ułożyłem sobie chustkę na kolanach.
- Synku, ostatnio jak przejeżdżałam obok twojego mieszkania widziałam młodą kobietę wychodzącą z tobą. Kim ona jest? - Zapytała bezpośrednio mama. Nie był by sobą gdyby nie zapytała.
- To była moja znajoma. - Odparłem zmieszany. Spojrzeli dyskretnie po sobie.
- A gdzież to podziewa się Nicol. - Zapytała nieznacznie się krzywiąc. Nigdy za nią nie przepadała. Blondynka nigdy nie powiedziała mi tego w prost, ale wydaje mi się, że moja matka także nie przypadła jej do gustu.
- Zerwaliśmy zaręczyny wczoraj na małych wakacjach. Można powiedzieć tak jakby za porozumieniem stron. - Westchnąłem głośno.
- Nicol od zawsze wydawała mi się nie odpowiednią kobietą dla Ciebie, synu. To, że zajmuje się firmą podobną predyspozycjami do twojej i ma jakiś status społeczny, nie oznacza, że pasuje do Ciebie i twojego życia. - Brawo mamo mojego życia. Przytaknąłem głową nie chcąc kontynuować tej bezsensownej wymiany zdań o naszym nieaktualnym związku.
- A co z tą młodą kobietą, którą widziałam? - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Mimo to niechętnie wytłumaczyłem im prawie wszystko od początku do teraz. A w między czasie kelner zebrał od nas zamówienia.
- Z tego co zrozumiałam ona chodzi dopiero na studia. Prawda? Między wami jest jakieś osiem lat różnicy. Nie wiem czy to ma jakikolwiek sens kochanie. - Jak zawsze moje matka musi się wtrącić w moje życie.
- Zobaczymy jak dalej postąpi odnośnie tej sprawy. Daj mu spokój Grace. - W mojej obronie stanął mój ojciec za co byłem mu wdzięczny.
Przetrwaliśmy kolacje w miarę przyjemnej atmosferze. Po godzinie podziękowałem im za spędzony czas i wróciłem do domu. Nadal nie chciałem stracić Loli więc wchodząc do gabinetu w apartamencie zadzwoniłem do mojego kolegi Dave'a i poprosiłem go o spotkanie. Powiedział, że jest nie daleko więc może podjechać na co przytaknąłem. Mężczyzna pracuje w prywatnej agencji detektywistycznej. Był doskonały w tropieniu ludzi. Po niecałym kwadransie przybył już a ja przekazałem mu wcześniej przygotowaną dla niego teczkę ze zdjęciem i wszystkim co wiedziałem o Loli. Mężczyzna obiecał mi jak najszybciej się czegoś dowiedzieć. Odprowadziłem go do windy dziękując za pomoc. Wróciłem do swojej sypialni i zabierając ubiór na przebranie ruszyłem do mojej łazienki umyć siebie i zęby. Po wykonanych czynnościach przebrałem się wrzucając poprzednie ubrania do kosza na pranie i położyłem się pod mięciutką kołdrą w łóżku. Dłuższą chwilę kręciłem się z boku na bok przez zmianę strefy czasowej aż w końcu ułożyłem się w dogodnej pozycji. Zasypiałem z jedną myślą w głowie.
Nie odpuszczę sobie tak łatwo Loli. Nie mogę pozwolić jej odejść ode mnie na zawsze.
Rano po przebudzeniu postanowiłem jechać do dziadków. Po porannej toalecie i pysznym śniadaniu od Suzan. Ubrałem na spokojnie buty a w locie złapałem kluczyki do Jaguara i skierowałem się do wyjścia z apartamentu. Aby nie przyjść z pustymi rękoma, po drodze wstąpiłem do cukierni po jakieś dobre ciasto oraz do kwiaciarni po ogromny bukiet narcyzów dla babci, były to jej ulubione kwiaty. Zaparkowałem obok bramy wjazdowej a po przejściu przez kamienną ścieżkę zapukałem do drzwi, otworzył mi uśmiechnięty od ucha do ucha dziadek. W salonie przywitała mnie również babcia, która od razu rzuciła mi się na szyję. Poprosiła mnie żebym poszedł do kuchni, aby zaparzyć nam herbatę na co od razu się zgodziłem. Po przygotowaniu jej, rozgościłem się w salonie i rozpocząłem rozmowę z dziadkami.
- Dziadku, jak ty dobrze wyglądasz. Ty babciu jeszcze lepiej. - Kochałem moich dziadków najbardziej na świecie. Gdyby nie oni byłbym takim chujem jak ojciec.
- Mark dwa tygodnie był w sanatorium. - Powiedziała moja babcia, Caroline.
- To jak sobie radziłaś w tym czasie babciu? - Zapytałem zaciekawiony.
- Zatrudniłam gosposię, pracuje u mnie do teraz i bardzo sprawdza się w tym zadaniu.
- Sprawdziliście ją? - Dziadkowie a zwłaszcza babcia nadmiernie ufa ludziom. - Nie jest złodziejką czy krętaczką? Mogliście do mnie zadzwonić pomógłbym wam znaleźć kogoś odpowiedniego.
- Sądzisz, że da się mnie oszukać? - Uśmiechnęła się babcia. - Jestem stara ale jara wnuczku.
- Oczywiście babciu.
Zakończyliśmy ten temat, bo widziałem po dziadku, że lepiej go nie kontynuować. i rozmawialiśmy o moim nowym projekcie w pracy, na który pomysł podsunął mi właśnie dziadek. Rozmowa kleiła nam się w przyjaznej atmosferze i pomimo tego, że babcia nic nie rozumiała najwięcej się udzielała. Przerwało nam dopiero dzwonienie do drzwi. Babcia z radością oznajmiła, że to ona otworzy widocznie miała już dość mnie i dziadka. Nie przejmowałem się za bardzo nowym gościem dziadków dopóki mój wzrok samoistnie nie skierowała się w stronę drzwi. Nie patrzyła na mnie, nawet mnie nie dostrzegła ale ja zobaczyłem uśmiechającą się od ucha do ucha osobę, której obecności tak bardzo potrzebowałem. Wstałem z kanapy i podszedłem do niej.
- Lola?
*****
Po długiej nieobecności wracam i mam zamiar nadal konturować Gosposię.
Rozdział raczej nudny ale w następnym będzie się działo obiecuję <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top