8. Tajemnica 18+

Była 23:57. "Wszyscy" śpią oprócz Torda, który co chwilę przewraca się z jednej strony na drugą.

- Dlaczego ja nie mogę zasnąć!? - szeptał do siebie Tord. - Dalczego ja a nie ktoś inny!? Może to przez światło księżyca? - Po tych słowach Tord wstał i zasunął roletę na oknie. Położył się spowrotem do łóżka i spojrzał w stronę zegarka wiszącego na ścianie.
- Północ wybiła...
Niżej były widoczne dwa, świecące lekkim fioletowym światłem punkty.
- Eh, pewnie znowu zapomniałem wyłączyć laptopa.

Tord wstał, podszedł do biurka i miał zamiar sięgnąć po laptopa i tu nagle punkciki mrugnęły. Czerwonobluzy wystraszył się.

- K-kto t-ttam j-jest? - Zapytał, jednak odpowiedział mu cisza. Tord schował sie pod kołdrę wystawiając tylko oczy i nos. Dalej spoglądał w fioletowe punkty. Nagle z rogu pokoju coś wyszło. Był to niewielki, czworonóżny potworek z rogami i pazurami o miękkim, brązowofioletowym futerku. Na widok Torda potwór schował ostre pazury, pochylił głowę i przyglądał się szarookiemu, jakby skąś go znał. Widać było, że nie chce zrobić mu krzywdy. Jego wcześniej szpiczaste uszy, teraz są oklapnięte a ogon podkulony. Dalej przestraszony Tord wyszedł już spod kołdry i wyciągnął rękę w stronę potwora. "Pożre ręke albo nie pożre..." - myślał Tord. Ku jego zaskoczeniu potworek otarł sie o jego rękę, jak zadomowiony kot. Szarooki nie wiedział co się dzieje. Usiadł na łóżku, a stwór położył głowę na jego kolanach.

- Jakiś ty mięciutki... - Szeptał Tord - kim ty właściwie jesteś i skąd mnie znasz?

Na pytanie Torda stworek odpowiedział cichym mruczeniem i merdaniem puszystego ogona. Czerwonobluzy nie mógł przestać głaskać "przybysza". Po jakimś czasie potwór gwałtownie odsunął się od Torda. Zaczął się trzęść i zmniejszać. Szarooki odsunął się w róg pokoju. Znowu nie wiedział co się dzieje. Stworek był już wielkości człowieka i w błysku fioletowego światła przeobraził się w Toma. Tordowi szczęka opadła. Teoretycznie z dwóch powodów. Pierwszy: Że Tom był potworem, drugi: po transformacji był nagi ( ͡° ͜ʖ ͡°).

- Tom? To ty? - Spytał
- Aaa! Nie patrz się na mnie! - Mówił z podniesionym głosem Tom. - Jestem goły!
- I wesoły. - odparł z uśmieszkiem Tord. - Dlaczego nie powiedziałeś, że jesteś potworem?
- Kurwa cicho siedź! To teraz NASZA tajemnica. Nikt inny się mie może dowiedzieć!
- Dobra, dobra. Opowiedz prosze jak to się stało, ok?
- Nie no nie wiem... Zastanawiam się...
- To może rano? - Spytał Tord
- Dobr...
- A teraz korzystajmy ( ͡° ͜ʖ ͡°). - Po tych słowach Tord rzucił się na Toma, nie zważając na jego zaprzeczenia.
- N-ni-ee, j-ja nni-e -c-chcę - Cicho pojękiwał Tom, jednak ucichł, gdy Tord oddał pocałunek i również przyłączył się.

To był najdłuższy jak do tąd pocałunek. Był pełen miłości i ciepła prosto z serca. Zakończył się również wieloma "malinkami" na szyjach obu chłopaków. Po tej wspaniałej chwili nastąpiła jeszcze bardziej wspaniała. Tord rzucił Toma na swoje łóżko, a potem sam na nie wszedł. Ściągnął swoją piżamę i wszedł w Toma, kręcąc swoim "dzielnym górnikiem". Towarzyszyły temu głośniejsze od poprzednich jęki, jednak nikt nie stawiał oporu. Oboje wiedzieli już kim są.

Po tym pierwszym i gorącym wycynie, oboje zasnęli wtuleni w siebie.

(Time Skip)

Rano pierwszy obudził się Edd. W drodze do łazienki ujrzał, przez lekko uchylone drzwi do pokoju Torda, ich dwóch śpiacych ze sobą. Nie chciał ich budzić, lecz wychodząc z pokoju zaśmiał się przeraźliwie, zaierając przy tym ręce, niczym czarny typ z jakiegoś horroru.

Tymczasem Tord również obudził się. Spojrzał na śpiącego Toma, leżącego obok niego i usmiechnął się. Był zadowolony z siebie, mając na myśli ich nocny wyczyn. Wstał po cichu z łóżka, gdyż nie chciał obudzić swojego towarzysza, jednak on obudził się, podczas gdy Tord usiłował wyjść z pokoju i półtrzeźwo przez sen rzekł:

- Dokomt... Sue wybras Tort?...
- Ja? Idę tylko do toalety.
- Dobsz... Obuc mne na snadaniee...
- Dobra, dobra, obudzę.

W łazince Tord zauważył "malinki" na swojej szyji. Pamiętał o wspaniałej nocy, lecz nie chciał, aby Edd, co gorsza Matt dowiedzieli się o tym. Umył twarz, wysikał się i posedł szybkim krokiem do swojego pokoju ubrać się. Musiał czyms przykryć malinki. Wyciągnął z szafy swoją starą, czerwoną oczywiście bluzę z dużym kapturem, który otulił wokół szyji i zszedł na dół.

˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜
Sorka, że tak długo nie było rozdziału, ale no po prostu wena mi nie dopisuje i tyle. Dzisiaj z rana udało mi sie znaleźć jej odrobinę na dnie głowy, więc macie nowy rozdział :D . Chociaż nie wiem, czy kontynułować tą książkę, bo mało osób ją czyta :/ . Coż... Po prostu będę czekać na nagły skok czytelników. Tyle ode mnie, baj!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top