25. Wojna... Czy to już koniec?
*Tord*
Kolejny dzień mija w bazie na przeglądaniu papierów... Nudzi mi się. Dzwoniłem, a raczej próbowam sie dodzwonić do Toma, jednak on nie odbiera... Smutno mi. Czyżby on zapomniał już o mnie?
Nagle do biura wbiegł zdyszany Paul.
- Lead... Tord! To już czas! Atakują! - Ledwie wysapał.
- O nie... Wojsko gotowe? - Byłem podenerwowany. Z dworu dochodziły dźwięki pojedyńczych strzałów.
- Tak, wojsko gotowe, czekamy na twój rozkaz.
Wreszcie nadeszła ta chwila. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale czym prędzej podbiegłem do biurka i uruchomiłem mikrofon i wydałem rozkaz:
- Red Army szykuje sie do ataku! Powtarzam, Red Army szykuje się do ataku! To nie ćwiczenia! Wróg już nie daleko!
Po komunikacie ruszyłem do mojej garderoby i ubrałem mój mundur.
*Tejm szkip*
Wojna. Bitwa. Trwa już. Dwa wojska walczą o dowództwo nad światem. Wród wysłał swoje jednostki, jednak on sam został w kryjówce.
Wyszedłem z bazy na dokładniejsze rozpoznanie. Nagle usłyszałem "Na ziemię!". To znaczyło tylko jedno. Trzeba padnąć.
Usłyszałem huk. Pocisk uderzył w bazę. Padłem na ziemię. Myślałem, że będę bezpieczny, jednak myliłem się. Gruzy spadły wprost na mnie. Film mi się urwał...
*Time skip*
Obudziłem się w szpitalu w bazie. Nie czułem ręki. Spojrzam w jej stronę... Zamurowało mnie. JA KURWA NIE MAM RĘKI! Ja tak nie chce żyć! Widziam też na jedno oko.
Zacząłem rozglądać się po sali. W lustrze chirurgicznym dostrzegłem że na połowie twarzy mam bandarz.
Leżałem tak chwilę. Zastanawiałem się czy opłaca się dalej żyć...
Po jakichś dziesięciu minutach do sali wszedł Paul.
- I jak, Leadreze? - spytał z pokorą i współczuciem
- Dobrze... - odpowiedziałem ponuro
- Coś cię ugryzło?
- No tak jakby... Nie mam ręki... - Rozpłakałem się.
- Nie płacz, to nie czas na to! Gdyby nie nasi lekarze, nie żył byś już. Ręke będziesz mieć mechaniczną, a i jeszcze jedno...
- No co? - serce zaczęło mi mocniej bić. W sumie ręka mechaniczna to nie tak źle, bo jest na pewno silniejsza od zwykłej, ale co Paul miał mi jeszcze do powiedzienia?
- No bo tak jakby masz w sobie komputer...
- Jak to?! - zacząłem się pocić i trząść z przerażenia.
- No bo te gruzy... Spadły na twoją głowę i zniszczyły twój mózg... Na szczęście wspomnienia i wszystko udało się uratować i przegrać do elektronicznej wersji mózgu...
- CO!? - Jestem zaskoczony, nawet nie czuję, że mam sztuczny mózg... Przynajmniej najważniejsze jest to, że mam wszystkie wspomnienia... - A jak wojsko?
- Na razie odparliśmy atak, jednak wiemy, że to nie wszystko... Wróg nie odpuści...
- Rozumiem...
**************************************
No, więc macie po dłuższej chwili róeno 400 słówny rozdział :3 Możliwe że niedługo pojawi się jeszcze kolejny. ^,^
Na razie trzymajcie się~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top