22. Żegnajcie starzy przyjaciele...
*Tom*
Całą noc nie mogłem spać, z powodu tak smutnych dla mnie informacji. Płakałem - tego nie dało się ukryć. Nie chciałem, żeby wyjeżdżał...
Po około czterdziestu minutach była już godzina 4:57. Wreszcie udało mi się zasnąć. Nie pamiętam dokładnie, co mi się śniło, ale wiem, że kocham Torda. Teraz już nic nie ma dla mnie znaczenia. Chcę tylko jego i żaden KURWA EDD NIE PRZESZKODZI MI W TYM.
- Tomm, sz-szego jeszsze nje s-spisz.. - powiedział ospale
- Spałem, ale się obudziłem. Właśnie miałem iść do toalety. - Co oczywiście było kłamstwem. Musiałem się jakoś wymigać, żeby nie myślał, że będe tęsknić za nim...
- A-aha *ziewa* Gaś to s-wiato zarazs...
- Dobra, dobra...
[Time skip]
*Tord*
Była już 7 rano. Nie spałem, bo oczywiście pakowałem się. Na 09:00 miałem być gotowy, a o wpółdo mieliśmy wyjechać. Właśnie kończyłem pakować walizkę, kiedy mój jehowy stanął w drzwiach.
- Gdzie jedziesz? - Spytał
- Eh... No jak by Ci to wytłumaczyć... Mam wyjazd służbowy i po prostu muszę jechać.
- To ty gdzieś pracujesz? - Spytał i dał mi buziaka. Był lekko uśmiechnięty, ale i jednocześnie smutny. Oczy mu się szkliły...
- No trochę pracuję. - Nie wiedziałem co mówię. Nie mogłem przestać patrzyć na jego czarne oczy.
- Jak to trochę?
- Ojj, no, trochę, że w sensie, że kiedyś pracowałem, miałem, miałem dłuugie wolne i teraz znowu wracam. - Bo taka prawda.
- Aha, ciekawe. A wiesz może kiedy wrócisz? Będzie mi cię brak...
- Niestety nie wiem... - Moje oczy dołączyły szkleniem sie do jego. Teraz oboje płakaliśmy.
Oboje też wiedzieliśmy, że mus to mus. Przytuliliśmy się do siebie jak na razie ostatni raz, po czym zszedłem na dół na śniadanie.
*Tom*
Dlaczego on wyjeżdża! Gadając z nim, próbowałem wyciągnąć jak najwięcej cennych informacji, ale nic z tego. Niczego nie chciał wyśpiewać. Rzuciłem się na łózko i zacząłem jeszcze bardziej płakać. Wszystko wokół było mokre. Nie chciałem, żeby tak było...
[Time skip]
*Tord*
Jest już za pięć dziewiąta. Paul i Pat już czekają w samochodzie pod domem. Ja sprawdzam już ostatnie rzeczy, tak dla pewności, że wszystko zabrałem. W końcu nadeszła ta chwila rozstania. Cała trójka moich współlokatorów stała przedemną i wpatrywała się we mnie. Widać było, że Tom tłumi łzy, ale nie udawało mu soe to zbytnio. Wybiła 09:00.
- Na mnie już czas...
- Wiemy... - Odparł Edd
- Więc... No... - Kurwa, głupio mi, bo nie wiem co powiedzieć - Noo... To... Żegnajcie! Żegnajcie starzy przyjaciele!
- Żegnaj Tord. - odpowiedział za wszystkich Edd.
Skierowałem się w stronę samochodu i czym prędzej wrzuciłem do niego walizkę i wsziadłem. W środku czekały znane mi osóbki.
- To kiedy jedziemy? - grzecznie spytałem
- Jeszcze kończę nastawiać nawigację... I zaraz... No! Gotowe! Jedziemy? - Spytał Pat Paula.
- Jedziemy. - Ten mu odpowiedział.
I ruszyliśmy. Ruszyliśmy na wojnę, w strachu i nie wiedząc, czy zginiemy, czy przeżyjemy...
********************************
Eh... no... Znowu krótki rozdzialik, ale lepsze to, niż nic. Nie gniewajcie się, ale znowu to piszę nad ranem (jak to kończę jest 03:35) i jestem zmęczony.
Więc wybaczcie i cześć!
Tak w ogóle, to coraz więcej osóbek odwiedza mój profil, za co wam bardzo dziękuję! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top