21. Że jaki wyjazd?!

*Tom*

Po drugiej butelce Smirnoffa kręciło mi się już w głowie. Deszcz ciągle padał, a ja byłem cały mokry. Po około piętnastu minutach dotarłem pod dom. Nie chciałem wchodzić głównym weiściem, aby nie wzbudzać podejrzeń. Postanowiłem, że wejdę, tak jak zszedłem - po rynnie obok okna mojego pokoju. Metalowa rura była śliska od wody, ale budując ten dom, jakiś dobry człowiek co równy odstęp poprzykręcał tą rynnę do ściany długimi śrubami, co tworzyło swoistą w swym rodzaju "drabinę". Zacząłem się wspinać niczym doświadczony alpinista. Po chwili byłem na górze. Odsunąłem wcześniej uchylone okno i Voile'a! (czyt. Włala!) Byłem w pokoju! Od razu położyłem się spać, nie zważając na mokre ubrania. Nie chciało mi się nic robić, tylko marzyłem o jednym: Aby pójść spać. Chuj z tym, jeśli się przeziębię. Najpierw muszę się porządnie wyspać. Właśnie miałem zasnąć, aż tu nagle słyszę dzwonek telefonu Torda. Nie wiem co mnie naszło, ale postanowiłem go podsłuchać. Wszedłem do jego myśli i zacząłem słuchanie.

******
*Tord*

*Dzwoni telefon*

Cholera! Kto to o tej porze dzwoni? Kurwa, oby nie Paul! Cholera! To on! Za wcześnie! Nie jestem jeszcze gotowy...

- Halo? Paul?
= A no witaj Tord! Jak się miewasz?
- Nie dało się do cholery jasnej później zadzwonić?!
= Może...
- Oj weż mnie nie wkurwiaj. Gadaj szybko czego chcesz.
= To już czas...
- KURWA, WIEDZIAŁEM!

******
- O czym on wiedział? Czy ja o czymś nie wiem?

******

- Naprawdę musimy już jechać?
= Tak, to już czas. W Norwegii na nas czekają, Read Leaderze.
- Przecież gadałem Ci, że ty i Pat jesteście zwolnieni z mówienia tak do mnie, a pozatem trudno, trzeba jechać, to trzeba.
= A no trzeba...
- Tylko wiesz co?
= No nie wiem.
- Boję się reakcji Toma. Na długo jedziemy?
= Przecież wiesz, że nie jestem w stanie stwierdzić ile to może potrwać. Jedeń dzień, albo kilka lat... Wiesz o tym, jak to jest z wojnami...
- No wiem... Niestety...

******
JAKIMI WOJNAMI JA SIĘ PYTAM!?!? Coś mi tutaj nie gra. Tord nigdy wcześniej nie jeździł na żadne wojny. Chyba, że wtedy wcześniej, co zniknął na tak długo...

******
- Dobra, słuchaj, muszę kończyć. Kiedy wyjeżdżamy?
= Za dwa dni.
- Dobra, mam czas, żeby się spakować i pożegnać. Dobranoc.
= Dobranoc.

******
*Tom*

Ale ja nie chcę, żeby Tord wyjeżdżał! Z kim ja będę się "MMMMMM...."?! I w ogóle na jaką wojnę on jedzie do Norwegii?! Boję się go zapytać, bo jeszcze zacznie podejrzewać, że go podsłuchiwałem... Kurde... Muszę się chyba z tym pogodzić...

**************************
Eh... Kiedy to piszę, jest północ. Kiedy kończę - 4 nad ranem. Mmmm.... Rozwlekło mi się trochę... W ogóle wybaczcie, że taki rozdział krótki, ale totalnie nie miałem weny i byłem w chuj zmęczony. (Nie jestem nietoperzem, nie prowadzę nocnego trybu życia XD) Pisząc następny rozdział, postaram się,aby był on dłuższy.

A narazie jeszcze dobranoc niektórym i cześć! ~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top