9. Niecodzienni przechodnie i szpitale

Jeżeli zastanawialiście się kiedyś, jakie to uczucie mieć zakładane szwy na twarzy, to oto nadchodzę jako mesjasz z odpowiedzią na nurtujące pytanie; niekoniecznie przyjemne. Czujecie obce ciało wkładane w waszą obolałą skórę, igły i dziwne druciki. Ponad tydzień temu, po czwartej nad ranem, miałam niebywałą przyjemność poznać to cudowne uczucie.

Kto by pomyślał, że da się zemdlać trzykrotnie, bez żadnej medycznej przyczyny, gdy nie zdarzyło się to wcześniej ani razu. Nieprzeniknione są ścieżki losu.
Stało się jednak, co się stało i nic nie mogę na to poradzić. Szwy nawet nie bolą, tylko okropnie irytuje mnie klej z plastra. No i sam plaster, który dumnie figuruje na połowie mojej twarzy.

Śmieszy mnie sposób, w jaki poruszam się po mieście. Moje niepospolite ubrania, skoczny chód i częste potykanie się spowodowane niepatrzeniem pod nogi i nieustannym zamyśleniem musi być ciekawe do zaobserwowania. Sama bym chętnie popatrzyła na takiego niecodziennego przechodnia, więc jestem dumna z widowiska, jakie całkiem przypadkowo robię. Ale ludzie są zbyt zajęci wyświetlaczami swoich telefonów, by coś takiego zaobserwować. Nie zwrócą uwagi na zabawnie podskakującego pieska starszej pani, poobijanego chłopca-zawadiakę pędzącego przez miasto na rowerze, dumnie eksponując wybitą dwójkę w szerokim uśmiechu czy piękną dziewczynę o złotych oczach, której kwiecista sukienka majestatycznie faluje wokół zgrabnycb nóg w rytm jej kroków. Są nazbyt zaabsorbowani swoimi nudnymi żywotami, pełnymi cyfr i wyciągów, a pozbawionymi prawdziwego piękna i wolności.
Kroczę dumnie, skupiona na tym pięknym świecie.

Czekam w przychodni chirurgicznej na zdjęcie szwów. Panie za mną zapisane były na ósmą, a zbliża się już jedenasta, więc nie wydaje mi się, żebym miała stąd prędko wyjść. A szkoda wielka, irytuje mnie już ich psioczenie na niekompetencję lekarza, którego, swoją drogą, całkiem lubię. Dodatkowo specjalnie głośno wypowiadają się o osobach, które przychodzą bez numerków, mając na myśli mnie. A przecież grzecznie czekam na swoją kolej, nikomu swą osobą nie przeszkadzając. Och, czemu niektórzy ludzie egzystują tylko i wyłącznie w celu uprzykrzania żywotów innych? Chyba zawsze będzie mnie ten fakt zadziwiał.

Obecnie znowu siedzę w szpitalu. Tym razem wszyscy są mili, ale zdaje mi się, że to miejsce ma magiczną umiejętność pożerania czasu. Na zdejmowanie szwów czekałam prawie pięć godzin! Po takim imponującym czasie zaczęłam rozumieć narzekające panie. Musicie przyznać, że to już lekka przesada, zważając zwłaszcza na to, że wszystko zrobiła pielęgniarka, a lekarz jedynie rzucił okiem i zalecił założenie medycznych pasków-plasterków, które dodatkowo zabezpieczą ranę. Tym razem jestem tu dopiero półtorej godziny, miałam już kilka badań i założono mi upierdliwą maszynkę badającą pracę serca. Irytująca jest niezmiernie, już zastanawiam się jakim cudem dzisiaj zasnę.
A propos nocy, nie wiadomo, czy nie spędzę jej właśnie w szpitalu. Nie uśmiecha mi się ta perspektywa, chociaż nie jest tu wcale jakoś okropnie. Jednak chciałabym już wrócić do szkoły, mam pełno zaległości i nie chcę ich jeszcze powielić. Dodatkowo praktycznie wszyscy tutaj obecni chorzy są na grypę i już niemal czuję, jak zwyrodniałe bakterie i wirusy powoli zwalczają mój system odpornościowy.
Powietrze pachnie chlorem, słońce przedostaje się przez delikatne firanki, a na korytarzu wciaż rozchodzi się tupot małych stópek i dziecięcy śmiech. Z pewnością nie jest to miejsce najgorsze, nawet podoba mi się panujący tu klimat. Jednak nie jestem pewna, czy byłabym w stanie tutaj zasnąć, otoczona przez ten dość przyjemny, ale wieczny, chaos.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top