7. Potas
W życiu każdego człowieka, lub innej istoty zdolnej do kreatywnego myślenia, przychodzi moment, gdy miarka się przebiera. Pod wpływem złożonych, z reguły nieprzyjemnych wydarzeń postanawiamy rzucić wszystko w przysłowiowe pizdu i egzystować jako typowy lekkoduch. To naturalna kolej rzeczy, wszyscy się z tym borykają.
Obawiam się, iż bliska jestem do takowego wybuchu. Najchętniej zrobiłabym teraz coś najbardziej abstrakcyjnego i nieodpowiedniego, z osławionym ''fuck the system'' na ustach - no cóż, krew punkowca płynie w moich żyłach. Na szczęście, lub nieszczęście, zdrowy rozsądek ostatkami sił trzyma mnie jeszcze w ryzach. Jednak granica jest cienka i bardzo wyraźnie to odczuwam.
Czasem jestem dogłębnie zawiedziona swoim zachowaniem. Czuję się, jakbym w ogóle nie miała wpływu na niektóre moje reakcje. Staram się być osobą, z którą sama chętnie zamieniłabym słowo, jednak wciąż mijam się z celem. Nie wiem już, co oznacza bycie sobą, i o którą wersję mnie chodzi. Bo przecież wszyscy jesteśmy płynni. Jednak ja przypominam ciecz nienewtonowską - nie zachowuję się jak typowy płyn i nie mam stałych właściwości.
Uwielbiam chemiczno-fizyczne porównania. Na przykład, identyfikuję się z potasem. Tak samo jak ten przeuroczy pierwiastek zachodzę w reakcję ze wszystkim, i to w niektórych przypadkach może być dosyć wybuchowe. Dodatkowo potrafię być nieco toksyczna. Ludzie, którzy są zawsze ''ponad to'' przypominają gazy lub metale szlachetne - czują się ważniejsi i nie tracą czasu na interakcję z byle kim.
Rtęć jest jak człowiek wybitnie fałszywy i trudny w obejściu, nikt nie chce mieć z nim bezpośredniego kontaktu, by nie ryzykować oparzeniem. Ponadto pierwiastki ''dogadują'' się z jednymi, a z innymi niezupełnie; dokładnie jak my.
Siedzę samotnie w bibliotece podczas swojego okienka. Powieki same mi się zamykają, zdradzając przejmujące zmęczenie. Jednak nie ma tu nikogo, kto byłby w stanie to zaobserwować. Za godzinę będę już w drodze do domu, gdzie ponownie spędzę czas we własnym towarzystwie. Gdy nie ma obok nas innych ludzi, możemy wreszcie posłuchać własnych myśli.
Podpieram głowę dłonią, a mój wzrok wędruje po półkach z książkami. Tyle jest tu utajnionej wiedzy, tyle emocji i przeżyć zamkniętych w słowach, skromnie poukładanych na kartkach niezliczonych powieści. Większość moich rówieśników nie zwraca na nie uwagi. Traktuje książki jako natrętny obowiązek, a nie największy dar, jakim są w rzeczywistości. Od zawsze je kochałam, moja matka zaszczepiła mi tą miłość we wczesnym dzieciństwie. Do tej pory uwielbiam odkrywać ich nowe światy i historie, klimaty i style.
Dorastając tracimy wielką część siebie; kreatywność, zapał, ciekawość świata, a czasem rozum czy zdrowy rozsądek. Tylko niektórym udaje się je zatrzymać na ten dziwaczny czas pomiędzy dzieciństwem a dorosłością. Zazwyczaj rozważność wraca wraz z wiekiem, jednak niektórzy zostają pozbawieni jej na zawsze.
Bałam i wciąż boję się wchodzenia w dorosłość. Nie przerażają mnie rachunki, praca i obowiązki, a nagłe zderzenie się z szarą rzeczywistością. Gdzie króluje zysk i bogactwo, a sprawiedliwość i życzliwość mieszane są z błotem. Oczywiście i tam nie wszystko jest złe i czarnobiałe, i zdaję sobie z tego sprawę. Jednak strach wciąż pozostaje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top