4. Gorzka nostalgia
Po naszym występie szanowna pani dyrektor, bez wcześniejszego uprzedzenia, zdeklarowała publicznie pod napływem chwili, iż spektakl zostanie powtórzony w piątek o godzinie siedemnastej. No cóż, poczuliśmy się oczywiście zaszczyceni, aczkolwiek nieco zdruzgotani perspektywą, iż piątkowe popołudnie zleci nam na siedzeniu w szkole.
Jeśli o mnie chodzi - jestem zachwycona! Przywiązałam się już do nich i cieszę się, że będę mogła spędzić w tym cudownym towarzystwie jeszcze kilka chwil.
Dowiedziałam się dziś, że jasełka, na których jestem konferansjerem, obstawione będą wyłącznie przez naszą klasę. Oburzyłam się niezmiernie, powyzywałam ich pod nosem od imbecylów bez talentu, po czym przeszłam do rozpaczy. Bardzo, ale to bardzo chciałabym, aby występował tam ten owy właściciel druzgocąco wspaniałych ust. Może podpuszczę jakoś B. żeby spróbował wcisnąć mu swoją rolę? Byłoby to dosyć trudne, z racji iż ujawniać się z moim uwielbieniem narazie nie mam zamiaru, a przy tym B. natychmiastowo by się wszystkiego domyślił. Może więc potruję trochę pani Monice, jacy to chłopcy z klasy D byli fenomenalni na niepodległościowym apelu. Możliwe, iż wtedy skuszona perspektywą udanego spektaklu, postanowi wyrzec się własnej klasy?
Mam nadzieję, jestem zdecydowanie za bardzo zdeterminowana by dopiąć swego. Rzadko kiedy nasze klasy mają nawet lekcje w salach blisko siebie, wf mamy z klasą C i ostatecznie prawie w ogóle go nie widuję! Jedynym ratunkiem były te próby. No, i konkursy z angielskiego.
Przyznać muszę, iż przeraża mnie już z lekka moje zaangażowanie w sprawę. Mnie rzadko kiedy coś w ogóle obchodzi, a co dopiero żebym interweniowała. I to jeszcze osobiście!
Już za godzinę będę musiała lecieć do szkoły. Pi po mnie zajdzie, więc nie muszę zbytnio panikować i plątać się po domu nie wiedząc kiedy wyjść. Gdy powiedziałam o powtórce rodzicom, od razu zadeklarowali, iż się pojawią. Nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony łatwiej mi wyjść na scenę, jeżeli wiem, że nikogo na widowni w zasadzie nie obchodzę. Z drugiej za to, jeśli się nie pojawią poczuję się nieco osamotniona. Brzmię niczym rozpuszczony bahor, ale nie bójcie się, tak nie jest. Mogłabym się nazwać praktycznie-niezależną. Jednak fakt, rodziciele są mi bardzo oddani, z wzajemnością, jest przyjemny.
Z pewnością jak tylko wrócę, zrelacjonuję wam to wiekopomne wydarzenie jeszcze w tym rozdziale. Serce nieco mi przyspiesza na samą o tym myśl, jednak jest to tupot raczej radosny. Podniecenia, ekscytacji. Ale kryje się w nim nuta smutku.
W końcu spotykamy się już ostatni raz.
Wróciłam. I nic się nie działo. Było tak nudno i do przewidzenia, jak obawiałam się, że będzie. Rozumiem oczywiście, że nie możemy od życia oczekiwać nie wiadomo jakich przygód każdego dnia, ale szczerze mnie już to wszystko męczy. Nie dzieje się nic niespodziewanego! Może powinnam się cieszyć, doceniać ten spokój. Bo przecież ci, których spotkała wielka tragedia pragną jedynie właśnie tego porządku i ładu. Więc to nieco egoistyczne z mojej strony. Ale każdy z nas jest egoistą, niezaprzeczalnie. Chyba nawet już o tym wspominałam, wybaczcie mi z góry, jeśli będę się powtarzała.
Ale wracając do tematu; wybaczcie mi także, jeśli jestem dziś jakaś smętna i niewyraźna. Ale co mam zrobić, jak przepełnia mnie melancholia i nawet nie mam ochoty próbować tego maskować?
Mój drogi nawet na mnie nie spojrzał. Było to dość łatwe do przewidzenia, kto by chciał na mnie patrzeć. Przemawia teraz przeze mnie czysta żółć i zawiść, ale trzeba to wszystko z siebie wyrzucić. Nie możemy być szczęśliwi i pogodni przez cały czas, prawda? Nasza życiowa zupa zawiera także złość, zazdrość, smutek i nienawiść. Nawet jeśli próbujemy je ukryć, one nadal gdzieś tam są. Czekają tylko na właściwy moment, by zdradziecko wypłynąć na powierzchnię. Ale wiecie co? To wcale nie jest najgorsze. Najokropniejszym koszmarem jest ta pustka, gdy wszystko wydaje się nie mieć znaczenia, a my sami bezwiednie i bez uczuć poddajemy się prądom życia. Nie mamy żadnych chęci, ambicji, marzeń. Chcemy jedynie przeżyć.
To okropne uczucie towarzyszyło mi przez naprawdę długi czas, aż wreszcie, po długich i żmudnych staraniach, udało mi się je od siebie odepchnąć. Mój wiosenny Krokus pomógł mi ostatecznie i definitywnie zakończyć ten nieprzyjemny okres. Dziękuję Ci, kwiecie o ukrytyn pięknie. Prawdopodobnie nie każdy je w Tobie odkryje, jednak ja je widzę. Każda Twoja niedoskonałość sprawia, że jesteś dla mnie ideałem. To taka moja mała deklaracja miłości, której nigdy nie przeczytasz.
Sam spektakl wyszedł nam całkiem dobrze. Jednak nie jestem z siebie zadowolona. Czegoś mi brakuje, i nie mogę zdefiniować czego. Ale to już przeszłość. Zobaczmy, co przyniesie jutro, nie oglądając się za siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top