16. Iluzje
Granica jest niebezpiecznie cienka. Jeszcze chwila, jeszcze kilka sekund, i to się w końcu stanie. Wybuchnę. Żal, który rozpiera mnie od środka, kopie, gryzie, drapie, w końcu wydostanie się na zewnątrz i zaleje wszystko co znam. I w końcu, ostatecznie, nie wytrzymam. Jednak nie jest ze mną tak dobrze. Kto by pomyślał?
Mam wielką nadzieję, iż ów, przecież w naturze sprawy nieuchronny, wybuch nastąpi w momencie choć trochę odpowiednim. Jednak wybuchy mają to do siebie, że z natury są dość niespodziewane, nieprzewidywalne, zaskakujące. A znając moje szczęście, ten konkretny wydarzy się w chwili najmniej do tego dogodnej. Niestety jest to coś, na co wpływu zbyt dużego nie mam. Prawda, mogę próbować ów wybuch zahamować, jak zwykłam to robić cały ten miesiąc. Lecz problem w tym, że już niekoniecznie potrafię. Chwilami jestem tego tak bliska, że przynosi mi to ból niemal fizyczny. Bo czara goryczy niestety dno posiada, a wygląda na to, że została już przelana.
Bo przecież to tak kusi! Powiedzieć o jedno słowo za dużo nieodpowiedniej osobie, mimo że wiem, że może to się skończyć niekoniecznie dla mnie przyjemnie. Napisać o jedno słowo za dużo osobie odpowiedniej, jednak w nieodpowiednim czasie oraz miejscu, bo ile można czekać? Tracę cierpliwość i zaczynam się rozlewać. A ja nie mogę sobie na to pozwolić, bo wiem, jak to się kończy. Stare blizny wciąż dają o sobie znać.
Potrzebuję konkretu. Punktu zaczepienia. Choć jednego malutkiego konstansu w tym morzu niepewności. Nawet jeśli wiem, że "pewne" wcale znowu takie nie jest. Ale przynajmniej daje taką iluzję. Przynajmniej wtedy wiem, na czym stoję. A to już jest coś. Całkiem duże coś.
Zostałam wypchnięta z przytulnej kryjówki i postawiona w niebezpiecznej szarej strefie. Zdecydowanie bardziej wolałabym pławić się w ciemności, w słodkiej, dobrze mi znanej ciemności. Bo na powrót do światła już straciłam wszelkie nadzieje, a ciemność jest przynajmniej pewna.
Jestem tylko iluzją. Nudną, przezroczystą iluzją. Bez smaku, jak chleb bez soli, ale z niebieskim barwinikiem. Jak prawie wszystko w około. Za mało snu, za mocna kawa, za dużo wątpliwości, za lekki makijaż, za drogie słowa, za brzydka twarz, za głęboka rana. Za za za za za za za. Łatwiej jest mi udawać, że Cię nie widzę, niż powiedzieć "cześć".
Nie pamiętam jak smakuje smutek, to tylko mój defaultowy setting.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top