5.

Zgodziła się z tym wszystkim, ponieważ uznała, że jej rozmówca nie zasługuje na komplement racjonalnego sprzeciwu.

Jane Austen „Rozważna i romantyczna"

Pomimo wczorajszych wydarzeń, Scarlett sprawiała wrażenie dość pogodnej. Z pewnością miało to związek z nieoczekiwanym powrotem Charliego i jej własnymi wyobrażeniami co do skutków tegoż powrotu. Jej spokój mąciły jednak niektóre nieprzyjemne okoliczności.

Po pierwsze oczywiście ta nieszczęsna sytuacja z Brightdale'em, a także obecność znienawidzonego Irvinga. Cóż, być może nienawiść to zbyt mocne słowo, ale nie mogła ukrywać nawet przed sobą, a tym bardziej zaprzeczać, że jego zachowanie sprzed ośmiu lat doszczętnie zachwiało jej samooceną. Takich rzeczy nie sposób łatwo wybaczyć. Zastanawiała się, czy w ogóle jest to możliwe. Nigdy nie uważała się za istotę pamiętliwą, ale widok jego twarzy mimo wszystko przywołał nieprzyjemne wspomnienia.

Haftowała przy oknie z leciutkim uśmiechem na wargach, rozpamiętując spotkanie z bratem. Znacznie prościej będzie jej pojawiać się na balach, wspierana na ramieniu Charliego. On jeden nie będzie wypominał jej wszystkich słabości, ani syczał do ucha co powinna, a czego nie powinna robić.

Humor zepsuło jej dopiero pojawienie się matki. Powolnym krokiem weszła do saloniku, obrzucając córkę niechętnym spojrzeniem. Była wysoką, szczupłą kobietą. Niegdyś musiała olśniewać urodą, ale wiecznie skwaszona mina skradła jej nieco powabu.

– Tu jesteś – powiedziała, jakby natknęła się na coś, czego pozbył się z żołądka Pan Darcy.

– Tu jestem, mamo – odezwała się Scarlett, w największym skupieniu wybierając inny kolor nici do haftu. Bella usłużnie podsuwała jej pod oczy różne propozycje.

– Nie musisz już pracować nad wyprawą ślubną – oceniła baronowa, rozsiadając się na sofie. – Na nic ci się już nie przyda.

Scarlett przewróciła oczami. Przywykła do złośliwości matki.

– Oczywiście, mamo. Mam jednak pewne przyzwyczajenia, których trudno będzie mi się pozbyć z dnia na dzień. Zanim porzucę haft, muszę znaleźć sobie jakieś zastępcze zajęcie, by nie ślęczeć bezczynnie, bo jak wiadomo damie nie wypada nie być użyteczną.

– Możesz też zniknąć mi z oczu – stwierdziła baronowa i niecierpliwym gestem przywołała Bellę. – Wezwij panią Lake – poleciła. – Potrzebuję olejku do skroni. Widok mojej córki nieodmiennie wywołuje u mnie migrenę.

Scarlett tak zawzięcie haftowała, że nawet nie zauważyła ukłucia igłą. Krew poplamiła delikatny wzór. Robótka była zniszczona, ale przynajmniej miała w co wbijać igłę.

– Widziałaś się z Charliem? – spytała matka, mrużąc oczy.

– Przelotnie. Nie chciałam wam przeszkadzać.

– I słusznie. Czyli jednak czasami potrafisz myśleć, co wysoce mnie zaskakuje.

Scarlett posłała jej fałszywy uśmiech, który baronowa odwzajemniła z równą zajadłością.

– Czy przez całe popołudnie będziesz dla mnie wstrętna? – zapytała z przekorą Scarlett.

Matka z pewnością myślała, że tym zachowaniem wciąż rani córkę. Scarlett miała już jednak spore doświadczenie, a jej skóra była gruba jak skóra słonia. Złośliwości matki od dawna przestały kłuć ją tak jak marzyła sobie baronowa.

– Niewdzięcznica – warknęła, omdlałym gestem przyjmując od właśnie przybyłej Suzanne olejek. Gęsta kropla mieszanki spłynęła na jej palce. Wtarła olejek w skronie, a pani Lake zaczęła żmudną robotę: czekała ją minimum godzina masowania głowy baronowej. – Bello, zasłoń zasłony.

Scarlett nie ukryła grymasu. W półmroku nie będzie widziała robótki. Odłożyła tamborek na otomanę i wygładziła spódnicę.

– Powinnaś się cieszyć, że wrócił Charlie – odezwała się matka.

– Cieszę się, jest najdroższy memu sercu.

Baronowa łypnęła na nią okiem.

– Szkoda tylko, że będzie miał przez ciebie ręce pełne roboty. Niestety przyprowadził ze sobą hrabiego Irvinga i nie mogłam z nim spokojnie porozmawiać o twoim losie. Jestem jednak pewna, że poprze moje zdanie i będzie naciskał na ślub z baronem Frestonem, o ile oczywiście wciąż będzie łaskaw się do ciebie zalecać.

– Obawiam się, że i ten most za sobą spaliłam. Wątpię, by wybaczył mi to porzucenie na parkiecie.

Scarlett celowo prowokowała matkę. Specjalnie przypomniała o tym uczynku, mając nadzieję, że jeszcze bardziej ją zezłości. Opuszczając barona podczas tańca sprawiła, że wszystkie oczy były skierowane na niego. Logicznym było, że musiał ją obrazić i gdyby zamiast Scarlett uczyniła to każda inna dama, okazywano by jej współczucie. Tyle, że zrobiła to Scarlett, a znaczyło to oczywiście ni mniej, ni więcej, że to ona zawiniła.

– Bezczelność – syknęła matka. – Powinnam odesłać cię na wieś do twoich przeklętych owiec!

Matka miała na myśli jedno z ekscentrycznych zainteresowań Scarlett. W wiejskiej rezydencji hodowała owce rasy Dorset Horn. Szczerze kochała te majestatyczne zwierzęta, które uwielbiała za słodkie usposobienie i dość kuriozalne w swym wyglądzie rogi.

– Rozważałem to.

Scarlett drgnęła i zacisnęła pięści na dopiero co wygładzonej spódnicy. W saloniku pojawił się ojciec. Włosy miał starannie zaczesane do tyłu, pod przekrwionymi oczami głębokie cienie. Ubrał się nienagannie w szary surdut i spodnie. W ręku trzymał zrulowaną gazetę. Podszedł do małżonki i ucałował jej wyciągniętą rękę. Scarlett stężała, gdy siadał na fotelu przy kominku. Nie spuszczał z niej badawczego spojrzenia.

– Jesteś z siebie zadowolona? – zapytał, dzwoniąc po lokaja, który znając zwyczaje barona już podążał do niego z tacą z karafką brandy. – Zraziłaś do siebie Brightdale'a i Frestona. Nie wiem od kogo będę kupował te doskonałe folbluty. Powiedz mi, jak odpracujesz setki funtów, które na ciebie wydałem? Masz jakiś pomysł?

Scarlett milczała. Co miała mu odpowiedzieć? Nie posiadała własnych pieniędzy, ani żadnych talentów za pomocą których mogłaby cokolwiek zarobić, choć damy zarabiać pod żadnym pozorem nie powinny. Chyba, że zostanie guwernantką, lub damą do towarzystwa.

– No dalej! – warknął, wyrzucając ręce w górę. Alkohol wylał się na jego spodnie. – Do diabła! Wytrzyj to Stevens!

Lokaj doskoczył do lorda z chustką i zaczął pośpiesznie osuszać pobrudzone bryczesy.

– Spodnie też ci doliczę. – Wskazał palcem Scarlett i nieoczekiwanie rzucił w nią zrulowaną gazetą. Nie zdążyła się uchylić i ostry kant uderzył ją pechowo w policzek i prosto w rankę w kąciku ust. Poczuła smak krwi i otarła usta palcem.

– William – szepnęła baronowa, patrząc na córkę. – Nie warto tracić na nią sił.

Jednak coś w jej spłoszonym spojrzeniu kazało sądzić Scarlett, że matka w ten sposób stanęła w jej obronie. Scarlett wytrzeszczyła oczy, zastanawiając się, co skłoniło matkę do takiego aktu. Bella delikatnie ścisnęła jej dłoń.

– Porozmawiam jeszcze z Charliem – podjął baron – zanim podejmę ostateczną decyzję. Może jakimś szczęśliwym trafem znalazł rozwiązanie. Jeśli jednak będziemy zmuszeni odesłać ciebie i to przeklęte obrzydłe kalectwo na wieś, sprzedasz swoje cuchnące owce na rzeź i w ten sposób mnie spłacisz.

Scarlett za nic w świecie nie odda swoich ukochanym owieczek. Wolałabym już zarobić własnym ciałem, niż skazać na śmierć te łagodne, niewinne zwierzęta. I choć miała mnóstwo do powiedzenia, to milczała. Pragnęła wygarnąć rodzicom wszystko, co leżało jej na sercu. Była jednak zastraszona. Bała się ojca. Kiedy bił ją po nodze zawsze nieludzko cierpiała. Na samo wspomnienie, robiło jej się słabo. Nie zniosłaby kolejnego lania, choć wiedziała, że kara była jedynie odroczona.

Papa dochodzący do siebie po nocnym pijaństwie nie byłby w stanie długo utrzymać się na nogach i skatować ją tak jak według niego na to zasłużyła. Zaczeka na odpowiedni moment, może nawet wstrzyma się do wyjazdu Charliego. Syn wszakże mógłby coś zauważyć. Scarlett zawsze miała go za bystrego. Zdawało jej się, że odkrył okrutne pociągi ojca, choć wciąż zaślepiony uważał matkę za wcielenie wszelkich cnót. Baronowa mydliła mu oczy w sposób doskonały.

Od odpowiedzi uchroniło ją pojawienie się majordomusa, który ze srebrną tacą stanął w progu.

– Przed chwilą dostarczono zaproszenia – powiedział, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. Cała służba kibicowała Scarlett.

Bystre oczy baronowej od razu oszacowały ich ilość.

– Za mało!

– Nie jest tak źle – niechętnie przyznał ojciec.

Lokaj podał mu nożyk do listów i wszyscy niecierpliwie czekali na osąd. Baron marszczył brwi, zagryzał wargi i mamrotał coś pod nosem.

– Na szczęście księżna Newcastle nie odwołała zaproszenia na jutrzejszy bal. Przysłała nawet przypomnienie. Reszta zaproszeń jest od pomniejszych lordów, większość nawet bez tytułu – warknął i niedbale odrzucił zaproszenia na tacę.

Scarlett odetchnęła z ulgą, przykładając drżącą dłoń do serca.

– Jeśli w ciągu miesiąca nie będziesz miała poważnego konkurenta do ręki – odezwał się ojciec – zaaranżujemy twoje spotkanie z dawno niewidzianą kuzynką Margaret z Irlandii. Trzeba wykorzystać każdą okazję, która uwolni mnie od opieki nad tobą – powiedział beznamiętnie.

– Nie! – krzyknęła, czując, że oblewa się rumieńcem. Sama nie wiedziała, kiedy podniosła się z otomany. – Nie, nie zrobię tego! Nie pójdę do zakonu!

– Ty głupia, niewdzięczna dziewucho – parsknął baron. – Zrobisz to i mało tego: pokażesz się z jak najlepszej strony, a teraz zejdź mi z oczu.

Ponownie zamilkła. Nie warto było strzępić języka, skoro papa podjął już taką decyzję. Matka mrugała jedynie zdziwiona. Początkowo zdawała się nieprzekonana, ale wkrótce zmieni zdanie, ponieważ zawsze potakiwała mężowi. Tylko Charlie, tylko Charlie może ją jeszcze ocalić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top