6

- Roksi! – zawołała dziewczyna. Rzuciła się przez sklep i już po chwili głaskała siostrę po twarzy. – Hej, maleńka, co ci jest? Kochana, mów do mnie. Roksi! Powiedz, kochanie...

- Zasłabła po WF-ie – wyjaśniła brunetka, która mnie tu przyprowadziła. – Czasami jej się zdarza...

- Proszę się opanować – powiedziałem cicho. Zmęczenie zabraniało mi trwonić energię. – Stan Roksany jest stabilny. Musi tylko odpocząć.

Blondynka spojrzała na mnie nieco nieprzytomnie. Troska jednak nie odebrała jej zdolności dedukcji, bo błękitne oczy zauważyły czerwone plamy na mojej szyi i policzkach.

- Wejdźcie – zachęciła dziewczyna. – Musisz być zmęczony.

- Odrobinkę – przyznałem.

Siostra Pani Jesieni zaprowadziła nas na zaplecze. Tam znaleźliśmy stare drewniane schody wiodące do obdrapanych drzwi z mosiężną gałką. Po przekroczeniu ich progu uderzył mnie gorzki zapach spalenizny.

- Chyba coś się przypiekło – zauważyła nieśmiało brunetka.

Gospodyni machnęła ręką, jednocześnie wskazując mi narożną kanapę.

- Nasza młodsza siostra lubi eksperymentować – rzuciła krótko. – Połóż ją tam. Przyniosę wodę.

Duże pomieszczenie było połączeniem kuchni, jadalni i salonu. Pośrodku stała murowana wysepka kominka. Tuż obok do stojaka przykręcono telewizor. Wznosił się prawie dwa metry nad ziemią i wyglądał jak nieudany eksperyment NASA. Resztę tej części pokoju zajmował spory stół otoczony dziesięcioma krzesłami. Za kamienną wysepką widać było typowe dla wszystkich kuchni szafki i sprzęt elektryczny.

Ułożyłem Panią Jesień na skórzanej sofie. Mebel był na tyle duży, że zmieściłyby się na nim jeszcze trzy podobnie urocze istotki.

Koleżanki Roksany stały w pewnej odległości, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Gdy gospodyni wróciła i zauważyła to, poprosiła trzecioklasistki o popilnowanie sklepu. Dziewczyny z ulgą zeszły po schodach.

Delikatnie uniosłem głowę Pani Jesieni i podsunąłem jej poduszkę.

- Jest przytomna? – zapytała starsza siostra.

- Tak, ale ledwo – odpowiedziałem. – To tylko osłabienie.

Gospodyni zagryzła wargi.

- Może powinnam wezwać pogotowie? – zasugerowała.

Ściągnąłem brwi, przyglądając się twarzy Roksany.

- Możesz, ale raczej niewiele by zdziałali – rzekłem. – Jestem po paru kursach pierwszej pomocy. Gdyby coś groziło twojej siostrze, zadzwoniłbym na sto dwanaście już pod szkołą.

Blondynka pokiwała głową.

- Skoro tak twierdzisz. – Skupiła się na gimnazjalistce. – Roksi, słyszysz mnie? – spytała czule. Odgarnęła jej włosy z czoła.

Pani Jesień otworzyła zmęczone oczy.

- Sabina? – wymruczała niepewnie.

- Jestem – zapewniła gospodyni. – Jak się czujesz?

- ...lepiej... – szepnęła Pani Jesień. – Jestem w domu...?

- Tak. Niczym się nie przejmuj. Za chwilę odzyskasz siły.

Odsunąłem się na stosowną odległość. Wziąłem trzy poduszki i zbudowałem z nich piramidkę w nogach półprzytomnej, po czym oparłem jej kostki o podwyższenie, by krew spłynęła od stóp do głowy.

- Chcesz się napić? – zapytała Sabina.

Roksana mruknęła potakująco. Na niemą prośbę gospodyni pomogłem Jesieni podnieść się do półsiadu. Starsza siostra ostrożnie przystawiła szklankę do łapczywych ust.

- Powoli... - mówiła. – Nie musisz się spieszyć... Oj, uwaga... - Spojrzała na mnie. – Też powinieneś się napić. Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć.

- Nic mi nie będzie – zapewniłem, ale sięgnąłem po drugi kubek, uważając, by nie puścić Roksany. Chłodny płyn był jak nektar po tak długim wysiłku.

- Już... - oznajmiła Sabina. Położyłem Panią Jesień na poduszce. – Chcesz czegoś, kochanie? Przynieść ci coś?

Roksana zaprzeczyła.

- Zadzwonię po rodziców – powiedziała gospodyni. – Pojechali po zakupy, w sumie mieli wrócić godzinę temu... - Rozejrzała się po jadalni, poszła do kuchni, po czym wróciła z niezadowoloną miną. – Zapomniałam. Dałam telefon do naprawy. Zostań z małą, skoczę do Damiana...

Wyjąłem komórkę z kieszeni.

- Weź mój – zaproponowałem, wyciągając aparat w stronę dziewczyny.

Blondynka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Wpisałem hasło i podałem jej telefon.

Gospodyni zniknęła za kominkiem. Nadal było słychać rozmowę, lecz zasady kultury zostały zachowane.

Ukucnąłem przy Pani Jesieni.

- Boli cię głowa? – zapytałem cicho.

Dziewczyna rozchyliła powieki.

- N-nie... Kim jesteś?

- Nikim ważnym. – Uśmiechnąłem się ciepło. Uniosłem dłoń. – Ile widzisz palców?

- Pięć? – odpowiedziała dziewczyna pytaniem.

Skinąłem.

- Będzie dobrze – oceniłem. – Radziłbym ci zostać jutro w domu, ale decyzja należy do ciebie i twoich rodziców.

Roksana zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.

- Mama z tatą zaraz będą... - powiedziała Sabina, podchodząc do kanapy. Podała mi telefon. – Ktoś do ciebie dzwonił, gdy rozmawiałam.

Spojrzałem na wyświetlacz. Cztery nieodebrane połączenia. Jedno od Kamili... i trzy od Julii.

Zacisnąłem wargi.

- Przepraszam, ale chyba powinienem już iść – rzekłem, wstając. – Moja siostra jest sama w domu...

Sabina odwróciła wzrok od oblicza siostry. Obdarzyła mnie czułym uśmiechem.

- Oczywiście. Chyba jeszcze nie podziękowałam ci za pomoc...

Machnąłem ręką.

- Nie ma sprawy – zapewniłem. Skłoniłem się lekko. – Żegnam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top