3
Kamila klapnęła ciężko na podłogę i od razu jęła rozkładać wokół siebie papiery najróżniejszych kolorów i formatów. Kartki w pół sekundy zajęły kilka metrów kwadratowych paneli.
- Roksana Majkowska – zaczęła Kamila – lat piętnaście, klasa trzecia CG. Sam wiesz najlepiej, jak wygląda: brązowe włosy, szare oczy, metr siedemdziesiąt dwa, Ryby.
- Postarałaś się – pochwaliłem.
- Oczywiście – potwierdziła dziewczyna. Podniosła żółtą kartkę A3. – Rodzice: Halina i Maciej Majkowscy. Pani Halina jest nauczycielką historii w Szkole Podstawowej nr 1, a pan Maciej prowadzi sklep spożywczy na parterze kamienicy, w której mieszka cała rodzina. Oboje są ludźmi raczej przyjemnymi, ale mają pewne zasady.
- Na przykład?
- Mowa o skrajnych tradycjonalistach.
Pokiwałem głową z uznaniem.
- To się chwali.
Awangardzistka rzuciła mi krótkie spojrzenie spode łba.
- Teraz rodzeństwo – kontynuowała Kamila. – Basia, lat siedem. To takie urocze maleństwo... wiesz, że uwielbiam dzieci. Basia zawsze chodzi w takich dwóch ślicznych warkoczykach... Szóstkowa uczennica.
Emilia, lat dziesięć. W szkole idzie jej całkiem nieźle, ale bez przesady. Typ naukowca. Bez przerwy robi jakieś projekty, ankiety, badania... ponoć z jej warsztatu często słychać wybuchy. Radzę ci uważać.
Kacper, lat dwanaście. Kujon, największy prymus w rodzinie. Bez przerwy się uczy. Lepiej mu nie przeszkadzać, kiedy siedzi z nosem w książkach. Ścisłowiec, nieco słabszy w naukach humanistycznych, ale w jego przypadku „słaby" oznacza ucznia piątkowego.
Skoro idę w kolejności wiekowej, pozwolę sobie wspomnieć raz jeszcze o Roksanie, twej wielkiej życiowej miłości i przyszłej żonie.
Wywróciłem oczyma, czując nieprzyjemne ściskanie gdzieś w okolicach sumienia.
- Moim zdaniem jest trochę za młoda – ciągnęła Kamila – ale nie będę się wtrącać, o ile nie spróbujesz jej zgwałcić. W sumie niewiele się o niej dowiedziałam, a szkoda. Z profilu na Facebooku wynika, że trochę tęskni za miejscem, z którego się przeprowadziła. Może to jest przyczyną jej łez... choć wczoraj w szkole wyglądała na raczej radosną.
Coś niewidzialnego i zimnego objęło moją szyję. I bynajmniej nie zrobiło tego delikatnie.
- Śledziłaś ją? – zapytałem ochryple.
Kamila lekceważąco machnęła ręką.
- Spędziłam jedną przerwę, rozmawiając z koleżanką, która miała lekcje naprzeciwko III CG. Nic wielkiego.
Pokręciłem głową z zażenowaniem.
- Do czego to ja doprowadziłem... - westchnąłem.
- Nie maż się – upomniała mnie Kamila. – Jesteś zakochany, więc powinieneś być podekscytowany.
- Mhmm... - mruknąłem apatycznie.
- No już, cicho. – Dziewczyna schwyciła kolejną kartkę z podłogi. Ta jako jedyna była jasnofioletowa. – Może i Roksana nie jest zbyt popularna, ale o jej bracie bliźniaku słyszałam bardzo wiele. Trzymaj się od niego z daleka. To czarna owca w rodzinie. Ni to Emo, ni to buntownik. Zakolczykowany, umalowany, cały taki czarny... Krążą o nim nieprzyjemne plotki.
Kamila zmarszczyła nos, jakby powąchała coś nieświeżego.
- Dalej mamy Damiana... fajny gość, znam go trochę, ale nie polubiłbyś go. Typowy sportowiec. Nasz rocznik, bio-sport właśnie.
No i Sabina – wysoka blondyna z bio-chemu. Też raczej mało interesująca z naszego punktu widzenia. Spędza większość czasu z chłopakiem. Jej osoba na pewno nie pomoże ci wejść do rodziny.
Przez chwilę udawałem zamyślonego. Potem ukucnąłem przy Kamili i przejrzałem resztę jej notatek. Dziewczyna stworzyła dokładną kartę postaci każdego domownika. Brakowało tylko portretów i preferencji żywieniowych. Na kolorowych kartkach znajdowały się informacje o poszczególnych członkach rodziny, białe zaś zapisano luźnymi hasłami i pomysłami na rozwiązanie mojego „problemu".
- Podstawowe pytanie: co radzisz mi zrobić? – spytałem. Dla przyzwoitości sięgnąłem po papier z „Roksaną" w nagłówku.
- Radzę ci, byś dał mi czas – odparła Kamila. – Powiedzmy... dwa dni. Zorganizuję ci coś. Osobiście proponowałabym, byś spróbował pracy w sklepie. Wiesz, powinno się zaczynać od ojca...
Oblizałem usta, zastanawiając się, czy zadanie pytania nie okaże się błędem.
- Skąd masz te wszystkie informacje? – odważyłem się wyrazić zainteresowanie.
Kamila uśmiechnęła się jak chochlik – tajemniczo, perfidnie, przekornie.
- Skupmy się na tym, że je zdobyłam – odpowiedziała.
Pokiwałem głową.
- Chyba rzeczywiście tak będzie lepiej – zgodziłem się.
Dziewczyna zebrała papiery z podłogi.
- Przyjdę do ciebie w piątek – obiecała, wstając. – Za godzinę jestem umówiona z Karolem. Muszę już iść.
Uśmiechnąłem się kwaśno.
- Nie ma sprawy. I dzięki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top