23 (cz. 2)
- I czy... czy ta propozycja... - Wykręcił palce, odwrócił wzrok. - ...czy ona jest nadal aktualna?
Spodziewałbym się wszystkiego, ale na pewno nie tego. Nie Aleksa otwarcie proszącego o pomoc.
Poczekałem, aż chłopak ponownie na mnie spojrzy. Dopiero wtedy odpowiedziałem:
- Tak, jest aktualna.
Aleks westchnął. Zamknął oczy, a gdy ponownie je otworzył, na jednej z jego rzęs pojawiła się pojedyncza łza.
- Ja... Ech. – Chłopak przygryzł wargę. Słowa nie chciały przejść przez jego gardło. – Chcę, byś mi pomógł – wydusił z siebie po paru nieudanych próbach.
- Dobrze – powiedziałem od razu, zaskakując Aleksa, a jednocześnie sprawiając, że odetchnął z ulgą.
Chłopak powoli pokiwał głową.
- Dziękuję – wyszeptał. – I... jeszcze raz przepraszam za to, jak zareagowałem wczoraj...
Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie ma za co przepraszać. To normalne, że pod wpływem emocji...
- Normalne? – przerwał mi Aleks ze złością. – Ile razy już na ciebie nakrzyczałem, chociaż nic mi nie zrobiłeś? Cztery? Pięć?
- To nieważne – zapewniłem. – Nic się nie stało.
- Stało się – szczeknął chłopak.
Odskoczyłem instynktownie. Aleks przycisnął pięść do ust.
- Przepraszam – powiedział stłumionym głosem. – Znowu to robię.
- Jeśli przeszkadza ci, że na mnie burczysz, możesz nauczyć się kontrolować emocje – zasugerowałem.
Chłopak spojrzał na mnie z rezygnacją.
- Prędzej nauczę się latać niż nad sobą panować – wychrypiał. Jakby z trudem odjął pięść od twarzy. – Nic nie idzie mi tak źle jak samokontrola. Wliczając w to matematykę, a wiesz, jaki jestem z niej słaby...
Wzruszyłem ramionami.
- Po prostu jesteś wrażliwy – orzekłem. – Ludzie twojego pokroju muszą jakoś odreagowywać...
- No to może powinienem więcej pić w ramach odreagowywania – westchnął Aleks.
Skrzywiłem się.
- W twoim wieku to chyba nie jest dobry pomysł... – zaoponowałem.
Chłopak odwrócił twarz ku wyjątkowo zniszczonemu obrazowi na ścianie.
- Po raz pierwszy piłem, gdy miałem dziesięć lat – powiedział niby lekceważąco.
Przeszył mnie okrutnie zimny dreszcz. Wyobraziłem sobie Aleksa, młodszego o jedną trzecią, siedzącego przy stole w pustej jadalni i patrzącego z wahaniem na zakurzoną butelkę wina...
- To także był zły pomysł – stwierdziłem.
Aleks łypnął na mnie oskarżycielsko.
- Nic nie wiesz, a wydajesz osądy – zarzucił mi.
Skrzywiłem się.
- Nie chciałem cię urazić. Po prostu z biologicznego punktu widzenia alkohol może BARDZO źle wpłynąć na młody organizm.
Chłopak wzruszył ramionami. Podciągnął nogi na kanapę i skrzyżował je.
- „Alkohol szkodzi zdrowiu, ale pomaga życiu"* - zacytował. – Ale kogo obchodzi, co czuje młody człowiek, sięgając po wódkę? Wszyscy mówią tylko, że to nieodpowiedzialne, że powinno się coś z tym zrobić, że złe wychowanie... Gówno prawda. Nic nie da się zrobić. Gdy znalazło się ucieczkę od rzeczywistości, nie sposób z niej zrezygnować...
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiłem. Patrzyłem tylko na piętnastolatka, który przeszedł przez większe piekło niż większość dorosłych... I miałem wyrzuty sumienia, tak irracjonalne, że aż nielogiczne. Byłem zły – na siebie i świat – że poznałem Aleksa dopiero teraz. Że przed naszym spotkaniem chłopak tyle cierpiał.
Bo nadal wierzyłem (może i bez podstaw), że obecność kogoś bliskiego mogłaby rozwiązać wszystkie problemy Aleksa...
Moje milczenie nieco wystraszyło chłopaka. Na jego policzkach pojawiły się różowe plamy, oczy najpierw odnalazły z tuzin ciekawych punktów na ścianach, nim odważyły się odnaleźć mój wzrok.
- Przepraszam – wymamrotał Aleks. – Poniosło mnie...
Pokręciłem głową, nadal nieco zamyślony.
- Nie, nic się nie stało... Zastanawiam się tylko... Ech, nieważne. – Zamrugałem, otrząsając się z tej dziwnej nieobecności. – Wybacz. Ten cały alkohol... Powiedz mi, często z niego korzystasz?
Aleks ponownie się speszył. Nieznaczny ruch kącika jego ust zaświadczył, że chłopak przygryza policzek.
- Mnie możesz zaufać – powiedziałem cicho. – Przecież wiesz, że chcę pomóc...
Aleks westchnął.
- Nie piję schematycznie, ale wtedy, gdy tego potrzebuję – zaczął chłopak. Z początku mówił powoli i nieśmiało, lecz z czasem nabrał odwagi i swego rodzaju pewności, że naprawdę jestem jego sojusznikiem. – Nie na każdy problem to działa, czasami z góry wiadomo, że schlanie się w niczym nie pomoże... albo nie chce się, by pomogło. Gdybym miał podać konkretną częstotliwość, nie potrafiłbym. Czasami jest to raz w tygodniu, czasami dwa razy dziennie, a czasami przez miesiąc niczego nie tykam...
- Umiałbyś z tym skończyć? – zapytałem ostrożnie.
Aleks potrzebował chwili do namysłu. Albo do podjęcia decyzji, czy zdecydować się na szczerość.
- Wydaje mi się, że tak. Ale potrzebowałbym dobrej motywacji...
- Czy ja jestem w stanie znaleźć dla ciebie taką motywację?
Chłopak popatrzył na mnie, jakby chciał sprawdzić, czy sobie z niego żartuję. Uzyskawszy pewność, że moje pytanie było jak najbardziej szczere, rzekł z wahaniem:
- Nie sądzę, byś był do tego zdolny... Nie zrozum mnie źle, po prostu... Nie, po prostu nie.
Z niewiadomych mi przyczyn Aleks zaczerwienił się od kołnierza skórzanej kurtki po koniuszki spiczastych uszu.
- Rozumiem... I przykro mi.
Chłopak wywrócił oczyma, starając się rozluźnić atmosferę.
- Za bardzo się przejmujesz – orzekł.
- Ktoś musi – zripostowałem. – Bo, jak widzę, ty nie bardzo się sobą martwisz.
Aleks zmrużył powieki. Chyba posunąłem się za daleko...
- Z czego to wnioskujesz? – spytał chłopak chłodno.
- Z tego, że pijesz, że się głodzisz, że zaniedbujesz naukę, że mało sypiasz i licho wie, co jeszcze robisz.
Aleks jakby skulił się w sobie.
- Masz rację – wychrypiał. – Nieszczególnie mnie obchodzi moja przyszłość.
- A powinna – powiedziałem sucho. Widząc minę rozmówcy, zaraz się zreflektowałem. – Masz piętnaście lat... Przed tobą całe życie. Nie marnuj tego teraz, tylko dlatego, że masz drobne problemy...
Aleks głośno zassał powietrze. Zacisnął usta w wąską linię.
- A więc uważasz, że moje problemy, przez które nie jem i nie śpię, są drobne – podsumował ozięble.
Przekląłem się w duchu za swoją głupotę.
- Oczywiście, że nie – zapewniłem, próbując wyjść z bagna, w które sam wlazłem. – Ale na pewno da się je rozwiązać. Nawet gdyby owe kłopoty były wielkie jak góry, wierzę, że jesteś w stanie im podołać.
Moja nieudolna obrona przekonała Aleksa. Chłopak podciągnął nogi, objął kolana ramionami, oparł podbródek i wpił spojrzenie w ścianę naprzeciwko.
- Nie jestem w stanie – powiedział zrezygnowanym tonem. – Naprawdę, próbowałem już wszystkiego, ale nic nie mogę zrobić...
- Sam może nie... - Po krótkim wahaniu zrobiłem coś, o czym nigdy nie marzyłem jako o rzeczy realnej. Położyłem Aleksowi dłoń na ramieniu. Chłopak drgnął (najpewniej z zaskoczenia), ale mnie nie odtrącił. – Jestem tu, by ci pomóc... Chcę pomóc, naprawdę. Powiedz mi tylko, co mam zrobić...
Aleks przekręcił głowę, teraz dotykał kolana prawym uchem.
- Obawiam się, że nic nie możesz zrobić...
- Coś na pewno – zaprzeczyłem. Cofnąłem rękę. – Choćby i w nauce. Wierzę, że jestem w stanie podciągnąć twoje oceny...
Chłopak zmienił punkt oparcia z ucha na czoło. Widziałem, że ma zamknięte oczy.
- Ile jesteś w stanie poświęcić, by mi pomóc? – zapytał głucho.
- Dużo – powiedziałem krótko.
- Przykro mi... Ale dobrze, niech tak będzie. – Aleks uwiązał mój wzrok. – Zapłacę ci później...
Zmarszczyłem czoło.
- Nie chcę żadnej zapłaty – zaprotestowałem.
- Nie mówię o pieniądzach... Raczej o długu wdzięczności. I jemu podobnych sprawach...
- Nie rozumiem...
- To może i lepiej. – Aleks westchnął i wstał, przeciągając się jak kot. – Co powiesz na kilkugodzinną sesję nauki przedmiotów humanistycznych?
Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Z miłą chęcią.
*Agnieszka Osiecka „Ballada o uczonym Balbusie i przejeżdżającym tramwaju"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top