21
Położyłem dłoń na klamce. Ta ani drgnęła.
Ściągnąłem brwi. Wczoraj umówiłem się z Aleksem na dzisiejsze popołudnie...
Zapukałem.
Zero odzewu.
- Aleks? – zawołałem. Nie podobało mi się, że chłopak zastawił drzwi od wewnątrz.
Przed oczyma stanęła mi okrutna wizja – otwarte okno i Aleks stojący na parapecie, głuchy na mój krzyk.
Otrząsnąłem się czym prędzej. Nie, on nie był na tyle zdesperowany, by odbierać sobie życie... nie mógł być...
- Aleks, jesteś tam?! – Załomotałem pięścią w drzwi.
- Zostaw mnie! – wrzasnął chłopak.
Poczułem jednoczesną ulgę i strach. Co mogło doprowadzić Aleksa do takiego stanu...?
- Co się dzieje? – zapytałem natarczywie. – Aleks, o co chodzi?
- SPIERDALAJ! – zabrzmiała odpowiedź. Głos chłopaka załamał się na ostatniej sylabie.
Serce drżało mi jak konający ptak. Biło tak szybko, że ruch musiał wydawać się zamazany.
- Aleks, wpuść mnie – rozkazałem. – Porozmawiajmy.
- Nie chcę z tobą rozmawiać! Nie chcę z nikim rozmawiać! Zostawcie mnie wszyscy w spokoju...!
- Proszę...
- NIE! Wypierdalaj stąd!
Przymknąłem powieki. Przekonywałem samego siebie, że słowa chłopaka są dyktowane przez rozedrgane emocje, nie przez serce...
- Zastanów się... - poprosiłem żałośnie.
- Nie mam nad czym! Spierda-a-dalaj-j-j...
Głos zatańczył na skali dźwięku i umilkł. Nadstawiłem uszu i usłyszałem najstraszniejszy dźwięk, z jakim kiedykolwiek się zetknąłem.
Płacz. Płacz ukochanej osoby.
Nie sądziłem, że słuch może tak ranić.
- Aleks... - powiedziałem cicho. – Wpuść mnie. Proszę. Chcę ci pomóc...
Nie było odzewu. Żadnego. Stałem pod drzwiami przez następne dziesięć minut i na przemian krzyczałem i błagałem o wysłuchanie. Na próżno. W końcu osunąłem się po framudze i skryłem twarz w dłoniach. Tego było za wiele na moje delikatne nerwy. Fizycznie bolało mnie, że nie mogę być po drugiej stronie drzwi i wspierać tę skrzywdzoną niewinność.
Sięgnąłem do torby, wydarłem kartkę z notatnika, nabazgrałem na niej kilka słów, po czym wsunąłem ją do pokoju Aleksa, korzystając z szpary pod drzwiami.
- Aleks... zostawiam ci mój numer telefonu – powiedziałem zmęczonym głosem. – Gdybyś jednak zmienił zdanie, dzwoń...
Wstałem, otrzepałem spodnie i powoli ruszyłem ku schodom, mając nadzieję, że usłyszę kliknięcie zamka w otwieranych drzwiach.
Przeliczyłem się.
Wróciłem do domu i, nie witając zaskoczonej siostry, zatrzasnąłem się w sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top