17


- Jak minął weekend? – zapytałem, siadając na biało-różowej pościeli.

- Zależy, komu – odparła Sabina. Podarowała mi zmęczone spojrzenie.

Zmarszczyłem czoło.

- Co się stało?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Kolejne spięcie. Tym razem między Aleksem a ojcem.

Lodowata dłoń zacisnęła się na moim sercu.

- O co poszło?

Sabina usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła rozkładać podręczniki.

- O samego Aleksa. Ojciec postanowił się za niego zabrać. Powiedział, że jeśli brat się nie ogarnie, tata zamknie go w psychiatryku.

Syknąłem.

- Aż tak źle?

- Niestety. Oczywiście nie ma szans, żeby Aleks wylądował w pokoju bez drzwi i okien... chyba że zacząłby się ciąć albo spróbowałby się zabić... ale Emila i tak płakała pół nocy.

Skrzywiłem się boleśnie.

- Co na to Aleks?

- Nie wiem. Nie widziałam go od awantury w kuchni. Wychodzi z pokoju tylko w nocy. Z nikim nie chce rozmawiać. Dopiero wczoraj wieczorem wpuścił Emilę.

Uniosłem brwi. Nareszcie coś dobrego.

- O. To chyba dobrze?

Sabina wybuchła niespodziewanym śmiechem.

- Nie wiem, o czym rozmawiała tamta dwójka, ale Emila zeszła ze strychu cała w skowronkach. Gdyby szczęście było zaraźliwe, nie mogłabym przestać kichać.

Uśmiechnąłem się lekko. Atmosfera w pokoju od razu się rozładowała.

- Cieszę się, że mogę to usłyszeć – powiedziałem. Westchnąłem, spoglądając na materiały do nauki angielskiego. – Chętnie porozmawiałbym dłużej, ale musimy wziąć się do roboty.

Sabina potaknęła.

Półtorej godziny – i dwie strony zadań – później, gdy już miałem sugerować, że powinniśmy kończyć, drzwi otwarły się gwałtownie. W progu stanęła personifikacja radości.

- Cześć, Krystian – przywitała się wesoło. – Jak długo będziecie jeszcze się uczyć?

Spojrzałem na Sabinę.

- Już kończymy – powiedzieliśmy jednocześnie.

Emila zachichotała pod nosem.

- To super – stwierdziła. – Bo Aleks chce z tobą pogadać.

Uniosłem brwi. Serce zaczęło mi szybciej bić – z radości oczywiście. Na nic zdały się prośby o uspokojenie tętna.

- Ciekawe, o co chodzi... - westchnęła Sabina. Z jej oczy wyzierał niepokój.

Uśmiechnąłem się łagodnie.

- Chyba wiem – stwierdziłem. – Nie ma czym się przejmować. Wręcz przeciwnie.

- Chodź no! – popędziła mnie Emila, wieszając się na moim ramieniu.

- Idę, idę...

Dziewięciolatka dobiegła na górę takim tempem, że poręcz schodów widziałem jako rozmazany miodowy pas.

Mgnienie później stałem przed drzwiami sypialni Aleksa.

- Mam się bać? – zapytałem, patrząc na rozszerzone źrenice Emili.

Dziewczynka wyszczerzyła zęby.

- Tak – orzekła. Nacisnęła klamkę, wepchnęła mnie do pokoju i zatrzasnęła za mną drzwi.

Było... czyściej niż poprzednio. Po podłodze nie walały się ubrania, okna nie były zasłonięte, na łóżku nie leżało kłębowisko wszystkiego, co tylko możliwe.

Pośrodku pomieszczenia rozstawiono składany stół z białego plastiku i dwa podobne krzesła. Na blacie przygotowano stos książek, talerzyk ciastek czekoladowych i dzbanek herbaty z kompletem jasnych kubków.

Gospodarz siedział przy biurku. Usłyszawszy mnie, wyłączył komputer i zbliżył się na stosowną odległość.

- Cześć – powiedział cicho. – Ja... dzięki, że zgodziłeś się przyjść po tym, jak traktowałem cię wcześniej.

Machnąłem ręką.

- Twoje zachowanie było uzasadnione.

Aleks nie drążył tematu.

- Myślałem o tym, co powiedziałeś w sobotę, i... stwierdziłem, że... - słowa pokory z trudem przechodziły mu przez gardło – że chętnie przyjmę twoją pomoc.

Pokiwałem głową.

- Emila cię do tego zmusiła, prawda? – zgadłem.

Chłopak skrzywił się kwaśno.

- Aż tak to widać? – spytał.

- Aż tak – potwierdziłem. Uśmiechnąłem się lekko. – Domyślam się, że chcesz od razu przystąpić do pracy?

Aleks skinął ostrożnie. Niby starał się zachowywać przyjaźnie, ale nieufność wprost wyzierała z każdego jego gestu, a słowa emanowały niechęcią.

Zająłem miejsce przy plastikowym stoliku. Aleks usiadł naprzeciwko mnie i z przyzwyczajenia wlepił wzrok w nieokreślony punkt. Dopiero po jakimś czasie odchrząknął cicho i sięgnął po długopis, który zaczął obracać w palcach.

Miałem okazję, by przyjrzeć się chłopakowi z bliska. I nie spodobało mi się to, co zobaczyłem.

Jego twarz była drobniejsza i chudsza, niż wydawało się z daleka. Kości policzkowe wystawały nieznacznie. Powieki były zaczerwienione, opuchnięte i umalowane na czarno, by skryć naturalne skutki płaczu. W prawej brwi chłopaka tkwił srebrny kolczyk – zwyczajna kulka na końcu gwoździa. Na wąskim nosie nie było żadnych skaz – ani piegów, ani pryszczy, ani tym bardziej kolczyków. Czarne włosy Aleks ułożył w sposób typowy dla Emo, jednak było w tym coś... oryginalnego. Może to dzięki przedłużeniu grzywki. A może dzięki temu, że chłopak patrzył przez tę grzywkę w taki specyficzny sposób... Jakby ta była jego ochroną, murem oddzielającym go od reszty świata.

Na szczupłej szyi Aleksa było kilka drobnych blizn, jakby po ugryzieniu. Większość była skryta pod kołnierzem zwyczajnej czarnej bluzy z kapturem. Pod poziomem obojczyka, z lewej strony, do stroju przypięto dwie agrafki ułożone w kształt litery X.

Z trudem wyrwałem się z zamyślenia.

- Z czym masz największe problemy? – zapytałem.

Aleks spojrzał z niechęcią na podręczniki.

- Z przedmiotami przyrodniczymi – orzekł. – Wliczając w to matematykę.

Pokiwałem głową, krzywiąc się nieznacznie. Nie znosiłem tych zagadnień nauki. O ile do matematyki przykładałem się w gimnazjum, więc teraz szła mi całkiem znośnie, o tyle fizyka i chemia były dla mnie mordęgą.

Ale cóż, poziom gimnazjalny nie był szczególnie trudny. Zwłaszcza że Aleks nie musiał zaliczyć wszystkiego na sto procent.

- Dobrze... więc czego ode mnie oczekujesz?

Chłopak podniósł na mnie zmęczony wzrok.

- Chcę podciągnąć się na tyle, by rodzice nie mieli do mnie pretensji – odpowiedział pusto.

Serce ścisnęło mi współczucie. Chyba jeszcze nigdy nie miałem do czynienia z tak pokrzywdzoną istotą. Jakby nie było, Aleks nie miał nikogo. Poza rodzeństwem, ale ta kwestia zawierała zbyt wiele sprzeczności, czego dowodem było sobotnie kazanie Damiana.

Najbliższą piętnastolatkowi osobą była Emila, która ze względu na wiek nie była w stanie zapewnić mu należytego wsparcia. Chłopak zmagał się z ciężkimi problemami psychicznymi – może i nawet z depresją – i nikt nie próbował go wesprzeć. Nikt nie próbował pomóc.

Ba, można śmiało stwierdzić, że nikt nie rozumiał.

Nacisk ze strony rodziców jedynie pogarszał sprawę.

- Ek-hm... Na jakim poziomie są teraz twoje oceny? – Po raz kolejny musiałem użyć mentalnej siły, by wrócić do rzeczywistości.

Aleks sięgnął po kartkę leżącą pod podręcznikiem z polskiego i podał mi ją. Szybko cofnął rękę.

Przyjrzałem się tabeli ocen. Mogło być gorzej, ale nie miałem się z czego cieszyć. Dominowały dwóje i jedynki, sporadycznie pojawiały się samotne tróje. Wypatrzyłem też jedną piątkę. Z... religii?

Wskazałem ją ołówkiem.

- Mogę zapytać, za co to?

Chłopak skrzywił się gorzko.

- Wdałem się z księdzem w dyskusję – odparł. – Zanegowałem pozycję Kościoła we współczesnym świecie. Dostałem piątkę za argumentację.

Nie skomentowałem tego. Skończyłem przerabiać informacje zawarte na kartce, po czym westchnąłem, rozparłem się na krześle i spojrzałem Aleksowi w oczy, co dla nas obu nie było łatwe – on z trudem utrzymywał kontakt, mnie ogłuszało bicie własnego serca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top