25 (cz. 2)
Aleks zakręcił płynem pozostałym na dnie ciemnozielonej butelki, następnie przechylił naczynie i dopił resztę.
Opróżnił butelkę w ciągu niecałych dziesięciu minut. Albo wino miało powolne działanie, albo Aleks mógł poszczycić się wyjątkowo mocną głową.
Po następnych dwóch minutach uzyskałem pewność, że odpowiedzią była pierwsza opcja.
- Straszne jest to, co mówisz – szepnąłem, patrząc w przestrzeń. – Tym bardziej, że prawdziwe. I takie bliskie... Co innego oglądać reportaż o młodych alkoholikach, a co innego słuchać, jak ktoś z realnego otoczenia zmaga się z tym problemem...
Aleks prychnął.
- Nie chcę twojego współczucia – powiedział z cieniem pogardy. Język zaczynał mu się plątać. – Nie jestem biednym dzieciaczkiem, nad którym trzeba załamywać ręce za każdym razem, gdy źle się poczuje...
- Wiem. Nie traktuję cię jak kogoś niedorozwiniętego – zapewniłem. – Raczej jak kogoś, kogo można postawić na nogi, tylko że ja nie bardzo jestem w stanie to zrobić...
Aleks spojrzał na mnie nieco nieprzytomnie, choć starał się zatrzymać niechęć w krążących oczach. Drżącą ręką postawił pustą butelkę pod stolikiem.
- A skąd wiesz, że nie? – spytał burkliwie.
Wzruszyłem ramionami.
- To wydaje mi się oczywiste. Nie jestem psychologiem, więc nie doradzę. Nie jestem psychiatrą, więc nie zapiszę ci leków. Nie jestem nawet twoim przyjacielem, by móc posłużyć ci wsparciem.
Aleks westchnął. Odchylił głowę i zamknął oczy.
- Coś w tym jest... - zgodził się. – Ale mam wrażenie, że twoja obecność mi pomaga, wiesz? – Prychnął pogardliwie. – Przynajmniej mam na kogo nakrzyczeć, gdy nerwy mi puszczają...
Zmarszczyłem nos. Nie podobał mi się zapach wina w powietrzu.
- Wolę, byś na mnie krzyczał, niż chlał – powiedziałem bez namysłu. Dopiero pod koniec zdania zorientowałem się, co mówię. Wtedy było już za późno.
Aleks otworzył oczy. Był lekko pijany, ale jego jaźń pozostała po tej stronie procentowej bariery.
- Dlaczego? – zapytał z drobną dozą niepewności.
- Bo picie ci szkodzi. A mnie nic się nie dzieje po paru nieprzyjemnych słowach – wybrnąłem.
Chłopak pomyślał chwilę, po czym skinął chybotliwie.
- Nie lubię na ciebie krzyczeć – orzekł.
- Jakoś wytrzymuję – pocieszyłem go.
Aleks milczał. Sięgnął po drugą butelkę i korkociąg.
Korek strzelił w sufit.
Aleks uraczył się napojem życia.
Tym razem sam zabrałem mu butelkę. Gdy chłopak chciał się zbuntować, przechyliłem naczynie i porządnie się napiłem. Wychodziłem z założenia, że im więcej alkoholu pochłonę, tym mniej alkoholu zniszczy Aleksowi organizm.
- Masz rację, niesmaczne – oceniłem, przekazując wino drżącej dłoni.
- Nie musisz pić – powiedział Aleks. Zrobił smutną minę. – W ogóle nie musisz tu być...
- Ale chcę. – Wyprostowałem nogi i oparłem się o ścianę. – Skoro lubisz przebywać w mojej obecności... albo coś w tym rodzaju... to nie widzę przeszkód, by...
Przerwał mi dziwny bzycząco-pikający dźwięk. Tak wczułem się w bliskość Aleksa, tak skoncentrowałem się na naszej rozmowie, że dopiero po czwartym sygnale zorientowałem się, że to dzwoni mój telefon.
Wyjąłem aparat. Kamila.
Skrzywiłem się. Pomyślałem o mojej reakcji, gdy ostatnio dziewczyna próbowała się ze mną skontaktować. Pomyślałem o cichych spojrzeniach posyłanych mi na korytarzach.
Potem zobaczyłem wszystkie zwariowane rzeczy, które robiliśmy przez minione lata. Wspólne przygotowywanie ściąg w gimnazjum. Projekty szkolne. Odrabianie zadań domowych w piwnicy.
A w wakacje łapanie robaczków świętojańskich, pływanie w jeziorze graniczącym z działką wypoczynkową rodziców Kamili. Jedzenie za szybko topniejących lodów. Jazda na rowerze, potem leżenie w rowie ze zdartymi kolanami.
Łzy i uśmiechy. Krew i śmiech.
Zacisnąłem wargi.
- Pozwolisz, że odbiorę? – zapytałem.
Aleks przyzwalająco machnął ręką i skupił się na napoju nieśmiertelności.
- Halo? – powiedziałem do słuchawki.
- Cześć, Krystian – odezwał się głos, który bez wątpienia nie należał do mojej byłej przyjaciółki. Kamila zawsze była radosna, energiczna i pełna życia... a zombie, które do mnie dzwoniło, stanowiło kompletne przeciwieństwo tamtej świetlistej dziewczyny. – Przepraszam, że zawracam ci głowę po tym wszystkim, co ostatnio zrobiłam, ale potrzebuję cię... Proszę, wybacz mi tamto... Wiem, że zrobiłam źle, ale błagam, pomóż mi, bo sama nie dam sobie rady... - do głosu Kamili wdarł się płaczliwy ton.
Serce mi się ścisnęło. Nie potrafiłem wyobrazić sobie rzeczy, która zmusiłaby Kamilę do wypowiedzenia takich słów. Ją, zawsze silną, zawsze niezależną, zawsze szczęśliwą.
- Co się dzieje? – spytałem nutą rozkazu.
- Ja... - dziwny jęk – Krystian, chodzi o Karola... On... on... Nie, ja nie umiem tego powiedzieć...
Po drugiej stronie słuchawki rozległ się tłumiony szloch.
- Kami, uspokój się – rzekłem stanowczo. – Gdzie jesteś?
- Przed blokiem Karola... na Chrobrego...
Rozłączyłem się.
Spojrzałem na Aleksa. Wahałem się. Bałem się zostawić go samego, pomimo iż pił we własnym towarzystwie dziesiątki razy. Chyba to właśnie „własne towarzystwo" najbardziej mnie martwiło. Największym zagrożeniem dla Aleksa był on sam.
Martwiłem się o niego, ale z drugiej strony nie mogłem zostawić Kamili na lodzie. Potrzebowała mnie. Potrzebowała przyjaciela. Może i nasze relacje nie były ciepłe przez ostatnie tygodnie, ale kilkadziesiąt dni to przecież nic w porównaniu z tyloma wspólnymi latami...
Byłem rozdarty. Nie potrafiłem podjąć tej decyzji. Jak bohater antycznej tragedii – ktoś na górze przesądził, że niezależnie od tego, co postanowię, mój wybór okaże się niewłaściwy.
- Aleks... - odezwałem się cicho. Już gryzło mnie sumienie. – Muszę wyjść na godzinkę lub dwie. Przepraszam, ale to naprawdę ważne...
Chłopak otworzył oczy. Pod jego powiekami lśniły pierwsze łzy.
- Jasne, nie ma problemu – wychrypiał. – Zostaw mnie tu samego, nic mi nie będzie... Jak zawsze... Przyzwyczaiłem się do tej samotności.
- Nie mów tak – przerwałem mu. – Wiesz, że nie chcę cię zostawiać, nie w takim momencie, ale moja przyjaciółka mnie teraz potrzebuje... Wrócę najszybciej, jak się da. Obiecuję.
Gdy odchodziłem, usłyszałem za sobą cichy szmer słów:
- ...a skąd wiesz, że ja cię nie potrzebuję?...
Lecz był on tak niewyraźny, że nie miałem pewności, czy to rzeczywistość, czy tylko moje nadzieje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top