☆ Prolog ☆

   Od dawien dawna w starym miastku na uboczu, gdzie codziennie gorące i  nachalne promienie słoneczne grzały do nieznośnej temperatury, sprawiając że bosą stopą nie dało przejść się po złocistym piasku, a słone fale morskie śpiewały gorzką symfonię, rozbijając się echem o rozgrzane skały, krążyły opowiastki, o przerażającej morskiej bestii, czyhającej na życie tubylców  rozkoszujących się przyrodą.

- Jej ślepia niczym dwie bezdenne studnie pośrodku piaszczystej nicości, a w środku nich jakby dwa płomyki tańczyły zawadiacko o dominację!

- Pazury ostre niczym kosa na polu, co najmniej 10 cali długie i obrzydliwie zżółknięte i przesiąknięte pleśnią!

- Bezduszne monstrum, rozkoszujące się smakiem bezwiednych już ciał, zbezczeszczonych piaskiem i zarośnięte już wodnymi zielskami!

Tak każdy mieszkaniec z zapartym tchem opowiadał iście ważne szczegóły o tej mrożącej krew w żyłach morskiej kreatury, postrachu mórz i oceanów. Demonie kapiącym się w krwi otaczających go destrukcyjnych ludzi.

I może do dzisiejszych dni była by to jedyna słuszna racja, przekazywana coraz to kolejnym mieszkańcom skromnej wioski, którzy jedynie posłyszeli gdzieś to chaniebne kłamstwo, zachłystując się swoją wiedzą. Ale jedyną przeraźliwą kreaturą, jakiej mieszkańcy musieli stawić czoła był niski, rudowłosy chłopaczek, który położył kres tym bajką, udowadniając, że nawet najdziksze i nie skore do oswajania zwierzę, da się oswoić.

Siejący postrach w tamtym czasie temperament szczeniaka, zaraźliwa złośliwość w najmniejszych interakcjach, przeradzająca się w rękoczyny, a także świadomość tubylców, że ten bezwstydny wichrzyciel, dręczący słabsze ogniwa niszcząc tym całą harmonię i spokój hierarchi w miasteczku, sprawiał, że wszyscy byli zbyt przesiąknięci strachem lub odrazą do niego, nie chcąc podchodzić do niego nawet oddaleni o 10 stóp.

Jegomość także uważany był bowiem za wszetecznika, który nie przejmował się swoją nieatrakcyjną opinią publiczną. Liczyły się dla niego piękne dziewice i zdruzgotane oraz spragnione miłości serca, które zbłąkane w ciemnym lesie, pełnych kłójących ich gąszczy moralności, wędrowały prosto w objęcia swojego kochanka, który bezwstydnie zostawiał je następnego świtu.

Chuuya, bo tak na imię miał znienawidzony przez ludność wyspy chłopiec, niedługo miał zatopić się w relacji opierającej się na głuchej nienawiści i zawistności, pełnej bólu ale zarazem cudownej ekstazy doznań oraz ukrytej prawdzie kryjącej się za płachtą kłamliwych oszczerstw, rujnującej wszystko, co było i jest.

A to za sprawą pewnego niewiarygodnego stworzenia, które odmieniło spojrzenie na obraz świata oraz diametralnie odwróciło rolę i postrzeganie społeczeństwa przez rudowłosego.

To moje pierwsze opowiadanie soukoku tego typu, które nie jest jednoczęściowe... Mam nadzieję, że chodź trochę można czuć lekki klimat, i uwierzcie starałam się jak mogłam. To opowiadanie leżało w moich roboczych już od ponad roku i dziś w końcu je skończyłam. Rozdziały będą pojawiać się naprawdę rzadko, ponieważ do takich opowiadań trzeba mieć wenę i przypływ naprawdę ciekawych słów i sformułowań. Mam nadzieję, że opowiadanie chodź trochę wam się spodoba ☆





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top