Rozdział X
Po szokującym wyjaśnieniu Macy, wróciłam do pokoju, w którym schowałam się przed Nickiem i położywszy się na łóżku, zaczęłam myśleć o tym wszystkim. Po dłuższym namyśleniu zamknęłam oczy. Natychmiast usłyszałam głos Nicka.
- Alice... Chodź tu... Dotrzemy do Transylvanii sami...
Przerażało mnie to. Otworzyłam powieki, lecz moim oczom ukazała się jeszcze gorsza rzecz. Stał przede mną chłopak. Dobrze zbudowany z blond włosami. Nicolas Oliver Arden. Świetnie. Po prostu cudownie. Szybko podbiegłam do drzwi. Próbowałam je otworzyć, lecz na marne. Były zamknięte na klucz. Zaczęłam krzyczeć. Żadnego odzewu. Nick podszedł do mnie, a ja nie miałam gdzie uciec. Gdybym pobiegła do łazienki, to i tak by mnie dorwał. To był koniec. Wyciągnął nóż z kieszeni a ja odwróciłam głowę w prawą stronę zamykając mocno oczy. Poczułam mocny ból w gardle. Otworzyłam usta do krzyku, potem powieki i ujrzałam najstraszniejszą rzecz, której nie będę w stanie zapomnieć. Nick trzymający nóż, który był skierowany ku górze i, z którego kapała świeża krew. Uśmiechał się do mnie. Złapałam się lewą dłonią za ranę, zdjęłam ją z gardła i zobaczywszy na niej krew, upadłam na ziemię...
Przebudziłam się. Boże, co za koszmar! Usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę. Była strasznie gorąca. Czułam się tragicznie. Próbowałam stanąć na nogach, ale nic z tego, były jak z waty i automatycznie rzuciły mnie z powrotem na łóżko. Siedziałam tak parę minut dopóki moje nogi się nie ogarnęły. Znów dotknęłam głowy. Już była normalnej temperatury. Znów spróbowałam wstać. Dobra jest, podeszłam do starych drzwi i złapałam za klamkę, otworzyłam je i zeszłam po schodach do dolnej części baru. Moim oczom ukazała się Macy i Simon.
- O, księżniczka wstała. Jak się spało? - spytał Simon oparty o ladę.
- Strasznie - odparłam - miałam koszmar dotyczący Nicka...
- Co za durny cep! Jeszcze biedulkę w snach nawiedza! Powinien się wstydzić! - krzyczała Macy podając mi śniadanie na srebrnym talerzu. Kanapka z żółtym serem i kawałek jabłka w przezroczystej miseczce. Chwilę później podała mi wodę w jednej ze szklanek, które tak dokładnie czyściła. - To jak? Będziecie zaraz jechać, nie? - pokiwałam głową.
Simon po wyznaniu wydarzeń z przeszłości, zaproponował mi przejażdżkę do miejsca, z którego mogłabym się teleportować do Transylvanii. Ciche, bezludne miejsce. Najpierw oczywiście musiałabym się tego nauczyć. Macy powiedziała że najlepiej by się nadał jeden ze Szkockich klifów. Musiałabym tylko uważać żeby nie spaść w dół. Tak, wszystko wydawało się idealne, gdyby nie fakt, że Nick mógłby nas śledzić. W sumie to zawsze możemy od niego odlecieć i wrócić do wioski.
- Mogę was o coś spytać? - spytałam, patrząc, jak Macy i Simon kiwają głowami. Po chwili kobieta wzięła jedną ze szklanek i zaczęła ją energicznie wycierać - W sumie to mam parę pytań...
- Pytaj o co chcesz kochana! - wzięłam gryza kanapki, przeżułam, połknęłam i zaczęłam zabawę w detektywa.
- Wampiry niby... Em... - nie wiedziałam jak zacząć to pytanie, a na dodatek uciekło mi słowo. - Jak na wampira świeci słońce to on się nie zmienia w pył...? - spojrzałam na Simona, który kiwnął głową uśmiechając się.
- Owszem, zmienia się. - wzięłam kolejny kęs kromki - Na Ciebie to nie działa bo pewnie jedno z twoich rodziców nie jest wampirem.
- Przecież Macy mówiła że ludzie odwrócili się od wampirów...
- No tak, ale wcześniej wszyscy żyli w zgodzie dziewczę moje - rzekła Macy
- Wcześniej mogli się wiązać, mieć dzieci i tak dalej i tak dalej - dokończył Simon. Kiwnęłam na to głową, dając znak że już rozumiem. Myślałam nad jedną rzeczą...
- Czy moja mama mogła być człowiekiem...?
- Nie jest to wykluczone. A Twój tata to kto? - spytała Macy stawiając szklankę obok i biorąc kolejną.
- Hrabia Van Dracula - zamarli. Może pomyśleli że to coś strasznego lub złego? Patrzyłam się na nich ze zdziwieniem, a oni posłali sobie dziwne spojrzenie. - Co?
- Nie wiesz kim jest twój ojciec...? - pokręciłam głową na słowa Simona, który usiadł obok mnie dając prawą rękę na blat. Wzięłam łyk wody - Hrabia Dracula, to najpotężniejszy wampir na świecie... - po tych słowach zachłysnęłam się. Simon poklepał mnie po plecach aby mi przeszło. Spojrzałam na niego.
- On jest kim? - powiedziałam zachrypniętym głosem - najpotężniejszym wampirem...? - Simon i Macy kiwnęli głowami.
- A myślisz że dlaczegóż każdy tytułuje go Hrabią? - Macy spytała mnie retorycznie, lecz wzruszyłam ramionami. - On jako jedyny był w stanie chronić wampiry przed wilkołakami. Pomimo tego, że każdy z nas miał moce, nie był w stanie się do końca obronić. Dracula musiał każdego chronić. Czasami nawet groziła mu śmierć. - po tych słowach poleciała mi pojedyncza łza. Szybko ją wytarłam, lecz Simon ją zauważył i szturchnął Macy aby mnie pocieszyła. - Nie płakujta, będzie dobrze kochana. Twój tata jest najpotężniejszym wampirem na świecie, jakby mógł to by skopał całą watahę i jeszcze usmażył. - Simon parchnął śmiechem - Co się dziadzie śmiejesz!? - Macy walnęła go ręką w głowę, a ten aż się skulił i odchrząknął. Natychmiast jego mina spoważniała. A ja się lekko uśmiechnęłam.
- No dobra, a... Daleko jest do Transylvanii...? W sensie, gdzie bym wylądowała po teleportacji?
- A to wytłumaczę Ci później - powiedział Simon. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową. - Chciałabyś jeszcze coś wiedzieć? - zastanowiłam się chwilę.
- Znaliście moich rodziców? - Macy uśmiechnęła się pod nosem stawiając drugą szklankę na bok i biorąc kolejną.
- Oj tak... Szczerze mówiąc to miałam obsesję na punkcie twojego taty. Silny, umięśniony, cudownie czarne włosy... - westchnęła i się rozkojarzyła.
- Macy, konkret. - rzekł Simon
- Hm? A tak. Każda wampirzyca chciała go zdobyć. Niestety, on już miał swoją ukochaną. Liz była człowiekiem. Najpiękniejsza dziewczyna w całej wiosce. Mieszkała parę domów stąd. Gdy - przerwałam jej
- Chcę zobaczyć ten dom. Nawet jeżeli jest całkiem spalony, chcę go zobaczyć. Chcę wiedzieć gdzie mieszkała moja matka. Możemy iść teraz?
- Ale nie zdążyliśmy Ci wszystkiego wyjaśnić...
- Wyjaśnicie później.
- Później nie będzie czasu. - powiedział Simon. - Musisz się nauczyć teleportacji, dotrzeć do Transylvanii i tam rozpocząć normalne życie. Najlepiej jak najszybciej. - Oburzyłam się trochę, ale pozwoliłam im dalej tłumaczyć. Macy wzięła kolejną szklankę i zaczęła ją wycierać.
- Gdy zakochała się w Draculi, każdy ją znienawidził. Nie miała tu życia. Nie mogła nawet pójść do sklepu bo każdy wytykał ją palcem. Musiała się wyprowadzić do Transylvanii.
- Ile miała wtedy lat? - Macy spojrzała na Simona jakby szukając tam odpowiedzi.
- Dwadzieścia... Cztery?
- Trzy - poprawił ją Simon
- No to przeprowadziła się tam, pojawiłaś się Ty, a potem wyszła za mąż za Draculę. Każdy tu mówił o tobie. Najbardziej kobiety, które zazdrościły twojej mamie tego wszystkiego. Nie mogły się pogodzić z tym, że jej się udało a im nie. Ale dobra, idźta już, skoro dziewczę chce zobaczyć jeszcze te ruiny. - Macy postawiła szklankę i wzięła następną.
- Słusznie, chodź Alice. - Powiedział Simon podchodząc do drzwi wyjściowych, za którymi stały dwa konie pilnowane przez jego kolegów. Dokończyłam śniadanie i poszłam do Simona, uśmiechając się do Macy. Pomachałam jej i wyszłam na świeże powietrze spoglądając na przepiękne konie. Jeden był biały jak śnieg z niebieskimi oczami, a drugi czarny z zielonymi. Podeszłam do białego i wyciągnęłam rękę. Wystraszyłam się, gdy ten, od razu dał mi się pogłaskać. Jego sierść była idealnie gładka i miękka. Po prostu koń marzeń. - Alice, chcesz zobaczyć ten dom czy od razu jechać? - spytał Simon stojąc przy jakimś starym budynku. Podbiegłam do niego i ruszyliśmy w stronę budynku gdzie mieszkała kiedyś mama.
Mijaliśmy stare ruiny, które były spalone prawie na wiór. Czarne deski mówiły same za siebie. Minęliśmy chyba pięć domów, aż w końcu dotarliśmy. Simon stanął i wskazał ręką dziurę, w której kiedyś znajdowały się drzwi. Weszłam tam ostrożnie. Budynek, tak jak inne, najprawdopodobniej miał dwa piętra. Tu akurat, były jeszcze resztki ze schodów. Poręcz i parę desek to jedyne co z nich zostało. Na ziemi były lekkie prześwity promyków słońca padające na dziurawy dach. Był też mały, kamienny kominek, który wyglądał na spalony, ale jako jedyny był w całości. Szłam powoli po deskach zmieszanych z ziemią patrząc pod nogi, wiedząc że w każdej chwili mogę zrobić sobie krzywdę.
W dalszej części domu były resztki okna. Pełno szkła, a po oknie pozostał jedynie próg i kawałek kamiennego parapetu, reszta była na ziemi. Podeszłam tam i zauważyłam coś ciekawego. Coś się świeciło w szkle i deskach. Ukucnęłam i zaczęłam delikatnie szperać w odłamkach szkła. Cicho syknęłam czując ból w ręce. Przecięłam się. Po prostu cudownie! No nic, musiałam ignorować ból, co wcale nie było łatwe. Pod szkłem był pierścionek. Czarna obrączka, która kiedyś była złota i rubin na czubku. To on się świecił. Wstałam patrząc na niego i odwróciłam się w stronę Simona.
- Simon... - powiedziałam - spójrz co znalazłam... - podeszłam do niego i dałam mu znalezisko, które dokładnie obejrzał.
- Hm... Pamiętam. Należał do Twojej matki, dostała go od Hrabii. - schował go do kieszeni i położył rękę na moim ramieniu. - nie martw się, później go oczyścimy i ty go dostaniesz, a teraz chodź.
Wróciliśmy do koni. Simon pomógł mi wsiąść na białego rumaka, a on sam wskoczył na czarnego.
- Umiesz jeździć? - spytał
- Nie, ale nauczę się w trakcie. - uśmiechnęłam się. Złapałam za wodze i jakoś ruszyłam, starając się nie pędzić jak postrzelona. Simon jechał obok mnie, pilnując czy wszystko w porządku. Dawałam radę.
Jechaliśmy bez przerwy. Co kawałek były piękne łąki i lasy. Minęliśmy małe jeziorko, w którym pływały kaczki i duży, piękny, śnieżno biały łabędź. Lepszego widoku nigdy nie widziałam. Wjechaliśmy do jakiegoś lasu. Ptaki radośnie śpiewały, liście drzew ruszały się w rytm wiatru, a ja się cieszyłam czując wiatr we włosach. Wszystko było takie piękne że aż zapierało dech w piersiach. W oddali było widać kolejną łąkę.
- Tam będziemy ćwiczyć. - oznajmił Simon
Gdy dojechaliśmy na miejsce, zatrzymaliśmy się i zeszliśmy z koni prosto na miękką trawę. Poczułam cudowne wilgotne powietrze, które wiatr dmuchał w naszą stronę zabierając je morzu. Podbiegłam do końca klifu i spojrzałam w dół, uważając aby nie spaść. Gdybym tam spadła, byłoby po mnie. Nick pewnie by się ucieszył, pomyślałam.
- Alice, chodź, zaraz Cię wszystkiego nauczę. - uległam przyjemnemu głosowi Simona i wróciłam do niego. - A więc to działa tak, musisz pomyśleć o miejscu, w którym chcesz się znaleźć, zamykasz oczy, wypełniasz się, wyobrażasz siebie w tym miejscu i lekko podskakujesz a potem - zrobił tak jak powiedział. Zamknął oczy, wypełnił się miejscem i podskoczył. Zniknął. Rozejrzałam się ale nie było go. Odwróciłam się a on stał przede mną - widzisz? Proste jak drut. Teraz Ty spróbuj. Na początek spróbuj się przeteleportować na... Skraj lasu.
Byłam lekko zestresowana, ale chciałam spróbować. Zamknęłam oczy, wypełniłam się tym miejscem i podskoczyłam. Otworzyłam powieki i ujrzałam skraj lasu, lecz był daleko. Nie udało się.
- Spróbuj jeszcze raz, Alice - powiedział Simon - na spokojnie, uda Ci się. Kiwnęłam głową. Oczy. Myśl. Wypełnienie. Skok. Otworzyłam jego oko aby się nie rozczarować gdyby mi się nie udało. Stałam przodem do lasu. Zdolna jestem, pomyślałam. Spróbowałam zrobić to w drugą stronę.
Udało się za pierwszym razem.
- Brawo Alice, jesteś gotowa. Jeszcze parę razy poćwiczysz i możesz się przeteleportować do Transylvanii. - powiedział Simon krzyżując ręce na klatce. Chciałam to zrobić teraz, ale przypomniało mi się coś...
- A pierścionek?
- Czyli jednak wracamy. - zaśmiał się lekko Simon, czytając mi w myślach. Gdy mieliśmy już wsiadać na konie, przypomniało mu się moje wcześniejsze pytanie - Pytałaś się gdzie byś wylądowała w Transylvanii, ale teraz chyba już wiesz. Jakbyś pomyślała o na przykład mamie, to znalazłabyś się obok niej. - kiwnęłam głową.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego, a on machnął ręką.
- Nie ma za co młoda. - powiedział po czym wsiedliśmy znów na konie i powoli ruszyliśmy w stronę wioski.
Konie truchtały przez las, ale potem jakoś się pochyliłam i mój zaczął pędzić bardzo szybko skacząc. Starałam się nad nim zapanować, ale nie wychodziło mi to za bardzo. Koń biegł jak opętany, aż w końcu stanął na tylnich nogach. Upadłam, uderzając głową o coś twardego. Poczułam straszny ból, zwinęłam się w kulkę, lecz zdążyłam ujrzeć jak koń biegnie w stronę wioski i słyszałam też konia Simona. Ujrzałam go i zamknęłam oczy, usypiając. Ostatnie co pamiętam to dotyk Simona i twarde ciało konia, na które Simon mnie dał aby zawieść do wioski.
Znów nie wiedziałam kim jestem. Nie wiedziałam skąd pochodzę. Po prostu pustka...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top