Rozdział IX
Gdy się przebudziłam, postanowiłam sprawdzić gdzie jesteśmy. Zdjęłam koc z twarzy, od razu napotykając promyki słońca i nie tylko...
... Człowiek, który kierował końmi do destynacji, stał przed nami, a za nim rozciągała się piękna polana z kwiatami o różnych kolorach. Błękit, czerwień, róż, fiolet i pomarańcz. Rododendrony, niezapominajki, fiołki i róże. To było najpiękniejsze miejsce jakie kiedykolwiek ujrzałam. Szturchnęłam lekko Nicka aby się obudził. Wstał i szybko usiadł. Mężczyzna zbliżył się do nas. Teraz ujrzałam jego brzydką, suchą jak wiór, spaloną, brudną skórę, zmarszczki i wory pod oczami. Miał ręce na biodrach, a jego wyraz twarzy mówił sam za siebie.
- Co wy tu robicie!? - krzyknął sprawdzając oczyma wóz - Co zrobiliście z moim towarem bachory!?
Nie wiedzieliśmy co mamy robić, uciekać czy go przepraszać i naprawić zło, które zrobiliśmy. Siedzieliśmy tak i patrzyliśmy się w oczy powoźnika. Niczego nie było widać, oprócz czystej złości, którą w sobie miał. Podniósł brew czekając na odpowiedź.
- Em, my właśnie... - wyjąkałam - chcieliśmy się dostać do - spojrzałam na Nicka kiwając głową - Transylvanii.
Wymusiłam uśmiech na twarz. Miałam nadzieję że mężczyzna w to uwierzy. Jednak jego reakcja mnie zdziwiła.
- Do Transylvanii? Po co się tam wybieracie? Chcecie żeby wampiry zjadły was żywcem, czy chcecie sami się przemienić w wampiry? - zaśmiał się głośno łapiąc się za brzuch, którego prawie nie było. Spojrzałam na Nicka, który jedynie wzruszył ramionami. - Dzieciaki, jeżeli jesteście spełna rozumu, to nie wybierzecie się tam, no chyba że chcecie skończyć w żołądkach wilkołakach - Nick się zaśmiał słysząc to wszystko - To nie jest chłopcze śmieszne. Ostrzegam was. Nie jedźcie tam jeżeli chcecie mieć piękne życie.
Nick zrobił szybką akcję. Wskoczył na siedzenie, złapał lonżę i uderzył nią lekko konie, dając im znak aby jechały. Konie od razu ruszyły, stukając kopytami o miękkie podłoże, którym była jasno zielona trawa i kwiaty. Żal mi ich było, ale musieliśmy dotrzeć do domu. Patrzyłam na mężczyznę wzruszając ramionami, on natomiast starał się nas dogonić, ale jego wiek nie dawał mu jakichkolwiek szans na złapanie powozu. Słyszałam jego krzyki i szczerze mówiąc zrobiło mi się smutno i przykro gdy ten klnął na nas.
Usiadłam obok Nicka ze smutną miną. On był zbyt zajęty prowadzeniem koni aby zauważyć mój smutek. Schyliłam się i wyciągnęłam lewą dłoń aby poczuła płatki cudów natury jakimi są kwiaty. Niestety parę róż zachaczyło o moją ranę na nadgarstku, z którego ponownie zaczął lecieć czerwony płyn. Nadal miałam na niego ochotę, lecz nie mogłam nikomu niczego zrobić w dzień. Ktoś mógłby to zobaczyć. Nie chciałam kolejnych kłopotów.
Zabrałam rękę z kwiatów, po czym położyłam swój nadgarstek na prawej dłoni, wiedząc, że zaraz wszystko będzie poplamione. Myślałam nad jednym...
... Czy Nick wiedział w którą stronę jedziemy? Postanowiłam go o to spytać, lecz ten spojrzał się na mnie jak na głupią.
- Nie jestem pewien, ale wydaje mi się że jedziemy na wschód. - powiedział, a ja się jedynie uśmiechnęłam, kiwnęłam głową i odwróciłam ją w drugą stronę. To nie był szczery uśmiech, lecz Nick go nie zauważył. Jechał dalej, ku architekturze, którą było z daleka widać.
Dotarliśmy do jakiegoś miasteczka, albo raczej wioski, z paroma budynkami. Z racji tego, że Nicolas nie był pewien czy napewno jedziemy na wschód, dobrze byłoby się kogoś spytać.
- Spytajmy kogoś o drogę. - powiedziałam, spoglądając na miasteczko, które samo w sobie było opustoszałe i wyglądało jak wyciągnięte z horroru. Szarawe budynki, które były kiedyś zamieszkane przez rodziny z dziećmi. Z domów sypał się tynk, za którym było widoczne stare, spruchniałe drewno. Budynki ledwo co miały dachy. Parę kawałków drewna, to jedyny dach, który chronił wszystko od deszczu. Drewno nie spełniało się w tej roli.
Nick zatrzymał się na starej, brzydkiej, zniszczonej dróżce, która zawijała się między budowlami i, z której zostało tylko błoto. Kiedyś była pewnie cała z kamieni, lecz lata zrobiły swoje. Gdzie niegdzie było nawet widać pojedyncze kostki. Westchnął, spojrzał w dół i momentalnie jego wzrok był ulokowany na mnie.
- Alice. - zaczął - Nie będziemy pytać nikogo o drogę, bo pewnie będą się zachowywać tak jak tamten stary dziadziuś od koni. - jeden koń parchnął, jakby wiedział że Nick mówi o jego właścicielu. Patrzyłam na blondyna niewinnym wzrokiem, lecz jego to nie przekonywało. Krzyknął a ja się skuliłam i odsunęłam trochę od niego. - Nie spytamy się i koniec! Rozumiesz!? Może i nie znam drogi do Transylvanii, ale prędzej czy później tam dojedziemy i to bez pomocy innych!
Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się. To nie był ten Nicolas, którego poznałam parę dni temu. To nie jest ten Nicolas, który mnie pokochał. Czułam jak bije mnie swą złością. Zeskoczyłam z przyczepki i ruszyłam w stronę szarych budynków. Biegłam ile sił w nogach. Usłyszałam wołanie Nicka. Nie zwracałam na niego uwagi. Chciałam być jak najdalej od niego.
Najpierw udaje cudownego braciszka, potem robi mi najgorszą krzywdę jaką jest gwałt. Później udaje cudownego chłopaka, a po chwili zmienia się w monstrum, które wrzeszczy na niewinną wampirzą niewiastę. Nic mu nie zrobiłam, a on mnie tak traktuje...
Porażka.
Biegnąc, rozglądałam się gdzie moje się ukryć. Niestety wioska była opustoszała i pomimo tuzinów kryjówek, Nick z łatwością by mnie znalazł. Każda dróżka była jednym, wielkim błotem. Skręciłam w prawo, mijając jakąś małą kawiarenkę, która pewnie za swoich czasów miała ogromny ruch. Ludzie przychodzili, pili kawę, jedli ciasta i wychodzili, śmiejąc się i czerpiąc radość z życia.
Nad starymi okiennicami, których już od dawna nie ma, nadal znajdował się szary szyld, z którego pospadały litery, lecz ślad po nich pozostał. "The Marshmallow Lady".
Przez chwilę chciałam się tam schować, ale stwierdziłam że to może być pierwsze miejsce do jakiego zajrzy. Kawałek dalej, po drugiej stronie uliczki był mały, dwupiętrowy bar. Wyglądał na świeżo otwarty. Współczuję osobie, która prowadzi ten interes. Spojrzałam na szyld. Ten sam co kiedyś miał lokal, który przed chwilą minęłam. Dziwne.
Weszłam do śródka. Pierwsza rzecz, która przykuła moją uwagę, to jasna, prawie że biała, lada, przy której stały jasne krzesła, a za ladą starsza kobieta z siwymi włosami i okularach z czarnymi oprawkami, w których jej brązowe oczy wyglądały na strasznie duże. Miała na sobie cudowną czarną bluzkę z krótkim rękawkiem, biały fartuch i niebieskie jeansy. W prawej ręce trzymała ścierkę, którą wycierała szklankę, obracając ją energicznie w drugiej ręce.
Lokal był jakby wyciągnięty z koszmaru. Dość klasycznego koszmaru. Drewniane, okrągłe stoliki, na których były jasne obrusy. Obok stolików były, również drewniane, krzesła bez oparć. Obok lady, znajdowały się dość spore, równie drewniane schody, które pewnie prowadziły do jakichś pokoi, lub drugiej części baru.
Wytarłam łzy i ujrzałam pięciu mężczyzn przy stoliku. Spojrzałam na nich raz i ani razu więcej. Ich wygląd mnie przerażał. Stare, zniszczone koszule i podarte spodnie. Pierwszy mężczyzna był łysy z niebieskimi oczyma, drugi, również niebieskie oczy i blond włosy, trzeci, zielone oczy i czarne włosy, czwarty, brązowe oczy i blond włosy, a piąty miał czarne włosy, które powoli zmieniały się w siwe. Jego oczy były czarne. Chwila, co? Pierwszy raz ujrzałam czarne oczy. Ich wzrok był przerażający. Patrzyli się na mnie jakby pierwszy raz zobaczyli dziewczynę. Wyglądali jak pijacy, którzy mieszkali pod mostem lub na tej błotnej drodze, albo w jednym ze starych domków. Zrobiłam duże oczy i ruszyłam w stronę lady, patrząc na nią.
- Ej! To lokal tylko dla pełnoletnich! - krzyknął jeden z nich. Starałam się uniknąć sprzeczki z bezdomnymi. - Głucha jesteś!?
Idź, nie oglądaj się, ignoruj ich, powtarzałam sobie w głowie bez przerwy. Im bliżej byłam lady, tym bardziej miałam dziwne uczucie że śledzą mnie wzrokiem. Najchętniej to bym stąd wyszła, ale musiałam się gdzieś ukryć przed Nickiem.
- Spójrzcie na jej nadgarstki - szeptali do siebie, a ja wiedząc że się na mnie patrza
- Pewnie dziwka - rzekł jeden z nich.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie znali mnie, a oceniali po moich bliznach. Podeszłam do lady i usiadłam na jednym z krzeseł. Poprosiłam kobietę o szklankę wody. Podała mi ją i oparła się jedną ręką o ladę a drugą dała na biodro.
- Chłopak Cię rzucił żeś taka smutna? - spytała z mocnym szkockim akcentem - może wódki się napijesz? Ona szybko postawi Cię na nogi.
- Nie, dziękuję. Woda powinna wystarczyć... - oparłam się ręką - mogłaby mi pani pomóc...?
- A w czym panienka potrzebuje pomocy? - spytała miłym głosem
- Mogłaby mi pani pomóc się ukryć...?
- Oj, a któż to Cię goni? - machnęła rękoma i wzięła kolejną szklankę, znów energicznie wycierając.
- Mój chłopak... A raczej były... Z resztą nieważne kto - dałam rękę na ladę pod piersi biorąc łyk wody - Pomoże mi pani?
Kobieta skończyła ją wycierać, zastanawiając się. Postawiła ją na półce za sobą a ja zaczęłam dookoła jeździć palcem po szklance.
- Słuchaj dziewko - powiedziała odwracając się i biorąc następną szklankę - z chłopami jak z kotami. Jak zatęsknią albo zgłodnieją to wrócą, a ten najwyraźniej się na Ciebie uwziął. Ta piątka też - wskazała głową pijaków - wracają gdy ich gęby zachcą piwska. Ej panowie! - zawołała pijaków. Ze strachu spojrzałam się w jeden punkt, zwijając się w lekką kulkę i przestając rysować okrągły obwód na szklance. - Chodźta tu a nie ciągle moczycie te mordy w piwie!
- Coś ty kobieto powiedziała!? - krzyknął ten, który nazwał mnie dziwką - Cofnij to albo porozmawiamy inaczej! - słyszałam jak strzela kostkami. Ciche strzelanie dziecięciu palców a po chwili dwa głębokie strzały. Kości karku. Bałam się ich coraz bardziej.
- Oj tam stary pryku! Zawsze tak gadasz jak was wypraszam gdy zamykam a w rzeczywistości guzik mi capie zrobisz bo się boisz! Lepiej idź do pokoju z dziewką i pomóżta jej się ukryć przed jej byłym!
- A co jak nie?
- Nie!? - kobieta machnęła ścierką na plecy i zrobiła taką minę, jakby chciała coś mu zrobić, czyli zabić, z ciekawości spojrzałam na mężczyznę. Wystraszył się jej.
- Dobra dobra! Pomogę! Ale za to nie będziemy płacić do końca miesiąca za piwa!
- I tak darmozjadzie przychodzisz z koleżkami i nie płacicie bo niby zapominacie więc co to za różnica! - uderzyła ścierką o ladę - pomóżta jej! Ale już! Zrobicie jak raz dobry uczynek!
Mężczyzna westchnął i powiedziawszy kumplom żeby zostali, zaprowadził mnie na górę. Na piętrze znajdowało się chyba sześć, albo siedem pokoi, z czego dwa miały otwarte drzwi. Korytarzyk prowadzący do pokoi, był cały drewniany, a drewno z podłogi powoli szło na spacer tworząc małe dziury. Z pozostałych, wydobywały się ciche śmiechy i rozmowy. Pijak zaprowadził mnie do jednego z pokoi. Kazał mi wejść jako pierwszej i zamknął za mną drzwi. Szybko podbiegłam do okna, sprawdzając czy Nick jest gdzieś blisko lokum. Nie widziałam go, więc albo jeszcze tu nie dotarł, albo jest już w środku.
Pokój był dość mały. Jedno łóżko, które stało na przeciwko drzwi, i na którym była biała jak śnieg pościel, okno było strasznie brudne, tak jak jego kiedyś biały próg. On również był brudny, lecz do tego stopnia, że nie dużo mu brakowało do czerni. Po lewej stronie drzwi, znajdował się mały stolik z dwoma taboretami, a na przeciwko tego spruchniałe drzwi do łazienki, a obok nich stał również stary, szarawy, skórzany fotel, z którego skóra schodziła małymi płatkami. Podeszłam tam. Była tam miska, toaleta i maleńki zlew, który był cały w kamieniu. Skrzywiłam się. Spojrzałam na sufit i to był mój błąd. W prawym górnym rogu, ujrzałam ogromnego pająka z czerwonym krzyżem na jego grzbiecie. Wszystkie ściany były szarawe ze starości, a farba powoli odpadała. Szybko wróciłam do pokoju i znów stanęłam przy oknie.
- Cóż się temu chłopowi stało że Cię mała goni, he? - spytał mężczyzna - Kimże on jest?
- To... Skomplikowane... - odpowiedziałam lekko wystraszona. Mężczyzna usiadł na fotelu. Zobaczył chyba że się go trochę boję. Nawet trochę bardzo...
- Ej, nie bójta się mnie, nie zrobię Ci krzywdy wampirzyco - jego akcent był bardzo dziwny. "Wampirzyco" w jego ustach zabrzmiało jak "wompirzyco". Zdziwiłam się. Skąd on wiedział że jestem wampirem? Spytałam się go o to. - powiem Ci mała żeś blada jak trup i kły masz niczego sobie, oczy zmieniają kolor, a po za tym chcesz się dziewko krwi napić. Tak, umiem czytać w myślach, też żem wampir. - rodak może mnie nie zabije - moi koledzy i kobietka zza lady też wampiry, tyle że my już stare dziadki jesteśmy i babcia do kompletu, więc nam kły wypadły i każdy bierze nas za człowieka. Powiem Ci że nawet fajnie tak, przebywasz wśród wrogów i żaden ci krzywdy nie robi, nie daje wąchać czosnku ani nie grozi kołkami. A w ogóle to żem się nie przedstawił. Simon jestem.
- Alice... Miło mi - spojrzałam się na niego lekko uśmiechając, lecz po chwili znów spoglądałam przez okno. Strach mnie sparaliżował...
... Ujrzałam Nicka. Od razu spanikowałam. Gdzie miałam się ukryć? Nie było gdzie.
- Zamień się w nietoperka i wciśnij się tu - podniósł poduszkę z fotela, które było strasznie brudne. Przez chwilę wahałam się czy tam wejść, krzywiąc się, ale nie miałam wyboru. Zmieniłam się i wcisnęłam, a Simon położył ją lekko na mnie. Z dołu było słychać rozmowę, która toczyła się między Nickiem, kolegami Simona i barmanką.
- Widziała pani może taką dziewczynę w czarnej sukience i blond włosach? - spytał Nick. Zaczęłam się trząść ze strachu.
- A ktoś ty że chcesz wiedzieć? - spytała barmanka
- Nie ważne, powie mi pani, czy nie?
- A powiem. Nie widziałam tej dziewki, a teraz proszę opuścić lokal, bar jest jedynie dla takich starych dziadów jak te osły co siedzą na tyłku i chleją piwsko całymi dniami.
- Nigdzie się stąd nie ruszę dopóki nie odnajdę Alice!
Usłyszałam odgłos uderzającej ścierki o ladę.
- Nie ma jej tu! Głupi ty!? Wyjdź stąd!
Następne co było to kolejne uderzenie o ladę. Nick musiał się porządnie wkurzyć i uderzył pięścią o biedny blat. Po tym były kroki.
- Masz jakiś problem młody?
Znów kroki, tym razem po schodach, były coraz głośniejsze i szept barmanki i jednego z pijaków.
- Żal mi chłopa
- Najwyżej dostanie po ryju albo skończy w grobie.
Huk i krzyk.
- Proszę stąd wyjść! To nasz pokój! - krzyczała wystraszona kobieta. Nick musiał wejść do pustego pokoju, trzaskając drzwiami i otworzył następne, za którymi znajdowała się rodzina. Znów huk i ten sam tekst, proszący o opuszczenie pokoju. W końcu Nick dotarł do naszego pokoju. Skuliłam się ze strachu.
- Ktoś ty? - spytał Simon
- Widział pan... Oh, em... Przepraszam, już wychodzę... - powiedział skrępowany, zamykając drzwi. Simon poczekał chwilę aż Nick wyszedł całkiem z baru, po czym podniósł poduszkę i powiedział że mogę wyjść. Wyleciałam i zmieniłam się w wampira. Moim oczom ukazała się groza, która mnie zawstydziła.
Simon stał przede mną w samym ręczniku, który zakrywał intymną część ciała. Jego klatka była cała podrapana, a na brzuchu, którego prawie nie miał, była ogromna blizna, a żebra wystawały tak mocno, że wyglądały jakby chciały się z niego wydostać. Zakryłam dłońmi oczy. Coś błysnęło a ja z ciekawości odkryłam twarz i spojrzałam na Simona. W mgnieniu oka jego ubiór zmienił wygląd. Znów był w starych łachach. Nie dziwię się Nickowi że się przestraszył.
- Co się Panu stało...? - spytałam
- A tam Panu. Wilkołak mnie niegdyś dopadł i wyciągnął ze mnie wszystkie flaki, kolega zdołał mi jedynie włożyć wątrobę na miejsce a reszta poszła do śmieci bo nie dało się tego uratować. Chodźmy na dół dziewczę. - powiedział otworzywszy drzwi. Wyszłam z pokoju jako pierwsza, on zaraz po mnie, po czym zaczęliśmy schodzić po skrzypiących schodach, słysząc głosy pijaczków i barmanki.
- Głupi, głupi! - krzyczała barmanka. Dotarliśmy na dół. Wszyscy byli przy jednym stoliku, który stał na środku baru. Kobieta wycierając stolik co marudziła pod nosem na Nicka. - Szkoda mi go, ale cóż, na durnia lekarstwa nie ma. Tak jak na was kretyni! Pijacy... - prychnęła kręcąc głową.
Mężczyźni spojrzeli się na nas gdy podchodziliśmy do stolika. Simon odsunął mi krzesło, abym usiadła. Gdy to zrobiłam, przysunął mnie delikatnie do stolika.
- Od kiedy ty taki szarmancki? - spytała barmanka
- Zamknij się Macy! Trza jej wszystko opowiedzieć
- Jak ona młoda. Pewnie nie wie jak to było kiedyś. Nie trzeba.
- Ale co wyjaśnić? - wyjąkałam - co było kiedyś? - barmanka usiadła na krześle obok mnie i westchnęła.
- Powiedz mi młoda, kiedy się urodziłaś
- 13 grudnia 1465 roku - patrzyłam na każdego lekko wystraszona. Mieli mi coś do wyjaśnienia, mimo tego że mnie nie znali... Kim oni byli? Co mieli mi do powiedzenia? Miałam nadzieję że zaraz mi wszystko wyjaśnią ze szczegółami...
- Mów jej - powiedział Simon krzyżując ręce na klatce.
- Ja!? Jak to ty zacząłeś cepie! Ale dobra... - rzekła Macy poprawiając się i przyjmując wygodną pozycję siedzenia. - parę lat przed twoimi narodzinami... W 1462 roku chyba...
- 1460 - powiedział jeden z przyjaciół Simona
- Ja mam opowiadać czy ty!? Zamknij ryj. Działy się straszne rzeczy ze strony wilkołaków... - kontynuowała - zaczęli pragnąć ludzkiego i wampirzego mięsa, gdy znudziło im się zwierzęce... W nocy, chodzili do różnych wiosek i szukali po cichu domu, w którym wszyscy spali. Może i to dziwne, ale wchodzili do domów przez kominy, gdy jakieś były. Niby takie duże stworzenia, ale potrafiły się wcisnąć w takie miejsca.
- Czasami też atakowali ludzi, którzy pracowali, lub wcześnie rano wstawali - powiedział mężczyzna, który był bez włosów. Macy kiwnęła głową patrząc się na niego, potwierdzając to co mówił.
- W końcu ludzie się zbuntowali i odwrócili się od wampirów, twierdząc, że to oni napuścili na nich wilkołaków - mówiła dalej - próbowali się bronić, lecz to na nic. Każdy wampir, co do jednego, przeprowadził się do Transylvanii, czyli do Rumuni. Ich radość nie była duża. Po paru latach do miasteczka niedaleko Transylvanii zaczęły się przeprowadzać wilkołaki, budując nowe wioski, lecz zanim to zrobili, spalali każde miasto lub wioskę, w której mieszkali ludzie. Tą tu też. Za swoich czasów ta wieś cieszyła się sławą. Była najbardziej prosperującą wioską w całej Szkocji. Turyści chętnie tu przyjeżdżali. Czasami nawet królowie przyjeżdżali, tylko po to, aby coś zjeść, lub spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu. Zapewne widziałaś tą kawiarenkę pod tą samą nazwą co mój bar, prawda?
- Tak - odparłam
- No więc ona była najchętniej i najczęściej odwiedzanym miejscem. Niestety, wioskę powoli szlag jasny trafiał. Wilkołaki ciągle tu przychodzili i podpalali ją. Odbudowywano ją nie raz, nie dwa, lecz chyba z tuzin razy, dopóki ludzie się nie poddali. Najbogatszy człowiek, który tu mieszkał za każdym razem dawał pieniądze na odbudowanie jej. Po ostatnim podpaleniu zbankrutował i wpadł w depresję. Po paru miesiącach zmarł. Król miał sporo kasy, ale był największą sknerą jakiej nigdy nikt nie widział. Nawet grosza nie dał ze swojej kieszeni. Dla niego, liczyły się tylko korzyści. Był takim durniem jak ta piątka. Powiedz mi dziewczę, pamiętasz coś z tamtych lat? - Macy wyprostowała się, wycierając czoło lewą dłonią.
- Nie, miałam jakiś wypadek i straciłam pamięć... Ale śniło mi się ostatnio że bawiłam się z mamą, potem przyszedł jakiś facet i zaczął bić się z tatą, a ja spadłam ze skarpy... Myśli pani że to mógł być wilkołak...? - spytałam podejrzliwie. Każdy na siebie patrzył ze zdziwieniem.
- Tak. A ten chłoptaś co cię szukał, to kimże on jest?
- Wilkołakiem... - Macy wyglądała na przestraszoną, ale zdenerwowaną.
- Co za bałwan! Ja mu dam! Nie będzie mi tu lokalu i niewinnej dziewki atakował! Dziadki, chcecie się na coś przydać? Możecie tu zostać, ale macie jej pilnować, jasne? - wszyscy kwinęli głową, zgadzając się na to. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że mam na kogo liczyć i wiedząc że Nick nie zrobi mi krzywdy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top