26. O nie! Leeecimyyy!!!

*Tom*

Spakowałem walizkę. Jest godzina 5 nad ranem. Pozostali jeszcze śpią. Przemknąłem się po cichu na dół, zjadłem lekkie śniadanie, napisałem wiadomość na kartce i ruszyłem na lotnisko. Mój samolot odlatywał 5:45, więc miałem jeszcze z 30 minut.

*Time skip*

Po odprawie nie zostało już nic innego, jak czekać na samolot. W końcu nadszedł ten czas. Siadłem w wyznaczonym mi fotelu i spojrzałem przez okno. Na zewnątrz lekko kropiło. Nie znam się za bardzo, ale lekki deszcz  chyba nie uziemi samolotu, a przynajmniej mam taką nadzieję.

Na szczęście po 10 minutach ruszyliśmy. Z początku były turbulencje, ale to normalne... Do Norwegii mieliśmy jakieś 3, 4 godziny lotu.

Samolot wznosił się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu wyleciał ponad chmury. Jakie to wspaniałe uczucie! A jakie niepowtarzalne widoki! Mało kto wie, ale był to mój pierwszy lot... Byćmoze dlatego się tak zachwycam... Ale nie czas na to, trzeba przemyśleć co dalej, jak wyląduję. Narazie postanowiłem się zdrzemnąć...

*W Norwegii u Torda*

*Tord*

Uczyłem się chodzić na nowo, niczym niemowlęcie. Wtedy te gruzy sparaliżowały też moje nogi, ale nie do tego stopnia, żeby było je trzeba "wymieniać". Z ręką szło mi już lepiej. Opanowałem ją w kilka godzin po obudzeniu się z nią. Z jednej strony to teraz będę sie wyróżniać i zwracać na siebie uwagę, ale z drugiej strony, jak się ktoś przyczepi, to mogę mu przypierdolić ze stalowej pięści hehe. Zobaczymy, co wtedy powie!

Co do wojsk wroga, na razie się wycofały. Nie wiadomo co te chuje knują. Musimy zachować wszelkie środki ostrożniści...

*Gdzieś nad Morzem Północnym w samolocie*

*Tom*

Obudził mnie głos pilota z głośnika. Powiediał, że właśnie kończymy przelatywać przez Morze Północne i wlatywać do Norwegii.

- Fajnie! - Ucieszyłem się.

W sumie to nie spodziewałem, że to będzie tak szybko.

- Za 15 minut będziemy lądować - dokończył głos z głośnika.

Lecimy jeszcze chwilę, aż ty nagle coś zatrzęsło samolotem, z wielkim hukiem. Nie wiedziałem, co sie dzieje. Wyjrzałem przez okno. O nie! Leeecimyyy!!! I to w dół!! Czyżby ktoś zestrzelił samolot?...

Chwilę później byliśmy już blisk ziemi. Zginę... I to w taki sposób... Już miałem zamykać oczy i czekać na śmierć, aż tu nagle jakimś cudem, otworzyła się zjeżdżalnia ratunkowa, tyle że w środku. Szybko wysiadem z fotela i dosłownie zleciałem na nią, aby się tam schować. Leciałem pionowo, razem z samolotem. W końcu wpadłem na dmuchańca. Zdążyłem schować się do połowy i w tym momęcie samolot rozbił się. Dostałem wybuchem po oczach. Nic nie widziałem. Teraz dopiero czekała mnie śmierć...

*U Torda w bazie*

*Tord*

Właśnie nauczyłem się chodzić, dosłownie przed chwilą. Jeszcze trochę się chwiałem, ale radziłem sobie świetnie. Podszedłem do okna. Coś leciało pionowo w dół.

- Co to jest? - Zadałem sobie pytanie.

Po chwili nastąpił huk i wybuch. Czyżby wróg znowu atakował? Dosłownie chwilę po tym, do pokoju wpadł któryś z żołnierzy.

- Sir, samolot się rozbił niedaleko stąd! - wydyszał.
- Jak daleko?
- Z 15 kilometrów? Pananprzełożony, Paul, powiedział, żebyśmy pojechali tam rozeznać sytuację.
- Skoro on tak mówi... To jedziemy! Szybko, nie ma czasu, mogą być ranni!

Wsiadliśmy do ciężarówki wojskowej i ruszyliśmy. Po kilkunaatu minutach byliśmy na miejscu wypadku.

- Wy! Przeszukać samolot w poszukiwaniu poszlak wypadku! - Wskazałem na grupę żołnierzy. - A ja i wy szukamy rannych! - Pozostała grupka wojskowych, ja, Pat i Paul ruszyliśmy na poszukiwania.

- I jak, macie coś? - Rzuciłem w stronę Paula
- Tak, Sir. Kilka ciał, już nieżywych... Niestety...
- Szukać dalej! - odkrzyknąłem i jeszcze nie wiedziałem, że to była najistotniejsza decyzja w moim życiu...

*Tom*

Słyszałem jakieś głosy, ale dalej nic nie widziałem. Po omacku znalazłem kawałek jakiejś rurki i zacząłem stukać o jakiś metal z nadzieją...

*Tord*

- Ciszaa!! - Krzyknąłem - Słyszeliście to?
- Szefie, tam! - Wskazał któryś z żołnieży na ruszającą się dmuchaną zjeżdżalnie.

Podeszliśmy tam. Kazałem odgarnąć dmuchańca i nie dowierzałem własnym oczom. Tam leżał mój Tom!

- Tom! - Krzyknąłem - Tom! Dlaczego!? Dlaczego ty!? - Chciało mi się płakać, jednak powaga wśród armii przezwyciężyła.

Kazałem jak najdelikatniej zabrać go od razu do bazy i opatrzeć. Sam pojechałem z nim. Reszta armii szukała dalej.

*Tom*

- T-tord? - Odezwałem się cicho. Dalej nic nie widziałem.
- Tom! Ty żyjesz! - ucieszył się
- T-tord,  jj-a  n-nic  nie-e  w-wi-dzęę... - wysapałem
- O nie...

*Time skip*

*Tord*

- Zabrać go od razu na oddział opieki intensywnej, rozkaz!
- Tak jest, Sir! - odkrzyknęła równo chórem grupka żołnierzy.

Sam poszedłem za nimi. Chciałem być przy Tommym...

Wyspecjalizowany lekarz wojskowy od razu przebadał go dokładnie. Oprócz odrapać, mniejszych ran i nadwyrężeń, okazało się, że ma uszkodzony wzrok...
Wystraszyłem się. On był taki biedny...

Leżał w bezruchu, nic nie widział... Nie mógł nawet ujrzeć mnie! Poświęcił się by mnje odwiedzić! A ja co... Mam mu powiedzieć, że nie da się go odratować...? Nie mogę tak... Szkoda mi jego cierpień...

Po chwili wpadłem na pomysł. Zwołałem wszystkich inżynierów i elektryków z bazy i nakazałem im natychmiastowe skończenie mojego projektu EyE5045. Oni poważnie przytaknęli i pobiegli. Ja zoatałem z Tommym.

- Wszystko będzie dobrze... - szeptałem mu do ucha i głaskałem delikatnie jego dłoń...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No! Więc macie kolejny rozdzialik, tym razem dłuższy. Wena mi wróciła, chociaż do napisania tego rozdziału, zbierałem się dobre 2 dni...

Ale nie ma co gadać, jest to jest, więc czytajcie i tyle wam powiem xd.

Bajoo~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top