2. Subtelne okrucieństwo
Dostałam rolę w szkolnym przedstawieniu z okazji stulecia dnia niepodległości. W zasadzie nawet się o nią nie starałam, została mi zaoferowa.
Z początku, muszę się przyznać, broniłam się bardzo i przerażona tym byłam co niemiara. Jednak teraz; odczuwam szczęście. Szczęście - spełnienie, zachwyt, podniecenie. Nie są to role z rozbudowanymi kwestiami, a skromne dialogi. Jednak perspektywa występu przed całym naszym ośrodkiem kształcącym jest elektryzująco cudowna. Nie będę tam sama - obsada liczy całkiem spore grono inteligentnych, utalentowanych młodych ludzi. Nie znam większości osobiście, jedynie wywnioskowałam to z moich ośmioletnich obserwacji.
No, i będzie mi towarzyszyła mój wierny kompan w postaci jednej z najlepszych przyjaciółek.
Dowiedziałam się też, jak cudownie może brzmieć Reduta Ordona. Choć, wiadomo, jeśli usta ją recytujące są tak niebiańskie, to sama jej treść też staje się wspaniała.
Atmosfera na próbie była naprawdę miła, przytulna. Już nie mogę się doczekać poniedziałku, gdy odbędzie się kolejna. Oczywiście nie ma to nic a nic wspólnego z właścicielem owych niebiańskich ust, nic.
Zawsze podziwiałam ludzi występujących przed publicznością. Za ich odwagę, pewność siebie, których niegdyś mi brakowało.
Jednak, ludzie się zmieniają, prawda?
Nie powiem, cieszę się z tego powodu.
Stukam palcami o kolano, nieco zniecierpliwiona. Czasamy chcielibyśmy, żeby czas płynął szybciej. A innym razem marzylibyśmy o jego całkowitym zatrzymaniu. Zabawne.
Zaplanowałyśmy na dzisiaj wyprawę do lokalnej herbaciarni. Pi nigdy tam nie była, a ja uwielbiam to aromatyczne miejsce.
Ostatnio nasze stosunki są bardzo zadowalające, dobrze jest mieć kogoś ważnego blisko nas. Znamy się już przeszło dziesięć lat, więc całkiem długo.
Ostatnio Szymon spytał; jeśli znamy się tak dobrze, i w zasadzie przegadałyśmy już prawdopodobnie wszelkie możliwe tematy, to jakim cudem jeszcze się sobą nie znudziłyśmy? Otóż, drogi Szymonie, mój ulubiony wątpiący mędrcze, ludzie się zmieniają, ewoluują. Z czasem nasze poglądy, zwyczaje a nawet cechy ulec mogą ogromnej zmianie. Piękne zjawisko. Możemy je podziwiać wszędzie, nie znam ani jednej osoby, która by nie przeewoluowała w coś lepszego lub koszmarniejszego. Sprawia to tyle, że zawsze ktoś czymś nas zaskoczy. Dzięki temu życie nigdy nie jest nudne.
Jak już prawdopodobnie obwieszczałam, uwielbiam obserwować ludzi. Ludzi, nieludzi, gołębie czy cokolwiek innego. Poddawać ich moim małym eksperymentom społecznym, zauważać najmniejsze szczegóły przekazywane drogą niewerbalną. Nasłuchiwać ich duszy. Dopiero wtedy zauważyć można nieskończoność wszechrzeczy. Delikatne przeplatanie się egzystencji pomiędzy żyjącym osobnikami. Więzi łączące poszczególne osoby z innymi. To jest chyba największe piękno. Tak, to zdecydowanie jest piękne.
Człowiek z drugiej strony potrafi być przerażający. W swoim okrucieństwie bije na głowę wszystkie inne organizmy. Zabawne, bo potrafi być też delikatny, subtelny, bezbronny. Dlatego jesteśmy największym złem które spotkało ten świat. Podstępnym, niepoczytalnym, niepozornym złem. A takie jest najgorsze.
Ukryta złośliwość, ułudna życzliwość, fałszywa przyjaźń. Tylko my jesteśmy do tego zdolni.
Nie lubię jednak rozmyślać o tych niecnych cechach, gdy często jestem świadkiem pozytywów. Nie należę poza tym do pesymistów, oj nie. Jestem bardziej wrażliwym na krzywdę innych marzycielem z syndromem bohatera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top