Słońce już dawno zniknęło za linią horyzontu opuszczając samotnie świecący na niebie księżyc. Wiosenny wiatr przepędził zawczasu większość chmur, a złote gwiazdy, wykorzystując daną im okazję, mieniły się dumnie tuż nad głowami, wracających do domu zdecydowanie zbyt późno, ludzi. Ostatnie auta przemierzały w pojedynkę puste ulice Seoulu zakłócając głuchą ciszę pogrążonego we śnie miasta.

W stojącym na końcu rzadko uczęszczanej uliczki budynku także zgasły już wszystkie światła, a siedmiu wykończonych do granic możliwości chłopaków odzyskiwało w tym czasie utracone podczas intensywnych treningów siły. Każdy z nich doskonale wiedział o tym, że jutro także nie będzie mógł pozwolić sobie na dodatkowy odpoczynek i dlatego zaraz po zrzuceniu z siebie brudnych ubrań, kładł głowę na poduszce i okrywając ciało miękką kołdrą, czym prędzej odnajdywał drogę do krainy snów.

Ale mimo to, jeden z nich wciąż nie mógł spać. Przewracał się z boku na bok szukając ku temu jak najwygodniejszej pozycji, ale jego myśli, zupełnie ignorując zmęczenie mięśni, nie potrafiły się uspokoić. Jego oczy, nie zważając na panującą w pokoju ciemność, nadal widziały nad sobą twarz osoby, która powodowała trzykrotnie szybsze bicie jego zawsze niespokojnego serca. Czuł, że jeśli jego palce nie dotkną po raz kolejny miękkiej skóry drugiego chłopaka, ciało nigdy nie otrzyma należnego mu odpoczynku.

W końcu, nie mogąc wytrzymać już ani chwili dłużej, odrzucił swoją kołdrę na bok i wstał na nogi. Idąc na palcach w kierunku pokoju hyunga, myślał jedynie o tym, aby nie zostać nakrytym przez pozostałych. A gdy nareszcie znalazł się u celu i, starannie zamykając za sobą drzwi, nie musiał się już dłużej o to martwić, jego przezwyczajonym do ciemności oczom ukazał się najpiękniejszy z możliwych widoków.

Uważając aby nie obudzić śpiącego chłopaka podszedł więc do niego bliżej i kucając przed jego łóżkiem, dokładnie przyjrzał się pogrążonej we śnie twarzy. Obraz nieprzytomnego, bezbronnego Yoongiego zawsze wzbudzał w młodszym chęć do zamknięcia go w swoich ramionach i ochrony jego wrażliwej, kruchej osoby od całego zła naszego świata. Widząc, że jego nogi wydostały się zawczasu spod ciepłej kołdry, nie zawahał się przed ułożeniem miękkiego materiału z powrotem na swoim miejscu. Jakby tego było mało, wyciągnął nawet z szafki ulubiony koc hyunga i nim także okrył jego odziane jedynie w granatowe bokserki ciało.

Z powodu lekko ściągniętych ku sobie brwi i zaciśniętych na rogu poduszki palców, wydawał się być pogrążony w śnie, który nie koniecznie sprawiał mu przyjemność. Ale formujące wąską linię, malinowe usta, mimo wszystko nadal kusiły siedzącego na zimnej podłodze chłopaka. Lecz gdy ten pochylił się nad nim aby uczynić to, co miał w zwyczaju robić każdej nocy już od dłuższego czasu, stało się coś niespodziewanego.

Bo Min Yoongi nigdy nie należał do osób o twardym śnie. Więc gdy teraz poczuł dotyk obcych warg na swoich, gwałtownie uniósł swoje powieki do góry. Widząc czyjąś twarz tuż nad sobą, w jednej chwili wybudził się ze złego snu i, oczywiście w celu obrony przed nieznanym napastnikiem, zaczął na oślep wymachiwać swoimi zaspanymi, ale wciąż silnymi dłońmi. Kiedy osoba, w którą udało mu się trafić, upadła do tyłu i krzyknęła z bólu łapiąc się tym samym za zaczerwieniony nos, zdziwienie leżącego chłopaka sięgnęło zenitu.

- Jimin? - jęknął niewyraźnie.

Wspomniany chłopak miał ochotę zapaść się pod ziemię i już nigdy więcej nie wynurzać się z powrotem na powierzchnię. Przeklinął swoją lekkomyślność, która także i tej nocy zaprowadziła go w to miejsce. Gdyby wiedział, że jego hyung obudzi się w momencie, w którym on dotknie jego ust, nigdy by się tego nie podjął. Teraz nie mógł już niczego ukrywać. Przyszedł do jego pokoju w środku nocy tylko po to, aby pocałować jego nieprzytomne ciało. I Suga także doskonale o tym wiedział.

Policzki Jimina przybrały kolor dojrzałego pomidora, kiedy ten próbował czym prędzej wydostać się z kompromitującej go sytuacji. Im dłużej pozostawał w nieswojej sypialni, tym bardziej narażał się na gniew starszego chłopaka. A tego wolał oczywiście uniknąć.
Nie miał odwagi stanąć z nim twarzą w twarz. Nie miał odwagi aby otwarcie przyznać się do swojego uczucia.

- Poczekaj - rozkazał mu jednak głos właściela pokoju gdy tylko podniósł się na nogi.

Westchnął siadając z powrotem przy łóżku. Czuł, że jeszcze chwila i jego oczy uronią kilka zgromadzonych pod powiekami łez. Ale mimo wszystko nadal nie był zdolny przeciwstawić się słowom starszego.

- Zostań - prosił dalej chwytając rękę Jimina, którego serce ledwo wytrzymało dotyk jego ciepłej skóry.

Ale coś było nie tak. I Jimin, zmartwiony nagłym spokojem, z którym Yoongi przyjął jego niedawny wybryk, z przerażeniem domyślał się o co chodzi. Dotykając dłonią jego czoła był już pewny.

- Hyung! Ty masz gorączkę! - zawołał nie przejmując się już dłużej tym, czy obudzi pozostałych.

I zanim starszy zdążył cokolwiek odpowiedzieć, chłopaka już nie było. Ale zamiast ukryć się pod swoją kołdrą, o czym marzył jeszcze kilka sekund temu, poleciał pędem prosto do kuchni. Niewiele potem, ze wszystkimi lekami, które udało mu się znaleźć w szafce nad zlewem, wrócił czym prędzej do sypialni chorego i opadł tuż obok Yoongiego, który z niezadowolonym westchnięciem zdażył już podnieść się do pozycji siedzącej.

Jimin nigdy wcześniej nie zajmował się chorą osobą. Ale wspominając czasy kiedy to on, będąc jeszcze młodszym chłopcem, cierpiał na zbyt wysoką temperaturę, bezwiednie naśladował to, co robiła w tamtym czasie jego mama. Najpierw wyciągnął więc termometr. Naciskając mały przycisk i wkładając urządzenie pod rękę mruczącego coś niewyraźnie hyunga, omal nie zapłakał z rozpaczy. Liczba niewiele niższa od czterdziestu stopni Celsjusza usprawiedliwiała zaszklone oczy starszego, przy okazji sprawiając, że Jimin także niedaleki był od płaczu.

Następnym co zrobił było podanie opartemu o jego ramię chłopakowi odpowiedniej dawki przeciwgorączkowego syropu. Zaraz potem położył jego ciało z powrotem na poduszkach mając nadzieję, że wypity przez niego lek zadziała jak najszybciej. Widok cierpiącego Yoongiego zadawał mu za każdym razem o wiele więcej bólu niż własna choroba. Nie wiedząc co jeszcze mógłby dla niego zrobić, przyniósł z łazienki zwilżony ręczniczek i ostrożnie umieścił go na jego rozgrzanym czole.

Później zgasił światło stojącej na biurku lampki i kucnął przy jego łóżku, po raz kolejny skupiając całą swoją uwagę na jego przymkniętych oczach i zaróżowionych lekko policzkach. Postać hyunga znowu wydawała mu się krucha i podatna na krzywdy. Jego słabe, przemęczone od natłoku wykonywanych codziennie zadań ciało po raz drugi w tym miesiącu przegrało walkę z panującym na ulicach miasta, jesiennym przeziębieniem. Gdyby tylko młodszy był w stanie przejąć na siebie jego chorobę, bez wahania by to zrobił.

Powieki leżącego nie podnosiły się już od dłuższego czasu, oddech się uspokoił. A Jimin, przekonany, że chłopak zatracił się w końcu w należnym mu śnie, podniósł się na nogi. Zanim jednak opuścił pokój, w którym przebywał już od dobrej godziny, pojedyncze słowo znowu zatrzymało go w miejscu.

- Zostań - poprosił Yoongi już drugi raz tej nocy. A Jimin nie potrafił mu odmówić.

Usiadł więc na jego łóżku opierając swoje plecy o zimną ścianę. Zdawał sobie sprawę z tego, że hyung, zatrzymując go po raz kolejny, nie pozwoli mu tak szybko odejść. Oczywiście perspektywa spędzenia nocy w jego pokoju bardzo przypadła mu do gustu.

Ale gdy nadal przytomny chłopak podniósł lekko swoją głowę do góry i, uważając aby nie zrzucić prowizorycznego okładu, ułożył się na jego nogach, serce młodszego zabiło trzykrotnie szybszym rytmem. Yoongi nadal był widocznie wycieńczony, ale mimo to delikatny uśmiech ozdobił jego usta. Jimin, próbując uspokoić swój oddech i udawać, że ten gest wcale nie wywołał przyjemnego uczucia w jego podbrzuszu, poprawił tylko kołdrę, która zsuwała się z jego ciała.

- Jimin? - zagadał tamten lekko łamiącym się głosem. Najwyraźniej nie miał jeszcze zamiaru zasypiać.

- Tak?

- Nie powinieneś mnie całować.

Tym razem serce młodszego omal nie zatrzymało się w miejscu. Wiedział, że rozmowa na temat tego co wydarzyło się już wcześniej go nie ominie, ale miał nadzieję, że będzie musiał stawić jej czoła dopiero jutro. A tymczasem starszy chłopak wymagał tego już teraz.

Problem polegał na tym, że Jimin nie wiedział nawet co mógłby mu odpowiedzieć. Z tego co stwierdził Yoongi wynikało przecież, że pocałunek wcale nie przypadł mu do gustu. Ale mimo świadomości, że to co robi nigdy nie spotka się z aprobatą tamtego, wciąż nie opuszczała go nadzieja na to, że jego uczucia zostaną odwzajemnione. Do tej pory nie oczekiwał niczego poza przyjaźnią, ale teraz, gdy drugi chłopak spoczywał spokojnie na jego nogach, niczego nie pragnął bardziej, niż poczucia jego miękkich ust na swoich.

- Nie powinneś mnie całować, bo możesz się ode mnie zarazić - kontynuował. A jego słowa nagle zaczęły zmierzać w zupełnie innym kierunku. - Nie chcę żebyś był chory.

- Co? - jęknął Jimin nie rozumiejąc sensu jego wypowiedzi. To krótkie słowo, wypowiedziane ledwo słyszalanie, nie dotarło jednak do uszu starszego.

- Dlatego dzisiaj nie powinneś mnie całować - szepnął ściskając w dłoni poszewkę okrywającej ich obydwu kołdry. - Ale jeśli pocałujesz mnie jutro, nie będę miał nic przeciwko.

Wyrzucając z siebie ostatnie słowa, czym prędzej schował twarz w materiale koszulki młodszego chłopaka. Jego policzki przybrały jeszcze intensywniejszy odcień czerwieni, a dłonie zadrżały pod wpływem rozsadzających jego ciało emocji. Nie potrafił wydusić z siebie niczego więcej. Słysząc szybkie bicie serca Jimina, którego melodia z czasem coraz skuteczniej kołysała go do snu, nie był w stanie precyzyjniej wyrazić swoich uczuć. Miał nadzieję, że jego nieśmiałe, ale szczere wyznanie zadowoli siedzącego teraz w całkowitej ciszy chłopaka.

A Jimin, zaskoczony tym co usłyszał, przez długi czas nie mógł uwierzyć w prawdziwość jego słów. To nie tak, że nie ufał starszemu; wręcz przeciwnie, był pewny, że ten nigdy by go nie okłamał. Ale budząca się z powrotem do życia nadzieja na to, że jego uczucie wreszcie doczekało się odwzajemnienia, powodowała dreszcze na jego skórze. Perspektywa Yoongiego, który również postrzegał jego osobę pod nieco innym kątem, wydawała mu się zbyt nieprawdopodobna. Do tej pory spotykał ją jedynie w swoich snach.

- Hyung? - zagadał niepewnie po upływie bliżej niezmierzonego czasu. - Kim dla ciebie jestem?

Ale wciąż nieczujący się w pełni sił chłopak już dawno zatonął w krainie dających ukojenie snów. Nie słyszał już słów wypowiadanych przez Jimina, nie czuł dotyku jego dłoni gładzących delikatnie jego włosy. Mimo to, jego ręka wciąż pozostała złączona z palcami Jimina. I nawet we śnie nie potrafiła ich puścić.

A gdy i młodszy chłopak zamknął swoje oczy, układając się wygodniej na łóżku swojego hyunga, usta chorego samoistnie ułożyły się w delikatny uśmiech. Po upływie kilku godzin, jedno wymamrotane niewyraźnie przez sen zdanie przecięło panującą w pokoju ciszę. I chociaż nie dotarło ono do uszu ani jednego ani drugiego, odbiło się echem od pustych ścian sypialni z zamiarem pozostania w tym miejscu jeszcze przez długi czas.

- Jesteś moim wszystkim, Jimin-ie.

K O N I E C

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top