night four
- Dlaczego jesteś taki dla swojej rodziny? - zapytałam chłopaka, kiedy zostaliśmy sami. Powtarzał im, że ich nienawidzi, nie chciał z nimi rozmawiać. Nie wydawali się być złymi rodzicami, nie rozumiałam jego zachowania. Ranił ich.
- Łatwiej pogodzić się ze stratą okropnego, niewdzięcznego bachora, niż ze stratą syna, który kocha ich tak mocno, że fakt, że musi ich opuścić rozrywa serce na kawałki. - Wyszeptał, odwracając się w moją stronę i przymykając oczy.
Walczył ze łzami. Nie był silny, był tak cholernie słaby i kruchy.
- To nie jest okay. - Powiedziałam, nie będąc pewna, co powinnam powiedzieć. Oni nie zasłużyli na takie traktowanie z jego strony.
- A niby okay jest to, że umrę w wieku pierdolonych szesnastu lat? Że nigdy nie będę miał dziewczyny, że nigdy nie będę się całował, że nigdy nie spróbuję papierosów, że nigdy nie usłyszę od nikogo głupiego "kocham Cię"? Nie, to..
- Kocham Cię.
- Co?
- Dobranoc, Calum.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top