98; rozdział

18/20

Zayn od kilkunastu dni miewał zdecydowanie lepszy humor, choć wciąż tęsknił za Louisem, to nauczył się zmniejszać momenty, w których zamykał się sam w pokoju na kilka dni. Wizyty u psychologa mu pomagały, ale też wsparcie przyjaciela. Dziś był umówiony z Nathanem na wyjście do parku. Pogoda była piękna, jak na to, że jest już grudzień. Zajął się nawet akcją charytatywną, aby trochę oderwać się od rzeczywistości, jeździł do domów dziecka lub szpitali i spędzał czas z dzieciakami.

Nathan siedział na brzegu zamarzniętej fontanny, czekając na Mulata. Cieszył się, że ten jest ostatnio szczęśliwy, jednak pomimo wszystko, wiedział, jak bardzo boli go, że jego ukochany układa sobie życie całkiem na nowo z kimś innym, że cholerny Louis Tomlinson zakłada rodzinę. I najgorsze jest to, że on chciał wspierać Zayna, ale on naprawdę cieszył się szczęściem Louisa. W końcu gwiazdor na to zasłużył, po wszystkim co przeszedł zarówno ze strony Stylesa jak i niestety Zayna.

Malik w końcu od tyłu zakradł się do przyjaciela, zasłaniając mu oczy.

-Zgadniesz kto to? - wyszeptał, blisko jego ucha.

-Pewnie jakiś napalony idiota- zaśmiał się, obracając i wciągnął go na swoje kolana- Dzień dobry.

-Cześć Nat - zachichotał - długo czekasz?

-Z dwadzieścia minut? Uwielbiasz się spóźniać dupku- musnął jego wargi.

Odwzajemnił pieszczotę, zrobiło mu się cholernie głupio, że Shelly musiał tak długo na niego czekać.

-Jak się dzisiaj czujesz ?- spytał, głaszcząc go po policzku. Nie, nie byli razem.

-Bardzo dobrze - odpowiedział z uśmiechem - I przepraszam za moje spóźnienia.

-Po tym co robimy nocami, mogę ci wybaczyć- zaśmiał się, muskając jego szyję. Ale to nie znaczy, że nie uprawiali seksu...

-I tylko dlatego nie jesteś na mnie zły? - westchnął cichutko, odchylając głowę.

-Robisz najlepszego loda na całym bożym świecie- zaśmiał się, wysysając mu malinkę na szyi.

-Głupek -mruknął rozbawiony -I nie ma innego powodu? Tylko to, że śpię z Tobą i Ci obciągam?

-Nie-udawał poważnego- tylko tymi ustami potrafisz sprawić, że nie jestem na ciebie zły za spóźnienia.

-W porządku - uśmiechnął się naprawdę delikatnie. Choć to zabolało, nie był tylko od seksu i zabaw... a może jednak?

-Żartuję głupku- zaśmiał się, chowając twarz w jego szyi- Nie jesteśmy razem, ale naprawdę cholernie cię lubię i mi na tobie zależy, a spóźnianie wybaczam, bo jesteś przecudowną osóbką i kocham z tobą spędzać czas.

-Jesteś uroczy, wiesz? Też Cię lubię Nat - zachichotał, przy nim czuł się jak dziecko.

Przygryzł jego skórę, robiąc kolejną malinkę, w bardziej widocznym miejscu.

-Przejdziemy się?

-Jasne - niechętnie podniósł się z kolan Shelly'ego.

Złapał jego dłoń i pociągnął na alejkę.

-Może trochę wolniej? - zaśmiał się - jestem niższy i mam krótsze nóżki!

-To wskakuj na moje plecy- stanął przed nim i przycupnął.

-Umiem chodzić, po prostu poprosiłem żebyśmy zwolnili - zachichotał, ale mimo to wpakował się na plecy chłopaka.

-Ale jak jesteś na moich plecach, mogę cię troszkę pomacać- zachichotał, szczypiąc go w pośladek i ruszył przed siebie.

-Ej - pisnął, po chwili zaczynając się śmiać.

Złapał go pewnie, żeby nie spadł i wędrował z chłopakiem na plecach. Uwielbiał spędzać z nim czas.

-Wiesz co Ci powiem? - zapytał, obejmując go za szyję - Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego mogłem spotkać.

-Wiem- zaśmiał się cicho- też cię kocham głupku- pocałował jego dłoń. Z naprzeciwka szła para. Louis trzymał dłoń na dłoni Brendana, który pchał wózek.

-Też Cię kocham, mimo, że bywasz dupkiem i idiotą, ale wciąż jesteś moim przyjacielem - zaśmiał się, wtulając w jego plecy. Nawet ich nie zauważył.

-Nie zniszczymy sobie seksem przyjaźni?- westchnął, poprawiając go trochę.

-Dopóki któryś z nas się nie zakocha w tym drugim, to raczej nie - szepnął.

-Ty ciągle kochasz Tomlinsona, a ja to ja- westchnął i podniósł głowę, natrafiając wzrokiem na parę kilka metrów od nich.

-Nathan, on mnie nie kocha, więc dlaczego ja mam czekać na niego? Poza tym... przystojny jesteś i to bardzo.

-Przepraszam Zayn, ale nie wejdę w to- mruknął- nie chcę stracić przyjaciela...- Byli coraz bliżej pary.

-W porządku skarbie, jesteśmy przyjaciółmi i nic poza tym - szepnął.

-Przepraszam- westchnął.

-Za kilka miesięcy będziemy chodzić z dwoma wózkami - zachichotał Murray.

-Kupimy podwójny- zaśmiał się- chociaż chyba za kilka miesięcy to będziemy gonić małego po parku- zachichotał. Również nie dostrzegł pary.

-Chciałeś powiedzieć, że ty będziesz go gonił - mruknął rozbawiony - Nie mogę się doczekać żeby to zobaczyć.

-A ty mi niby nie pomożesz?- parsknął- zrobię ci jeszcze kilka dzieci, wiesz?- zatrzymał się i wpił w jego usta- Będziemy mieli swoją małą gromadkę...- przycupnął przed nim i dotknął jego jeszcze niewidocznego brzuszka przez kurtkę- Kocham cię skarbie, nie mogę się doczekać, aż cię przytulę...

-Nie, nie pomogę Ci - zaśmiał się - O ile wytrzymasz ze mną tyle skarbie.

-Wytrzymam- zaśmiał się- bo cię kocham, wiesz? i Ciebie też kocham- szepnął do brzuszka- Szkoda że ciąże trwają tak długo...

-My Ciebie też kochamy tatusiu - zagryzł wargę.

Zachichotał.

-Dajecie mi takie cholerne szczęście... Nie byłem tak szczęśliwy od roku- od kiedy rozstałem się z Zaynem...

-Ty nasz też dajesz szczęście Lou, dziękujemy Ci za wszystko co dla nas robisz - pochylił się nad nim, muskając wargi Tomlinsona.

Wstał z kolan i zachichotał, odwzajemniając pieszczotę.

Zayn podniósł wzrok, a widząc Louisa zamarł.

-Zabierz mnie stąd Nath...

-Tak bardzo bardzo was kocham.- Louis położył ponownie dłoń na jego i ruszył. Podniósł wzrok, napotykając wzrok Zayna znieruchomiał.

-Coś nie tak Lou? - zmartwił się Brendan, przenosząc spojrzenie za nim - Oh rozumiem, możemy iść w innym kierunku jeśli chcesz

Przygryzł wargę.

-Cześć- mruknął.

-Cześć- westchnął Nathan. W sumie obawiał się spotkania z Louisem, bo przecież przeleciał jego chłopaka... Prawda była taka, że był jedynym powodem rozpadu ich związku ponad rok temu i cholernie tego żałował.

-Cześć - szepnął Malik.

Brandan pochylił się w stronę wózka, łaskocząc chłopca. Poprawił też jego cieplutki kocyk.

-Zostawisz nas skarbie?- szepnął Brendanowi do ucha, muskając jego policzek.

-Jeśli muszę - westchnął - przejdę się dookoła z małym - zabrał wózek, idąc dalej przed siebie.

Nathan przygryzł wargę i odstawił Zayna.

-Pójdę do sklepu- uśmiechnął się lekko i zniknął, dając im chwilę.

-Po co to wszystko? - mruknął, spuszczając wzrok.

-Chciałem z tobą porozmawiać, unikasz mnie ostatnio- przygryzł wargę i podszedł do niego.

-Najwyraźniej mam powód, a poza tym... nie pamiętasz już jak mnie zostawiłeś na lotniku?

-Bo... Nie wiem czemu to zrobiłem- westchnął i oparł się o drzewo.

-A ja wiem... i Ci powiem - szepnął - Bo nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego.

-Nie mów tak- złapał go za dłoń- nigdy nie chciałem urywać z tobą kontaktu, ale tamta zdrada tak cholernie mnie zabolała...

-Powiedz wprost, że się puściłem...

Przygryzł wargę i spuścił wzrok,nie odzywając się.

-Nie mogliśmy porozmawiać przy nich? I tak nie mówimy tutaj o niczym takim...

-Tęsknię za tobą- westchnął.

-Tęsknisz? Nie wiedziałem, że za takimi jak ja, można tęsknić - zaśmiał się sucho - Masz faceta, dziecko i drugie w drodze...

Przygryzł wargę.

-Tak, w sumie... W sumie mam narzeczonego- westchnął cicho.

-Jeszcze lepiej - mruknął. Rozważał czy nie powiedzieć, że spotyka się z Nathanem.

-Tylko w sumie to wszystko można skończyć- wzruszył ramionami- Ale może masz rację, może to wszystko było błędem? Nie chcesz mnie już i to w porządku, szczęścia z Nathanem- rzucił cicho i odszedł. Do tej pory wystarczyłoby jedno słowo i rzuciłby dla Zayna wszystko. Teraz wiedział, że tylko zniszczyłby sobie życie, bo Malik go nie chciał... może od początku chodziło o jego pieniądze i sławę? Objął Brendana od tyłu- Kocham cię najbardziej na świecie- szepnął, muskając jego kark.

-Ja Ciebie też skarbie, myślę, że powinniśmy wracać... jest chłodno, a Freddie zasnął, jeszcze się zaziębi.

Malik nie wiedząc co w niego wstąpiło, podszedł do nich.

-Posłuchaj mnie... może i Cię zdradziłem, ale byłem z Tobą bo Cię kochałem, zresztą... dalej kocham, ale to już nie ma znaczenia, ty masz kogoś innego, a ja pewnie kiedyś znajdę ukochanego... -mruknął, po tym po prostu odszedł. Zaczął szukać Shelly'ego. Czuł łzy w oczach, znów miał ochotę zamknąć się w pokoju sam ze sobą.

Louis stał z otwartymi ustami przez chwilę. Brendan spiął się, słysząc wyznanie Mulata.

-Nath... gdzie jesteś do cholery - wyszeptał. Tomlinson nie ruszył się nawet o milimetr.

Nathan wyszedł ze sklepu, widząc Malika w takim stanie, od razu zgarnął go w ramiona.

-Chodź już do domu Lou... -rzucił niezadowolony Murray. Louis wciąż stał i patrzył na Zayna i Nathana w oddali.

-Kochanie... - szturchnął Louisa.

-Chodźmy- mruknął po chwili, gdy się otrząsnął.

-Mówię o tym do Ciebie od kilku minut...

-Przepraszam, zamyśliłem się...

-Raczej zagapiłeś na niego... - westchnął, był cholernie zazdrosny.

-Przepraszam, w domu ci to wynagrodzę- pocałował go w kark.

-Nie chodzi o to, że masz mi to wynagradzać, po prostu... on na Ciebie nie zasługuje - wtulił się w niego.

-Kocham cię pamiętaj, dobrze?- musnął jego wargi.

-Pamiętam - odwzajemnił pieszczotę, przyciągając go bliżej.

~~~~~~

-Nie chcę tu być - rozpłakał się Mulat.

-Shhh, pójdziemy do mnie, dobrze?- szepnął- zrobię ci gorącej czekolady i kąpieli, zrelaksujesz się...

-Wystarczy, że mnie przytulisz i sprawisz, że będę znowu szczęśliwy -wyszeptał.

-Mogę wziąć kąpiel z tobą- zaśmiał się cicho. Podniósł go i poszedł z nim do siebie.

-Naprawdę to zrobisz?- Zayn spytał niepewnie.

-Jeśli to jest to czego potrzebujesz i chcesz...

-Chcę tego Nat - uśmiechnął się lekko. O ile można to było tak nazwać.

-WIęc okej...- odstawił go dopiero w swojej łazience. Napuścił do wanny wody i pociągnął za koszulkę Malika.

-Czemu on tak bardzo mnie rani? Co jest ze mną nie tak? - wypalił nagle.

-Zayn... Byłeś z nim i przespałeś się ze mną- szepnął, pozbywając się jego koszulki. To samo zrobił ze swoją.

-A nie pamiętasz już, dlaczego wtedy siedziałeś ze mną? - sam zaczął pozbywać się swoich spodni.

-Ale on tego nie zrobił specjalnie- położył dłonie na jego- Jego Harry pocałował, a ty mnie zaciągnąłeś do łóżka. Ale wiesz co? - położył dłoń na jego kroczu- Nie żałuję- wpił się w jego usta, zdzierając z niego resztę ubrań. Przeniósł dłonie na jego pośladki, ściskając mocno.

Odwzajemnił pieszczotę, wplatając od razu palce w jego włosy. Może i złe było to co robił, ale ufał Nathanowi i wiedział, że ten nie zrobi niczego co mogłoby go zranić.

Rozpiął swoje spodnie i zrzucił je razem z bielizną. Podniósł Zayna i przycisnął go do ściany, jedną dłonią, łapiąc swojego członka i się w niego wsuwając, a drugą go trzymał.

-Chcę dzisiaj dojść w tobie- mruknął. Zawsze używali prezerwatyw, ale tym razem to potoczyło się zbyt szybko...

-Więc to do cholery zrób - westchnął, oplatając go nogami w pasie, a ręce splótł za jego szyją.

Kiedy był już cały, zaczął się coraz szybciej w nim ruszać i cholera, nie był delikatny, ale oni obaj tego potrzebowali.

Malik pojękiwał, masując skórę głowy przyjaciela. Byli jak... przyjaciele z korzyściami, ale żadnemu to nie przeszkadzało.

-Kurwa jakim cudem zawsze jesteś taki ciasny?- wysapał pieprząc go coraz mocniej.

-Taka moja natura - udało mu się odpowiedzieć, choć z trudem - Blisko Nath...

-Dojdź dzieciaku... Spuść się na mnie...

Po chwili z ust Mulata wyleciało soczyste przekleństwo, kiedy doszedł, brudząc Shelly'ego.

Kilka pchnięć później doszedł w chłopcu. Wysunął się i odstawił go.

- Cholera to gorąco wygląda, jak sperma spływa Ci po nogach wiesz?

-Teraz już wiem - wyszeptał, wpijając się w jego wargi.

Sapnął i chętnie odwzajemnił pocałunek. Zayn sam nie wiedział do końca jak, ale wykorzystał chwilę i odwrócił ich tak, że to Nathan był przyciśnięty do ściany. Stęknął zaskoczony, przyciągając go bliżej. Malik niechcący otarł ich o siebie, na co z jego ust uciekło ciche westchnienie.

-Kolejna runda?- zaśmiał się Shelly.

-Kolejna - potwierdził.

Podniósł go ponownie i przeniósł do sypialni gdzie rzucił na łóżko i bez ostrzeżenia w niego wszedł.

-Boże... - sapnął zadowolony.

-Lubisz takie ostre zabawy - zachichotał i wzmocnił.

-Uwielbiam - mruknął, zagryzając wargę.

-Głuptas- zaśmiał się.

-Wcale nie... - szepnął.

-Tak- zachichotał i złączył ich usta. I cholera, wiedział, że robi źle. Ale nie potrafił inaczej.

-Nie - mruknął, odwzajemniając pocałunek.

-Louis nie wie co traci- szepnął. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top