XXII
~ ★ ~
5 𝓈𝓉𝓎𝒸𝓏𝓃𝒾𝒶 2017
Kobieta leżała na łóżku i tępo wpatrywała się w sufit. Na początku niecierpliwie oczekiwała przybycia Stevena, który obiecał, że się zjawi niedługo. Teraz czuła żal i smutek. Codziennie miała nadzieję, że blondyn przybędzie do kryjówki i znowu będzie mogła poczuć jego bliskość. Jednak on się nie zjawiał... Brunetka westchnęła, przymykając oczy. Ciągle zastanawiała się, jak potoczyły się dalsze wydarzenia na lotnisku, kiedy rozstała się na nim z resztą. Martwiła się, czy Steve jest cały i zdrowy.
Po chwili podniosła się z łóżka i udała się powolnym krokiem do przedpokoju. Założyła leżące przy drzwiach buty oraz wiszącą na wieszaku kurtkę, po czym wyszła z mieszkania, chcąc zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Przytłaczało ją to, że Steve nie dał żadnego znaku życia od kilku miesięcy, a ona sama nie wiedziała, gdzie ma go szukać.
Chłodne powietrze zapiekło ją w poliki, gdy tylko przekroczyła próg wyjścia z budynku. Drgnęła lekko z zimna, po czym zaczęła iść przed siebie. Była całkowicie pogrążona w swoich myślach, przez co nie zwracała większej uwagi na otoczenie. Po prostu szła, przed siebie i bez większego celu.
W pewnym momencie uniosła głowę i rozejrzała się dookoła. Poczuła, jakby ktoś ją obserwował. Zmartwiona przyśpieszyła kroku i okrężną drogą zaczęła iść z powrotem w stronę mieszkania. Nie chciałaby przez swoją nieuwagę ktoś niepożądany ją znalazł, a tym bardziej żeby był to Stark, albo któryś z jego ludzi.
Mijała właśnie kolejną uliczkę, kiedy poczuła uścisk na swoim ramieniu. Nie zdążyła się odwrócić, a już ktoś wciągnął ją w uliczkę i zakrył dłonią usta kobiety, gdy ta chciała już krzyczeć. Brunetka szarpała się niespokojnie, jednak przeciwnik był od niej silniejszy. Po chwili uścisk zelżał i kobieta odwróciła się przodem do oprawcy.
— Steve? — spytała niedowierzająco.
Przed nią stał we własnej osobie Rogers. Miał przydługie blond włosy oraz bardziej widoczny zarost na twarzy. Po policzkach Hayden spłynęło kilka łez i od razu przytuliła się do mężczyzny. Steve uśmiechnął się lekko i zaczął gładzić dłonią brązowe włosy kobiety, obejmując ją drugą ręką mocniej.
— Tak się bałam, że coś ci się stało — powiedziała cicho, a jej głos stopniowo się załamywał. — Że już nie wrócisz do mnie — dodała.
— Już dobrze Hayden — szepnął Steve, chcąc ją uspokoić. — Już jestem przy tobie — powiedział i pocałował ją w głowę.
Brunetka wtuliła się w niego bardziej, cały czas myśląc, że to tylko sen, z którego zaraz się wybudzi i znowu będzie sama. Cieszyła się, że Steve wrócił... i że jest w jednym kawałku. Blondyn naciągnął mocniej kaptur na głowę, gdy tylko zauważył przechodzącego niedaleko mężczyznę.
— Przyjechałem cię stąd zabrać — wyznał, a kobieta uniosła na niego swój wzrok i pokiwała głową na znak zgody.
— Kocham cię — przyznała i pocałowała go delikatnie, a na twarzy Stevena pojawił się szeroki uśmiech, który dawno u niego nie gościł.
— Ja ciebie też — oznajmił, a chwile później podjechał samochód. Rogers udał się w jego stronę, trzymając za rękę brunetkę. Otworzył tylne drzwi, by kobieta mogła wsiąść, po czym zamknął je, a sam zajął miejsce pasażera z przodu.
Hayden rozejrzała się trochę i zauważyła przy kierownicy kobietę. Miała ona platynowe włosy i uśmiechała się lekko.
— Witaj z powrotem, Hayden — oznajmiła, a brunetka od razu rozpoznała w niej Natashę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top