III

Jej głos był dla niego ukojeniem.

~ ★ ~


30 𝒸𝓏𝑒𝓇𝓌𝒸𝒶 2016


  Kolejne kilometry za nią. Zmęczenie dawała już o sobie znać, ale kobieta się nie zatrzymywała. Za wszelką cenę pragnęła dokończyć ostatnie okrążenie wokół parku. Żeby za bardzo się, nie rozleniwić zaczęła biegać, przynajmniej raz w tygodniu. Zawsze jakoś tak wychodziło, że w niedziele rano się mordowała, a następnego dnia w pracy marudziła.

Po trzydziestu minutach opadła na trawę, oddychając głęboko. Przymknęła oczy i powoli uspokajała swój oddech, rozkoszując się przy tym ciszą. Poranne bieganie pasowało jej również z powodu, że o tej porze było w parku mało osób.

Kobieta podniosła się po pięciu minutach na równe nogi i podreptała w stronę pobliskiej ławki. Usidła na niej i spojrzała na telefon. Miała jeszcze sporo czasu do spotkania ze swoją siostrą. Obiecała jej, że zajmie się dzisiaj jej małym synkiem, żeby ta mogła odetchnąć i spędzić kilka chwil sama. Po chwili odpoczynku wstała z ławy i ruszyła z powrotem do mieszkania. Po drodze ściągnęła z siebie bluzę i obwiązała sobie ją wokół bioder.

Ściągnęła z siebie ubranie i weszła pod prysznic, odkręcając kurek z zimną wodą. Gęsia skórka od razu pojawiła się na jej ciele. Kobieta powoli przekręciła drugi zawór, co spowodowało, że temperatura wody w miarę się unormowała. Spędziła kilka minut, ciesząc się chwilą.

Założyła na siebie czystą bieliznę oraz ubrania, a mokre włosy wysuszyła suszarką. Przeglądając się w lustrze, ujrzała, że na czubku głowy powoli zaczęła jej schodzić farba do włosów. Kobieta westchnęła cicho, a jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Otworzyła drzwi wejściowe, a jej oczom ukazała się kobieta wraz z sześcioletnim dzieckiem.

— Ciocia! — zawołał chłopczyk, po czym objął zielonooką, która przewidziała przytulasa i przykucnęła.

— Witaj brzdącu — zaśmiała się cicho, a po chwili podniosła się do pionu. — Herbaty? — zapytała, spoglądając na siostrę.

Mimo że były spokrewnione, to nie były ani trochę do siebie podobne. Siostra granatowowłosej miała piękne, długie, naturalne blond loki oraz piwne oczy, gdy natomiast jej rzeczywistym kolorem włosów był jasny brąz oraz zielone ubarwienie tęczówek. Wszyscy mówili, że jej siostra jest podobna do zmarłej matki i mieli racje. Za to w młodszej z nich widzieli ich ojca... Szkoda jednak, że ani jedna, ani druga go nie znała.

— Innym razem, mam już zarezerwowany masaż — odparła lekko rozmarzonym głosem blondynka.

— No to do jutra — zaśmiała się zielonooka, po czym pożegnała się z siostrą i zamknęła drzwi. — Znowu dobierasz się do ciastek? — spytała, idąc w kierunku kuchni.

— Nie? — na ustach sześciolatka pojawił się niewinny uśmiech, lecz łakocie w jego dłoniach wszystko zdradziły. Kobieta uśmiechnęła się szeroko, po czym wzięła szklany słój ze słodkościami i odłożyła go na wyższą półkę.

Podczas gdy kobieta bawiła się razem ze swoim siostrzeńcem, po mieszkaniu rozległ się dzwonek jej telefonu. Chcąc nie chcąc przerwała zabawę i odebrała swoją komórkę, widząc na wyświetlaczu numer pracodawcy. Po kilku minutach rozłączyła się i westchnęła głośno.  

  — Oli... Jedziemy na lody? — na odpowiedź nie musiała długo czekać, ponieważ od razu usłyszała głośny okrzyk zadowolenia. Zabrała ze sobą torbę oraz potrzebne papiery i wyszła z domu, trzymając chłopca za rękę.

Kobieta weszła do Avengers Tower, a sześciolatek z zachwytem oglądał wszystko, co go otaczało, nie oszczędzając przy tym na pytaniach. W końcu dotarli do gabinetu Anthonego, który już czekał na potrzebne mu papiery.

— Nareszcie — mruknął.

— Następnym razem, mów mi o takich rzeczach, kiedy jestem w pracy, a nie gdy mam wolne — oznajmiła, podając mu teczkę z planami nowych zbroi. — Chodź Oli — powiedziała, odwracając się do chłopca. Jednak już go nie było. Dzieciak był nieprzewidywalny oraz szybki, dlatego trzeba było go mieć non stop na oku.

Granatowowłosa z przerażenia otworzyła szerzej oczy i wybiegła z gabinetu, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu siostrzeńca. Odetchnęła z ulgą, widząc, jak siostrzeniec stoi koło wejścia do windy razem z Stevem.

— O popatrz, twoja ciocia już jest —  oznajmił blondyn, a chłopczyk podbiegł do kobiety i oplótł ją rączkami wokół nóg.

— Nie odchodź  już tak — mruknęła cicho. — Dziękuję — dodała, a Kapitan uśmiechnął się lekko.

— Czy mój nowy kolega może iść z nami? — zapytał, spoglądając na stojącego obok blondyna. 

— Jeśli będzie chciał — odparła granatowowłosa. O dziwo, Steve od razu się zgodził i tak o to w trójkę udali się do lodziarni, znajdującej się niedaleko wieży.


— Nie jedz tak szybko — powiedziała zielonooka, widząc, jak chłopiec coraz szybciej pochłania swoją porcję lodów. Ten tylko westchnął cicho i zwolnił z jedzeniem. Możliwe, że to była jedna z niewielu rzeczy, które łączyło siostry... obie straszyły chłopca, że jak będzie jadł za szybko, to mu głowę zmrozi.

— A ty miałeś kiedyś zmrożony mózg? — zapytał Olivier, patrząc na Kapitana. Kobieta starała się ukryć rozbawienie, ale nie wychodziło jej i po chwili zaczęła się cicho śmiać. Sam Steve nie wiedział jak odpowiedzieć, więc zmienił szybko temat.

Kapitan dawno tak dobrze nie spędził czasu. Pomimo że był rozchwytywany, nie chodził na żadne spotkania, nie licząc tych z drużyną. Można było stwierdzić, że to nie było w jego stylu. Swój wolny czas spędzał na bieganiu, czy też oglądaniu spotkań z weteranami oraz czytaniu wojennych książek. Jakaś cząstka jego pragnęła, żeby ten dwudziesty pierwszy wiek okazał się snem...





[A/n]

Tak na dobry początek weekendu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top