18 → disappointment

━━━━━ ♡ ━━━━━

𝗗𝗜𝗦𝗔𝗣𝗣𝗢𝗜𝗡𝗧𝗠𝗘𝗡𝗧
CHAPTER EIGHTEEN

━━━━━ ♡ ━━━━━

Luke patrzył się na Pearl, która oddychała nierówno, mając wściekłość wymalowaną na twarzy. Nie wiedział wtedy czy było mu wstyd, że w ogóle dowiedziała się o tym, co miało miejsce czy o to, że faktycznie ją zawiódł, pomimo tego, że wcale nieświadomie tego nie chciał. Wolałby chyba, aby to wszystko nie miało miejsca, a ta dziewczyna o dobrym sercu nigdy się nim nie zainteresowała, bo dzięki temu jego uśpione sumienie nie obudziłoby się z powrotem do życia, przyprawiając go niesamowite wyrzuty. Próbował coś powiedzieć i nawet otworzył usta, aby to zrobić, ale jego gardła nie opuściły żadne słowa. Zamiast tego poczuł jak robi się tam ogromna gula, której nawet nie był w stanie przełknąć. 

— Wiesz w ogóle, co to dla ciebie oznacza? Wydalą cię ze szkoły, Luke. Nie skończysz szkoły, nie będziesz miał żadnej przyszłości, nikt już nie da ci drugiej szansy. Zdajesz sobie z tego sprawę czy trzeba ci to przetłumaczyć? — powiedziała, przechadzając się od ściany do ściany. Spotkali się, bo Pearl na to nalegała, czego Luke się obawiał. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie obawiał się tego, że taka mała istotka, jaką była szatynka wprawi go w niepokój. Hemmings wtedy jeszcze nie rozumiał, że to wszystko miało swój głębszy sens, a on zamiast docenić i nie zepsuć tego, że ktoś w końcu chciał w niego uwierzyć, wciąż wybierał narkotyki. Nałóg jednak pochłonął go do tego stopnia, że nie był w stanie myśleć inaczej. Chyba nawet już nie umiał. Przez narkotyki zawsze miał się za najgorszego, który tylko stwarza masę problemów. I nie widział tego, że nie jedna Pearl chciała mu pomoc, bo każdą możliwą wyciągniętą rękę odrzucał kolejnymi dawkami twardych narkotyków. — Jasne, że nie rozumiesz. Jakbyś zrozumiał to nie musiałabym tu teraz stać i próbować cię uświadomić o tym, że jak tak dalej pójdzie, to skończysz sześć stóp pod ziemią! — dodała niemalże warcząc. Luke jeszcze nigdy jej nie widział jej tak wściekłej, ale wcale się nie dziwił temu, że była na niego zła. Sam potwornie się wściekł na siebie, gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Nie chodziło już nawet o to, że nie powinien był iść na tamtą imprezę i robić tam tego całego zamieszania, ale o fakt, że w ogóle nie powinien był zbliżać się do Susan. Ale zrobił to. A to zraniło Pearl. Dobrze zdawał sobie sprawę. Przecież mieli się ku sobie. A przynajmniej tak czuł. Pearl chciała dobrze. Zawsze chciała dobrze. Była pierwszą osobą, którą spotkał w swoim życiu, a która chciała dla niego dobrze. Ciągnęła go w górę za wszelką cenę. On jak zwykle zauważył to po fakcie. 

- Pearl... - przyznał w końcu, wyciągając dłoń w jej stronę, ale ona tylko odskoczyła do tyłu, nie bedąc wtedy w stanie znieść jego dotyku. Luke'a to nie zdziwiło. Tak naprawdę dziwiło go to, że wciąż chciała go oglądać po tym, co się stało. Tylko czekał na to, że zerwie z nim wszelakie kontakty po tym, co się stało, a nie, że przyjdzie postawić go do pionu, ale mógł się domyślić, że jej zbyt dobre serce jej nie pozwoiło tak po prostu tego zostawić. Wciąż zadziwiał się tym, że w tym chorym świecie znajdował się ktoś, kto był w stanie zachować swoją dobroć dla innych i wciąż dawać ją światu, nie wymagając nic w zamian. Dlatego Pearl na swój sposób go fascynowała i była nią zachwycony.

— Co Pearl? Co mi powiesz? Że tego nie chciałeś? Że samo tak wyszło? Że tego nie planowałeś? Nawet nie zaczynaj, Hemmings. Nie waż się zaczynać, bo nie mam zamiaru tego słuchać. Mogłeś się tym wytłumaczyć, gdy jeszcze nie znałam cię na tyle dobrze, aby wiedzieć, że to tylko czcze słowa. Kiedyś mógłbyś tak próbować zamydlić mi oczy, ale teraz? Teraz tego nie zrobisz, bo ci na to nie pozwolę — Pokręciła głową, podchodząc do niego na tyle blisko, że Luke niemalże wyczuwał na własnej skórze jej nierówny oddech, gdy jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nienaturalnie szybki sposób. 

— N-nie wiem... — przyznał, zdając sobie sprawę, że nawet nie miał pojęcia, co chciał jej powiedzieć. Chciał tylko, aby jeszcze przy nim została, bo była ta nieznana mu wcześniej wewnętrzna potrzeba, bo przy niej naprawdę czuł się dobrze i miał wrażenie, że przy niej wszystko, co złe znikało, bo miała w sobie coś, co odpędzało od niego wszystko to, co nie miało znaczenia. Włącznie z narkotykami. — Po prostu...

— Gdybyś wiedział, to już dawno zdałbyś sobie sprawę z tego, że robiłam wszystko, aby cię z tego wyciągnąć, pomóc ci, pokazać, że da się żyć bez tego wszystkiego. Ale ty już wybrałeś. Mam wrażenie, że nigdy nawet nie wahałeś się przy tym wyborze. Wolałeś i zawsze już będziesz wolał narkotyki? Wiesz dlaczego? Bo nie będzie już nikogo, kto będzie chciał dla ciebie dobrze. Odtrąciłęś od siebie dosłownie każdego, kto mógłby ci pomóc. I wyobraź sobie, że to nie w nas jest problem. Tylko w tobie — powiedziała, nawet nie szczędząc jadu w swoim głosie. Luke przełknął nerwowo ślinę. Dobrze wiedział, że Pearl nie miała pojęcia, że to wcale nie było takie proste, ale jednocześnie wcale nie dziwił się jej, że miała dość. Sama nie miała w życiu łatwo i to ona zawsze była oparciem dla każego i to ona nie miała w nikim oparcia, nie mając rodziców czy kogokolwiek doświadczonego przez życie bardziej niż ona sama. — Myślałam, że traktowałeś mnie na poważnie, ale ty ciągle się tylko mną bawiłeś. Kurt miał rację. To nie ma nawet najmniejszego sensu, abym wypruwała sobie żyły dla ciebie, skoro i tak będziesz miał to gdzieś i prędzej czy później wyniosą cię skądś w czarnym worku. Tak będzie, bo nie potrafisz już słuchać ludzi, którzy chcą dla ciebie jak najlepiej - dodała, mając łzy w swoich oczach. Z każdym kolejnym słowem oddalała się coraz bardziej od blondyna, aż w końcu dzieliło ich już kilka metrów. Wtedy Pearl spojrzała na niego ostatni raz, a później cichy szloch opuścił jej usta i tylko zabrała swoją torebkę, aby w końcu oddalić się od niego. Luke nie wiedział, co zabolało go bardziej. Fakt, że faktycznie odeszła czy to, że w nawet nie odwróciła się i nie spojrzała na niego. Ani jeden raz.  

━━━━━ ♡ ━━━━━

prawie 2k wyświetleń, dzięki! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top