8 - Dziękuję
Willow:
Mogłam tak siedzieć godzinami wtulona w jego ramię, debatując, o czym kolwiek.
Początkowo temat był... ciężki, ale w końcu przeszliśmy do czegoś totalnie błahego.
Zaczynało się robić późno, chcąc nie chcąc zerkałam na zegarek, nie chcąc wrócić za późno do domu.
- O której wracasz? - spytał za którymś razem gdy spojrzałam na zegarek.
- Powinnam się zbierać — przyznałam smutno, wyłamując palce.
- W takim razie chodź — poderwałam głowę. - Odprowadzę cię.
Nie chciałam jeszcze wracać, niechętnie wstałam. Nie mogłam już tak się do niego przytulać, musiała mi wystarczyć jego ręka spleciona z moją.
Droga powrotna minęła strasznie szybko, wręcz za szybko.
Stanęliśmy przy podjeździe do garażu. Nie wiedziałam, co teraz, chciałam z nim jeszcze posiedzieć.
- Co robisz w sobotę? - spytał.
- Nic.
- To co? Może, hmmm kino?
- Chętnie — przyznałam, wbijając wzrok w stopy, by nie widział moich czerwonych policzków.
Niestety niedane było mi podziwiać cudowne kostki brukowe. Nick zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy, podnosząc moją głowę.
Chcąc mu zrobić trochę na złość,
zamknęłam powieki. Jego cichy śmiech wywołał mój lekki uśmiech.
- Otwórz oczy.
- Co się mówi? - spytałam nadal z bananem na twarzy. Nie wiem jak ale z załamania i płaczu zmieniło się wszystko na radosną i zabawną dla mnie sytuację.
- Proszę. Willow, otwórz oczy — ja pierdole. Dlaczego moje imię brzmi tak dobrze? Od razu otworzyłam oczy.
Nie wiedziałam, jak blisko niego jestem. Dopiero jak otworzyłam oczy i zobaczyłam te cudowne tęczówki, zdałam sobie sprawę, że dzieli nas parę centymetrów.
- Nie możesz się tak ze mną droczyć — powiedział pewnie, z wyczuwalnym. sarkazmem? Po jego minie było widać, że wcale mu to nie przeszkadza.
- Bo co? - spytałam w nagłym przypływie odwagi.
- Bo to — szybko pokonał dzielące centymetry, całując mnie delikatnie.
Zachwiałam się, na co Nick przytrzymał mnie, po chwili szoku oddałam pocałunek. Po minucie albo godzinie gdy zabrakło mi powietrza, odsunęłam się delikatnie, tak że dzieliło nas może pięć centymetrów. - I co? Nadal chcesz się tak droczyć?
- Teraz to nawet bardziej. - przyznałam, znów czując czerwień na policzkach. Nie spuściłam głowy, chociaż bardzo chciałam, ale jeszcze bardziej chciałam widzieć jego uśmiech gdy na mnie patrzył.
- To dlaczego się czerwienisz co? - zaśmiał się.
- To przez ciebie — przyznałam cicho, czerwieniąc się bardziej.
- Uroczo wyglądasz — powiedział, po czym pocałował mnie szybko w czoło. - Leć do domu, twoja mama chyba się niecierpliwi.
- Co? - spytałam głucho.
On, zamiast wyjaśnić, obrzucił moją głowę w stronę domu i drzwi wejściowych. Na których progu stała moja mama. A przez okno wyglądał Luka. O shit.
- Kurwa... - szepnęłam.
- Hah... powodzenia, przedstawisz mnie innym razem- dostałam drugiego buziaka w czoło. I nie widzieć jak i kiedy, gdy się obróciła, Nick znikał za zakrętem.
***
- Willow! Chodź tu, jak do ciebie mówię! - obróciłam się z powrotem w stronę kobiety.
- No, ale mamo, to przyjaciel przecież ci mówiłam — powiedziałam już któryś raz z irytacją.
- Każdy twój przyjaciel daje ci bluzę i całuje pod domem? - spytała z wyrzutem.
- To co innego.
- Jak co innego? Jak co innego?
Pytam się kto to i czemu się z tobą obściskuje pod domem, a ty mi tu kłamiesz, że to przyjaciel. Kto to był? - spytała, mrużąc oczy.
- Nick. Przyjaciel — odpowiedziałam.
Oczywiście mogłam powiedzieć, że to nie jest mój przyjaciel, a ktoś więcej, ale kto? Kim on dla mnie jest?
No właśnie.
- Dlaczego ja go nie znam? Skąd ty go znasz? To na pewno jakiś gangster, też pali jak ty?!
- Jezu mamo daj mi spokój. Odczep się może trochę co?
- Nie wiem, gdzie popełniłam błąd z ojcem przy twoim wychowaniu. Żeby własnej matce kłamać i nic nie mówić.
- Czy ty uważasz, że błąd w moim wychowaniu to kłamstwa?! To jest twój błąd? Twoje zmartwienie?! Że kłamie?! A co może z anoreksją?! Co z próbą, co z samookaleczeniem?! Co? Słuchałam? To już nie jest twój błąd?! - wykrzyczałam wściekła, będąc na skraju płaczu.
- Jak ty się do mnie odzywasz?! Jak śmiesz podnosić na mnie głos!? Co ty sobie myślisz, żeby pyskować?! Nie wdzięczna smarkula! To mi i ojcu wszystko zawdzięczasz! A nigdy nawet nie usłyszeliśmy dziękuję!
- Wam? Oczywiście. Wam zawdzięczam wszystko?! Chcesz usłyszeć, dziękuję? Dziękuję za zjebane dzieciństwo! Dziękuję za zaburzenie odżywiania przez twoje komentarze! Dziękuję za noce płaczu i cięć! Dziękuję za każde wasze wysokie wymagania! Każdą zjebę o moje oceny w szkole czy wszystko, co zrobiłam źle! Dziękuję za zrobienie ze mnie trzeciego rodzica dla Luka!
Dziękuję za rozpierdolenia mi życia!
- Jak ty..
- Jak się odzywam!? Srak! Tak jak ty do mnie, takim tonem, jaki słyszę od ciebie od prawie siedemnastu lat! - odwróciłam się na pięcie i pobiegłam po schodach do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i przekręciłem zamek.
Łzy popłynęły od razu po zamknięciu drzwi. Usiadłam pod nimi, trzęsąc się od fal płaczu. Nie mogłam uwierzyć, co się stało.
Dawno nie byłam w takiej rozsypce. A najgorsze było to, że znałam tylko jeden sposób, na jakie kolwiek zaplanowanie nad sobą. Chwiejnym krokiem podeszłam do łóżka. Podciągnęła delikatnie materac, wyjmując spod spodu książkę. Otworzyłam ją na pierwszej stronie i wyjęłam czekającą tam żyletkę.
‼️SH‼️
Chwyciłam ostrze, zimny metal żyletki przyprawił mnie o dreszcze, wiedziałam, że nie powinnam. Że to złe.
Położyłam ostrze na otwartej dłoni, przejeżdżając po nim palcami drugiej ręki.
Bijąc się z myślami, w końcu chwyciłam kawałek ostrej blaszki w prawą rękę.
Przyłożyłam do lewego przedramienia i ....zawahałam się, widząc białe blizny.
Podciągnęła bluzę i przyłożyłam żyletkę do skóry na brzuchu też była w bliznach, ale nie były widoczne tak jak te na rękach. A ja przecież nie chciałam umrzeć, nie. Chciałam się uspokoić.
Przyciągnęła ostrzenia raz, drugi, trzeci...
Rany były powierzchowne, ale i tak dość mocno krwawiły, było ich dużo. Każde podobnej wielkości. Bolały, o to chodziło. Mój ból psychiczny stał się fizycznym. Przetarłam je wierzchem dłoni, która po chwili zrobiła się czerwona.
Podniosłam się z ziemi, na której w pewnym momencie musiałam usiąść albo się osunąć.
Podeszłam do biurka, z którego wyjęłam średnią szkatułkę z brylantami na pokrywce.
Otworzyłam ją i wyjęłam bandaże i sprej odkażający rany.
Nie chciałam tego tak zostawić, więc zabrałam się do oczyszczenia i opatrzenia ran.
Gdy skończyłam, usiadłam na łóżku, nie wiedząc, co zrobić.
Jakoś po godzinie przyszło mi powiadomienie. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni.
Nick :) 18:32
Sobota 13:00 ?
Willow 18:33
Tak :)
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Powiem wam, że to był mocny rozdział, ciężko mi się go pisało. Pamiętajcie kochani, żeby nie brać przykładu z Willow‼️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top