7 - All the good girls go to Hell

Nick: 

(kto czekał?)

Wpatrywałem się w dziewczynę, gdy opowiadała o serialu komediowym, który od jakiegoś czasu jest jej ulubionym sposobem na poprawę humoru. I dobrze. Cudownie jest zobaczyć jak się śmieje, mówiąc o tematach, które jej nie krępują. Nawet jeśli oznacza to rozmowę o czymś, co nie do końca mnie interesuje. Strasznie cieszyłem się, że zgodziła się na kawę. Widziałem jej grymas, gdy upiła trochę swojego napoju. Nie musiała mówić, o co chodzili, przecież wiedziałem, co jej nie pasowało, wiedziałem co sobie pomyśli już gdy zamówiła akurat tę kawę. Nie spodziewałem się, że tak dzielnie wypije to co zamówiła. Zajęło jej to dłużej, niż powinno, ale to nic. 

Oczywiście jak nigdy, spytała i liczyła na całą opowieść co u mnie. Rzadko kiedy w ogóle o to pyta. Rzadko kto pyta, czy na pewno mówię prawdę. 

Ona jest pod tym względem wyjątkowa. Nie umknie jej nawet małe kłamstwo, nie zawsze to powie, ale wie kiedy mijam się z prawdą. 

Opowiedzenie jej sytuacji ze szkołą było ciężkie. A nie wspomniałem nawet o tym sytuacji z domu, tak naprawdę nie wspomniałem jej o niczym. A było wystarczająco ciężko powiedzieć o takiej drobnostce jak prochy czy dach. 

Jeszcze jej reakcja, tak kurewsko poważna mina, totalnie niewzruszoną próbą. Wiem, że mogło to być dla niej dużo. I będzie to analizować w domu, bo na pewno nie przy mnie.  Nie powiedziałem nic, ale i tak myślę, że za dużo. 

Ona jest za  dobra na taki świat, na które sytuację ją spotkały. 

Przeszliśmy już cały park, nie wiedziałem, co teraz i czy nie będzie chciała wracać do domu. Wyglądała tak cholernie dobrze, gdy kręciła z rozbawieniem głową, a jej włosy spięte w wysoki kucyk rozwiewał wiatr. Jeszcze ta fioletowa bluza, nie wiedziałem jej nigdy w sukience, ale na pewno w niczym nie wygląda tak dobrze jak w mojej bluzie. Cholernie piękna. 

- Gdzie teraz idziemy? - spytała. 

- Gdzie chcesz? - dziewczyna rozejrzała się parę razy. 

- Biblioteka? Muszę wypożyczyć lekturę. To, że nie chodzę do szkoły, niestety nie oznacza, że nie będę musiała pisać kartkówki, jak wrócę. - odpowiedziała. 

- Zatem biblioteka. -ruszyliśmy w wyznaczonym kierunku. - Wiesz kiedy wracasz? Do szkoły w sensie. 

- Chyba od przyszłego tygodnia. Miałam to omówić z psychiatrą.- urwała nagle. To słowo ciężko było od niej usłyszeć, ale nie tylko to. - A dlaczego pytasz? 

Musi być powód? 

- Nie mieliśmy okazji siedzieć razem na przerwie. Czy coś takiego, a mogło być fajnie — spojrzałem na nią ukradkiem. Zarumieniła się, patrzyła przed siebie i przygryzła wargę, zdecydowanie za mocno. - Nie rób sobie krzywdy. 

- Co? - spytała głucho. Przystanęła, co również zrobiłem. 

- Powiedziałem, nie rób sobie krzywdy. Nie gryź wargi. - doprecyzowałem. 
Dziewczyna zaciągnęła rękawy na dłonie. A ja domyślałem się dlaczego. - Podwiń rękawy.  - mój głos był bez emocji, ale moja głowa była ich pełna. 

Zadrżała, ale nie zrobiła nic, by zrobić to, co powiedziałem. 

- Proszę, podwiń rękawy. - starłem się, by zabrzmiało to łagodnie. 

- Po co? - spytałam drżącym głosem. 

- Chcę zobaczyć twoje ręce — jej strach w oczach, kurwa. Było źle ta źle? - Proszę. Nie będę krzyczeć. - i chyba właśnie to musiała usłyszeć, bo powoli podwinąć materiał bluzy. 

- Przepraszam..- szepnęła gdy odsłoniła nadgarstki. 

- Kurwa..

Całe w bliznach. Szerokie i wąskie, białe kreski. Długie i krótkie, równe i krzywe. I trzy rany. Japierdole. Trzy, nowe rany. 

- Powiedziałaś, że ci to już nie pomaga, że tego nie robisz...

- Przepraszam..

Japierdole...to nie ona powinna przepraszać. 

- Nie chce słyszeć tego słowa, nie masz za co mnie przepraszać. Nie musisz nic mówić..ale chciałbym wiedzieć, dlaczego? - całkowicie skupiłem się, by głos mi się nie złamał, żeby brzmieć łagodnie.- Chodzi tu krasnoludku. 

Rozłożyłem delikatnie ręce tak, ze by mogła się przytulić. Zrobiła to praktycznie od razu, wtuliła się we mnie, co chwilę drżąc przez płacz, który chciała stłumić. 

- No już, spokojnie. - szepnąłem w jej włosy. - Chcesz usiąść? 

Ledwo zauważalnie kiwnęła głową, ale nie zrobiła nic, by ruszyć w stronę jakiejś ławki. Gdy ja próbowałem się ruszyć, przykleiła się do mnie jeszcze bardziej. W końcu chwyciłem ją pod kolanami i podniosłem, tak by ciągle była przytulona do mojego ramienia. Była tak cholernie lekka, za lekka. Nie skomentowałem tego. 

Usiadłem, na których ławce w parku było masę. Posadziłem Willow obok siebie, dziewczyna nie puszczała mojej ręki, ciągle przytulając się do mojego boku. 

Wiedziałem, że ona nienawidzi ciszy, ale nie wiem, czy chce rozmawiać. 

- Co jest po śmierci..? - szepnęła. Czyli jednak rozmowa.

- Nie wiem — przyznałem. - Myślisz, że coś jest? Chciałbyś, żeby było? 

- Nie mam pojęcia, ale chcę wierzyć, że coś jest potem. Nawet jeśli byłoby to jakieś piekło. Jeśli  istnieje niebo, nie trafię tam. Jeśli istnieją zaświaty, to dobrze — powiedziała. - Po śmierci nie może być koniec.

- Ale śmierć to właśnie koniec, życia. Dlaczego zakładasz, że jeśli jest niebo i piekło trafisz do tego drugiego? Chcesz, żeby było coś potem, ale jak ma być coś po życiu? Nie uważasz, że traci to logikę?

-  All the good girls go to Hell — uśmiechnęła się na ten cytat. - Jeśli życie nie ma większego sensu, dlaczego śmierć ma go mieć?

- Po pierwsze, nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Po drugie, życie ma sens, śmierć nie.

- Podaj sens życia? - powiedział bez emocji.

- Proszę bardzo — zawahałem się. - Sensem życia nie jest jakiś cel. Ty, żyjesz dla kogoś. Ja też, ktoś dla kogo my żyjemy, żyje dla kogoś. To jest błędne koło, Scott żyje dla Lucy, ona dla niego i rodziców. Oni z kolei dla siebie nawzajem. Kim, żyję dla ciebie, ty dla niej i dla brata, prawda? - przytaknęła. - Nie jest to wielki sens, ale nie możesz zostawić ludzi, którym na tobie zależy, wtedy oni nie mają celu i sensu. Nie możesz się poddać, dlatego że ty straciłaś na chwilę sens, dla reszty sensem jesteś ty.  

-_-_-_-_-_-_-_-
I ?
Co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top