2 - Friends will be friends
Willow:
Ryczałam w pokoju brata już dobre dwie godziny.
W pewnym momencie przy drzwiach stali nawet rodzice, nie weszli. Zawahali się, ale nie weszli, a ja w tamtym momencie tak bardzo kogoś potrzebowałam.
Powiedzieli, tylko żeby przyszła na kolację jak będę gotowa.
Czekali na mnie na dole z jedzeniem, wiedziałam to. Kolacja dawno wystygła, a oni nadal nie zjedli i nie zjedzą, dopóki nie zejdę.
Gdy tylko delikatnie się uspokoiłam, wszystko zaczęło się od nowa i byłam w większej rozsypce niż przedtem.
Chciałam do kogoś zadzwonić, ale nie pamiętałam, gdzie mam telefon, nie miałam siły go szukać. Nie miałam siły wstać. Byłam w stanie tylko siedzieć i wyć. W pewnym momencie zgniotłam paczkę, którą trzymałam w ręce. Papierosy się przygniotły tak jak opakowanie. Nie zmieniło to mojego stanu, na co tak bardzo liczyłam.
Jakoś nagle łzy skończył płynąć strumieniami. Podciągnęłam nogi pod siebie i unormowałam oddech.
Normalny wdech kosztował mnie strasznie dużo wysiłku.
Skupiona tylko na oddychaniu wstałam, nogi mi się trzęsły i kręciło mi się w głowie. Przytrzymałem się ściany, aż zawroty minęły.
Wolno podeszłam do schodów i z ogromnym skupieniem zeszłam, na szczęście bez potknięć.
Weszłam do kuchni, gdzie przy wyspie siedzieli rodzice z pełnymi trzema talerzami.
- Gdzie Luke ? - szepnęłam.
W pomieszczeniu było tak cicho, że zabrzmiało to jak krzyk.
- U kolegi. Wraca jutro rano. - powiedziała mama, pociągając nosem. - Zjesz z nami ? - spojrzała na mnie błagalnie.
Lekko kiwnęłam głową i usiadłam obok rodziców. Przed stosunkowo małą porcją makaronu z sosem śmietanowym.
W głowie myślami tylko o kaloriach.
Wzięłam do ręki widelec, uśmiechnęłam się delikatnie, co za pewnie wyszło jak grymas.
- Smacznego. - znów z moich ust wszedł szept.
- Chcesz podgrzać...- zaproponował tata.
- Nie... nie dziękuję. - bardzo im współczułam i miałam wyrzuty sumienia nie tylko związane z tym co zaraz mam zjeść.
Stukanie widelców o talerz i cisza.
Nie doskwierała mi aż tak bardzo, gdy starałam się nie wymiotować. Skupiona tylko na tym, by trzęsącą ręką nabrać coś na widelec.
W końcu się poddałam. Upuściłam widelec, który upadł na talerz, hałasując.
Pobiegłam do łazienki.
Szybko zakluczyłam drzwi za sobą i przyklękłam obok toalety.
Naprawdę tego nie chciałam, ale wszystko, co dziś zjadłam, opuściło mój brzuch.
Miałam wyrzuty, że to zjadłam, ale też, że to zwymiotowałam.
Myłam zęby, ze spuszczoną głową nie chcąc widzieć się w lustrze.
Sprawiam tylko kłopoty.
Wyszłam z łazienki i popędziłam do pokoju. Strasznie kręciło mi się w głowie i było mi zimno.
W pokoju zamknęłam drzwi, usiadłam na łóżku, starając się opanować wirujący pokoju.
Gdy było lepiej, założyłam na siebie fioletową, zadłużą bluzę.
Podwinęłam rękawy, bo były za długie, a sama bluza była trochę jak worek, ale ciepły worek.
Specyficzny zapach męskich perfum i mocny zapach wódki, którą przez przypadek właściciel wylał na rękaw.
Zawsze to wiedziałam, za szyby przywiązuje się do ludzi. Znaliśmy się parę godzin, które pamiętam za słabo. Nie mam jego numeru. Nie wiem o nim prawie nic.
A tęsknię.
Znów zasnęłam. Nie wiem, czemu w szpitalu też często spałam. Wcześniej mi się to aż tak nie zdarzało.
Obudził mnie mój telefon, nie podnosząc się wiedziałam, że to Kim.
Szybko doszłam do wniosku, że to rodzice położyli mój telefon na szafce nocnej. Byłam im wdzięczna za to, ale od razu dopadły mnie wyrzuty sumienia i wspomnienia z kolacji.
Friends will be friends
When you're through with life and all hope is lost
Hold out your hand 'cause friends will be friends
Right till the end
Now it's a beautiful day
The postman delivered a letter from your lover
Only a phone call away
Przerwałam w pół piosenki, odbierając.
- Hej piękna. - powiedziałam zaspana.
- Willow..?- zmroziło mnie.
- Nick...hej..- wyszeptałam.
- Boże, Willow. Wystarczyłaś mnie. Od dwóch tygodni nie było cię w szkole.
- Wiem. - zaśmiałam się cicho. Jemu nie było do śmiechu. - Jest tam gdzieś Kim?
- Jest. Ale zanim ci ją dam chciałbym z tobą porozmawiać. - zdziwiłam się, czułam, że się czernienie i dziękowałam, że rozmawiam przez telefon.
- Dobrze. O czym chcesz porozmawiać? Ach... muszę ci jeszcze bluzę oddać. - przypomniałam sobie, spoglądając w dół na swoje uda, do których sięgała bluza.
- Hmm może podam ci swój numer i się umówimy na... kawę? - po głosie poznała, że się uśmiechnął.
Przygryzłam wargę... kawę ?
- Okeeej. Poczekaj, podyktujesz, a ja zapiszę sobie.
- Dobrze. Gotowa ?
- Chwila! - zerwałam się z łóżka i rzuciłam do biurka, prawie się przewracając i hałasując.
- Żyjesz? - spytał zmartwiony.
- Tak! - odkrzyknęłam od razu. Dopadłam pierwszy lepszy zeszyt i długopis. - Gotowa.
Chłopak podyktował mi swój numer. Zapisałam go starannie na kartce. Nie wiem, dlaczego nie od razu w telefonie. Wydawało mi się, że ma to swój urok, numer na kartce.
- Zadzwoń, jak wydobrzejesz. A bluzę sobie zostaw. - zamarłam na pierwsze zdanie. Skąd on.... Zanim zdążyłam o tym pomyśleć, serce mi przyspieszyło, gdy pozwolił mi zachować bluzę.
- Dziękuję...- szepnęłam.
Po chwili w słuchawce usłyszałam pozytywny głos Kim.
- Heeeej skarbie!
- Hej, hej. ON jest obok ? - spytałam.
- Nie, wyszedł.
- Masz na głośnomówiącym ? - zapytałam, stukając palcem w kartkę z numerem chłopaka.
- Nie? - bardziej spytała, niż stwierdziła.
- I dobrze. CO TY SOBIE KURWA WYOBRAŻASZ!? CO MU POWIEDZIAŁAŚ?! WIE, ŻE BYŁAM W SZPITALU!? - chciałam jej jebnąć w ten durny łeb, ale nawet monolog mi przerwała.
- A spierdalaj dziwko. Po pierwsze, ON nie jest głupi. Widział cię po próbie, umie myśleć. Po drugie, nic mu nie powiedziałam. Poprosił tylko o mój telefon, żeby do ciebie zadzwonić. Szczerze jestem zdziwiona, że dopiero teraz, w końcu minęły dwa tygodnie.
- Dlaczego nie napisał, mam przecież z trzy komunikatory..?
- Taaak jest w chuj romantycznie pisać do kogoś przez jebany komunikator. - odpowiedziała z przekąsem.
- A weź, się pierdol. - odpowiedziałam rozbawiona i zła jednocześnie.
- Z tobą kochana? Oczywiście, już jadę. - usłyszałam, jak cmoka ustami.
- Weź się.
- Kocham cię. Późno już, idę się położyć. Dobranoc kochana. Mogę wpaść jutro?
- Ja ciebie też, dobranoc skarbie. Wpadaj od rana, sama tu zwariuję.
- Haha, okej pa myszko.
- połączenie zakończone -
_______________________________________________
Hej kochani.
Jak oceniacie rozdział?
Lepszy niż poprzedni ?
A Good Girl? Lepiej niż Sweet?
Jestem ciekawa waszych przemyśleń.
Dziękuję ślicznie za tyle wyświetleń, tak świetne statystyki w tak krótkim czasie potrafią wykręcić tylko krwinki ❤️
Czekam na wasze komentarze 😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top