jeden;
I love you so much, that It hurts.
Patrzył się na mnie swoimi dużymi, czarnymi oczami jakby dobrze wiedział co mam zamiar zrobić. Co muszę zrobić.
Moje serce rozpadło się na małe kawałeczki gdy z daleka widziałem szyld schroniska.
Jechałem autem z moim ojcem, trzymając Mukiego na swoich kolanach. Pomimo tego że to dość duży pies, ważący około 30 kilogramów nie przejmowałem się tym. To był najprawdopodobniej nasz ostatni wspólnie spędzony czas.
Nie wiem jak miałem zamiar dalej funkcjonować. Szczerze tylko on trzymał mnie przy życiu. Tylko dla niego wstawiłem rano wiedząc, że muszę z nim wyjść na dwór, tylko dla niego wracałem do domu w którym nikt poza nim na mnie nie czekał. 7 lat mojego życia spędziłem z nim. Był przy mnie zawsze, nie zależnie od tego czy miałem dobry okres w swoim życiu czy zły. Niestety ten drugi najczęściej mi towarzyszył ale on zawsze przy mnie był, nawet gdy moja rodzina się ode mnie odwrociła.
Wszystko zaczęło się dwa lata temu gdy z najbardziej popularnego dzieciaka stałem się pośmiewiskiem całej szkoły. Wszystko przez to, że przyznałem się do mojej orientacji.
Tak jestem gejem.
Co sobie wtedy myślałem? Sam nie wiem... Spodziewałem się takiej reakcji, jednak nie sądziłem, że będzie to aż takie okropne i że zmieni całe moje życie.
Moi rodzice są wysoko postawionymi prawnikami co w moim przypadku nie jest dobre. Może i mamy dużo pieniędzy ale dla nich liczą się tylko pieniądze, praca i dobra reputacja. To ostatnie niestety ich najmłodszy syn musiał ukruszyć. Dobrze, że mieli jeszcze dwóch starszych synów, moich braci których nazywali "normalnymi nastolatkami". Ja sobie na taką nazwę nie zasłużyłem. Mnie nazywali pedałem lub dziwolągiem, zależnie od humoru.
Moi bracia wyrośli na niezłych homofobów. Tego nauczył ich mój ojciec. Tego człowieka nienawidziłem najbardziej na świecie. W pewnym stopniu to przez niego teraz jestem tu, przed wielkim schroniskiem musząc oddać swojego jedynego przyjaciela którego 7 lat temu w tym samym schronisku adoptowałem.
-W końcu pozbędziemy się tego zapchlonego problemu...-parsknął Andy Hemmings, mój ojciec gdy już zaparkowaliśmy.
Byłem niesamowicie wściekły. Nie mogłem dłużej wysluchiwać tego jak mówił o istocie która przez całe pieprzone siedem lat trzymała jego syna przy życiu.
-Jak możesz tak mówić...-syknąłem posyłając mu nienawistne spojrzenie.
-Uważaj co mówisz, ciebie tez mogę tutaj zostawić razem z tym kundlem. Obydwoje jesteście siebie warci.
Wspominałem już, że go nienawidzę?
Takie słowa leciały do mnie nie mal codziennie. Pomimo tego, że trochę już się do nich przyzwyczaiłem one nadal mocno bolały.
Nie raz myślałem o tym aby wyjechać. Zostawić ich, to całe pieprzone Sydney daleko za sobą i po prostu zacząć od nowa. Razem z Mukiem.
Niestety miałem tylko 17 lat, i tak na prawdę nie mogłem nic zrobić. Nadal byłem na utrzymaniu moich rodziców a bez grosza przy duszy długo bym nie pociągnął.
-Wyłaź, nie mam czasu muszę jeszcze pojechać do kancelarii.-powiedział trzaskając drzwiami od samochodu.
Smutnym wzrokiem spojrzałem na Mukiego a do moich oczu napłynęły łzy. Wtuliłem się w jego czarną sierść, i zaczęłem płakać. Nie mogłem tego powstrzymać, to było silniejsze ode mnie.
Jak miałem go tak po prostu zostawić?
Podniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy. Otarłem łzy rękawem i otworzyłem samochód myśląc o tym, że to nasz ostatni "spacer".
-No, ile można czekać.-powiedział ojciec gasząc papierosa.-Chodź, miejmy to już za sobą.
Gdy usłyszałem odgłos szczekania wchodząc na teren schroniska moje serce zaczęło bić mocniej. Jeszcze dzisiaj Muki będzie szczekał razem z nimi...
Chciałem uciec. Chciałem z tamtąd jak najszybciej.
Wiem, że nigdy sobie tego nie wybaczę...tego, że jestem taki słaby i chociaż raz nie dam rady sprzeciwić się mojemu ojcu. Wiedziałem, że do końca życia będzie mnie prześladował obraz przerażonego Mukiego, chowającego się za moimi nogami.
Ojciec prowadził, nie rzucając nawet najmniejszego spojrzenia na psy które głośno szczekały na nasz widok. Jakby wołały "Zabierzcie mnie stąd..."
Gdybym miał nazwać kogoś osobą pozbawioną serca i jakiej kolwiek moralności na pewno ten tytuł zdobyłby on, mój ojciec. Najgorsze jednak było to, że moi bracia coraz bardziej upodabniali się do niego.
W końcu zawsze są trzy miejsca na podium.
-Pan Hemmings?-zapytała się kobieta. Nawet nie zauważyłem kiedy doszliśmy już do miejsca gdzie mają swoje miejsce pracownicy schroniska. Muki rozglądał się na boki chyba dobrze poznając to miejsce. Czułem się z tym okropnie...
-Tak, ja w sprawie tego psa. Chciałbym go oddać.-powiedział bez ogródek mężczyzna. Kobieta wysłała mu lekko oburzone spojrzenie. Ja w duchu modliłem się, aby brunteka odpowiedziała, że niestety ale nie można oddać już raz zaadoptowanego psa.
-Istnieje jakiś powód?-zapytała, udając wcale nie przejętą. Kątem oka spojrzała na mnie kucającego przy Mukim. Widząc chyba w jakim jestem stanie posłała mi smutny uśmiech i wróciła do rozmowy z moim ojcem.
-Moja żona jest uczulona.-skłamał.-Alergia coraz bardziej dokucza i niestety jesteśmy zmuszeni oddać Muffiego.
-Mukiego.-poprawiłem go, na co obdarzył mnie wzrokiem który dosłownie potrafił zabijać.
-Jesteście państwo pewni swojej decyzji?-zapytała.
-Tak, oczywiście.-mruknął zirytiwany Andy.
We mnie wszystko wręcz krzyczało "nie", jednak jedyne co wtedy robiłem to głaskanie mojego przyjaciela.
-Dobrze, tutaj proszę papiery...-mruknęła lekko smutnym tonem kobieta, jeszcze raz rzucając mi krótkie spojrzenie.
Po piętnastu minutach podpisywania różnych papierów brązowowłosa kobieta zawołała kogoś o imieniu Michael aby nami się zajął, bo ona ma kolejnych ludzi.
Po paru sekundach zjawił się młody chłopak z uśmiechem na twarzy który lekko zbladł na mój widok i na widok Mukiego. Sprawa dla niego była jasna.
Kolejny oddany pies.
Kobieta która przed chwilą go zawołała przywołała go ręką i szepcząc mu coś do ucha, na co chłopak tylko przytaknął.
Przyjżałem mu się. Miał zielone włosy i kolczyk w brwi. Mimowolnie przygryzłem swoją przekłutą wargę.
-Proszę za mną.-powiedział. Miał miły głos.
Wyszliśmy z pomieszczenia dla pracowników zmierzając w jeden z wielu sektorów. Psy szczekały niemiłosiernie, na co Muki tylko cicho popiskiwał. Bał się.
-Ej spokojnie mały...-szepnęłem kucając przy nim.-Kiedyś po ciebie wrócę, obiecuję. To nie potrwa długo.
-To tutaj.-usłyszałem głos bodajże Michaela który właśnie wskazywał na otwarty i pusty boks.-Jako, że psiak musi się pierw zaaklimatyzować w nowym miejscu, na razie przez parę dni będzie sam.
Przytaknąłem i spojrzałem jeszcze raz w stronę Mukiego. Siedział, uszy mu opadały a smutny wzrok miał skierowany prosto we mnie. Do moich oczu znowu napłynęły łzy.
-Lucas, idę już do samochodu. Za 10 minut widzę cie spowrotem.-powiedział, i odszedł nie żegnając się nawet z kolorowo włosym chlopakiem który nadal tutaj był.
Przytuliłem się do Mukiego, a moim ciałem wstrząsnął szloch. Nie mogłem go opanować. Tego było za dużo.
-Wszystko w porządku?-usłyszałem głos chłopaka.
Odwróciłem głowę w jego stronę kiwając na znak, że jest dobrze. Choć wcale tak nie było.
-Nie chcesz go tutaj zostawiać.-zapytał co bardziej brzmiało jak stwierdzenie niż pytanie.
Wstałem z trawy ostatni raz głaszcząc Mukiego po grzbiecie.
-Pa Muki.-szepnęłem gdy został zamknięty w swoim boksie. Juz odwracałem się chcąc wracać do swojego ojca który za pewne i tak już jest bardzo zły za to jak długo to wszystko trwało ale zatrzymał mnie zielono włosy chłopak.
-Możesz tutaj do niego przychodzić...Jeśli oczywiście chcesz.-dodał.
Posłałem mu lekki uśmiech i przytaknąłem ocierając pojedyńcze łzy z policzków.
-Mów, że chcesz się widzieć ze mną jak przyjdziesz.-powiedział po czym wskazał na plakietkę przeczepioną do jego koszulki.
Michael Clifford
-Dziękuję.-powiedziałem i ruszyłem w stronę wyjścia nie oglądając się.
To moje pierwsze muke, w końcu po setce przeczytanych ff, zdecydowałam się na napisanie włanej historii. Początki są zawsze najgorsze, ale mam nadzieję, że nie jest tak źle.
Ily!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top