4


     Było jesienne popołudnie. Pomarańcz i żółć okrywały cały Seul. Wysokie drzewa schylały się ku ziemi, a pochmurne niebo wydawało się nadzwyczaj groźne. 

   Wokół uczelni, do której uczęszczała Ji Yoo, zgromadzili się zmęczeni studenci, wracający do domu i żegnający się z przyjaciółmi. Wszyscy wyjątkowo spieszyli się tego dnia, ponieważ żaden z nich nie chciał zmoknąć. 

  Każdy myślał już tylko o piątku. Nie tylko, dlatego że zapowiadał on upragniony weekend, ale też z tego powodu, że miała być wtedy zorganizowana domówka u przystojnego Kima Taehyunga. 

   Jedyną osobą, która nie cieszyła się na tę imprezę była Ji Yoo, która przez cały dzień chodziła zamyślona. Nie chciała na nią iść i to z wielu powodów, ale dobrze wiedziała, że musi. Po wczorajszym, gdy Taehyung zgodził się na zakład, nie mogła spać i wciąż o tym myślała. Tak strasznie żałowała swojej decyzji. Zwłaszcza po tym, gdy chłopak podszedł wczoraj do niej, gdy już wychodziła i szepnął jej na ucho, że już nie może się doczekać jej widoku jako kochanej dziewczyny. Po tym lekko musnął jej policzek i z cwaniackim uśmiechem odsunął się na bezpieczniejszą odległość. 

  Dziewczyna spłoszona uciekła jak najszybciej z mieszkania. Jeszcze nigdy nie widziała go takiego. Całą noc myślała o tym i zrozumiała, że teraz właśnie tak będzie wyglądać zachowanie chłopaka.

   W końcu Taehyung tak bardzo chce wygrać i rozkochać ją w sobie. Ji Yoo doszła do wniosku, że skoro chłopak ma zamiar używać swoich uroków osobistych ( a właściwie ich żałosnych imitacji, bo ktoś taki nie ma w sobie żadnego uroku), to ona także musi coś wymyślić. 

   Na pewno nie będzie się zachowywać jak wystraszona sarenka. O co to, to nie. Będzie taka jak zawsze, tylko z pewnymi ulepszeniami. 

   Uśmiechnęła się sama do siebie na tą myśl. Nie może być aż tak źle. To tylko dwa tygodnie, a później pokaźna sumka w kieszeni za wygrany zakład. Tak, postanowili włączyć w to pieniądze. W końcu musi być jakaś nagroda za bycie miłym i poniżanie się dla jakiegoś imbecyla. 

  Gdy szła pogrążona w rozmyślaniach, usłyszała za sobą krzyk. Odwróciła się ciekawa tego, co się dzieje. Była zainteresowana tym, komu ktoś urządza drakę. Nie spodziewała się, że to ona będzie tym kimś. 

- Jak mogłaś mi o niczym nie powiedzieć, do cholery?! Żadnych Kimów, tak?! To ja latam jak durna po uczelni i dowiaduję się od ludzi, że chodzisz z Kimem Taehyungiem! Tym Kimem Taehyungiem! - To była Seo Yoona. Wyjątkowo wściekła Seo Yoona. 

   Ji Yoo pierwszy raz widziała swoją przyjaciółkę w takim stanie. Prezentowała się ona wyjątkowo groźnie ze zdenerwowaną, czerwoną twarzą i rozwianymi włosami. Ji Yoo aż uśmiechnęła się na ten widok. Tyle razy próbowała wytrącić przyjaciółkę z równowagi, aby przestała w końcu chodzić w tej swojej zbyt spokojnej skorupie i wreszcie jej się udało. Była z siebie wyjątkowo dumna. Po chwili nawet roześmiała się. Tak, Ji Yoo należała do tych osób, które śmieją się w najbardziej niewłaściwych momentach. Szybko uspokoiła się, widząc miażdżące ją spojrzenie. 

- Czy ciebie coś bawi, przepraszam bardzo?! Od tylu lat słyszę, jak bardzo nienawidzisz tego idioty i nagle wszystko się zmienia, tak?! - Seo Yoona patrzyła na nią z niedowierzaniem w oczach wciąż zszokowana i zła jak diabli. 

- Posłuchaj to nie jest tak. Tak właściwie to ja z nim nawet nie jestem. Tylko mieliśmy zachowywać jak para. - Niedowierzanie w oczach Seo Yoony zaczęło rosnąć. - Oczywiście ten idiota wszystko poprzekręcał. - Widząc Seo Yoonę w stanie takiego wstrząsu, westchnęła głęboko i wypaliła: - Tu chodzi o zakład, okej? Założyłam się z nim, że będziemy zachowywać się jak para i sprawdzimy, kto pierwszy się zakocha. Powiedziałam zachowywać się jak para, a nie nią być. Oczywiście, ten pchlarz musiał wszystko przeinaczyć. - Uśmiechnęła się pod koniec przepraszająco i czekała na reakcję przyjaciółki. 

- Nie mogę uwierzyć, że można mieć aż tak głupie pomysły. - Powiedziała Seo Yoona przyglądając jej się badawczo. - Wiesz do czego może to doprowadzić? Możesz się w nim zakochać, a on cię wtedy zrani. Możecie się, do cholery, pozabijać próbując wygrać ten zakład. Możecie wymyślić coś jeszcze głupszego i później tego żałować. Przecież dobrze wiecie, co takiego robią pary. - Powiedziała i spojrzała na nią jak na przygłupie dziecko. Ji Yoo patrzyła na nią przez chwilę nie rozumiejąc, co ta ma na myśli, aż w końcu jej usta ułożyły się w wielkie "O". Dziewczyna po chwili otrząsnęła się i zaczęła wrzeszczeć: 

- Nigdy w życiu! Nie z nim! O Boże, nie! Niech ten idiota spróbuje tylko do mnie podejść z takim zamiarem, a go klejnotów pozbawię! Niech ten napalony skurczybyk sobie nie myśli nawet! O Boże, fuj. - Powiedziała to ostatnie już spokojnie, skacząc wokół i próbując wymazać obraz, który właśnie pojawił się w jej głowie. Całkiem niezły obraz. 

   O Boże, nie! Seo Yoona patrzyła na nią w ciszy i kręciła głową. Obie wyglądały, jak uciekły z zakładu dla obłąkanych. Po chwili podeszła do nich jeszcze jedna dziewczyna.

   Była to HyeYeon. Miała niebieskie włosy i ładny uśmiech. Często chodziła w bardzo kolorowych ciuchach i obwieszała się różnego rodzaju kolczykami. Lubiła zwracać na siebie uwagę, szczególnie płci przeciwnej.  

  Teraz patrzyła na obie dziewczyny ze zdziwieniem i nieokreślonym uśmiechem. Po chwili zwróciła się do Ji Yoo: 

- To ty jesteś tą, z którą chodzi Kim Taehyung? Większość ma ochotę cię teraz zabić. - Seo Yoona posłała w stronę przyjaciółki długie spojrzenie mówiące "każdy twój durny pomysł tak się kończy". - Ale cóż, ja nie w tej sprawie. Chciałam ci powiedzieć, że twoja wychowawczyni zapisała cię na dzisiejszy wolontariat w sklepie, a ja miałam ci to tylko przekazać. To na tyle z mojej strony, elo. - Powiedziała i tak szybko jak przyszła, tak szybko odeszła, co pewien czas oglądając się za siebie. Ji Yoo patrzyła za nią i warknęła; 

- Jędza. Dobrze wiem, że to ona miała iść na ten wolontariat, ale pewnie wykręciła się tym, że musi kota do weterynarza zabrać. Za każdym razem ta sama wymówka. Ten jej głupi sierściuch nigdy nawet weterynarza na oczy nie widział. A szkoda, bo mógłby mu przepisać niezłą dietę. To cielsko ledwo się wtacza po schodach. Słyszałam, że mają dla niego windę zamontować, ale pewnie załamie się pod jego ciężarem....- Ji Yoo zaczęła się powoli rozkręcać, gdy nagle Seo Yoona jej przerwała, mówiąc:

- Gadaj sobie, gadaj. Chcę ci tylko przypomnieć, że twój wolontariat zaczyna się za jakieś czterdzieści minut, a ty musisz jeszcze dojść do domu i przygotować sobie reklamówki. - Powiedziała i zaśmiała się. Ji Yoo patrzyła na nią z mordem w oczach. No tak, pakowanie ludziom ich zakupów, prawdziwe spełnienie marzeń. Po chwili zdała sobie sprawę, że faktycznie musi jeszcze wrócić do domu i pożegnała się na szybko z Seo Yooną, po czym zaczęła iść w kierunku swojego mieszkania. 

  Tam ogarnęła się w ekspresowym tempie i oczywiście jak to ona musiała jeszcze przed wyjściem coś zjeść.

   Przygotowała sobie bułkę i zajadała się nią z uśmiechem. Jej humor się nieco poprawił. W końcu tak działało na nią jedzenie. 

    Żeby mieć pewność, że nikomu tego dnia nie stanie się krzywda, wyjęła z półki kawałek mlecznej czekolady i w ciszy delektowała się nią. Teraz już na pewno była gotowa na ten cholerny wolontariat i nic nie mogło zepsuć jej humoru. 

   Po jakiejś godzinie Ji Yoo była już w sklepie i czekała aż ktoś ją przydzieli do odpowiedniej kasy. Dziewczyna z wyrazem załamania na twarzy rozglądała się po wnętrzu. Skutki czekolady zaczęły powoli wygasać, a ona znów przybierała swoją codzienną minę. 

   Był to bardzo duży sklep, a ludzi było od cholery. Ji Yoo już miała brać nogi za pas i na następny dzień wmówić nauczycielce, że ona za to musiała zabrać kanarka do weterynarza, gdy nagle podszedł do niej kierownik wolontariatu. Poprowadził ją w stronę odpowiedniej kasy i uśmiechnął się zachęcająco. Dziewczyna tylko wykrzywiła się i zaczęła rozglądać się po klientach, ustawiających się do kolejki. 

   Nagle wśród nich zauważyła Taehyunga, który uśmiechał się bardzo z siebie zadowolony. 

- O Boże, tylko nie to. - Pomyślała i po chwili oderwała wzrok od jego ciemnych oczu, spojrzawszy na kasę. Praktycznie cała była wypełniona jego zakupami.

 - No to jestem w dupie. - Mruknęła pod nosem i znów spojrzała na chłopaka, który specjalnie jeszcze coś dorzucał na taśmę. 

- Nie zbiednij od tego, pchlarzu. - Powiedziała cicho. 

   Po chwili zobaczyła jak Taehyung wyjmuje z portfela złotą kartę kredytową i na jej oczach daje jej zadowolony buziaka. 

- No to jestem w dupie po raz drugi. - Mruknęła i patrzyła na tego imbecyla, który wciąż się jej przyglądał z tym swoim uśmieszkiem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top