29
W klubie panowała ciemność. Tylko olbrzymie kule disco, świecące na wszystkie kolory tęczy, zmieniały tor swojego ruchu i strzelały podłużnymi promieniami w każdy możliwy kąt budynku. Ludzie stąpali po odblaskach, zbyt zajęci tańcem, by zwracać na to uwagę.
Muzyka dudniła na cały klub. Wielkie głośniki zamontowane w każdym rogu, wydawały z siebie przeróżne dźwięki, co spotykało się z zachwytem osób chętnych do zabawy i miłośników cuda, bez którego nie wyobrażali sobie życia. Bez muzyki, która teraz rozbrzmiewała w ich bębenkach, dodającej im dawki dobrego humoru oraz kapki adrenaliny, niczym najlepszy, światowy kucharz.
Wszyscy, którzy znajdowali się w środku, byli poprzebierani w przeróżne wymyślne stroje. W całym klubie gromadziło się od stada zombie do uroczych wróżek, a następnie do krwiożerczych wampirów. Każda możliwa postać z fantastyki znajdowała się w tym miejscu, jakby tworząc oddzielne muzeum dla dzieci, które chciałyby popatrzeć na postaci straszące je w nocnych koszmarach.
Wchodząc do klubu, Ji Yoo obejrzała się na resztę. Wszyscy rozglądali się po klubie z zachwytem, a na twarzy Seo Yoon widniał nieodgadniony uśmiech. TaeHyung i Jin wymienili speszone spojrzenia, jakby zdając sobie sprawę, że są wyrzutkami, jedynymi końmi w oceanie pełnym ryb, ze względu na to, że tylko oni nie mieli przebrania.
Co prawda Ji Sun również go nie miała, ale kobieta szybko poradziła sobie z tym fantem, nakładając ogromny kapelusz, który porwała z głowy roztańczonej dziewczyny. Wyglądała teraz jak prawdziwa bizneswoman, więc nikt nie miał zamiaru się sprzeczać z nią w kwestii braku przebrania. Nawet jeśli jej wersja była dosyć naciągana jak gumki od majtek, które są dwa rozmiary za małe, ale wciąż używane.
Po chwili wszyscy obejrzeli się na siebie i uśmiechnęli zachęcająco. Przybili sobie nawet grupową piątkę, jak trzech muszkieterów w towarzystwie trzech muszkieterek. To był ich wieczór.
Minęła godzina. Ji Yoo, Ji Sun oraz Seo Yoon tańczyły ze sobą w małym kółeczku. TaeHyung, Jimin oraz Jin obserwowali kobiety z nietęgimi minami i założonymi rękami. Znacznie różnili się od tłumku napalonych mężczyzn, którzy patrzyli na nie, ostrząc swoje zęby, które wręcz suszyli w szerokich uśmiechach. Zęby, w które zaraz mogli dostać, sądząc po tym, jak trzej muszkieterowie zaczęli zaciskać pięści.
Ale kobietom to nie przeszkadzało. Bawiły się w najlepsze i poddały się zupełnie muzyce. A spojrzenia tych mężczyzn tylko dodatkowo napędzały je do działania. Dlatego używały jeszcze większej ilości atutów, a oni cicho pogwizdywali.
I choć Ji Yoo nienawidziła czegoś takiego, to kochała spojrzenie zazdrosnego TaeHyunga.
Ji Yoo po raz kolejny zakręciła biodrami i zamachała rękami, poprawiając rozwichrzone włosy. Zobaczyła, jak wściekły Jin bierze pod łokieć rozchichotaną Ji Sun, a następnie kieruje się z nią w drugi kąt klubu. Jimin popatrywał spod byka na Seo Yoon, która dalej udawała, że go nie widzi i właśnie poddała się podrywom jakiegoś mężczyzny z przylizaną grzywką. A Lee nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, bo właśnie została odłączona od swojego towarzystwa, pozostawając jak samotna sarna w towarzystwie głodnych lwów. Mimo tego, że lekko ją to speszyło, nadal próbowała dostosować swoje ruchy do muzyki. Dopóki nie poczuła dużych dłoni na swoich biodrach.
- Lepiej tego nie rób, bo już paru facetów ma przez ciebie mały problem. - Usłyszała szept przy swoim uchu. I dobrze wiedziała, że wszędzie poznałaby ten niski głos, który tak cudownie pieścił jej bębenki.
Dziewczyna uśmiechnęła się podstępnie, kontynuując swój taniec. TaeHyung, który trzymał ją za biodra, musiał dostosować się do jej ruchów. Tańczyli tak przez pewien czas, nie widząc swoich spojrzeń. W końcu dziewczyna wykonała nagły obrót i znalazła się twarzą w twarz z mężczyzną jej życia.
- Jesteś jednym z tych facetów? - Zapytała prosto z mostu. Nagła odwaga wypełniła ją, jakby dziewczyna dostała jej zapas i wypiła ją całą duszkiem, nie przejmując się, że kiedyś może się jeszcze przydać. Choćby kropelka.
TaeHyung spojrzał na nią zszokowany, a ona patrzyła na niego pewnie. Nie zamierzała więcej uciekać. Przestała widzieć w tym jakikolwiek sens. Nawet nie wiedziała, czy on w ogóle istniał.
- Może. - Odpowiedział zachrypniętym głosem, a ona uśmiechnęła się szeroko, zagryzając tym samym wargę.
- Może jestem w stanie ci pomóc. - Mruknęła, wciąż zagryzając wargę. Nie wiedziała, co nią kierowało, gdy postąpiła krok w jego stronę i lekko przechyliła głowę.
Po prostu widok TaeHyunga oświetlonego przez miliardy kolorów, a pomimo tego wciąż stojącego w cieniu, dzięki czemu dodawał swojej osobie tajemniczości, wyzwalał w niej różne emocje. Jego nieśmiały uśmiech na pełnych wargach, w których kącikach kryło się coś w rodzaju kpiny, jakby nie wierzył jej słowom. Jego ciemne oczy wpatrzone tylko w nią przez cały wieczór, które wciąż zmieniały kolor. Były niesamowicie ciemne, jednak pod wpływem niektórych emocji stawały się czarne, jakby cała ciemność nocnego nieba w nich wirowała. Ale Ji Yoo widziała w tych ciemnych tęczówkach swoje odbicie i wiedziała, że na tym ciemnym niebie znajdują się gwiazdy, wskazujące drogę do domu.
Mężczyzna dokładnie obserwował jej ruchy. Jego wzrok nie odrywał się od jej ciała, taksując je całe spojrzeniem. Następnie wracał do jej twarzy, a mrok mieszał się z gwiazdami.
Ji Yoo chciała zrobić kolejny krok, jednak bliskość ciała TaeHyunga jej na to nie pozwalała. Dziewczyna patrzyła na niego, jakby sprawdzając reakcję. Chciała wejść w tę relację z mężczyzną. Pierwszy raz w życiu poczuła, że jest na to gotowa. Miała nawet myśli, że nie jest za późno. Ale musiała wiedzieć, że to samo tkwi w głowie TaeHyunga. Że jest jego priorytetem, najważniejszym celem. Bez tego nie mogła zacząć nowego etapu.
Dlatego stała i patrzyła, czekając na jego ruch.
Podczas prób TaeHyunga dziewczyna wzięła sobie jego słowa do serca. Zaczęła o nich myśleć, analizować je. Była przekonana, że naprawdę nie ma dla nich szansy, że nie dadzą rady. Ale za dużo ich do siebie przyciągało. Byli dwoma magnesami i nie mogli tego ukryć. Tym bardziej przed sobą. Musieli to odkryć powoli, krok po kroku, nie robiąc żadnego błędu. Albo od razu rzucić się w wir i spróbować swoich sił. Wszystko zależało od nich. To oni rozdawali karty, a szczęście mieli po swojej stronie.
A przynajmniej tak jej się wydawało.
- Ji Yoo. - Pomruk mężczyzny był ledwo słyszalny, jednak uszy dziewczyny wyłapały tę pociągającą nutę i chwyciły się jej nieprzytomnie, a jego głos wciąż był odtwarzany w głowie dziewczyny. - Tęskniłem.
A Ji Yoo nic więcej nie trzeba było powtarzać. Zwłaszcza, gdy te duże ręce przyciągnęły ją do siebie, zamykając w szczelnym uścisku, który każdego mógłby zacząć przyduszać, jednak dla niej wciąż był za słaby. Było jej za mało TaeHyunga. Była go spragniona i głodna jednocześnie, jakby ostatni czas błąkała się po Saharze, a teraz jego dotyk i spojrzenie było zwykłą fatamorganą pod wpływem umęczonych myśli.
Jednak, gdy jego usta odnajdują te jej, wizja fatamorgany rozpływa się, jakby nigdy jej nie było, a jej miejsce zajmuje czysty i piękny realizm.
TaeHyung z początku nachyla się i całuje kącik jej ust. Następnie kieruje się swoimi wargami w górę, pnie się po rozgrzanych policzkach, przechodząc do nosa, który tak czego był zadzierany w jego kierunku i obdarowuje go słodkim całusem. Jednak po chwili mężczyzna kończy ze swoją rolą uroczego chłopaka i bez zawahania wpija się w rozchylone usta dziewczyny, stając się pożądającym ją kochankiem.
TaeHyung i Ji Yoo z początku pieszczą swoje wargi, jęcząc tym samym do nich i uciszając się nimi nawzajem. Następnie pieszczota staje się bardziej wulgarna, gdy te rozchylają się, pozwalając wkroczyć do akcji głodnym językom, które chcą stworzyć cudowny mix i wymieszać się ze sobą. Dlatego właśnie to robią. Ich języki ocierają się o siebie, mieszają się ze sobą, toczą walkę o swoje. A oni przygryzają je sobie nawzajem, by z płomyka pożądania stał się ogień. I to działa, bo porzucona zapałka, tocząca się w stronę rozlanej bezyny, coraz bardziej się żarzy, a następnie bucha prawdziwym płomieniem, który obejmuje ich całych swoim gorącem.
TaeHyung mocniej zaciska dłonie na jej biodrach, które wciąż poruszają się w takt muzyki, tym samym ocierając się o szczególne miejsce mężczyzny.
Ji Yoo buszuje swoją ręką w jego włosach, jakby wpędzała się w sam środek puszczy, z której nie ma ratunku. A jej to ani trochę nie przeszkadza, bo włosy mężczyzny są tak miękkie jak futro zwierzęcia, którym w tym momencie się stał.
Ich języki nadal się atakują, napędzane adrenaliną. Parokrotne postoje na wzięcie tak cennego oddechu, który zaraz ginie znowu w ustach drugiej osoby, dają im czas do regeneracji. Dlatego, gdy ponownie podejmują walkę, dają z siebie wszystko.
A chwila trwa, z każdą sekundą coraz bardziej się przedłużając, tym samym obdarowując ich cudownymi wspomnieniami, które nigdy nie mają prawa zginąć w ich głowach. Bo one zawsze będą wychodzić naprzeciw wszystkim innym myślom, spychając je na dalszy tor i dając im do zrozumienia, jak mało są przy nich ważne. Bo one były tak cholernie cenne wśród tych wszystkich głupot świata codziennego, które stawia się na pierwszym miejscu. Ale nie tym razem.
Tym razem one przejmują kontrolę.
Ji Yoo obcałowuje usta Taehyunga, które nagle tracą werwę. Dziewczyna wyczuwa zmianę, dlatego daje z siebie dwa razy więcej. Swoim językiem jeździ po wardze mężczyzny, prosząc, by ten znów ją przyjął. Ale jego usta są zaciśnięte, ich kąciki wygięły się w smutnym geście. On delikatnie odejmuje jej dłonie od swoich włosów, tych samym odcinając jej dostęp tlenu, a następnie odchodzi, szepcząc:
- Ji Yoo, nie mogę ci tego zrobić.
Ji Yoo stała pośrodku parkietu, otulając się szczelnie ramionami. Nie miała pojęcia, co właśnie się stało. Jej ulotne szczęście zostało jej tak gwałtownie odebrane, jakby ktoś wyrwał jej serce. I dziewczyna właśnie tak się czuła. Ale nie miała zamiaru tak tego zostawić. Nie tym razem.
Już za dużo razy uciekała, płakała, nie robiąc nic. Ale teraz zmieniała zdanie, musiała doprowadzić sytuację do końca. Musiała wiedzieć, co jest nie tak. Musiała wiedzieć, że zrobiła wszystko, co mogła, by ratować swoją szansę na wspólne życie z mężczyzną, który właśnie ją odrzucił.
Przecież widziała w TaeHyungu to, czego on tak nie chciał ukazywać i widzieć w sobie samym. Widziała to pożądanie. Widziała troskę i pieszczotę. I widziała ten uśmieszek, który ocieplał swoim blaskiem nawet w najchłodniejsze popołudnia. I wiedziała, że ona jest tego powodem. Że te gesty są wykonywane w jej stronę zupełnie odruchowo, jakby Taehyung poddawał się myślom o nich, gdy był z nimi sam, a przy niej je tylko odwzorowywał, jakby sprawdzał, czy naprawdę jej skóra jest tak gładka, jaką ją zapamiętał. I wiedziała, że ona robi zupełnie to samo.
Gdy była sama w ciemnym pokoju, dotykała swoich ust i wyobrażała sobie, jak te spierzchnięte znów je obdarowują pocałunkami. Budziła się przerażona, gdy w jej snach zapach mężczyzny już nie był męskimi perfumami i nim samym, pachnącym kawą, którą tak kochała, tylko truskawkami bądź porzeczkami. W tych momentach była cała zlana potem, bo bała się, że zapomina o tak ważnym szczególe jak zapach, że sen wymiesza się z rzeczywistością, a ona błędnie będzie postrzegać mężczyznę. Dlatego uczepiała się swoich myśli i wspomnień o tym facecie, a teraz chciała stworzyć je od nowa, by nie miały na sobie żadnej skazy.
Jednak TaeHyung to wszystko niszczył swoją tajemnicą, która zalegała mu wnętrzności. Wyżerała jego system nerwowy, a on zaczynał się gubić we własnych czynach. A Ji Yoo musiała za wszelką cenę dowiedzieć się, co takiego skrywało się w mężczyźnie, bo go kochała. I chciała go uratować.
Dlatego dziewczyna ruszyła w stronę baru, przy którym widziała, jak ten zmęczony opiera głowę na swoich dużych dłoniach. Delikatnie dotknęła jego ramienia, na co TaeHyung drgnął. Dziewczyna poczuła, jak mężczyzna jest spięty, jak jego mięśnie pracują pod wpływem stresu, który wydzielał się nie wiadomo skąd. Lekko poruszyła palcami, by nieco ulżyć mu w cierpieniu i pomóc mu się zrelaksować. Mężczyzna wypuścił długi, przerywany oddech, a Ji Yoo oparła podbródek na jego ramieniu.
- Tae, powiedz mi, co się dzieje. - Wyszeptała mu do ucha, pierwszy raz w życiu tak przejmująco i delikatnie. Zawsze, gdy mówiła coś do ucha mężczyzny, chodziło o podryw, o to by był jej. Teraz pierwszy raz w życiu chodziło o coś poważniejszego, a Ji Yoo poczuła jak zimno przechodzi po jej palcach.
- Z czasem i tak się dowiesz. - Odpowiedział TaeHyung, nie patrząc na nią. Pociągnął łyk swojego drinka i zapatrzył się w przestrzeń.
- Chcę wiedzieć teraz. - Powiedziała dziewczyna stanowczo, jednak nadal szeptem. - Tae, mogę ci pomóc.
- Ja nie potrzebuję pomocy. Jak dla mnie wszystko jest okay. - Odpowiedział ten, a Ji Yoo wyczuła dziwną nutę szczerości. Co prawda nie pokrywała ona wszystkich jego słów, ale większość.
Dziewczyna odsunęła się od mężczyzny, wiedząc, że jest on strasznie uparty. A ona nerwowa.
- Zachowujesz się jak dzieciak, wiesz? Uciekasz, nie pozwalasz sobie pomóc. Nie dajesz powiedzieć mi słowa. - Wybuchnęła w końcu, jednak jej głos pozostał nadal spokojny. Jej ton był chłodny, pomimo tego, że w całej niej się gotowało.
- Ja uciekam?! - Twarz mężczyzny była wygięta pod grymasem wściekłości. Gwałtownie odwrócił się w jej stronę, potrącając tym samym swojego drinka. - To ty wiecznie uciekasz! To ty nigdy nie dawałaś mi dojść do słowa! Ja robię, co muszę. Odsunąłem się od ciebie, widząc, jaką pałasz do mnie nienawiścią. A teraz? Stajesz się nagle aniołkiem, chcesz mnie zjednać ze światem?!
- Chcę ci, kurwa, pomóc. - Wywarczała dziewczyna, a jej twarz zalała czerwień złości. - Uciekałam od ciebie, bo to ty zacząłeś stwarzać jakieś romansiki ze swoją wywłoką! Nie potrafiłam ci zaufać, bo wiecznie stosowałeś, jakieś sztuczki! A teraz chcę ci, kurwa, dać szansę, a ty zamykasz się przede mną i zwalasz na mnie całą winę!
- Za późno. - Charknął ten, a następnie powoli zaczął się od niej odwracać. Jednak Ji Yoo złapała go za ramię i przyciągnęła ponownie w swoją stronę. Musiała użyć do tego całej swojej siły, czuła, że jak na ten moment to jej jedynym sprzymierzeńcem było obracane krzesełko.
- Nie jest za późno. - Powiedziała poważnie, patrząc w te ciemne oczy, które po jej słowach, jakby zesmutniały.
- Jest. - Odpowiedział mężczyzna dobitnie, a smutek zalał to jedno, tak dręczące ją słowo.
A Ji Yoo w tym momencie musiała się poddać. Nie mogła stać nad TaeHyungiem i wbijać mu do głowy, że jednak go kocha. Nie miała zamiaru zostawać tam dłużej i czuć jak kawałki jej serca są torturowane przez każde jego słowo. Czuła jak jej godność odpływa wraz z drinkiem, który leżał przewrócony na blacie, a cała jego ciecz spływała ku dołowi. Dziewczyna zwiesiła głowę i odwróciła się. Chciała stamtąd odejść, bo właśnie zdała sobie sprawę, jaka ta rozmowa i jej nadzieja były głupie.
Nagle poczuła chwyt na swoim nadgarstku, który powstrzymywał ją przed zrobieniem kolejnego kroku. Dziewczyna stała tak przez pewien czas, nie patrząc za siebie. Nie chciała widzieć miny TaeHyunga, nie chciała wyczytywać z jego twarzy, o czym właśnie myślał. Bo najwidoczniej od początku jej umiejętności ją oszukiwały i dawały jej błędne założenia. A ona tak naprawdę nie znała TaeHyunga.
- Chodź, porozmawiamy. - Powiedział mężczyzna, nie naruszając jej przestrzeni i tym samym nie nachylając się nad jej uchem.
- Mamy o czym? - Zapytała Ji Yoo i odwróciła twarz w jego stronę. Ukryła zbolałą minę, nie chciała pokazywać mu swojego cierpienia. Zamiast niej nałożyła obojętną maskę, jakby wszystko co między nimi zaistniało, uleciało jej z głowy.
- Tak, wytłumaczę ci wszystko. - Powiedział TaeHyung poważnie, a następnie pociągnął ją w stronę korytarzyka, który prowadził w stronę toalet.
Oboje przystanęli w nim i unikali swoich spojrzeń. TaeHyung oparł się o ścianę i głośno westchnął, jakby zbierał myśli i ubierał je w słowa. Ji Yoo podniosła głowę, by spojrzeć na niego wyczekująco.
Tym samym zobaczyła, jak mężczyzna wydawał się zmęczony. Jego kości policzkowe były widoczne bardziej niż zazwyczaj, a włosy jeszcze bardziej rozczochrane. Dodatkowo jego usta były ściągnięte w podkówkę, a on sam wykonywał gwałtowne ruchy dłońmi, wciąż nie wiedząc, gdzie ma je podziać. Cała jego postura przybierała postać spiętej, jakby tajemnica, która w nim siedziała, pogrywała sobie na nerwach mężczyzny.
- Powiesz mi, co się dzieje? - Zapytała Ji Yoo, widząc, jak TaeHyung trze dłonią oczy, jakby odpędzając nawracające przed nie obrazy.
- Wyjeżdżam. - Odpowiedział ten i nagle otworzył swoje gałki i zaczął wwiercać nimi dziurę w dziewczynie.
- Co? - Wydukała Ji Yoo i przełknęła ciężko ślinę. - O czym ty mówisz?
- Ta rola, którą dostałem...od niej wszystko zależy. Już właściwie jestem umówiony. Jeśli dobrze pójdzie mnie na uczelni, przyjmą mnie do serialu, który ma być niedługo nakręcany. W Nowym Yorku. A ja się zgodziłem. Od razu po występie wylatuję. - Powiedział TaeHyung i oparł ciężko głowę o ścianę, wzdychając przy tym. Wyglądał, jakby doznał ulgi, gdy te słowa w końcu odnalazły światło dzienne, jednak jego zmęczenie nie minęło, gdy tak popatrywał na dziewczynę.
A Ji Yoo wpatrywała się tępo w podłogę i czuła napływające łzy pod powiekami. Jej świat w tym momencie walił się ze wszystkich możliwych stron. To co kiedyś było mocnym fundamentem, okazało się zwykłym piórkiem.
- Gratuluję. - Powiedziała i poczuła nagłą dumę, że głos jej nie zadrżał. Podniosła wzrok na mężczyznę, który patrzył na nią badawczo i wymusiła słaby uśmiech, który wypadł niezwykle smutno.
Bo smutek właśnie zaległ ją całą. W jej życiu, jej sercu nie było już miejsca na szczęście. Każdy zakamarek jej duszy oblegał niezwykły żal, że wszystko zostało skończone. Łzy, które cisnęły się do jej oczu, były wytworem żalu i smutku, a serce zatrzymało swój bieg przez ogarniającą je melancholię nad tym, co było i zostało utracone.
Dziewczyna z przyklejonym uśmiechem odeszła od mężczyzny. Pierwsza to zrobiła, nie mogła pozwolić TaeHyungowi wykonać tego kroku przez swój wyjazd. Sama postanowiła odejść, jakby nic się nie stało. Jakby żadne pazury nie rozszarypywały jej duszy na kawałeczki.
Wyszła na ciemną noc, na chłodny powiew wiatru. Stanęła przed klubem, w którym brzmiało życie i muzyka, zapach alkoholu z potem, wymieszanego ze szczęściem. Odgrodziła się od tego żelazną barierą, stojąc zupełnie sama po środku ciemnego nieba, które wydawało się być tak blisko. Zapatrzyła się na te gwiazdy, które wydawały się świecić tylko dla niej. Bo przecież była tylko ona. Sam na sam z nimi. Nie było nikogo innego z nią, tak miało być od początku. Od początku była skazana na samotność, zakochując się w złym facecie.
W facecie, który zostawiał ją. Wyjeżdżał z Seoulu za poszukiwaniem lepszego życia. Za karierą, którą tak kochał. Przecież TaeHyung był urodzonym aktorem. Wszyscy go uwielbiali i szanowali, wciąż opowiadali, jaki to jest utalentowany.
A te plotki w końcu zaszły dalej. Uniosły się wraz z prądem wiatru i zostały przekierowane z jego siłą aż do pewnego producenta, który zażyczył sobie spotkania z przyszłą gwiazdą. Bo jej Tae miał właśnie nią się stać. Nie świeciłby tak pięknie jak te na niebie. On brylowałby w telewizji wraz z innymi, upajałby się sławą. Poznawałby ludzi, piękne kobiety. Spełniałby marzenia, które wydawały się nie do spełnienia.
A ona czekałaby na niego, pozostając w Seoulu, wiedząc, że jej marzenia już nigdy się nie spełnią. Że jej gwiazdy na niebie już zawsze się utrzymają, żadna nie spadnie, by mogła wypowiedzieć choćby jedno życzenie. Oglądałaby go w telewizji, widziałaby jak jego kariera aktorska się rozwija, jak jego życie towarzyskie staje się bujne. Potem wyczytałaby w pierwszej lepszej gazecie, że jej Kim TaeHyung, którego znała od paru lat, i z którym chciała spędzić ich całą resztę, zaczął spotykać się z aktorką ze środowiska, z którą odgrywał każdą romantyczną scenę. Słuchałaby jego wywiadów, w których opowiada o starych przyjaźniach, które już dawno się zatarły przez zastąpienie ich nowymi. O starych miłościach, które nigdy nie miały swojego, kameralnego początku. A Ji Yoo będzie pękało serce za każdym razem, gdy to wszystko do niej dotrze, jednak to będzie jedyny kontakt z TaeHyungiem, a ona, choćby miała zatonąć, dalej będzie szukać łódki na morzu pełnym ratowniczych pontonów.
Z dnia na dzień stanie się bledsza, chudsza. Jej głową zajmą się różne myśli, których każda będzie się zaczynać od jego imienia. Po tygodniowym braku jego dotyku przestanie jeść, po braku jego uśmiechu skierowanego w jej stronę, odpuści sobie wychodzenie z domu. Może przestanie odbierać telefony od znajomych, gdy zda sobie sprawę, że jego usta już nigdy nie dotkną tych jej, które już zawsze zapamiętają asymetrię jego miękkich warg. Ale to wszystko było w porządku. Bo TaeHyung zaczynał nowe lepsze życie, a ona mogła w tym uczestniczyć, choćby będąc z niego wykreślona, choćby znajdując się tysiące kilometrów dalej przed domowym odbiornikiem. Ale to było okay, bo mężczyzna jej życia mógł zaznać prawdziwego szczęścia.
A ona musiała się z tym pogodzić. Musiała zachować zimną krew. Musiała pozbierać się, choć nie miała pojęcia, czy jej nadniszczone kawałki są jeszcze do pozbierania. Być może rozsypały się jak tysiące puzzli, a ona nie potrafiła ich znaleźć. Wiedziała, że ten jeden, najważniejszy, który łączył je w całość i dawał najpiękniejszy efekt, odchodził od niej.
Jej Kim TaeHyung, ostatni puzzel, który zaginął bezpowrotnie.
I teraz to już nie smutek zalewał jej wnętrze. Stało się one jakieś takie puste. Tylko Ji Yoo poczuła, jak robi jej się przykro. Z tego powodu, że tak łatwo dała się nabrać, że to będzie jej wieczór. Że może wróci z niego cudownie zakochana. A ona zamiast tego stała samotnie, rozmawiając z niebem. Pozwalała by gwałtowne podmuchy wiatru, szarpały nią i jej odzieniem. Ale przecież to było w porządku.
Gdy myślała, że jest silna i że da radę z każdą przeciwnością losu, poczuła, jak umięśnione ramiona przyciągają te jej, które trzęsły się jak osika. Poczuła lekki pocałunek w głowę, która bolała ją niemiłosiernie. A następnie zrozumiała, że jej gorzkie łzy wsiąkają w materiał koszuli mężczyzny. Po chwili usłyszała szept do swojego ucha, które przyjęło go jak starego przyjaciela, którego już niedługo miało utracić:
- Cichutko, czarownico, nie płacz. Przepraszam.
Wszystko było dobrze, ale oczywiście jak to ja musiałam wszystko zepsuć. Jestem pewna, że co najmniej dwie osoby będą chciały mnie za to zabić, bo je bardzo dobrze znam. Tak naprawdę to mi samej łezka zakręciła się w oku, pisząc to. Ale cóż, tak życie wygląda w tym naszym Good Bet. A słówka "czarownico" użyłam dla przypomnienia, że TaeHyung na samym początku bardzo często tak zwracał się do Ji Yoo. Dziękuję, że jesteście i czytacie! 💜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top