28
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że masz ciuchy sklejone taśmą klejącą. - Powiedziała Seo Yoon z szerokim uśmiechem. Wczorajsze tabletki wciąż działały, a senność nawet nie była widoczna na twarzy dziewczyny.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że wszystko zepsułaś. - Odpowiedziała jej Ji Yoo, która klęczała nad swoją walizką z rzeczami i zastanawiała się, co na siebie włożyć.
Był ranek, a obu dziewczynom wciąż kleiły się oczy po tym, jak w nocy urządziły sobie damską rozmowę. Obie dopiero wstały, słysząc nawoływania zwartej i gotowej Ji Sun, która zachowywała się, jakby zapomniała o całej akcji z dzikiem w skórze wiewiórki. Albo to ten obiecany przez Jina płaszcz tak podziałał na kobietę, jakby był najlepszym środkiem na zapomnienie. Ji Yoo obiecała sobie, że kiedyś go wypróbuje i sprawdzi, czy na nią też by zadziałał. Oczywiście najpierw musiałaby do tego celu sprzedać nerkę.
W końcu Ji Yoo postawiła na szarą bluzę przez głowę i granatowe jeansy. Następnie przysiadła wygodnie na swoim śpiworze i zaczęła delikatnie, z precyzją chirurga, odklejać kawałek po kawałku taśmy, która przyssała się do materiału jak pijawka i za wszelką cenę nie chciała puścić.
- Co za kurwa. - Mruknęła dziewczyna pod nosem, gdy minęła kolejna cenna minuta, a ilość taśmy na materiale ani trochę nie zmalała.
- Daj, pomogę ci. To będzie moje zadośćuczynienie. - Powiedziała Seo Yoon i przejęła bluzę od Ji Yoo.
- Nie zadośćuczynisz mi tego. - Mruknęła Ji Yoo i zaczęła skubać swoje spodnie, które również były sklejone.
- A to się jeszcze okaże. - Odpowiedziała jej przyjaciółka i uśmiechnęła się chytrze.
- Witam was w ten piękny poranek w dziczy. - Powiedziała Ji Sun i dla podkreślenia swoich słów odetchnęła pełną piersią. Reszta spojrzała na nią spod byka, trzymając ręce w kieszeniach. Już nawet Jimin nie cieszył się z uroków natury, a gdy wcześniej zobaczył krzak z owocami, to rzucił się na niego z pięściami jak wściekły bokser na przeciwnika.
Ji Sun wyglądała jak zapalony kierownik wycieczki, który chce pokazać zbuntowanej młodzieży uroki krajobrazów. Choć sama bardzo mało znała się na przyrodzie, chciała zaznajomić ich wszystkich z tajnikami natury, nie przejmując się ich zachowaniami oraz stanem. Pozostała piątka odgrywała rolę zbuntowanej młodzieży, która ma gdzieś przewodnika, ale musi go słuchać. Wspólnie tworzyli błędne koło.
- Zacznijmy od podstawowej kwestii. - Mówiła dalej, a jej szeroki uśmiech nie znikał. - Co ze śniadaniem?
Wszyscy spojrzeli po sobie, jakby byli naprawdę na jakiejś wycieczce i zaraz jakiś debil miałby wyskoczyć z podniesioną do góry ręką, krzycząc "ja wiem, ja wiem!". Ji Yoo zarejestrowała, że Jimin poruszył się nieznacznie, ale Jin pociągnął go delikatnie za bluzę, by ten się nie wychylał.
Z racji tego, że zapanowała cisza, wszyscy po chwili znów wrócili wzrokiem do Ji Sun, która stała lekko skołowana, a jej szeroki uśmiech zdawał się blednąć. Dziewczyna rozejrzała się po zgromadzonych i zapytała:
- Naprawdę nie wzięliście żadnego jedzenia?
- Wzięliśmy, ale wczoraj wszystko zjedliśmy. - Powiedział w końcu Jimin, który zdołał się wyrwać Jinowi. Teraz uśmiechał się jak lizus, który wie, że nauczyciel zwróci na niego uwagę, bo jako jedyny oddał upragnioną odpowiedź, a całe zachwyty padną w jego stronę. Jednak tak się nie stało.
- Jak to wszystko wczoraj zjedliśmy? To co dzisiaj będziemy jeść? - Pytania padały jak pociski z armaty, a Jimin już sam nie wiedział, co ma odpowiedzieć, dlatego wycofał się szybko i powrócił do Jina, który kręcił głową w jego stronę.
- Możemy pojechać do sklepu. - Powiedział, a Ji Sun spojrzała w jego stronę niepewna. Za to Seo Yoon uśmiechała się szyderczo.
- A to parę kilosów stąd. Przypominałam wszystkim o tym wczoraj, ale jakoś nikt mnie nie słuchał. - Powiedziała, a Ji Yoo zmroziła ją wzrokiem, by się przymknęła. W końcu głodna Ji Yoo to zła Ji Yoo.
- Może zjemy coś stąd. - Powiedziała Ji Sun i rozłożyła ręce. Na jej słowa Jimin zbladł.
-Tak, wpierdalajmy szyszki. - Powiedziała Seo Yoon, która założyła ręce na piersi i czekała na rozwój akcji.
- Kochanie, pojedźmy do sklepu, nie zajmie nam to długo. - Powiedział Jin i patrzył prosząco na Ji Sun, której mina zmieniała się jak w kalejdoskopie.
- No dobra. - Mruknęła w końcu. - Ja i Jin jedziemy do sklepu, a wasza czwórka ma tu na nas czekać. I nie zróbcie niczego głupiego. - Dodał kierownik wycieczki, a grzeczne dzieci potulnie pokiwały głowami.
Z racji tego, że Jimin i Seo Yoon wciąż byli na tabletkach, które miały nadzwyczaj długie działanie, ich humor trzymał się jak należy, a oni postanowili rozejrzeć się wokół. Wzięli w ręce patyki, a następnie maszerowali z nimi przed siebie, śmiejąc się przy tym głośno.
Ji Yoo obserwowała ich ze zmarszczonym czołem i zdała sobie sprawę, jak ta dwójka pasowała do siebie. Pomimo tego, że byli zupełnie różni, to nadawali na tych samych falach, a ich zachowanie zlewało się w jedno. Dodatkowo ich widok był całkiem przyjemny dla oka.
Szkoda tylko, że Jimin tego nie widzi, pomyślała dziewczyna i zdała sobie sprawę, że przecież podobnie jest z nią i TaeHyungiem.
Skierowała swój wzrok na chłopaka i zobaczyła, jak ten szukał sygnału, który był nieosiągalny. Gdy zobaczył, że dziewczyna na niego patrzy, pokręcił zawiedziony głową i wsadził telefon do kieszeni. Następnie dosiadł się do dziewczyny, która siedziała przed resztkami wczorajszego ogniska.
- Pasują do siebie. - Powiedziała, widząc, że mężczyzna patrzy za oddalającą się dwójką. - Tworzyliby fajną parę.
- Masz rację. - Odpowiedział i pokiwał głową do swoich myśli. - Co zabawne, zawsze myślałem, że to ty z nim będziesz. - Dodał, a następnie spojrzał na nią nieodgadnionym wzrokiem.
Siedzieli tak blisko siebie, że ich kolana i ramiona dotykały się we wszystkich możliwych miejscach. Dodatkowo, gdy TaeHyung odwrócił głowę w jej stronę, to przez milisekundę musnął jej nos swoim, przez co dziewczyna poczuła przyjemne dreszcze.
Przez dłuższy czas wpatrywali się w siebie, a Ji Yoo odchrząknęła i wymamrotała słabo:
- To tylko przyjaciel. Od zawsze.
- Teraz to wiem. - Odpowiedział mężczyzna i zagryzł wargę, jakby się nad czymś głowił. Jego wzrok przybrał wyraz smutnego, dodatkowo zakryła go chmura myśli, których Ji Yoo nie mogła odczytać, choć bardzo chciała.
- Byłem strasznie głupi. - Powiedział po chwili mężczyzna, jakby do siebie, do swoich myśli, do tego co siedziało w nim, w środku. - Nad niczym się nie zastanawiałem, od razu kierowałem się emocjami. Byłem spontanicznie głupi. - Dodał, a Ji Yoo roześmiała się cicho. Na dźwięk jej śmiechu ten uśmiechnął się słabo, jakby nieśmiało.
Pod ich stopami znajdowały się resztki wygasłego ogniska. Dym już dawno z niego uleciał, zwęglone patyki leżały bezwładnie, niezdolne do ruchu i regeneracji. Ich żywot zakończył się wczorajszego wieczora, ogniska już nie można było odpalić. A one mimo tego i tak krzyczały bezgłośnie, że chcą żyć dalej, że pragną tej iskierki nadziei. Jednak ona już wygasła, a ogień dawno przestał grzać wszystko wokół, pozostawiając spustoszenie, leżące pod nogami Ji Yoo i TaeHyunga, jakby opowiadając ich historię.
Po pewnym czasie wpatrywania się w siebie i rozmowie o wszystkim i o niczym, która występowała między nimi tak rzadko, usłyszeli kobiecy krzyk. Po raz kolejny, tak samo jak wczorajszego dnia.
Z racji tego od razu poderwali się na równe nogi, choć znając swoich znajomych, wiedzieli, że to z pewnością błaha sprawa. Mimo tego wyrównali wspólnie szybki chód i zaczęli podążać za krzykiem, który teraz ginął w lesie, pozostawiając po sobie głuche echo.
Pod ich stopami chrzęściły opadłe liście, trzaskały patyki. Jednak oni nie zwracali na to uwagi, nie zwalniali kroku, bo gdzieś w oddali słyszeli płacz Seo Yoon.
W końcu, gdy wyszli na polanę, zobaczyli skuloną Seo Yoon, której ręce znajdowały się na twarzy, a nad nią stał spanikowany Jimin z patykiem w ręce.
- Błagam, niech to nie będzie to, o czym myślę. - Powiedziała Ji Yoo do TaeHyunga i podbiegła szybko do przyjaciółki.
Dziewczyna objęła Seo Yoon i spojrzała pytająco na Jimina. Przyjaciółki wolała o nic nie pytać, bo nawet nie wiedziała, czy ta byłaby w stanie jej odpowiedzieć. Seo Yoon wręcz krztusiła się od płaczu, wydawało się, że dostała nagłych spazmów.
- Co się stało? - Zapytała chłopaka, stojącego nad nimi, obok którego stanął TaeHyung z poważnym wyrazem twarzy.
- Mieliśmy wojnę. - Wydusił ten i zwiesił głowę, jakby wstydził się ich spojrzeń. Zwłaszcza tego TaeHyunga, od którego kipiała ironia. - Walczyliśmy na patyki. I wydaje mi się, że wsadziłem swój jej w oko.
Ji Yoo patrzyła na niego, a jej szczęka zamiatała brudną ziemię. Seo Yoon zapłakała głośniej w jej ramionach. Jedyny TaeHyung wydawał się być odporny na całą sytuację.
- Wiesz co, Jimin? - Zapytał ze spokojem. - Kij ci w oko.
Znajdowali się w szpitalu. Seo Yoon siedziała obecnie w gabinecie lekarza, a Jimin dreptał niespokojnie przy drzwiach. TaeHyung opierał się wygodnie o ścianę, jak to miał w zwyczaju i obserwował otoczenie.
A Ji Yoo po raz kolejny siedziała na plastykowym krzesełku i zastanawiała się, czy miała w sobie jakiś cholerny magnez, który tak przyciągał ją do szpitali. Cały widok przed jej oczami, zamazywał się ze wspomnieniem, gdy była w tym miejscu ostatnim razem, i przedostatnim, i przed przedostatnim...
- Ona mnie znienawidzi. - Powiedział Jimin i opadł ciężko na krzesło obok Ji Yoo, a ta pogłaskała go delikatnie po ramieniu, wyłapując spojrzenie TaeHyunga.
- Chwilę się pogniewa i jej minie. - Powiedziała do przyjaciela, choć nie odrywała wzrok od twarzy mężczyzny stojącego pod ścianą i przygryzającego wargę.
- Ji Yoo, ty nie wiesz o wszystkim. - Wyszeptał Jimin, a ona na dźwięk jego głosu wróciła spojrzeniem do jego przejętej smutkiem twarzy. - Seo Yoon chciała mnie pocałować, ale ja powiedziałem jej, że między nami nic nie będzie. - Wydusił i przełknął ciężko ślinę.
A Ji Yoo nie mogła się powstrzymać, żeby nie gwizdnąć.
- No to masz przerąbane, stary. - Powiedziała dobitnie wciąż zaskoczona, a jej delikatne głaskanie po ramieniu zamieniło się w pocieszające klepnięcie.
- Wyglądam jak pirat. - Powiedziała Seo Yoon, oglądając się we wstecznym lusterku. Na lewym oku miała czarną opaskę.
- Ciesz się, że to nic poważnego. Ten patyk cię nawet nie drasnął i był powyżej oka. To mogło się skończyć o wiele gorzej. - Powiedziała Ji Yoo, siedząca z tyłu, za TaeHyungiem, który sprawował rolę kierowcy. Jimin na jej słowa jakby się skurczył.
- Tak, wiem. Muszę przestać się tak dziecinnie zachowywać. Muszę stać się prawdziwą kobietą, a nie jakąś dziewczynką latającą za chłopcami. - Na ostatnie zdanie Ji Yoo i Jimin wymienili spojrzenia, a chłopak wyglądał na zaniepokojonego. Dziewczyna od wyjścia ze szpitala brawurowo go unikała i ani słowem się do niego nie odezwała.
- Co masz na myśli? - Zapytał TaeHyung, któremu po ustach błąkał się nikły uśmieszek. Ji Yoo najchętniej by go kopnęła, bo nie miała pojęcia, co może go tak śmieszyć. Ale może jeszcze przez jej siłę straciłby kontrolę nad kierownicą, a ona po raz kolejny znalazłaby się w szpitalu. Po prostu fatum, los, przeznaczenie.
- Chcę się czegoś napić, potańczyć. - Zaczęła wymieniać ta, przy czym dotykała swoich palców. - Poznać kogoś, kto będzie się o mnie starał. - Dodała i wydęła wargę.
A Jimin i Ji Yoo po raz kolejny wymienili spojrzenia. Chłopak nawet przewrócił oczami, a dziewczyna uśmiechnęła się.
I nagle, przejeżdżając, zobaczyli wielki znak, reklamujący imprezę Halloweenową, która miała odbyć się dzisiejszego dnia w pobliskiej knajpce. I Seo Yoon już wiedziała.
Z początku mały znak, zmienił się w wielką myśl, która stała się celem, a ten był osiągalny. I musiał zostać spełniony.
- Co powiecie na małą imprezkę? - Zadała pytanie reszcie. Pytanie retoryczne. Ona nie potrzebowała odpowiedzi. Wiedziała, że i tak to zrobią. Że odbędą dzisiaj małe Halloween, które zmieni bieg wydarzeń.
Był już wieczór, na ulicach zapalano latarnie. Pojedyncze gwiazdki ujawniały swą obecność na niebie, dodając uroczego klimatu do spowijającej świat ciemności. Ludzie wracali do domów, zasuwali żaluzje i zaszywali się w swoich pokojach, by spokojnie spędzić tę noc.
Jednak nie była to pewna szóstka, która stała pod knajpą w przeróżnych strojach i głośno śmiała się ze swoich żartów. Trzy kobiety i trzech mężczyzn, których losy skrzyżowały się ze sobą i nie sposób było ich rozłączyć. Ta paczka choć często zirytowana i poddenerwowana na członków, była ze sobą związana. A nawet kochała się, choć rodzaje tych miłości były przeróżne. Zwłaszcza te nieodwzajemnione.
Jak liście na drzewie, które rozrastają się na nim. Dorastają i zielenieją. Cieszą się pięknem, wiosną. Myślą, że taki stan rzeczy już będzie zawsze. Bo kto miałby psuć takie piękno? Niszczyć zaistniałą relację, która dojrzała na etapie wiosny, przechodząc do lata?
Jesień. Liście starzały się, zmieniały barwy. I choć ze wszystkich sił próbowały utrzymać się na drzewie zakochane w jego majestacie, w końcu upadały. A ich lot raz był powolny, a innym razem szybki i nagły. Jednak on nadchodził. A wraz z nim wielki koniec i nadejście zimy.
Jedna z kobiet posiadająca opaskę na oku, założyła strój piratki, który znalazła na przecenie w pierwszym lepszym lumpeksie. Natapirowała włosy i dodała do tego mocniejszy makijaż. Liczyła, że dzisiejszy wieczór ją zmieni. Mężczyzna, do którego wzdychała, odrzucił ją dzisiejszego dnia, a ona musiała sobie radzić. Pomimo tego, że na sercu ciążył jej ogromny kamień, postanowiła oddać je komuś innemu. Nawet jeśli było ono naruszone i zajęte. Nawet jeśli wiedziała, że nie będzie to łatwe.
Druga kobieta miała na sobie kostium czarownicy, który zakupiła w tym samym lumpeksie co poprzednia. Jej wielki kapelusz okrywał burzę, ciemnych lokowanych włosów. Ta uśmiechała się lekko, bo liczyła na cud dzisiejszej nocy. Zwłaszcza po zobaczeniu gwiazdy na niebie, która jakby rozjarzyła się własnym światłem po wypowiedzeniu życzenia.
Trzecia kobieta postanowiła się nie przebierać. Wolała ukazać się ludziom, jako poważna obywatelka. Albo po prostu wolała się pochwalić najnowszym płaszczem, którego za nic w świecie postanowiła nie ściągać. Kobieta uśmiechała się szeroko i trzymała za rękę swojego męża, któremu zmarszczka między brwiami, po wydaniu zbyt dużej ilości pieniędzy, nie chciała zniknąć, rozlokowując się na środku jego czoła.
Mężczyźni poszli ze strojami na łatwiznę. Ubrali to, co znaleźli w walizkach, ponieważ woleli zachować pieniądze na alkohol. Tylko jeden z nich miał na sobie strój pirata, jakby błagając tym samym o odpuszczenie win.
Następnie cała paczka weszła do baru, gdzie muzyka, alkohol oraz dobra zabawa czekały na nich jak na upragnionych gości. Wszystko po to, by sprawdzić, czy można zmienić bieg wydarzeń. Z powodu wysoko postanowionego celu, by sprawdzić, czy to co jest mówione w filmach i książkach jest prawdą.
Czy miłość naprawdę wszytko zwycięży.
Okej, powróciłam z tym opowiadaniem. Przepraszam za pewną przerwę, ale za bardzo skupiłam się na drugiej książce. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i będziecie wyczekiwać kolejnego :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top