21
pokochałam piosenkę, która znajduje się w mediach. Uważam, że idealnie oddaje naszą kochaną Ji Yoo. Cały rozdział pisałam ze łzami w oczach, bo ta piosenka tak bardzo oddaje charakter tego wszystkiego. Takze gorąco zachęcam do odsłuchania jej, podczas czytania tego "dzieła".
Po wszystkim całe zgromadzenie znalazło się w wielkiej sali weselnej. Znajdowała się ona w jednej z bardziej znanych restauracji w Seulu. W restauracji, w której zamówienie na imprezy składało się dwadzieścia lat z wyprzedzeniem. A i tak nie było się pewnym, czy znajdzie się miejsce. Więc jak to się stało, że Jin i Ji Sun mieli w niej własne wesele, a wszystko było tak pięknie przygotowywane?
Tego Ji Yoo nie wiedziała, choć ciekawość zżerała ją od środka. Jednak nie mogła poddać się dłużej rozmyślaniom, bo musiała pilnować Taehyunga, swojej matki i Jimina. Ten ostatni był najmniej szkodliwy, jednak dziewczyna nie potrafiła go rozgryźć. Gdy zobaczyła go w kościele z kobietą, do której się tak uśmiechał, była pewna, że mu się spodobała. A teraz chłopak nie odstępował Ji Yoo na krok i wciąż patrzył na nią nieodganionym wzrokiem. Dziewczyna bała się, że za niedługo będzie chciał podjąć jakieś kroki.
Widząc go z tamtą kobietą, odczuła pewną ulgę, że nieuniknione jednak nie nadeszło. Szkoda tylko, że teraz kobieta gdzieś przepadła, a Ji Yoo znów musiała się wszystkim stresować. Przecież ona nie potrafiła zranić Jimina. Nie chciała widzieć jego bólu i wiedzieć, że to ona go spowodowała. A jednocześnie nie potrafiła być z nim i udawać, że jest wszystko w porządku. Bo nie byłoby.
Dlatego próbowała nawiązywać z Jiminem niezobowiązujące rozmowy. Jak na przykład o pogodzie. Zawsze dobry temat, żeby ktoś się zamknął. Jednak Jimin ciągnął go z przyjemnością, wlepiając w nią te swoje ciemne oczy. Dla Ji Yoo było to za dużo. W końcu ile można rozmawiać o tym, czy będzie padać czy nie?
Dziewczyna szybko odeszła od chłopaka, tłumacząc, że musi się czegoś napić. Niestety, alkohol nie był jeszcze rozdawany, a ona czuła, że na trzeźwo więcej nie zniesie. Szkoda, że życie miało dla niej więcej niespodzianek.
Ji Yoo zasiadła do stołu, znajdując na nim karteczkę ze swoim imieniem. Dziewczyna zamknęła oczy i próbowała się rozluźnić. Jeszcze sporo czasu pozostało przed nią, a już czuła się cała spięta i nie do życia. Nagle usłyszała, jak czyjeś ciało opada na krzesło obok niej i szybko otworzyła oczy. Tego widoku się nie spodziewała.
To był Taehyung, który nic sobie nie robił z jej obecności. Chłopak siedział w rozkroku i oglądał kieliszek z każdej strony. Ji Yoo patrzyła na niego, czekając, aż ten również się spojrzy. W końcu po coś przylazł. Jednak gdy minęła kolejna minuta w ciszy, Ji Yoo lekko poruszyła się na krześle. Dzięki zmianie pozycji mogła odczytać, że obok jej karteczki z imieniem, jest druga. Na której było napisane "Kim Taehyung".
Dziewczyna głośno przełknęła ślinę i przewróciła oczami. Czy Jin i Ji Sun naprawdę nie wiedzieli, że już tak jakby ze sobą nie byli? Właściwie to nigdy nie byli parą, jednak przez pewien czas stwarzali pozory. A te pozory poszły się jebać i pozostała po nich tylko nienawiść. No i miłość. Ale jednostronna i gorzko nieodwzajemniona. Czyli żadnych pozytywów. Dlatego dziewczyna nadal uparcie się nie odzywała, jednak przestała wpatrywać się w chłopaka. Pierwszy raz w życiu jego obecność przy niej nie przynosiła żadnego interesu. Może to i dobrze. Jeszcze jeden zakład nie został zakończony. Jego termin mijał jutro.
Ji Yoo znów poddała się myślom i tym razem zaczęła się rozglądać za swoją matką. Rodzicielką, która narobiła jej niemałego wstydu. Dobrze, że teraz kobieta nie zbliżała się do niej. Przynajmniej ta garstka osób, która nie wiedziała, że są rodziną, nie rzucała w Ji Yoo wściekłych spojrzeń. Jakby ona to wszystko ukartowała. Chociaż takie przypuszczenia od razu się nasuwały, zwłaszcza, że była zdradzoną byłą Jina. Miała ochotę teraz jak najszybciej wyjść. Jednak nie mogła, a obok siebie wyczuwała krępującą obecność pewnego chłopaka, który niczego nie ułatwiał. Była w dupie. I to takiej ciemnej.
Nagle do stolika, przepełnionego ciszą i niewypowiedzianymi słowami, podszedł Jimin. Ji Yoo na jego widok jęknęła w duszy. Ich trójka przy jednym stoliku to na pewno nie był dobry pomysł. A co dopiero czwórka. Jęk Ji Yoo zamienił się w krzyk, gdy zobaczyła, jak Nami rozsiada się naprzeciwko Taehyunga. Tego było za wiele.
Jimin zmierzył Taehyunga nieprzyjemnym spojrzeniem. Jednak jeśli porównać, jak Tae na niego patrzył, to można było powiedzieć, że Park wręcz się do niego uśmiechał i pałał entuzjazmem na jego widok. Szkoda tylko, że tak nie było, a mężczyźni zabijali się spojrzeniami. Ji Yoo wypchnęła językiem policzek, gdy zobaczyła, jak pod stołem NaMi masuje stopę Taehyunga. Czy ona była pojebana? Zawsze musiała pokazywać swoją własność? Jeśli tak to Ji Yoo zaraz pozbędzie się jej własności w postaci oczu, które z chęcią by wydrapała. Jak również uciełaby jej tę irytującą nogę, którą masowała Taehyunga.
Nagle do ich stolika podszedł Jin, który nieco rozładował napiętą sytuację. A przynajmniej przerwał bitwy na spojrzenia i niecne plany. Chociaż na chwilę, bo wszyscy patrzyli na niego.
- Macie tu menu. Jedzenie nie jest przygotowane, tylko robione na wasze zamówienie. - Powiedział i uśmiechnął się nieśmiało. Ji Yoo i pozostałym opadła szczęka. Jak niby kucharze mieli się wyrobić z zamówieniami wszystkich gości? Czy to na pewno była jedna z tych cenionych, seulskich restauracji?
Mimo to nikt nic nie powiedział, tylko wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Jin dodał jeszcze, że goście sami podchodzą do baru po picie. Na te słowa Ji Yoo zerwała się ze swojego miejsca i chciała biec po alkohol, by ją nieco rozluźnił. Jednak Jimin ją uprzedził.
- Spokojnie, ja się tym zajmę. - Powiedział i posłał w jej stronę miły uśmiech. Ji Yoo poczuła, jak Taehyung cały się spiął na ten widok. - Czego sobie, moja dama życzy? - Zapytał jeszcze i mrugnął w jej stronę. Taehyung cały się gotował, a dziewczyna kątem oka zobaczyła, jak jeździ palcem po nożu.
- Najmocniejszego drinka, poproszę. - Powiedziała i uśmiechnęła się w stronę Jimina. Chciała zrobić Taehyungowi na złość. Od kiedy on się stał taki zazdrosny, skoro sam wszystko zepsuł? Trzeba było nie rzucać się na NaMi, a wszystko byłoby w porządku. Typowy pies ogrodnika. Sam nie chce i innym nie da. Jednak to nie była jego sprawa z kim umawiała się Ji Yoo, która mogła robić, co jej się żywnie podobało. A teraz miała taką zachciankę, by nieco go powkurzać.
Dziewczyna założyła nogę na nogę i oblizała wargi. Swoim spojrzeniem podążyła za Jiminem i udawała, że zawzięcie się w niego wpatruje. Choć tak naprawdę to nie widziała na oczy. Była tak zajęta myśleniem o zapachu obok niej i ręce Taehyunga założonej przez jej krzesło, że obraz zamazywał jej się, a ona nie była w stanie się na niczym skupić. Zwłaszcza, że czuła jak ten przysuwa się do niej na milimetry, tak, by NaMi tego nie zauważyła. Za to Ji Yoo wyczuwała wszystko uważnie. W końcu podczas ich zakładu za bardzo nauczyła się być czujną na ruchy Taehyunga. Zwłaszcza, gdy burzyły jej zdolność racjonalnego myślenia i widzenia. Bo były tak cholernie pociągające, a ona miała ochotę wtulić się w jego szerokie ramiona. Parę dni rozłąki po czasie, gdy byli cały czas razem, to dla niej stanowczo za dużo. Jednak dobrze wiedziała, że po tym weselu będzie go jeszcze więcej. I to tak cholernie bolało.
Gdy Jimin wrócił, uśmiechnęła się do niego najładniej, jak umiała. Ten od razu się rozpromienił, a jej uśmiech zanikł. Poczuła mocny uścisk w klatce piersiowej i zdała sobie sprawę, jak złym człowiekiem jest. Wykorzystywała zakochanego w sobie Jimina, by odegrać się na Taehyungu, który rozkochał ją w sobie. Była okropną osobą. Szybko spuściła głowę. Nie mogła mu tego robić. To był jej przyjaciel, a ona chciała zrobić wszystko, by tak pozostało. A zamiast tego robiła mu chorą nadzieję przez swój egoizm.
Wzięła szybko menu ze stołu i zakryła się nim, udając, że zawzięcie czyta. Choć tak naprawdę literki zamazywały jej się przed oczami, w których pojawiły się łzy. Wszystko się za bardzo skomplikowało. Siedziała przy jednym stole z mężczyznami, którzy pełnili zupełnie odwrotne role w jej życiu. Gdyby to wszystko dobrze poukładać i zamienić się uczuciami, byłoby idealnie. Problem w tym, że tak się nie dało. A ich trójkącik był nieszczęśliwie zakochany w złych osobach. Tylko Taehyung wychodził z niego cało. Chociaż nawet on dziwnie się zachowywał pomimo swojego zamkniętego serca.
Ji Yoo pociągnęła ze swojego drinka. Chciała się upić i oczyścić głowę z niepotrzebnych, wyniszczających ją myśli.
- Smakuje ci, skarbie? - Zapytał nagle Jimin, a ona prawie się zakrztusiła. Na szczęście powstrzymała kaszel i cała czerwona pokiwała głową. Jimin wziął to za znak, że zawstydziła się tych czułości i szeroko się uśmiechnął. To zabolało Ji Yoo jeszcze bardziej, więc znów schowała się za swoim menu.
Nagle poczuła silną rękę na swoim udzie i podskoczyła. Szeroko otwartymi oczami spojrzała w stronę Taehyunga, który patrzył na nią wściekły. Wydawał się być naprawdę spięty. Ukrywał się za swoim menu, tak samo jak ona, a pozostała dwójka nie zauważyła jego zachowania.
- Dlaczego on mówi do ciebie "skarbie"? - Wyszeptał. W jego głosie słychać było groźną nutę, jednak Ji Yoo nie przejęła się tym. Tylko tym, że jego dłoń trzymała mocno jej udo, a ona poczuła, jak bardzo brakowało jej jego dotyku. I przypomniała sobie, jak to udo było niedawno masowane. Wspomnienia zalały ją, a ona miała tak wielką ochotę znów posmakować tych ust. Zawsze smakowały tak dobrze, a całowały cudownie. NaMi była szczęściarą. Tylko głupi ludzie mają szczęście.
- Bo ma taką zachciankę. - Warknęła w jego stronę. Nie mogła mu pokazać, jak bardzo za nim tęskni i jak bardzo go pragnie. Dlatego znów się zamyka i udaje niedostępną. Szkoda tylko, że tak późno.
- Nie podoba mi się ta zachcianka. - Powiedział Taehyung w jej stronę i potarł ręką jej udo. Ji Yoo przeszedł wstrząs, bo ten dotyk pomimo całej sytuacji był tak cholernie delikatny i intymny. Chciała go więcej i więcej. A mimo to zrobiła najgłupszą rzecz, jaką tylko mogła, by pozbierać myśli. Zrzuciła jego rękę ze swojej nogi i zgromiła go wściekłym spojrzeniem.
- Tobie nic do tego. - Ponownie warknęła i wyjrzała zza swojego menu. Jak to możliwe, że tamta dwójka niczego nie zauważyła?
- A mi się wydaje, że wręcz przeciwnie. - Ręka Taehyunga znów wróciła na swoje miejsce, a Ji Yoo nie miała siły jej zrzucać. - Ji Yoo, musimy porozmawiać. - Powiedział nagle, a dziewczyna zamarła.
- Tak późno? Już miałeś swoją szansę, a wolałeś milczeć. NaMi ci się znudziła? - Przy ostatnim pytaniu zadrżał jej głos. Marzyła o tym, by odpowiedź była twierdząca. Jednak wtedy wyszłoby na jaw, jakim idiotą jest Kim Taehyung i jak bawi się dziewczynami. Pewnie dlatego milczał przez pewien czas. Myślał nad kolejnym kłamstwem. Ji Yoo była tego pewna.
Dlatego, nie namyślając się dłużej, zerwała się ze swojego krzesła i wyszła prędko na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło prosto w nią, a ona zatoczyła się lekko. Mimo tego nie przestała iść. Musiała się uspokoić. Szybkim krokiem krążyła wokół restauracji. Podczas swojego marszu zauważyła nawet pewną literówkę w jej nazwie. To wcale nie była jedna z najbardziej znanych, seulskich restauracji. Wchodząc tutaj, machnęła się o jedną literę. W końcu po wnętrzu nie mogła poznać, bo nigdy w takich miejscach nie jadała. To po prostu była zwykła knajpka. Najwidoczniej Jin i Ji Sun liczyli na to, że reszta gości okaże się tak samo głupia jak Ji Yoo. Jednak jej głupoty nie dało się przebić. A już na pewno nie w sprawach sercowych.
Dziewczyna krążyła, a łzy błagały o pozwolenie wyjścia im na zewnątrz. Jednak Ji Yoo zapierała się i odmawiała im tej przyjemności. Jednak one nie posłuchały. Jak wszyscy zresztą. Po chwili spływały po jej policzkach spokojnym nurtem. Pierwszy raz w życiu Ji Yoo zdała sobie sprawę, jak samotna jest na tym świecie. Usiadła na dużym kamieniu, który najprawdopodobniej był elementem wystroju. Wpatrywała się w mały staw przed sobą i myślała.
- Kochasz go, prawda? - Usłyszała nagle głos, który wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się powoli, choć dobrze wiedziała, kogo ujrzy. Swojego najukochańszego przyjaciela, która wpatrywał się w nią, a wzrok miał pełen bólu. Bólu, którego Ji Yoo tak bardzo pragnęła mu oszczędzić. Jednak nie umiała. Teraz oboje cierpieli z tego samego powodu, lecz przez inne osoby. Jedną z nich była sama Ji Yoo, która poczuła się jeszcze gorzej.
- Tak. - Powiedziała. Musiała być szczera. Nawet jeśli ból w oczach Jimina się pogłębił. Ji Yoo miała tak wielką ochotę go przytulić, jednak bała się, że ją odepchnie. A to by ich złamało już zupełnie.
Chłopak po prostu na nią patrzył i przełykał głośno ślinę. Najwidoczniej próbował powstrzymać łzy.
- Nie chciałam się w nim zakochiwać, uwierz mi. Gdybym miała siłę, to bym tego nie zrobiła. Ale jestem słaba i najwidoczniej nie potrafiłabym inaczej. Przepraszam. - Powiedziała i rozpłakała się już zupełnie. Wyszeptała jeszcze parokrotnie przeprosiny. Jimin był przez ostatni czas ciągle przy niej i ją wspierał. Dał jej tyle chwil radości, a ona odpłacała mu się w ten sposób.
- Ji Yoo...ludzie nie panują nad swoimi uczuciami. Wiem to, patrząc na samego siebie. To ta głupia nadzieja nas nakręca i każe nam myśleć, że może coś z tego wyjdzie. Jednak w większości przypadków to się nie udaje, a my czujemy się winni. Za ranienie innych i przez własne uczucia. Że nie potrafimy sami nad sobą panować. Że durne emocje i uczucia, które są czymś, co tylko sobie wymyśliliśmy, biorą górę nad człowiekiem. Osobą zbudowaną z krwi i kości. Każdy jest słaby. I jest to wykorzystywane na wszystkie sposoby. Jednak ta słabość mija, a nam udaje się to wszystko przezwyciężyć. I my też to przezwyciężymy. Będziemy normalnymi przyjaciółmi. To ja przepraszam, Ji Yoo. - Powiedział, a dziewczynie odebrało dech. Z Jimina był tak cudowny chłopak. Dziewczyna, nie wahając się dłużej, przyciągnęła go do silnego uścisku.
Po chwili już w nim tkwili i przepraszali się nawzajem. Ji Yoo poczuła, że jednak nie jest sama. Miała Jimina. Najukochańszego Jimina, który był tak cholernie dobry, że było to nie do pomyślenia. I dopiero teraz poczuła jak kamień spada jej z serca, a ona czuje się szczęśliwa. Pomimo tylu niewyjaśnionych kwestii i spraw. Wiedziała, że to przezwycięży. I wiedziała, że chce zatrzymać Jimina przy sobie już na zawsze. To już nie był jej przyjaciel. To był jej brat. Brat, którego tak bardzo potrzebowała.
- Dziękuję. - Wyszeptała, a wargi jej drżały. Miała ochotę tyle powiedzieć. Chciała użyć takiej przemowy jak Jimin. Jednak wiedziała, że jemu wystarczy zwykłe dziękuję. On nigdy od niej wiele nie oczekiwał. Chociaż tym razem powinien. A Ji Yoo zdając sobie z tego sprawę, szybko dodała: - Dziękuję, że jesteś tak cudownym przyjacielem, że każdy może tylko o takim pomarzyć. Dziękuję, że jesteś tak kochanym bratem, że potrafisz mnie poskładać nawet w stanie największej rozsypki. Dziękuję, że jesteś i nie odszedłeś. Wiedz, że to dla mnie wiele znaczy. Sama twoja obecność i pewność, że zawsze będę mogła się do siebie zwrócić. Kocham cię, jednak nie tak jak byś tego chciał. I dziękuję ci za to wszystko, a za to jedno tak bardzo cię przepraszam.
Jimin spojrzał na nią i uśmiechnął się szeroko. Cały ból z jego oczu zdawał się ustępować miejsca, nadchodzącej radości. I to było piękne. Na ten widok Ji Yoo sama nie umiała powstrzymać uśmiechu. Podparła się czołem, o to Jimina i spojrzała mu w oczy. To był właśnie jej przyjaciel, który nawet w najgorszej chwili potrafił się uśmiechać. Była z niego cholernie dumna.
Po pewnym czasie wrócili uśmiechnięci na salę. Już wszystko sobie wyjaśnili, a Ji Yoo spadł kamień z serca. Była tak strasznie szczęśliwa.
Wracając na salę, zdali sobie sprawę, jak długo ich nie było. W środku odbywały się już tańce, a goście dawno zjedli. Ji Yoo jednak nie przeszkadzał ten fakt. Pierwszy raz w życiu nie myślała o jedzeniu. Teraz marzyła tylko o tańczeniu i cieszeniu się. W końcu w życiu człowieka rzadko zdarzają się takie chwile.
Nagle przed oczami Ji Yoo mignęła kobieta z kościoła, z którą rozmawiał Jimin. Dziewczyna lekko go szturchnęła i pokazała mu ją. Jimin na jej widok zaczerwienił się, a Ji Yoo dała mu znak, żeby do niej podszedł. Niech przynajmniej on w spokoju się odkocha na rzecz innej miłości. Na niego jeszcze nie jest za późno. Bo Ji Yoo tego o sobie nie mogła powiedzieć.
W końcu po wielu bezgłośnych zachętach Jimin ruszył w kierunku kobiety. Ji Yoo trzymała za niego kciuki. Dosłownie i w przenośni. Ręce schowała za sobą i udawała, że nie patrzy na swojego przyjaciela, rozmawiającego z kobietą. Kobietą, która wydawała się być miła i sympatyczna. I w dodatku cały czas się uśmiechała. Ji Yoo już wiedziała, że Jimin świetnie trafił. Bo z nią to tylko straciłby czas.
Nagle parę zasłoniła jej czyjaś koszula z rozpiętymi trzema guzikami. Ji Yoo podniosła głowę i zobaczyła Taehyunga, który wpatrywał się w nią nieodganionym spojrzeniem. Chłopak przeżuwał wargę i oblizywał ją na zmianę. Na ten widok dziewczynie minimalnie zmiękły kolana.
Pachniał tak jak zawsze. Jego perfumy zajęły już szczególne miejsce w jej rankingu na najlepsze zapachy. Oczywiście zajmowały pierwsze miejsce, a pod nimi nie było niczego innego. Nic nie mogło się z nimi równać.
Ji Yoo patrzyła chłopakowi w oczy i zdała sobie sprawę, jak ich wyraz się zmienił. Był o wiele poważniejszy. Sam Taehyung wydawał się niewyobrażalnie dojrzeć przez czas, kiedy się nie widzieli. Przez głowę dziewczyny przeszła niedorzeczna myśl: "mój mały mężczyzna w końcu dorósł".
Zachciało jej się śmiać, gdy zdała sobie sprawę, o czym myśli. Przecież to niedorzeczne. Chłopak był starszy od niej. Chociaż swoim zachowaniem ani trochę tego nie pokazywał. Tylko w niektórych momentach. Jak na przykład dzisiaj, kiedy prawie zemdlała pod wpływem jego pewnego dotyku i tego spojrzenia pełnego pożądania. I Ji Yoo w tym momencie zdała sobie sprawę, że każdą jego wersję będzie kochać. Czy to mały chłopiec, czy dorosły mężczyzna. Czy nawet kobieta z okresem, którą też potrafił się stać. Prawdziwy aktor.
W końcu Taehyung po dłuższej chwili poruszył się i wyciągnął w jej stronę rękę. Wciąż na nią patrzył, ale tym razem uśmiechnął się zachęcająco, gdy ta popatrywała na niego nieprzekonana. W końcu Ji Yoo przełamała się i złapała jego rękę. Tym samym została od razu przyciągnięta do mocnego uścisku. Bez słowa wtuliła się w niego i dała się prowadzić.
Leciała wolna piosenka. Taehyung objął mocno dziewczynę i lekko nią bujał. Jedną rękę trzymał na jej plecach, a drugą jeździł po jej włosach. Nikły uśmiech błąkał mu się po ustach. Tańczyli naprawdę blisko siebie. Wręcz byli przyklejeni do siebie. Choć to i tak było dla nich za mało. Ji Yoo wdychała zapach chłopaka, a palcami psuła mu fryzurę. Czuła się tak cholernie dobrze. Chciała tę chwilę zatrzymać już na zawsze. Gdy Taehyung trzymał ją zaborczo, pokazując, że jest jego, a jednocześnie delikatnie, ukazując, że ma ją za kruchą i nie chce zrobić jej krzywdy. Gdy jeździł palcami po jej plecach i włosach, jakby nienasycony jej dotyku. Gdy jego umięśniona klatka piersiowa stykała się z tą jej. Gdy Ji Yoo oparła głowę na jego ramieniu i patrzyła na nią z ukosa. Gdy on nachylił się nad nią i lekko rozwarł wargi, popatrując na nią. Jednak Ji Yoo nie miała czasu się zgadzać. Po prostu przyciągnęła go do siebie i zaczęła go całować. Cała delikatność zniknęła. Ona go pragnęła. Zwłaszcza po jego zmianie i rozłące. Chciała go już zawsze przy sobie. Chciała, by takie momenty się nie kończyły. Bo one były zbyt piękne, by nagle stwierdzić, że się zakończyły, a na ich miejsce przyszedł smutek i żal. Dlatego modliła się, by trwały wiecznie. I wiedziała, że co roku zdmuchując świeczki na torcie, to będzie jej życzeniem.
Nagle piosenka się skończyła, a wszyscy goście zostali poproszeni do zajęcia miejsc przy stolikach. Jednak Taehyungowi i Ji Yoo to nie było teraz w głowie. On nie chciał patrzeć na Jimina, a ona na NaMi. Właściwie to na nikogo nie chcieli patrzeć. Poza sobą.
Dlatego wymknęli się szybko na taras. Było już ciemno, a pojedyncze gwiazdy rozświetlały niebo. Zbliżała się zima, a chłód owiewał wszystko wokół. Zwłaszcza Ji Yoo, która cała się trzęsła w swojej delikatnej sukience. Taehyung, widząc to, zdjął marynarkę i nałożył ją na dziewczynę z uśmiechem. Ta odwzajemniła go i wciągnęła zapach chłopaka.
Jednak nie musiała tego dłużej robić, wąchając marynarkę. Bo nagle Taehyung znów przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej wargi. A jego zapach wypełnił ją całą. Ji Yoo jęknęła głośno w usta chłopaka i zanurzyła jedną rękę w jego włosach, a drugą przejeżdżała po jego umięśnionej klatce piersiowej. Taehyung przypakował, gdy się nie widzieli. Jeszcze ostatnio miał lekkie zarysy mięśni, a teraz Ji Yoo była pewna, że stały się one o wiele bardziej widoczne i odczuwalne.
Całowali się zachłannie i nieprzemyślanie. Gdyby ktoś ich zobaczył, pomyślałby, że zjadali się nawzajem. Taehyung jeździł obie rękami po plecach dziewczyny, co pewien czas zjeżdżając nieco niżej. Ona cała drżała, czując jego dotyk na sobie. Od pewnego czasu była pewna, że jest zakochana w chłopaku. Jednak teraz mogłaby to wykrzyczeć. Była tego pewna bardziej niż czegokolwiek innego. Kochała to jak ją dotykał, jak ich języki stykały się ze sobą, a Taehyung od czasu do czasu przygryzał jej wargę. Kochała, jak lekko ocierali się o siebie, a Taehyung nie raz jęczał, gdy ona zrobiła coś nieprzemyślanego. Cieszyła się, że oboje zawrócili sobie w głowie. I pierwszy raz w życiu miała nadzieję na to, że jej miłość nie jest jednostronna.
Gdy w końcu oderwali się od siebie, by zaczerpnąć trochę powietrza, Taehyung przejechał językiem po jej szyi, cicho mrucząc. Ji Yoo westchnęła na jego gest i zaczęła całować go po czubku głowy. Taehyung złapał ją mocno za biodra i jeszcze bardziej przyciągnął ją do siebie. Przez ten ruch otarli się od siebie, a głośne westchnienia opuściły ich usta. Po chwili znów się całowali, a Ji myślała, że oszalaje. Czuła się tak cholernie dobrze.
Jak to się stało, że wcześniej miała zupełnie inne plany wobec chłopaka? Przecież miała mu okazywać nienawiść. A skończyła na tym, że obściskiwała się z nim na tarasie i szalała pod wpływem jego dotyku. Przecież on miał dziewczynę. A ona złamane serce. Już raz byli w takiej sytuacji po nie wytłumaczeniu sobie niczego. I nie skończyło się to dobrze.
Ji Yoo, uświadamiając to sobie, jak podobne jest to wszystko do sytuacji z jej mieszkania, oderwała się szybko od Taehyunga. Zdyszana patrzyła na niego i otworzyła szeroko usta. Jak ona mogła na to pozwolić? NaMi czekała w środku na chłopaka, a ona obiecała sobie, że o nim zapomni. Zamiast tego pogłębiała to wszystko i wystawiała się na większy ból. Przecież to było jasne, że ją skrzywdzi. A ona pchała się w tę relację, niczego nie przemyślając. Była taka głupia.
Przecież zasługiwała na jakieś wytłumaczenie. Wszystko szło tak dobrze. Wtedy w stodole poczuła, że się w nim zakochuje. Gdy się całowali i przytulali. Gdy czuła się bezpiecznie. A po tym wszystkim zobaczyła, jak on robi identycznie z NaMi. Chociaż nie. W pocałunek z nią dodawał więcej emocji i uczuć niż z Ji Yoo. I to bolało.
Potem pobił jej najlepszego przyjaciela, a na następny dzień wszedł do jej mieszkania i życia. I znów wszystko przewrócił do góry nogami, wciskając tą fałszywą bajeczkę. A potem obściskiwał się z nią w jej sypialni, licząc na coś więcej. Aż tu nagle okazało się, że dzień wcześniej był z NaMi i się z nią pieprzył.
Ji Yoo poczuła, nadchodzące do oczu łzy. Znów tak łatwo się dała. Była naiwna, licząc na coś więcej. Przecież to było jasne, że nic z tego nie wyjdzie. Taehyung może i się zmienił. Jednak teraz już nie była taka pewna, czy na lepsze. Czy to lepsze lub chociaż dobre kiedykolwiek istniało.
- Jesteś okropny. - Wychrypiała nagle. - Zjawiasz się tak nagle i robisz ze mną, to, co tylko chcesz. Z niczym się nie liczysz. Masz dziewczynę, do cholery. Bawisz się uczuciami innych i myślisz, że wyjdzie ci to na sucho. Zależy ci tylko na jednym. Jesteś zajebistym aktorem, do prawdy. Ale nie trenuj swojej gry na mnie, proszę. Daj mi, kurwa, święty spokój. Mam cię już serdecznie dosyć. Po tym wszystkim co się tutaj odbyło, miałeś zamiar tak po prostu do niej wrócić, prawda? Nie toleruję i nienawidzę zdrady. To najgorsze co może być. A ty wystawiasz mnie na jakąś próbę i przez ciebie robię wszystko to, czego się brzydzę. A wiesz czego teraz się najbardziej brzydzę? Ciebie. - Powiedziała te wszystkie słowa, które leżały jej na sercu. Choć pewnie znalazłoby się ich jeszcze więcej. Miała ochotę mówić i mówić. Jednak, czy to by coś dało? Pewnie nie.
Taehyung wydawał się być w szoku. Stał i patrzył na nią, a potem zaczął mówić:
- Ona nie jest moją dziewczyną. Jestem singlem, jeśli o to ci chodzi. Nikogo nie zdradzam. NaMi uczepiła się mnie, po tym, co odbyło się w stodole. A wiesz, czemu ją wtedy pocałowałem? Bo do pocałunku i tak by doszło. Ale nie między mną i nią. Tylko między tobą i tamtym ochlaptusem. Ledwo wszedł, patrzyłaś na niego i tak ładnie się uśmiechałaś. A gdy podchodził do ciebie, żeby cię pocałować, stałaś i patrzyłaś na niego. Wyglądałaś, jakbyś naprawdę tego chciała. Nie mogłem się w to tak wpatrywać. Dlatego wykonałem pierwszy ruch. Ale nie podziałał. On wszystko skomplikował. - Powiedział i westchnął. Przegryzając wargę, potarł kark. Przez moment unikał wzroku Ji Yoo, jednak w końcu spojrzał jej w oczy. - I nigdy nie przespałem się z NaMi. - Powiedział to twardo. Najwidoczniej chciał jej pokazać prawdziwość tych słów. Jednak głowa Ji Yoo była pełna. Ona nie potrafiła mu uwierzyć. On zawsze miał te swoje śliczne gadki. Już parę razy wykazała się swoją naiwnością i głupotą. Nie chciała więcej. Jej serce by tego nie wytrzymało.
- Jutro mija termin zakładu. - Wydukała tylko, nie wiedząc, co powiedzieć. Chciała uciec. Chciała zatrzymać czas i w spokoju wszystko przemyśleć, a dopiero potem się odezwać. Jednak ona uczestniczyła we własnym życiu. Tu mogła pomarzyć, o czymś takim jak pauza. Dlatego mówiła, to co jej ślina na język przyniosła. Była otumaniona dzisiejszymi emocjami i rozmowami. Nie chciała rzucać się Taehyungowi na szyję. Nie ufała mu. Po tym jak wypłakiwała przez niego oczy, przestała.
- Zakochałaś się? - Zapytał chłopak, patrząc na nią poważnie. Liczył na szczerą odpowiedź? A jakiej on by udzielił? Ji Yoo miała mętlik w głowie. Nie miała na nic siły. Nie mogła okazywać słabości. I tym samym nie mogła przyznać się do własnych uczuć, które teraz błagały o wyjście na świat. Jednak ona je zdeptała i dała im znać, że zostaną tam, gdzie były. W jej sercu, duszy i głowie. Bez żadnego uczestnictwa osób trzecich.
- Nie. - Powiedziała i zajęczała w duszy. Czy popełniła błąd? Tego nie wiedziała. Nie lubiła kłamstwa. Ale ono czasem było jak tlen.
Mina Taehyunga ani trochę się nie zmieniła. Wciąż patrzył na nią poważny. Po jej słowach jego twarz przybrała obojętną maskę. Dlatego Ji Yoo patrzyła w jego oczy. I wydawało jej się, że przeszło przez nie coś na kształt bólu. Jednak nie była tego pewna.
- Czyli mamy remis. Bo ja też nie. - Powiedział chłopak i sam do siebie pokiwał głową. Ji Yoo poczuła, jak wszystko w niej umiera. Nawet nadzieja, która podobno zostaje do końca. Nawet ona dała sobie spokój. - A teraz przepraszam. - Powiedział Taehyung i wyminął ją. Ji Yoo usłyszała, jak trzaska za sobą drzwiami, wchodząc na salę.
Dziewczyna zaśmiała się przez łzy. Po raz kolejny złamał jej serce i zostawił ją w stanie najgorszej rozsypki. A ona mu tak łatwo dała na to pozwolić. Dziewczyna osunęła się lekko po ścianie i rozpłakała się. Miała wciąż na sobie marynarkę Taehyunga. Jednak tym razem jego zapach w niczym nie pomagał. On wszystko komplikował. Jednak Ji Yoo nie miała siły ściągać marynarki i pozostawać całkiem sama. Była na to za słaba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top