20

Gdy Ji Yoo otworzyła oczy, wiedziała, że chce je od razu zamknąć. A żeby to pierwszy raz. Dzisiaj miał odbyć się ślub Ji Sun i Jina, a ona miała być świadkową przyszłej żony swojego byłego, który ją z nią zdradzał. To się nazywa paradoks.

Jednak gdy chodzi o paradoks i ironię, to można było śmiało iść z tym do Jina i Ji Sun, którzy byli w nich świetni. Chodzili ze sobą trzy miesiące, a po tygodniu narzeczeństwa postanowili o ślubie i najważniejszego gościa weselnego zaprosili trzy dni przed samym zdarzeniem. Prawdziwie szaleni ludzie.

  Ji Yoo wciąż nie mogła pojąć, jak to się stało, że wszystko tak szybko się potoczyło. Gdyby to o nią chodziło, to opóźniałaby wszystko jak najbardziej. Bałaby się zbytniego związania, podjęcia błędnej decyzji i życia z innym nazwiskiem i z podpisanym papierkiem. Wolała wolność i niezależność. Od niej samej zależało, co chciała robić w dany dzień i gdzie pójść coś zjeść. Nie była ograniczana z doborem znajomych i przyjaciół. Mogła robić co jej się żywnie podobało. Więc dlaczego się nie cieszyła?

Taehyung. Jej jedyna sprzeczna i poprawna odpowiedź. Jej zupełne przeciwieństwo i całkowite podobieństwo. Chłopak, który samymi gestami i słowami zawrócił jej w głowie. No i oczywiście swoim wyglądem, postawą i zachowaniem, gdy byli zupełnie sami. Podobno człowieka poznaje się, gdy jest pijany, sam i w towarzystwie. A ona go widziała we wszystkich trzech wcieleniach i nadal go chciała. Nie widziała go tydzień, a jej uczucia się nie zmieniały. Tak właściwie to była coraz bardziej pewna jednego. Czy go kochała? Tak. Jednak czy potrafiłaby mu wybaczyć i stanąć z nim prosto w oczy, podczas gdy on obejmowałby NaMi? Nie.

  Ji Yoo pomimo tego, że zawsze udawała, ze ma wszystko gdzieś, to należała do zazdrośnic. Gdy jeszcze nie wiedziała, że mogłaby pokochać Taehyunga, to i tak chodziła zazdrosna o niego, gdy choćby jakakolwiek dziewczyna na niego spojrzała. NaMi działała na nią że zdwojoną siłą. Tu już nie chodziło o zazdrość. Po prostu, gdy dziewczyna pojawiała się na horyzoncie, to Ji Yoo odczuwała zwykłą chęć mordu.

  Ji Yoo dobrze wiedziała, że Tae to najlepszy przyjaciel Jina. I jeśli ten skretyniały kretyn nie zapomniał go zaprosić, to ten na pewno się pojawi wraz ze swoją dziewczyną. A ona przez cały wieczór, ba!, całą noc będzie musiała na nich patrzeć. Więc co jej pozostało, by zupełnie nie oszaleć? Wziąć ze sobą Jimina, by ten jej towarzyszył.

Chłopak bardzo się ucieszył, gdy mu to zaproponowała. Ten promienny uśmiech rozświetlił jego twarz, a jego oczy zniknęły. Jimin wziął ją w objęcia i długo w nich trzymał. Jak on się wszystkim ekscytował. I w dodatku uwielbiał się przytulać. Więc jako obiekt wybrał sobie Ji Yoo, która oddawała jego gesty. Jednak czysto przyjacielsko. Dziewczyna dobrze wiedziała o uczuciach Jimina. Poznała je o wiele lepiej podczas tego czasu, gdy byli praktycznie cały czas ze sobą. Chłopak już nawet nie potrafił ich ukrywać, bo tak bardzo liczył na coś więcej. I to tak strasznie bolało. Ta myśl, że dziewczyna może go zranić samymi słowami, gdy powie mu, że nic z tego nie będzie. Chciałaby go mieć zawsze przy sobie, bo był cudowny, ale nie umiała go kochać inaczej niż brata.

Podczas tego tygodnia bardzo jej pomógł. Często odciągał jej myśli od pewnego osobnika i pomagał jej zapominać. Teraz pozostało jej tylko zajęte serce i wiedza, że kocha Taehyunga. Ale nie myślała o nim wiele. Zajmowała się czymkolwiek innym i nie zawracała sobie nim głowy. Skoro on był tak bardzo zajęty i nie napisał choćby smsa, to ona też nie będzie się nim bez przerwy przejmować. Ten czas minął, a ona musiała ruszyć dalej.

Dzisiejsze wydarzenie jej wszystko utrudniało. Jeśli on naprawdę by się pojawił, to wraz z nim wszystko by wróciło. A tego by nie chciała. Musiała się znów przed nim zamknąć, pomimo tego, że już za bardzo się otworzyła. Dlatego postanowiła przybrać maskę i robić, to samo co na początku ich relacji. Ignorować go i docinać mu, gdy tylko się odezwie. Przynajmniej spuści trochę nerwów przy nim. A ich relacja wróci do punktu wyjścia.

Choć czy pewnym jest, że Taehyung w ogóle będzie chciał z nią rozmawiać? Pewnie będzie zbyt zajęty swoją dziewczyną i wspólną zabawą. To Ji Yoo za bardzo się nakręcała i wyobrażała sobie zbyt wiele. A przecież miała się przed nim zamknąć, a nie włączać w to wszystko wyobraźnię. Musiała naprawdę zacząć się kontrolować i spróbować przetrwać na dzisiejszym przyjęciu. A to nie będzie łatwe.

  Z pewnością na ślubie pojawi się wiele osób, które znała. Jednak nie była do końca pewna, czy się cieszy z tego powodu. W końcu to, że znała tych ludzi, nie oznaczało, że ich lubiła.
Zwłaszcza, że byli to znajomi Ji Sun. A to oznaczało, że byli do tego tępi. Jednak za kogo ona była brana, jako świadkowa tej wredoty? Tego wolała nie wiedzieć, bo ani trochę nie chciała się porównywać do tych ludzi.

  Rozmyślając, wygrzebała się z łóżka i wolnym krokiem poszła w stronę łazienki. Nie miała dużo czasu. W końcu jako, pożal się Boże, świadkowa, musiała być na miejscu wcześniej od innych. Na szczęście nie miała żadnych zadań specjalnych, choć nigdy nie wiadomo, co spotka ją na miejscu. Może będzie musiała upiec tort ślubny albo błagać księdza, by udzielił ślubu. Po Jinie i Ji Sun mogła się wszystkiego spodziewać, więc przygotowywała się na najgorsze.

  W łazience wzięła szybki prysznic, by ją nieco rozbudził i zabrała się za mycie zębów. Po wykonaniu tego wszystkiego poszła do kuchni po jogurt. Wolała nie obżerać się za bardzo w ten dzień z dwóch powodów. Pierwszy: naje się na weselu. Drugi: miała do założenia przyległą sukienkę i wolała, by żaden zbędny tłuszcz jej nagle nie wyskoczył, jak brzuch ciążowy.

  Spojrzała w stronę salonu, gdzie zobaczyła, jak jej rodzice jeszcze śpią. Matka, dowiadując się o ślubie Jina, zaczęła płakać przez parę godzin i nic nie było w stanie jej pocieszyć. Kobieta chciała nawet zabrać się na przyjęcie razem z Ji Yoo, jednak ta jej stanowczo powiedziała, że idzie z Jiminem. Jeszcze tego jej brakowało, żeby podczas tego okropnego przyjęcia miała dodatkowo pilnować swojej matki, która zrobiłaby coś pannie młodej. Dlatego wolała trzymać ją bezpiecznie w domu i pisać jej co godzinę smsa o tym, co Jin robił, by ta się zbytnio nie denerwowała.

  Dziewczyna chwilę jeszcze popatrzyła w stronę rodziców i poszła do sypialni, zacząć się przygotowywać. Czekał ją ciężki dzień i z pewnością wiele emocji.

  Po paru godzinach, gdy już była gotowa, stała przed lustrem i lekko okręcała się wokół własnej osi. Cały efekt nawet na niej zrobił niesamowite wrażenie. Dziewczyna miała małego koczka na czubku głowy, a niektóre włosy spływały jej po szyi. Zrobiła sobie nieco mocniejszy makijaż niż zazwyczaj. Z granatową, lekko rozkloszowaną u dołu sukienką z dekoltem i podkreślającą talią, wyglądała poważnie i bardzo ładnie. Założyła nawet buty na wysokim obcasie, których nigdy wcześniej na sobie nie miała. Z racji tego po okręceniu się jeszcze parę razy, włożyła do małej reklamówki wygodne balerinki na wypadek, gdyby miała ochotę się przebrać. Dziewczyna dołożyła jeszcze do wszystkiego biżuterię i prezentowała się jak milion dolarów.

Nagle zobaczyła w lustrze jak jej talię, oplatają męskie dłonie. Wciąż wpatrywała się w odbicie i lekko uśmiechnęła się do Jimina, który ją podziwiał. Chłopak miał na sobie granatowy garnitur, by ich stroje pasowały do siebie. Prezentował się naprawdę przystojnie, a dziewczyna nie mogła oderwać od niego wzroku. Gdy ich spojrzenia spotkały się w lustrze, równocześnie uśmiechnęli się do siebie, a chłopak nachylił się w jej stronę i lekko pocałował ją w szyję.

******

  Po przyjeździe pod kościół, Ji Yoo i Jimin wyszli z auta i skierowali się w stronę budynku. Okazało się, że tam jeszcze nikogo nie było. A przecież oni nie pośpieszyli się za bardzo. W końcu do całej ceremonii pozostało niewiele czasu. Ji Yoo zaniepokojona tym wszystkim powiedziała Jiminowi, by na nią poczekał i weszła do kościoła. W środku panowała cisza, ale wystrój zapierał dech w piersiach. Wokół było pełno świec i lampeczek, które tak pięknie świeciły i dodawały romantycznego klimatu. Wokół wszędzie unosiły się czerwone róże, a ich płatki leżały na całej podłodze i ławkach.

Ji Yoo zakręciły się łzy w oczach. To wszystko było tak piękne, że zaczęła żałować faktu, że to nie ona bierze ślub. Co prawda mogłaby tu przyciągnąć Jimina i powiedzieć mu, że chce się z nim pobrać właśnie w tym momencie. Chłopak miał taką słabość na jej punkcie, że z pewnością by się zgodził. Jednak ona tego tak naprawdę nie chciała. Ona potrzebowała miłości, by to zrobić. Dlatego po prostu stała i wyobrażała sobie, że to ona idzie do ołtarza, przy którym stoi jej przyszły mąż. Nagle mężczyzna odwraca się, a jej wyobraźnia płata jej figla, bo widzi w nim Taehyunga.

Ji Yoo szybko potrząsnęła głową, wybudzając się ze swoich rozmyślań. Otarła oczy i powiedziała sobie w duchu, że gdy ona będzie brała ślub, to to wszystko będzie jeszcze śliczniejsze, a Ji Sun oko zbieleje.

Po chwili usłyszała jakieś szmery dobywające się z góry. Dziewczyna spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła schody, a następnie drzwi. Ji Yoo ruszyła w ich stronę, słysząc, że te szmery to nic innego niż głos Ji Sun.

Gdy dziewczyna nacisnęła klamkę, zobaczyła ładną, pierwszy raz w życiu, pannę młodą. Wyglądała naprawdę cudownie, choć Ji Yoo wolała tego nie mówić. Ji Sun miała na sobie długą, białą suknię i welon. Lekki makijaż i uśmiech, które zrobiły z jej buzi twarz modelki. Suknia miała na sobie wiele diamencików na gorsecie, a dół przypominał księżniczkę. Dla Ji Yoo to było zbyt wiele, bo ta po prostu stała i patrzyła. Miała po raz kolejny łzy w oczach i sama nie wiedziała dlaczego. Takie rzeczy za bardzo ją wzruszały. Po chwili dziewczyna zrobiła coś, czego by się po sobie nie spodziewała. Ruszyła w stronę Ji Sun i ją mocno przytuliła, życząc jej powodzenia.

  Po pewnym czasie Ji Yoo pomagała nadal stroić się Ji Sun. Dziewczyny pierwszy raz w życiu złapały między sobą kontakt i korzystały z niego najlepiej jak umiały. Wciąż śmiały się, a Ji Sun opowiadała, jak bardzo się boi. Nagle do drzwi ktoś zapukał, a Ji Sun uciekła szybko, bojąc się, że to Jin, który przecież nie mógł jej zobaczyć. Wobec tego w pomieszczeniu została sama Ji Yoo, która tylko kręciła głową na przyszłą pannę młodą. Wystarczyło tego kogoś pogonić, a nie od razu uciekać. Z lekkim uśmiechem na ustach dziewczyna podeszła do drzwi i szarpnęła za nie, myśląc, że jest tam Jin, bądź ktoś z gości weselnych. Jednak jego się nie spodziewała. Jej uśmiech od razu zniknął, gdy zobaczyła, kto stał przed drzwiami. Jednak ten tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej na jej widok, jakby między nimi nic się nigdy nie wydarzyło. Przecież ich ostatnie spotkanie wcale nie skończyło się tym, że całowali się bardzo łapczywie, a następnie po interwencji jej matki, ona wygoniła go z domu. Wcale. Przed nią stał, w całej swojej pieprzonej okazałości, Kim Taehyung.

Kim Taehyung, o którym zapominała i który powoli opuszczał jej głowę. Kim Taehyung, który rozkochał ją w sobie do reszty, złamał serce, a następnie poskładał je, by na zawsze zagrzać w nim miejsce. Kim Taehyung, który miał być teraz dla niej kimś, kim był na początku ich relacji. Zwykłym wrogiem, który wymaga docinek.

Tylko chwilowo był pewien problem. Ten bowiem zjebany Kim Taehyung prezentował się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Miał na sobie czarny, dopasowany garnitur. Marynarka była rozpięta, a biała koszula włożona w spodnie, oddawała idealnie zarys jego klatki piersiowej i brzucha. Dodatkowo, koszula miała rozpięte trzy pierwsze guziki, a brak krawatu tylko to podkreślał. Włosy chłopaka nieco urosły przez ten czas, a ten założył bandanę, by je podtrzymywała. Zapach jego perfum ciągnął się na kilometr, a Ji Yoo była w szoku, że ich wcześniej nie wyczuła. Gdyby to zrobiła, na pewno nie otworzyłaby tych cholernych drzwi i teraz nie stałaby, śliniąc się i patrząc na swojego największego wroga. Wroga, który wyglądał zajebiście przystojnie i seksownie. Wroga, który uśmiechał się drapieżnie, jakby dobrze znał wszystkie jej myśli. I to było w pewnym sensie krępujące. Ale gra toczyła się dalej. W końcu żaden zakład się nie skończył, chociaż nadzieje na jego wygranie, już dawno wygasły.

- Ji Yoo, nie mogę uwierzyć, że cię widzę. - Powiedział Kim. Zmierzył ją wzrokiem i dziewczyna mogła się założyć, że jego wzrok został dłużej na odsłoniętym dekolcie. Pieprzony zboczeniec.

  - Ja też nie mogę uwierzyć w swojego pecha. - Powiedziała i spojrzała gdzie indziej. Unikała spojrzenia chłopaka, bo bała się swojej reakcji na nie. W domu wiele myślała o tym, co zrobić na wypadek spotkania. Miała wiele planów, jednak teraz wszystkie jebły na łeb, na szyję, bo ten się tylko wpatrywał w nią tymi ciemnymi oczami.

  - Jak zwykle sarkastyczna i niemiło nastawiona. - Powiedział i zaśmiał się głęboko. Ji Yoo naprawdę nie wiedziała, co w tym wszystkim było takie zabawne. Ona przy nim czuła się jak w horrorze i nawet nie myślała o śmianiu się. Ale ten idiota zawsze był inny.

  - Trudno się dziwić, patafianie. - Powiedziała i podniosła wzrok. Niech sobie nie myśli, że wydaje się zastraszana. Ona tylko czuła się osaczona przez jego ciemne oczy i widok jego ciała, które niebezpiecznie się zbliżało. Tak to miała go głęboko gdzieś. Mhm, a w tej bajce były pierdolone, różowe jednorożce, które srały tęczą i cukinią.

  - A co z twoim gipsem? - Zagaił Taehyung, który stał przed nią, a między nimi było parę centymetrów odległości. Czuła jego oddech na sobie i zrobiło jej się gorąco. Dlatego szybko się odsunęła, ukazując wymuszony niesmak i odpowiedziała:

- Spierdolił, gdy cię zobaczył.

  Ten zaśmiał się na jej słowa i wciąż się w nią wpatrywał. Jej rumieniec robił się coraz większy i bardziej soczysty. Ta sytuacja ją niesamowicie wkurwiała i...podobała jej się. A to było chore. Całe życie z wariatami w końcu i ją zmieniło. Szkoda, że akurat w najmniej potrzebnym momencie.

  Ji Yoo już miała coś powiedzieć, żeby przestał się gapić, bo się od niego brzydotą zarazi, gdy nagle do pokoju weszła mama Ji Sun.

  - O, tu się świadkowie ukrywają. Uroczystość się zaraz zacznie, macie nie zepsuć tego wydarzenia. - Wysyczała przez zęby, a Ji Yoo momentalnie zaczęła współczuć Jinowi przyszłej teściowej. Gdyby został z nią, to byłby noszony na rękach przez jej matkę. Najwidoczniej wolał być do końca życia wyszydzany i tępiony. Jego szare komórki chyba nie istniały.

  - Już idziemy. - Odpowiedziała podobnym tonem i przepchnęła się w stronę drzwi. Tym samym potrąciła Taehyunga ramieniem i ani trochę nie żałowała. Posłała w jego stronę złośliwy uśmieszek i zeszła na dół.

  W kościele było już pełno ludzi. Jeśli to miałaby być mała uroczystość, to z Ji Yoo była zakonnica. W sumie kościół już miała, teraz pozostała jej miłość do Boga, paciorek i byłoby cudownie. Szkoda tylko, że Ji Yoo nie nadawała się na zakonnicę i nawet katechetka jej to kiedyś powiedziała, wyganiając ją tym samym z lekcji religii. Nie wina dziewczyny, że nagle modlitwa pomyliła jej się ze znanym tekstem disco polo i zaczęła go nucić, licząc na szóstkę. Katechetka wściekła wywaliła ją za drzwi i pokropiła w jej stronę wodą święconą. Do końca dnia Ji Yoo piekła skóra.

  Dziewczyna rozglądała się wokół i zobaczyła Jina, który stał przy ołtarzu cały spocony. Widocznie się stresował i chciał stamtąd uciec. Ji Yoo zaczęła się cieszyć, że to nie ona teraz musi się stresować, czy jej przyszły mąż zwieje, czy zostanie i wybiegnie po wszystkim w krzaki. Ona na szczęście była samotna i mogła teraz w spokoju rozglądać się, patrząc na wszystkich. Nagle zobaczyła w tłumie Jimina, który siedział obok jakiejś ładnej dziewczyny i zagadywał do niej. Ji Yoo uśmiechnęła się na ten widok. To był jej najlepszy przyjaciel, a ona pragnęła jego szczęścia. Gdyby znalazł sobie dziewczynę, to ich relacja byłaby tylko lepsza. Miała tylko nadzieję, że chłopak tego nie zepsuje. W końcu doświadczenia dały jej wyraźnie w kość i mówiły, że po żadnym chłopaku nie można się czegoś na sto procent spodziewać. Tak czy siak w końcu coś spierdolą. Dobrze, że kobiety to porządna płeć. Przynajmniej w 1/4 przypadków. Bo reszta to idiotki, z którymi się odechciewa gadać.
  
   Ale ta, do której zagadywał Jimin, wydawała się miła i sympatyczna. Przynajmniej jej szeroki uśmiech z dołeczkami tak mówił. Oraz rozświetlone oczy chłopaka, gdy na nią patrzył. Aż Ji Yoo coś zakłuło. Szybko odwróciła wzrok. Zaraz się okaże, że zostanie jako samotna singielka na tej planecie.

   Nagle jej rozmyślania przerwało czyjeś wyciągnięte ramię. Ji Yoo spojrzała w jego stronę i znów zobaczyła tę zakałę. Szczerzyła zęby do niej, a jej włosy tak pięknie opadały na oczy...

  - Chyba sobie kpisz. - Powiedziała Ji Yoo i prychnęła pod nosem. Ona nie będzie się z nim pokazywać przed tyloma osobami. Zresztą kontakt ich rąk ze sobą nie mógł się dobrze skończyć. Albo ona by osłabła albo oderwałaby Taehyungowi ramię.

  - Przykro mi, ale świadkowie idą razem do ołtarza, czy ci się to podoba czy nie. - Powiedział Kim, nie przestając się uśmiechać. Jakby miał faktycznie powody do tego suszenia zębów. No chyba, że wieczne działanie jej na nerwy i palpitacje jej serca.

   Ji Yoo zmroziła go spojrzeniem i złapała go za ramię. Nie poczuła nic. A przynajmniej tak sobie wmawiała. Bo jej czerwona twarz i lekko uginające się kolana, mówiły co innego. Dziewczyna zaczęła kroczyć powoli z Taehyungiem środkiem kościoła. Unikała wzroku innych ludzi, który oddawał, jak ze sobą wyglądali. Chociaż jednej osoby nie mogła sobie odpuścić. Wściekłej NaMi, która cała się trzęsła. Ji Yoo uśmiechnęła się podle w jej stronę i przysunęła się bliżej Taehyunga. Ten tylko poruszył brwiami do niej i zagryzł wargę. Ji Yoo starała się, nie skupiać zbyt długiej uwagi na ustach chłopaka, dlatego szybko odwróciła od niego wzrok.

  W końcu znaleźli się pod ołtarzem i niechętnie oderwali się od siebie. Każde poszło w swoją stronę, jednak ich spojrzenia wciąż się łączyły. Ji Yoo zasiadła w ławce i patrzyła na wchodzącą do kościoła Ji Sun, która wyglądała pięknie. Wszystkie spojrzenia skupiły się na niej, kroczącej dumnie po środku kościoła wraz ze swoim przygarbionym ojcem. Dziewczyna cały czas patrzyła w oczy swojego przyszłego męża, który spłonął rumieńcem. Ji Yoo, patrząc na nich, zdała sobie sprawę, że ich ślub naprawdę okazał się być takim z miłości. I aż na tą myśl stanęły jej łzy w oczach. Ostatnio zbyt często się wzruszała.
 
  Ceremonia zaczęła się, a Ji Yoo nie mogła oderwać wzroku od ołtarza. Czasu było tak mało, a wszystko zostało tak pięknie zaplanowane. Chociaż ona i tak miałaby lepszy ślub, ale chwilowo to nie było ważne. Dziewczyna co jakiś czas zerkała w stronę Taehyunga, czując jego wzrok na sobie. Ten nie odrywał od niej spojrzenia i za każdym razem, gdy widział, że Ji Yoo zwraca na niego uwagę, uśmiechał się chłopięco i oblizywał usta. Tego dla dziewczyny było za wiele. Jakby mu nie powiedziała dobitnie, że nie chce go znać. On swoim zachowaniem dawał znaki, jakby oczekiwał jakichś amorów. Jedyne jakie mogły go spotkać, to cios jej kolana w jego interes. To jedyne na co było ją stać.

  Ji Yoo nie byłaby sobą, gdyby w końcu nie popukałaby się palcem w czoło i nie powiedziałaby bezgłośnie "pojebany". Po chwili znów udawała grzeczną świadkową i zagapiła się w parę młodą. Choć jej myśli szalały, a ciało pokrywała gęsia skórka, gdy wciąż czuła, jak Taehyung nie odrywa od niej wzroku. Przez ten tydzień się zmienił i widać było, że zamierza ją zdobyć w inny sposób. Istniał tylko jeden kłopot. Ona też się zmieniła.

    Nie miała ochoty reagować na jego zaczepki, które przybrały nieco inny charakter. Tak czy siak były chujowe i nic nie mogły zdziałać. Dziewczyna powoli zaczynała tęsknić za tym Taehyungiem, który był pokraką, ale z którym przynajmniej umiała pogadać, bo nikogo nie udawał. Ten z ławki obok przypominał seksownego zboczeńca, który myśli tylko o jednym. I pomimo tego, że jej ciało jak najbardziej na niego reagowało, to jej umysł i serce mówiły kategoryczne nie. Nie w tym Taehyungu się zakochała i nie chciała nawet na niego patrzeć.

   Gdy ceremonia zmierzała ku końcowi, ksiądz zapytał obecnych, czy jest osoba, która nie wyraża zgody na zawarcie małżeństwa. Zapanowała cisza w kościele, a uspokojona para młoda, już miała sobie nawzajem nakładać obrączki. Jednak nadeszła mała komplikacja. A w zasadzie nie taka mała. Nagle do kościoła wtoczyła się matka Ji Yoo i wykrzyknęła głośne "nie zgadzam się!". Dziewczyna na jej widok zapadła się w ławce i zjechała nieco w dół. A następnie spadła na ziemię ze wstydu. Jej matka nic sobie nie robiła ze wściekłych spojrzeń obecnych i szła prosto w stronę pary młodej, co chwilę posapując. Musiała przebiec naprawdę duży kawał drogi. Albo ten krzyk i przejście kościoła tak ją zmęczyło. Gdy już wyciągała rękę, by zerwać z głowy Ji Sun welon, nagle złapał ją Taehyung. Chłopak spojrzał na Ji Yoo, która wlepiała w niego szeroko otwarte oczy. Ten kiwnął głową w jej stronę i szepnął coś na ucho jej matce. Ta od razu spotulniała i krzyknęła:

- Przepraszam wszystkich obecnych! Przyjęcia mi się pojebały! - Po czym zasiadła obok Taehyunga, a Ji Yoo zrobiła się cała czerwona.

  Zabawa miała dopiero się zacząć.
  
 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top