XXI
Dalsza droga do Hogsmeade i przejazd powozem odbyły się już spokojnie. Problem pojawił się, gdy przechodzili przez bramę Hogwartu. Problemem był stojący i złośliwie szczerzący się Draco Malfoy.
-Hej, Potter! Naprawdę zemdlałeś na widok dementorów?- spytał zaczepnym tonem.
Zanim Gryfon zdążył coś odwarknąć, idąca z tyłu Cora, wyszła przed wyższych od niej chłopaków, jednocześnie pokazując się Malfoyowi.
-"Hej Draco, jak tam wakacje?" "Dobrze, miło cię widzieć, Cora." Tak się normalnie rozpoczyna rozmowy- dziewczyna popatrzyła z ukosa na Ślizgona. Był jej przyjacielem, ale nienawidziła, gdy dla zdobycia uwagi wywyższał się i drwił z innych.- Rozumiem, że tradycja mordowania się dopiero za moimi plecami właśnie umarła, ale miło by było nie zaczynać pierwszego dnia szkoły.
-Jeśli coś nie przetrwało roku, nie można tego nazwać tradycją- odparł chłopak, próbując zachować resztki dumy, po czym uciekł do zamku.
-Czasami to ty w ogóle nie pasujesz do Hufflepuffu- skomentował Ron.
-Dwa miesiące spędzone z siostrą dają efekt- Cora wzruszyła ramionami.
Przy wejściu profesor McGonagall zabrała do swojego gabinetu w jakiejś sprawie Hermionę i Harrego, więc Cora razem z Ronem poszli do Wielkiej Sali, gdzie rozeszli się do stołów swoich domów. Przywitanie się ze wszystkimi znajomymi zajęło dłuższą chwilę, więc gdy skończyła, do środka właśnie wprowadzani byli pierwszoroczni. Tiara Przydziału odśpiewała swoją pieśń i zaczęła się Ceremonia Przydziału. Cora odszukała wzrokiem swoją siostrę. W przeciwieństwie do większości Callie wyglądała na spokojną i niezestresowaną. Puchonka zazdrościła jej tego spokoju. Podczas własnego przydziału, bardzo się denerwowała i była lekko otumaniona. Po ponad połowie nazwisk w końcu padło:
-Schuyler, Calliope.
Brunetka pewnym krokiem podeszła do stołka i na nim usiadła. Profesor Dumbledor położył na jej głowie Tiarę Przydziału i zapadła chwila ciszy. Cora ostatni raz przemyślała do jakiego domu pasuje jej siostra. Nawet nie licząc jej kąśliwych uwag, wychodził Slytherin.
-Ravenclaw!
Rozległy się głośne oklaski, a ucieszona Callie ruszyła do stołu Krukonów.
-Niemożliwe, ona przekupiła tą czapkę- stwierdziła zdziwiona Cora.
-Nie wierzysz w intelekt własnej siostry?- zapytała ze śmiechem Susane.
-A żebyś wiedziała, że nie wierzę. Za to w spryt pozwalający przekupić tysiącletnią czapkę już tak- upierała się Puchonka, ale z mniejszym zapałem.
Po przydziale jeszcze kilku pozostałych uczniów dyrektor przedstawił nowych nauczycieli, profesora Lupina, który miał uczyć Obrony przed Czarną Magią i Hagrida, który został nowym nauczycielem Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Potem poinformował, że do czasu schwytania Syriusza Blacka, Hogwartu będą pilnować śmierciożercy, co spotkało się z dużą dezaprobatą ze strony uczniów. Po tym ogłoszeniu w końcu na stołach pojawiło się jedzenie i zaczęła się uczta.
***
Następnego dnia przy śniadaniu Cora kłóciła się z Ernim jaki rodzaj czekolady jest najlepszy, gdy podszedł do nich Cedrik. Chłopak rozdawał plany zajęć, jednocześnie eksponując swoją nową odznakę prefekta.
-W piątek o 16 będziemy mieli pierwszy trening quidditcha- zwrócił się w stronę Cory.- W tym roku rozpiska meczy jest trochę inna i pierwszy gramy my z Gryffindorem za ten, który się nie odbył w zeszłym roku.
-I mam nadzieję, że wygracie. Gryfoni zbyt bardzo się panoszą tylko dlatego, że Potter jest dobry- wtrącił się Ernie.
-Nie do końca. Wood jest na skraju załamania psychicznego i jeśli w tym roku Gryffindor nie wygra Pucharu to popadnie w jakąś depresje- zauważyła Cora. Kapitan Gryfonów brał grę zdecydowanie za poważnie.
-Najpierw wygramy mecz, potem pomożemy Olivierowi z jego wewnętrznymi demonami- odparł wesoło Cedrik i poszedł dalej rozdawać plany.
-Jaką masz pierwszą lekcję?- spytała ją Hanna.
Cora popatrzyła na swoją kartkę.
-Numerologię.
-Ja też, wiesz gdzie jest sala?
-Chyba gdzieś na drugim piętrze, ale nie jestem pewna. Pójdziemy już?
-Nie na drugim, tylko trzecim. Poczekacie chwilę na mnie? Też mam teraz Numerologię- wtrącił się Ernie.
Na trzecim piętrze zebrała się spora grupka trzecioklasistów czekających na pierwszą lekcję nowego przedmiotu.
-Czemu tu są osoby ze wszystkich domów?- zdziwiła się Cora.
-Na przedmiotach nieobowiązkowych grupy nie są dzielone według domów, tylko lekcji różnych osób. Dzięki temu łatwiej układa się plany Radzie Pedagogicznej- odpowiedziała jej Hermiona, która pojawiła się obok niej jakby spod ziemi.
-Oo, to ma sens. Ale ty nie szłaś przypadkiem z Harrym i Ronem na Wróżbiarstwo?
Hermiona przewróciła oczami.
-Przecież gdybym poszła na Wróżbiarstwo, to nie byłabym tutaj, prawda?
-Racja, musiało mi się pomylić.
Septima Vector, nauczycielka Numerologii wydawała się bardzo surowa i wymagająca. Sama przyznała, że zwykle zadaje długie i skomplikowane wypracowania. Skoro sama tak mówiła, Cora zaczęła się zastanawiać, jak bardzo trudny to będzie przedmiot i czy na pewno chce się go uczyć. Następną lekcją tego dnia była Historia Magii ze Ślizgonami.
-Hej Cora, jak tam wakacje?- przywitał się z przekąsem Draco na jej widok.
-Dobrze, miło cię widzieć, Draco- odparła, od razu zrozumiawszy nawiązanie do jej wczorajszej uwagi.
Lekcja wyglądała tak samo jak wszystkie poprzednie z tego przedmiotu. Duch martwego profesora Binnsa mówił coś znudzonym głosem, część uczniów gryzmoliła w zeszytach, część trwała w stanie półsnu, a Draco na wszelkie sposoby odwracał uwagę Cory od wykładu, co można było dość łatwo osiągnąć.
Po drugim śniadaniu Puchonka ruszyła razem z Gryfonami na Opiekę nad Magicznymi stworzeniami.
-Wszystko okej? Trochę kiepsko wyglądacie- zwróciła się do Rona i Harrego, gdy szli po błoniach.
Hermiona prychnęła.
-Trelawney zobaczyła na Wróżbiarstwie w filiżance Harrego Ponuraka i teraz razem z Ronem zastanawiają się, kiedy umrze.
Cora nie znała się na wróżbiarstwie, jednak słyszała te wszystkie historie o nagłych zgonach po zobaczeniu Ponuraka… Ale przecież to przepowiedziała Trelawney. Od starszych uczniów słyszała, że jej nie można brać na poważnie.
-Nie przejmuj się, w fusach można zobaczyć dosłownie wszystko- powiedziała Harremu.
-Ale to był Ponurak, najgroźniejszy omen śmierci- zaczął Ron.
-Wcale nie, w sensie, nie wszędzie. W krajach słowiańskich Ponurak też zwiastuje śmierć, ale o wiele bardziej zabójczym omenem jest lelek. To zależy od regionu.
-Może, ale zabójczy omen jakiejkolwiek mocy jest nadal zabójczy. Mój wuj Billius umarł w dobę po zobaczeniu Ponuraka…
-Hej!- od tyłu podbiegła do nich Emily.- Nie, żebym podsłuchiwała, ale głośno mówicie i usłyszałam, że rozmawiacie o twojej bliskiej śmierci, Harry.
-Mniej więcej- mruknął chłopak.
-Nie zawracaj sobie tym głowy. Ta stara wariatka mojemu bratu też kiedyś przepowiedziała, że umrze, ale jakoś nadal nic mu się nie stało i czasem nawet mówi, że tego żałuje.
/998 słów/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top