XIV

Udało im się zrobić całkiem sporą dziurę. Właściwie była już wystarczająco duża, by przez nią przejść. Pozostało tylko czekać. Wiedzieli, że już na pewno minęło więcej czasu niż godzina, ale nie tracili wiary.

-Słyszałeś to?- spytała nagle Cora.

-Co? Nic nie słyszę- odparł Ron.

-Zdawało mi się, że coś słyszałam. Jakby kroki.

Teraz oboje stali w miejscu nasłuchując. Dźwięk się powtórzył, tak, to zdecydowanie były kroki. Pytanie, czy jednej, czy dwóch osób?

-Harry?!- krzyknęła Cora.- To ty?

-Cora! Ron!- odkrzyknął chłopak.- To ja! Ginny nic nie jest! Idzie ze mną!

Ron podskoczył z radości, krzyknął coś nie do końca zrozumiałego i odepchnął Corę od dziury, by przez nią przejść. Dziewczyna zaczęła się śmiać zwłaszcza, gdy zobaczyła wychodzącego zza rogu Harrego, który podtrzymywał za ramię Ginny. Gdy podeszli bliżej, Ron przyciągnął do siebie i przytulił łkającą siostrę, a Cora podbiegła i uścisnęła Harrego. Dopiero po chwili zrozumiała, co zrobiła i się odsunęła.

-Tak się o was martwiliśmy! Już się baliśmy, że nie wrócicie i w ogóle i... skąd się wziął tu ten ptak?- spytała zdziwiona patrząc na pomarańczowego ptaka, który właśnie do nich podleciał.

-To feniks Dumbledora- wyjaśnił chłopak.

-I skąd masz ten miecz?- spytał Ron patrząc na srebrny oręż trzymany przez przyjaciela.

-Wyjaśnię wam, kiedy już stąd wyjdziemy. Gdzie Lockhart?

-Czeka przy wejściu. Zaklęcie walnęło w niego zamiast w nas i teraz nie pamięta nawet, kim jest.

Ruszyli w drogę powrotną, a prowadził feniks. Gdy doszli do rury, Lockhart wstał na ich widok.

-Witajcie!- oznajmił wesoło.

-Cześć, cześć- odparł machając ręką Ron.- Nie jestem pewien, jak wrócimy. Ten tunel jest zbyt długi i wąski, byśmy mogli nim wejść na górę. Dziedzic musiał mieć jakieś drugie, lepsze wyjście.

-Sądzę, że nie musimy go szukać- stwierdził Harry patrząc na unoszącego się obok ptaka.

-Może jest duży, ale nie udźwignie całej naszej piątki- stwierdził Gryfon.

-Chyba jednak da radę. Widzisz? On chce, żebym złapał jego ogon. Trzymajcie się mocno za ręce. Ron, złap się mojej szaty i trzymaj Ginny. Cora, ty chwyć jej drugą dłoń. Profesorze Lockhart, proszę złapać za dłoń Corę.

Tak też się ustawili. Harry złapał feniksa za ogon i po chwili ptak z wielką siłą pociągnął ich do góry. To było niesamowite. Lecieli wzdłuż rury z ogromną szybkością. Pęd powietrza targał im włosy. Równie nagle co się zaczął, przelot się skończył. Bez ostrzeżenia spadli na podłogę w łazience Jęczącej Marty. Zanim wszyscy całkowicie pozbierali się z posadzki, umywalka za nimi przesunęła się na swoje pierwotne miejsce i nikt, kto tego nie widział, nie mógłby nawet przypuszczać, że kiedykolwiek było tam tajne przejście.

-Żyjesz- stwierdziła z rozczarowaniem Marta, patrząc na Harrego.

-Nie widzę powodu do zawodu- mruknął, otrzepując się Harry.

-Ja tylko sobie pomyślałam, że gdybyś umarł, to jesteś mile widziany w mojej łazience- odparła niewinnie.

-Nieźle Harry- zaśmiał się Ron, gdy już wyszli na korytarz.- Marta chyba się w tobie podkochuje.

-Gdzie teraz idziemy?- spytała Cora.

Potter tylko wskazał ręką feniksa, który dalej zamierzał ich prowadzić. Chwilę później stali przed drzwiami do gabinetu profesor McGonagall. Niepewnie popatrzyli na siebie, zapukali i weszli do środka.

-Ginny!- krzyknęła płacząca pani Weasley, podbiegając razem z mężem do córki.- Uratowaliście ją! Uratowaliście! Jak tego dokonaliście?!

-Myślę, że wszyscy chcemy się dowiedzieć- westchnęła profesor McGonagall stojąca przy kominku obok Dumbledora.

Harry powoli podszedł do biurka i położył na nim trzymany przez niego miecz, Tiarę Przydziału i jakąś całkowicie zniszczoną książkę z dziurą po przebiciu. Potem zaczął opowiadać. O tajemniczym głosie, którego nikt oprócz niego nie słyszał, o tym jak Hermiona tuż przed spetryfikowaniem zrozumiała, że to głos bazyliszka, o znalezieniu wejścia do Komnaty Tajemnic i o jego walce z bazyliszkiem, jak w krytycznym momencie pojawił się feniks razem z Tiarą Przydziału, w której ukryty był miecz. Wtedy Harry się zaciął. Jakby bał się powiedzieć co zdarzyło się dalej.

-Mnie za to najbardziej interesuje, jak Lordowi Voldemortowi udało się opętać Ginny- powiedział spokojnie Dumbledore.

Cora popatrzyła na Rona. Wydawał się równie zdumiony, co ona. Państwo Weasley też byli zszokowani.

-To ten dziennik. Riddle zapisał go, gdy miał szesnaście lat- wyjaśnij Harry, wskazując na zniszczoną książeczkę. Dopiero teraz Cora rozpoznała w niej dziennik Riddla.

-Znakomite- mruknął dyrektor oglądając z bliska zeszyt.- Jednak Tom Riddle naprawdę był jednym z najlepszych uczniów w historii całego Hogwartu.

-Ale co Sami-Wiecie-Kto ma wspólnego z naszą Ginny...

-Pisałam z nim cały rok w dzienniku- wyjąkała Ginny.

Panu Weasleyowi otwarły się szerzej oczy. Już miał zacząć strofować córkę, ale wyprzedził go Dumbledore.

-Panna Weasley powinna natychmiast udać się do Skrzydła Szpitalnego i tak przeszła zdecydowanie za wiele. Voldemort oszukał wielu starszych i mądrzejszych od niej czarodziei. Pani Pomfrey jeszcze nie śpi, wybudza teraz spetryfikowanych.

Państwo Weasley wyszli razem z Ginny, a Dumbledore po chwili namysłu dodał:

-Wiesz co Minerwo? Sądzę, że to trzeba uczcić. Mogłabyś zejść do kuchni i obudzić skrzaty?

-Słusznie- stwierdziła kobieta lekko się uśmiechając i wychodząc z gabinetu.

-Cóż, jeśli chodzi o waszą dwójkę- dyrektor zwrócił się w stronę Gryfonów.- Na początku roku szkolnego powiedziałem wam, że jeśli złamiecie jeszcze jedną zasadę regulaminu, to będę zmuszony do wyrzucenia was ze szkoły...- chłopcy momentalnie pobledli.-...Co dowodzi, że nawet najlepsi z nas muszą liczyć się ze słowami. Dostaniecie specjalną nagrodę, hm.. Tak, czterysta punktów dla Gryffindoru i oczywiście również dwieście dla Hufflepuffu- Ron zrobił się różowy, Harry strasznie się uśmiechał, a Cora po prostu się cieszyła. Jej przyjaciele nie będą wyrzuceni, a Hufflepuff właśnie wyprzedził Ravenclaw w turnieju o Puchar Domów.- Ale jest jeszcze jedna osoba, która nawet nie wspomniała o swoim udziale w tej wyprawie. Czemu jesteś taki cichy, Gilderoy?

Lockhart stojący w kącie z błędny uśmiechem tylko popatrzył, kto do niego mówi, ale nic nie odpowiedział.

-Profesorze, w komnacie tajemnic doszło do pewnego wypadku- zaczął wyjaśniać Ron.- Złamałem różdżkę, a profesor Lockhart próbował rzucić na nas zaklęcie zapomnienia, tylko, że ono podziałało na niego.

-Cóż za wypadek- odparł dyrektor bez cienia żalu w głosie, wręcz z lekkim uśmiechem.- Czy moglibyście zaprowadzić profesora Lockharta do skrzydła szpitalnego? Chciałbym zamienić jeszcze parę zdań z Harrym.

Cora już miała pokiwać głową i odejść, gdy wpadła jej do głowy myśl. To była prawdopodobnie jedyna okazja, kiedy może się uzyskać odpowiedź na nękające ją przez cały ten rok pytanie. Ona po prostu musi wiedzieć.

-Profesorze, ja chciałam się zapytać... Czemu nie dostałam listu, gdy miałam jedenaście lat?

Dumbledore wyglądał na zakłopotanego, chociaż na ustach błądził mu cień rozbawionego uśmiechu. Cała trójka na niego patrzyła. W końcu odpowiedział.

-Cóż, aż wstyd się przyznać, ale to była zwykła pomyłka. Dwa lata temu miał miejsce pewien wypadek, przez który znów musieliśmy szukać nowego nauczyciela obrony przed czarną magią. Nic dziwnego, że profesor Burr złożył wypowiedzenie, skoro spaliły mu się wszystkie włosy łącznie z brwiami... W każdym razie, przez ten wypadek wszystkie dokumenty w moim gabinecie zostały rozrzucone i wymieszane, część nawet nadpalona. Postanowiłem przy porządkowaniu w końcu wyrzucić wszystkie niepotrzebne wydruki i chyba, no, prawie na pewno, pomyliłem twoją kartę z rachunkiem z kawiarni Caroline Schuster... Najlepszej ze wszystkich na Pokątnej moim skromnym zdaniem. Dopiero po rozpoczęciu roku szkolnego zrozumieliśmy, że jest o jedną uczennice za mało.

/1162 słowa/

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top