XII
Pokój Wspólny Hufflepuffu był wyjątkowo spokojny. Słychać było tylko ciche szmery paru rozmów. Duża część uczniów nie mogła wytrzymać tej grobowej atmosfery i zamknęła się w swoich dormitoriach. Część poszła się spakować, by nie robić tego później w nocy. Do tej grupy zaliczała się Cora i jej współlokatorki. Ciszę towarzyszącą podczas składania ubrań przerwała Susane.
-To do, której szkoły jedziecie w przyszłym roku?- spytała tonem jakby wszystko było w porządku, choć po jej twarzy było widać, że tylko udaje pewność siebie.
-Pewnie do Beauxbatons- odparła cicho odwrócona do reszty tyłem Hannah.
-Ja też- dodała Emily.
-Skoro muszę się uczyć nowego języka, to chciałabym żeby to był Hiszpański, ale muszę to obgadać z siostrą. Za nic nie chciałabym wyjeżdżać bez Morag- stwierdziła Isobel.
-Jak się nazywa tamtejsza szkoła?
-Nie mam pojęcia, ale podobno nie mają tam mundurków. A ty Cora? Gdzie jedziesz?
-No wiecie, wracam do Ryngródu- westchnęła dziewczyna.- Ale moja siostra, Callie, na pewno wybierze Beauxbatons. Pomożecie jej tam, jakby miała jakieś problemy, czy coś w tym stylu?- dwójka dziewcząt kiwnęła głowami i znów zapadła cisza.
Gdy Cora wkładała ostatnią koszulkę do kufra zauważyła, jak mały samolocik z papieru wlatuje przez otwarte okno i ląduje na parapecie. Podniosła go i wtedy zobaczyła napisaną na jego boku wiadomość.
Za pięć minut przy schodach na drugim piętrze. Ważne.
R i H
Dziewczyna się zaniepokoiła. Dlaczego Ron i Harry chcieli się z nią spotkać właśnie teraz? Czuła jednak, że musi do nich iść. Wyszła z dormitorium. Żadna z dziewczyn nie spytała, gdzie się wybiera. Pokój Wspólny był prawie pusty. Tylko parę osób siedzących w kącie i parę śpiących na kanapach. Nikt, o dziwo, nie zwrócił uwagi na wyjście Cory. Gdy Puchonka dostała się do wyznaczonego miejsca, Gryfoni już tam byli. Szybko streścili jej co odkryli, podczas wizyty u Hermiony dzisiejszego ranka.
-To bazyliszek jest potworem z Komnaty Tajemnic i przemieszcza się rurami! Musimy o tym powiedzieć Lokhartowi, by miał jakiekolwiek szanse- stwierdził Harry, gdy biegli do kwater profesora.
Chwilę później pukali w potężne dębowe drzwi. Otworzyły się powoli i stanął w nich Lockhart.
-Och, pan Potter, pan Weasley, panna Schuyler... Aktualnie jestem teraz trochę zajęty, więc...
-Mamy pewne informacje, które mogą panu pomóc- odezwał się Harry.
-Ehh, tak, ale...- gdy mężczyzna dukał coś nieporadnie Cora zajrzała do pomieszczenia za jego plecami.
-Czy pan się pakuje?!- spytała patrząc na leżący na podłodze kufer z powrzucanymi byle jak ubraniami.
-Tak, wypadły mi bardzo pilne sprawy i...
-A co z moją siostrą?- krzyknął Ron.
-Och uwierzcie, nikt jej nie żałuje bardziej ode mnie, ale rozumiecie, nie mogę nie odpowiedzieć na wezwanie, nawet jak jest na drugim końcu kraju- powiedział mężczyzna odwracając się do nich tyłem i nerwowo wrzucając swoje rzeczy do walizy.
-Ale jest pan potrzebny tutaj!- odparł Potter, a mężczyzna tylko się nerwowo uśmiechnął.- Tchórzy pan? Po tym wszystkim co pan zrobił i opisał w swoich książkach?- spytał z niedowierzaniem.
-No cóż chłopcze, książki można źle zrozumieć. Czasem je nadinterpretujemy, czasem...
-Kłamią?- rzuciła Cora.
-No cóż, też można to w ten sposób ująć...
-Nawet pańskie?!- krzyknął Harry.
-To wcale nie tak jak myślicie, to zajęło wiele wysiłku. Trzeba było odnaleść tych czarodziei, wypytać jak tego wszystkiego dokanali, a potem rzucić czar zapomnienia, by nie pamiętali, że to kiedykolwiek zrobili. No, to chyba wszystko- stwierdził zamykając kufer.- A teraz bardzo mi przykro dzieci, ale muszę wyczyścić wam pamięć. Nie mogę pozwolić byście chodzili i paplali moje sekrety- wyjaśnił wyciągając w ich stronę swoją różdżkę, jednak zanim cokolwiek powiedział, Harry go wyprzedził.
-Expelliarmus!
Z ręki nauczyciela wyleciała różdżka, a sam Lockhart przewrócił się na podłogę od mocy uderzenia.
-Czego wy właściwie chcecie!- wyjąkał leżąc na podłodze.- Nie mam pojęcia gdzie jest ta komnata!
-Ma pan szczęście- odparł Gryfon.- My wiemy.
***
W łazience Jęczącej Marty było cicho. Nawet szum wody wydawał się cichszy niż zwykle. Nagle, przez drzwi jednej z kabin wyleciał duch dziewczynki.
-O, to znowu wy. Czego chcecie?- spytała lekko piskliwym głosem.
-Chcieliśmy cię zapytać jak umarłaś- odpowiedział Harry. Cora spodziewała się wybuchu płaczu, ale zamiast tego dawna Krukonka wyglądała na uszczęśliwioną.
-Och, to było straszne- odparła podekscytowana.- Stało się właśnie tutaj, dobrze to pamiętam. Płakam w kabinie, bo Olivia Hornby śmiała się z moich okularów i wtedy usłyszałam, że ktoś wchodzi. Mówił w jakimś dziwnym języku. Po głosie poznałam, że to chłopak, więc otworzyłam drzwi kabiny, by go wygonić i wtedy...- w tym momencie zrobiła pauze dla podkreślenia dramatyczności wydarzeń i dodała zniżonym lekko głosem.- Wtedy umarłam.
-Jak?
-Nie wiem. Ostatnie co pamiętam to para dużych żółtych oczu.
-Gdzie dokładnie je zobaczyłaś?- dopytywał Gryfon.
-Gdzieś tu- odparła dziewczyna wskazując ręką w stronę umywalek.
Chłopcy podbiegli do nich i zaczęli je oglądać, a Cora stała obok Lockharta z różdżką w pogotowiu, gdyby próbował uciec. Nie było to potrzebne. Mężczyzna stał nieruchomo z przerażeniem na twarzy. Harry dłuższą chwilę przyglądał się jednemu z kranów, po czym spróbował go odkręcić, ale nic się nie stało.
-Ten kran nigdy nie działał- westchnęła Marta.
Puchonka podeszła bliżej, by zobaczyć co odkrył Potter. Był to mały wyrzeźbiony na kranie wąż.
-Harry, może spróbuj powiedzieć coś w języku węży?- zaproponowała dziewczyna. Chłopak niepewnie pokiwał głową.
-Otwórz się.
-Nie- Ron pokręcił głową.- Nadal angielski.
Potter zamknął oczy wyraźnie się skupiając i znowu otworzył usta, ale zamiast słów wypłynęły z nich jakieś dziwne szelesty. W tym momencie kran zaczął sam się obracać, a w następnej sekundzie odsunęła się cała umywalka, odsłaniając wylot wielkiej rury. Tak dużej, że mógłby zmieścić się w niej człowiek.
-Schodzę tam- powiedział Harry odrazu, gdy wejście skończyło się formować.
-Ja też- dodał Ron.
Cora stała. Naprawdę bała się wchodzić do tej czarnej dziury, ale z drugiej strony nie mogła ich zostawić. Przypomniała sobie wszystkie niebezpieczne akcje, które oni podjęli w tym roku, a w których sama nie uczestniczyła i jak tego żałowała. A teraz, jak miała jedyną okazję im naprawdę pomóc, miała stchórzyć? W tym momencie już podjęła decyzję. Jednak nie zdążyła jej oznajmić, bo odezwał się Lockhart.
-No, to chyba już mnie nie potrzebujecie, więc pozwólcie, że sobie pójdę...- w tym momencie zostały wycelowane w niego trzy różdżki.
-Wejdziesz tam pierwszy- warknął Ron.
Lockhart z nędzną miną stanął nad wejściem rury.
-Ale co to właściwie da?
-No dalej- pogonił go Harry.
Mężczyzna usiadł na skraju zapierając się z tyłu rękami.
-A może...- nie zdążył dokończyć, ponieważ Gryfoni popchnęli go do przodu i po sekundzie mężczyzna całkowicie zniknął w ciemności.
Zaraz po nim do środka wskoczył Harry. Cora przygotowała się do zjazdu. Ostatni raz popatrzyła na łazienkę, zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech, po czym odepchnęła się od posadzki i zjechała w odchłań.
/1071 słów/
Taki trochę meh ten rozdział :\
Zmieniłam okładkę, moim zdaniem jest lepsza, a co wy o niej sądzicie?
Zdjęcie w tle okładki też sama robiłam, i szczerze mówiąc, bardzo je lubię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top