Rozdział 6

Kiedy po Gavim nie było widać, że w ogóle biegał to dziewczynki już siedziały zmęczone na piasku.

Chłopak zdjął swoja bluzę i dał im, by na niej usiadły.
Robert uważał to za bardzo uroczy gest.

Sam usiadł przed nimi na piasku.
Z daleka nie słyszał, ale widział, że dziewczynki się śmiały.

Taka chwila sama się prosiła o uwiecznienie, wiec pomyślał, że jeśli mógł wstawić tamto zdjęcie to i też.

Sam nie wiedział dlaczego lubią bardziej chłopaka którego znają od tak krótka, niż własnego tatę.
No dobra, był trochę zazdrosny, ale tylko troche.

- Tato! Gavi tez jest piłkarzem!! Pogramy kiedyś razem?!- Krzyczała dziewczynka gdy podszedł do nich.

- Jasne, możemy pograć. - Odpowiedział Robert. - To co idziemy dalej.

- Zmęczona. - Odpowiedziała młodsza dziewczynka.

- Na rączki? - Spytał Gavi na co Laura się ucieszyła.

Ostatnio gdy wychodził wspólnie z Anią na spacery wyglądały jak walka kto będzie miał więcej dziewczynki. Nie wyglądało to jak szczęśliwa rodzina, ani oni nie czuli się dobrze.

Bo przecież u kogo zostaną? Anka przecież musiała pokazać jaką to ona idealną matką nie jest.

Chociaż ostatecznie sam Robert zdecydował, by ich nie rozdzielać i obie zostały z matką.
Przeciez on ciagle ma cos na głowie, mecze, treningi, wyjazdy chociażby w inne kraje.
Pomyślał, że i dla nich będzie to uciążliwe, chodź było to dla niego trudną decyzja.

Ostatecznie zostały u niej, ale on miał całkowite prawa rodzicielskie i możliwość spotykania się kiedy tylko chce.

Cieszył się, że to wreszcie koniec. Od dawna im się nie układało.

Młodszy chłopak przywiązał bluzę w pasie i wziął Laure na ręce.

- Też chce na ręce do Pablo. - Zaczęła oburzona Klara.

- Jesteś już dużą dziewczynką, a Gavi nie uniesie was obu. - Mówił Robert patrząc na wtulona w chłopaka Laure.
Gavi tylko się zaśmiał.

Robiło się coraz ciemniej, więc zaczęli wracać tą samą drogą.

Ostatecznie dziewczynki urządziły wyścig do samochodu, a Gavi i Robert szli spokojnie.
Znaczy było by tak, gdyby chłopak nie potknął się o krawężnik i prawie nie upadł na beton.
Prawie, bo w ostatniej chwili Robert go złapał.

- I kto tu nie uważa sie siebie. - Szepnął mu do ucha, na co młodszy się zawstydził. Nie tylko przez ten gest, a rękę Roberta nadal tkwiąca na jego brzuchu.
Sprawnym ruchem obrócił go ku sobie.
Jedna reke mial na jego plecach, a drugą ogarnął włosy z jego czoła.

Młodszy znowu popatrzył w jego oczy. Miały fascynujący kolor, a w tym świetle wyglądały jeszcze inaczej. Mógłby patrzec na nie wieczność.
Poczuł to dziwne uczucie w brzuchu, chociaż nadal było dla niego nowe.

- Jedziemy?! - Usłyszeli krzyk Klary przez to starszy postawił chłopaka w pionie i ruszył w strone auta.
Młodszy nie chcąc zostać w tyle po chwili otrząśnięcia się pobiegł do auta.

- To co? Jedziemy do domu? - Zwrócił sie do dziewczynek.

- Nie, ja chce z Gavim. - Mówiła Klara.

- Laura już prawie śpi, Gavi też na pewno chce spać. - Powiedział Robert.

- Co? Znaczy tak. - Udawał, że ziewał. - Kiedy indziej wyjdziemy gdzieś jeszcze. - Mówił.

- Jutro. - Stwierdziła.

- No dobrze. - Odpowiedział i obrócił się w stronę Roberta.

- Widzisz, jesteś na mnie skazany. - Zaśmiał się starszy.

Droga minęła im dobrze, zawsze gdy jechali z dziewczynkami jazda była wolna, przepisowa, a gdy jechali sami starszy jechał łamiąc kazdy możliwy przepis jakby był kotem i mial 9 żyć.

Jego jazda była diametralnie inna, wolna, przepisowa, nawet używał kierunkowskazów.

A z nim samym? Wyprzedzał chyba każde możliwe auto na ulicy.

Bał się pomyśleć jak jeździ sam. Może pod prąd? Albo to z nim tak specjalnie jeździł.

Bliżej było im odwieść dziewczynki, wiec podjechali pod posesję.

- Pomożesz mi z dziewczynkami? Laura zasnęła. - Spytał Robert.

- Nie jestem pewien. - Mówił.

- To chodź. - Powiedział i wysiadł.

Chłopak trochę bał sie tej Anny, z słów Roberta wydawała mu sie straszna.

Młodsza dziewczynka siedziała za nim, więc odpiął ją z fotelika i wziął na ręce.

Razem weszli za bramę, po czym krótka ścieżka do domu.

- Co do kurwy tak długo! - Gdy weszli nie zostali miło powitani.

- Nie krzycz tak. - Odpowiedział jej Robert.

- Tak kurwa? Dzieci są u mnie, więc będą na moich pierdolonych zasadach! - Nadal krzyczała.

- Zamknij się dzieci straszysz. - Odpowiedział spokojnie mężczyzna.

- W pizdzie to mam i czemu on trzyma moje dziecko?! Gavisiów ci się zachciało, co sam sobie nie radzisz? Było wiadome, skoro taka pizda z ciebie. - Nadal nie dawała spokoju, przez co Laura zaczęła płakać, a Klara schowała się za Gavim.

- Niech ten idiota nie udaje i zostawi moje kurwa dzieci. - Mówiła do Gaviego.

- Ogarnij sie kobieto! - Próbował jej przetłumaczyć.

- Już mnie zastąpiłeś jakimś Pablusiem jebanym. Tak kurwa? Wypierdalaj od moich dzieci. - Chwyciła noz z wyspy obok i próbowała rzucić się na Gaviego, ale na szczęście Robert ją złapał zanim zrobiła mu wielka krzywdę.

Kobieta wyglądała jakby nie widziała własnych dzieci na jego rękach tylko wroga w nim.

Naraziła życie chłopaka i dziewczynek.

Dzieki szybciej reakcji, jedynie został zadrapany po twarzy jej ostrym paznokciem drugiej pustej reki.

- Boże, co ja robie. - Mówiła kobieta sama do siebie po uświadomieniu co zrobiła. Tak jakby wcześniej nie była niczego świadoma. - Ja przepraszam, to przez odstawienie leków, ja nie chciałam, przepraszam. - Zaczęła płakać patrząc na swoje ręce jakby należały do kogoś innego.

- Idz sie lepiej połóż dzieci zostają u mnie. - Powiedział Robert biorąc ostre narzędzie z jej reki i odstawiając do szuflady.

Robert widział przerażenie w oczach Gaviego, po jego policzku płynęła jedna samotna łza.

Wiedział, że chłopak był bardzo wrażliwy, gdy pierwszy raz go zobaczył, odrazu wiedział, że jest typem osoby biorącej do siebie wszystko. Typem osoby, która stresuje się wszystkim nadmiernie.

Teraz też było widać po nim stres. Zreszta, nie było to dziwne, gdyby nie jego szybka reakcja mogło stać się i jemu i dziewczynka coś strasznego.

- Klarusia chodźmy. - Zwrócił sie do dziecka drżącym głosem. Starał się zachować zimna krew, chodź było ciężko. Obie dziewczynki były przestraszone jeszcze bardziej niż on. - Nie płacz słońce, wszystko będzie dobrze. - Mówił głaszcząc Klarę po głowie.

- No chodź Klara. - Robert podniósł dziewczynkę.

Zostawili kobietę samą. Teraz dzieci nie były z nia bezpieczne, nie gdy odstawiała leki.

Gdy doszli do auta, Gavi zostawił Laure w foteliku, a sam wyszedł z samochodu i usiadł na krawężniku obok.

Mimowolnie łzy leciały z jego oczu. Teraz całe emocje zebrane w nim wypłynęły w jednej chwili.

Czuł strach, okropny strach. Chłopak bał się gdy ktoś na niego podnosił głos. Bal się zwykłego krzyku, a co dopiero gdy ktoś rzuca się na niego z nożem.

Mimo, że było ciepło odczuwał zimno. jego całe ciało się drżało.

- Nie bój się. - Usłyszał cichy głos i poczuł, że ktoś siada koło niego.

Dawno nie miał tak wielkiego ataku paniki. Nadal w jego głowie echem odbijały się te krzyki i wyzwiska kierowane w jego stronę.

Poczuł, że starszy go przytulił, więc ten jakby rzucił się w jego objęcia. Gdy nie fakt, że siedzieli na chodniku to pewnie oboje by się wywrócili.

- Myślałem.. ja.. bałem się... że.. ja umrę. - Mówił zalany łzami.

- Już, spokojnie. - Zaczął głaskać go po plecach. Czuł, że powoli jego mięśnie się rozluźniają, a jego ciało przestaje się trząść. - Chodź, dziewczynki pewnie na nas czekają. - Mówił miziając go po pleckach.

- Jeszcze chwila. - Odpowiedział szeptem, po czym bardziej wtulił się w jego klatkę piersiową. Mimo kataru przez płacz mógł poczuć ładny zapach perfum.

Czuł się dziwnie przytulając do Roberta, ale bardzo go to uspokajało. Jednak nic nie trwa wiecznie i dłuższa chwile po tym wstali i poszli do auta.

Gavi czuł się przy Robercie bezpieczny, a nigdy przy nikim tak się nie czuł.

Czuł jakby się dopełniali. Jakby bez niego całe życie czuł się niekompletny.

_______________

Anka psychopatka XDD

Ich duet w wczorajszym meczu z Realem to było coś przepięknego😻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top