[9], halloween na dachu

  Impreza Halloweenowa Sero i jego dziewczyny odbywała się na dachu jednego z budynków prawie w centrum Tokio, co znaczyło tyle, że albo ona była dziana, albo on (w co Midoriya bardzo wątpił, zważywszy na to, że wciąż pracował razem z nim w tej zapyziałej dziurze), albo był jakiś tajemniczy trzeci organizator pokrywający większość kosztów. Już przy wejściu okazało się, że faktycznie do trzech razy sztuka, a w wejściu jego i Todorokiego powitała wysoka dziewczyna w wysokim czarnym kucyku i z ogromnym kapeluszem czarownicy na głowie. Z dobraną do tego lśniącą szatą i drinkiem z palemką w ręce wyglądała olśniewająco.

  — Yaoyorozu Momo — przedstawiła się, podając im rękę w eleganckiej czarnej rękawiczce. — Jesteście na liście gości...?

  — Ee, Sero nas zaprosił. Jestem Midoriya Izuku — przedstawił się mężczyzna nieco przerażony. Więc była jakaś lista gości? Jego prowizoryczny strój ducha nagle wydawał się znacznie gorszym pomysłem niż mu się wcześniej wydawało. Zbyt prostacki.

  — Todoroki. — Midoriyi nie spodobał się sposób, w jaki Yaoyorozu spojrzała na jego... potencjalnego chłopaka. Chociaż musiał jej przyznać, prezentował się naprawdę dobrze w stroju wampira. Tak naprawdę nawet nie musiał się starać, założył tylko jakąś naprędce kupioną pelerynę i zaczesał włosy do tyłu. A, no i skądś wziął sztuczne kły, których jednak nie było za bardzo widać, bo Todoroki rzadko kiedy odsłaniał zęby, nawet kiedy mówił.

  — Dobrze, faktycznie was mam. Ochroniarz się spóźnił i wszystko muszę zaznaczać sama... — westchnęła ciężko, zaraz jednak pokręciła głową, znów przywdziewając promienny uśmiech. — Sero i Ashido są w środku. Najgłośniejsza para, bez problemu ich znajdziecie. Zdaje się, że akurat opowiadają o planach na dziecko. — No tak, dziewczyna Sero była w ciąży. — Strasznie się cieszą.

  — To urocze — przyznał Midoriya, a Yaoyorozu kiwnęła entuzjastycznie głową.

  — Skąd znasz Sero?

  — Z pracy.

  — Aha. No, w każdym razie miłej zabawy. — Pomachała im na pożegnanie, a Midoriya odwzajemnił gest bez entuzjazmu, wiedząc, że na pewno był przeznaczony bardziej do Todorokiego niż do niego.

  Z holu przeszli więc przez oszklone drzwi na dach i już w pierwszej chwili poraziły ich jasne kolorowe światła, których rozmieszczenie chyba miało imitować kulę dyskotekową. Midoriya rozejrzał się. Barierki wyglądały całkiem solidnie, były przezroczyste i odgradzały naprawdę sporą połać dachu, tak że nieco już pijani imprezowicze mieli się gdzie podziać. Na parkiecie było kilka z nich, przy bufecie i barku znaczna większość, a w kącie, na kolorowych pufach, cała reszta wynosząca dwie osoby w strojach kolejno muchy i elfa, zwrócone ku sobie w prawdopodobnie intymnej rozmowie.

  — Sporo ludzi — zauważył błyskotliwie Todoroki, a Midoriya uśmiechnął się pod nosem. Ledwo go słyszał przez ogłuszającą muzykę.

  — Faktycznie.

  — Widzisz gdzieś tego Sero?

  — Pewnie jest w samym środku — uznał Midoriya, kierując się ku najgęstszej grupce, stłoczonej między barkiem a parkietem. Musiał użyć łokci, ale w końcu dotarł do środka, gdzie na stołku barowym siedziała śliczna dynia o różowych włosach i skórze o odcieniu czekolady mlecznej. Miała piękny uśmiech i trajkotała coś bezustannie.

  Dynia... strój pewnie ukrywał brzuszek ciążowy. Więc to była dziewczyna Sero, Mina Ashido.

  — Midoriya! — Ktoś położył mu rękę na ramieniu i gdy mężczyzna się odwrócił, spotkał się z szerokim uśmiechem Sero. — Cześć.

  Uścisnęli sobie dłonie, ta Sero była mokra.

  — Wybacz, wracam z łazienki. Cały czas kończą się ręczniki papierowe — wyjaśnił, wycierając rękę o spodnie oklejone papierem toaletowym. Był mumią. — Chociaż dla mnie to nie powinien być problem, nie? Hehe. Jak się bawicie? To Todoroki?

  — Dobry wieczór — przywitał się Todoroki, a Sero skłonił się żartobliwie.

  — Dopiero przyszliśmy — wyjaśnił Midoriya, a Sero skinął głową.

  — No, no, koniecznie musicie spróbować biszkopcików, jeśli się nie skończyły. Furora, Yaomomo sama robiła. — Yao... Yaoyorozu? — Słowo daję, dziewczyna jest świetna we wszystkim, czego się tknie. Wypożyczyła nam dach i pomogła w organizacji, a teraz strasznie się denerwuje, że coś pójdzie nie tak. Mówię jej cały czas, żeby wyluzowała. Nawet jeśli coś się stanie, za godzinę wszyscy będą zbyt pijani, żeby to pamiętać! — parsknął głośno, uśmiechając się nawet szerzej. — Dobra, idę załatwić te ręczniki. Miłej zabawy!

  Midoriya pomachał mu, a potem odwrócił się do Todorokiego z głośnym westchnieniem.

  — Rany, jest trochę...

  — Przytłaczająco. Weź sobie biszkopciki i posiedzimy na pufach — wszedł mu w słowo Todoroki, po czym uśmiechnął się delikatnie, a Midoriya poczuł, że się rozpływa. Nawet jeśli pójście do bufetu jego oponce nie mogło wróżyć niczego dobrego.

  — Czytasz mi w myślach — przyznał Midoriya z uśmiechem, a Todoroki odszedł, pozwalając mu podejść do długiego stołu z już poplamionym obrusem, gdzie na całej długości poustawiane były talerze i półmiski z różnymi przysmakami. Midoriya wziął talerzyk z rogu i zaczął przepychać się między ludźmi, biorąc to roladki, to śmieszne ciastka-duchy, to gałki oczne o smaku truskawkowym. Gdy wreszcie znalazł polecane biszkopciki i wyciągnął rękę, okazało się, że zderzył się z kimś, kto wyciągnął swoją w tym samym momencie.

  — Proszę, proszę...

  — Nie wierzę, ty?! — usłyszał krzyk tuż przy swoim uchu i podniósł głowę, napotykając wściekłe spojrzenie Bakugo w stroju wilka. — Co ty tu robisz?!

  — Jestem niemniej zdziwiony — mruknął Midoriya z nieszczęśliwą miną, zaraz wyjaśniając, żeby nie narażać się na dalsze krzyki: — Pracuję z Sero, zaprosił mnie. 

  — Pierdolony idiota — wycedził Bakugo, a Midoriya już nie wiedział, kogo on właściwie obraża. 

  — Um. A ty go znasz?

  — Chodziłem z nim i Ashido do szkoły. Zresztą to nie twoja sprawa! Spieprzaj. — I wziął na swój talerz całą kupkę biszkopcików, zostawiając na talerzu jednego, po czym odszedł dumnie. 

  Jaki buc.

  Midoriya już miał wziąć tego jednego ostatniego biszkopcika, gdy za sobą usłyszał czyjś głos, tym razem taki, którego nie rozpoznawał. 

  — Hej, znasz Bakugo? Nieźle cię załatwił. Ale chyba nie weźmiesz ostatniego, nie? — I zza jego pleców wyskoczyła ręka jakiegoś mężczyzny w jego wieku, który na głowie miał bardzo kiczowate, czerwone rogi diabła. — Kaminari jestem. 

  — Cześć. Bierz — przywitał się Midoriya, z żalem, ale bez walki oddając ostatniego biszkopcika. — Mieszkam z Bakugo. Znaczy, tak jakby. Jestem współlokatorem jego chłopaka.

  — Cooo, jesteś Todoroki? Byłem przekonany, że jesteś jakiś wyższy, serio...

  — Nie, nie, Midoriya, um. Trzeci współlokator.

  Kaminari chyba nie do końca zrozumiał, ale najwyraźniej niespecjalnie mu to przeszkadzało, bo tylko wzruszył ramionami. 

  — Aha. No, to chyba niezbyt się z Bakugo lubicie. — Wepchnął biszkopcika do ust, pożerając go całego na oczach Midoriyi, który spojrzał na swoje roladki ze smutkiem. — Nie pszejmuj sze — powiedział z pełnymi ustami, poklepując go po ramieniu. Przełknął. — On tak zawsze. No, miło było poznać. 

  — Czekaj! Jest tu Kirishima? — zapytał Midoriya z nadzieją w głosie, a Kaminari parsknął głośno.

  — No oczywiście! Myślisz, że Bakugo przyszedłby tu sam? Co ty, Kirishima dosłownie go tu zaciągnął. Za obrożę. No wiesz, wilk. A Kirishima jest kapturkiem! Są tak beznadziejni, że aż śmieszni — stwierdził, a potem odszedł, podskakując radośnie, przez co jego ogon zakończony strzałką cały czas bił kogoś po łydkach.

  Midoriya wepchnął sobie roladkę do buzi. Była dobra, ale widmo smaku biszkopcików nie pozwoliło mu docenić jej w pełni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top