[8], randka randeczka
— Może chciałbyś dzisiaj wieczorem pójść ze mną na spacer? Oczywiście jak skończysz pracę — rzucił od niechcenia Todoroki, a Midoriya zakrztusił się owsianką.
Siedzieli właśnie w kuchni, światło słoneczne ledwo prześwitywało przez zasłonięte zasłony, wcale nie oświetlając twarzy Todorokiego, co w tym momencie bardzo przeszkadzało Midoriyi. Zwłaszcza że akurat on, jak zwykle, był w tej bardziej oświetlonej części. I tylko on jadł, również jak zwykle. W przeciągu ostatnich kilku tygodni z Todorokim często ,,przypadkiem" wpadali na siebie rano. Nikt niczego by nie podejrzewał, gdyby nie to, że Midoriya jadał o różnych godzinach, a mimo to zawsze Todoroki wchodził do kuchni sekundy po tym, gdy ten zaczął przygotowywać sobie posiłek.
Nie żeby mu to przeszkadzało. W żadnym wypadku, taka rutyna sprawiała, że w jakimś stopniu czuł się... wyjątkowy dla Todorokiego, nawet jeśli ten tak naprawdę nigdy nie jadł z nim, tylko patrząc się na niego tym swoim nieludzko obojętnym spojrzeniem, przez które jednak przemykało się tyle uczuć. Teraz jednak strategicznie odchylił się na krześle do tyłu, tak żeby właśnie jego oczu Midoriya nie mógł zobaczyć.
— Jak możesz tak nagle... — jęknął, wstając od stołu, żeby pójść po ręcznik papierowy, bo opluł sobie ręce i stół, ale Todoroki był szybszy - już podawał mu rolkę.
— Przepraszam. Powinienem był uprzedzić — powiedział od razu z przepraszającą miną, znów siadając po swojej stronie stołu. Midoriya nie mógł zrozumieć, dlaczego trzymał się tak daleko od niego. Z jednej strony zaprasza go na... spacer, z drugiej nigdy nie pozwala mu się nawet dotknąć...
— Nie, w porządku. Ja tylko... Tak. — Midoriya odchrząknął, wycierając podbródek, po czym spojrzał Todorokiemu w oczy. W ich stronę, w każdym razie. — Jasne, że chciałbym. — Uśmiechnął się szeroko, po czym zacisnął dłonie w pięści, gdy Todoroki uśmiech odwzajemnił.
— Wspaniale. Podejdę pod ciebie.
— Jasne. — A więc wieczór... Zawsze na zewnątrz widywał go tylko wieczorami albo w wyjątkowo pochmurne dni. To było nieco, jakby to ująć... podejrzane, ale przy Todorokim Midoriya czuł się znacznie bezpieczniej. Miał takie dziwne wrażenie, że demony trzymają się z dala. To musi być miłość!
Po zjedzonym śniadaniu poszedł więc do pracy, gdzie cały dzień się obijał, czytając Przewodnik po legendach miejskich i myśląc tylko i wyłącznie o czekającej go randce. Chyba, bo w teorii nic nie zostało wprost powiedziane... ale to musiało być to, prawda? Można więc uznać, że to mała, niepotwierdzona wprost randka. Randeczka.
— Co ty dzisiaj taki uchachany?! — zapytał go Sero Hanta, jego współpracownik, lawirując między stołami w próbie odkurzenia knajpy, podczas gdy Midoriya naturalnie nie robił nic, żeby mu pomóc.
— Idę na randeczkę! — pochwalił się, zamykając książkę i zsuwając się ze stołka barowego, na którym siedział od dłuższego czasu. Gdy się przeciągał, coś głośno chrupnęło mu w karku. — Ałć.
— O, stary! — parsknął Sero, opierając się na rurze od wciąż huczącego odkurzacza. — Z kim?!
— Moim współlokatorem!
— Tym przystojnym?!
— Oczywiście. — Midoriya uśmiechnął się triumfalnie, zapominając, żeby podnieść głos. Przez wycie odkurzacza współpracownik musiał głośno poprosić go o powtórzenie, na co on musiał znów głośno potwierdzić, że tak, tym przystojnym. Uśmiechnął się szerzej.
Wreszcie mógł się komuś chwalić swoim życiem miłosnym. Sero co prawda miał dziecko w drodze (wpadkę, choć twierdził, że nie), ale chyba w jakiś sposób faktycznie podziwiał Midoriyę za jego starania. W każdym razie słuchał uważnie i był wiernym fanem ich historii miłosnej!
— Jak on miał... Kirishima?! — Albo i nie był.
— Nie! Kirishima to ten z chłopakiem, pamiętasz?!
— Tym pojebanym?!
Midoriya zachichotał, nieco zakłopotany przez użycie tak wulgarnego słowa.
— Tak, jest trochę... pokręcony!
— W takim razie życzę powodzenia na twojej randeczce! — parsknął Sero, a potem wrócił do odkurzania, podczas gdy Midoriya wyciągnął telefon, żeby sprawdzić godzinę. Była osiemnasta, czyli zdecydowanie wieczór, zresztą słońce zaczynało zachodzić.
— Och, Midoriya! — krzyknął znów Sero, zwracając na siebie jego uwagę. — Co robisz w Halloween?!
— Chyba nic!
— Ja i moja dziewczyna organizujemy imprezę, chcesz wpaść?!
Midoriya aż zarumienił się ze szczęścia. Od czasów studiów nikt nie zaprosił go na żadną imprezę!
— Tak, chętnie!
Halloween. Powinien sobie skombinować jakiś kostium, może na zapas nagrać jakiś dłuższy materiał na swój kanał... Musi zadowolić swoich już pięćdziesięciu obserwujących! Może na sto zrobi face reveal?
Hmm, lepiej nie, jeszcze ich odstraszy.
— Jak randeczka się uda, możesz przyprowadzić swojego chłopaka! — dodał jeszcze Sero, puszczając mu oczko, a rumieniec Midoriyi jeszcze się nasilił.
Chłopaka. Todoroki mógłby być jego chłopakiem. Uśmiechnął się do siebie, pozwalając, żeby pełne nadziei myśli zagłuszył szum odkurzacza.
=====
Jego potencjalny chłopak Todoroki przyszedł po niego zaledwie pół godziny później, dziesięć minut przed zakończeniem zmiany Midoriyi. Pomachał mu przez szybę, a potem wszedł do środka, siadając przy stoliku obok drzwi. Strategicznie jak najdalej od rozmieszonych równomiernie trzech lamp, które oświetlały środek pomieszczenia.
— Ciacho — stwierdził Sero konspiracyjnym szeptem i szturchnął go łokciem. — Idź do niego, Romeo, powiem szefowi, że wyszedłeś jak zwykle — powiedział, a Midoriya spojrzał na niego z wdzięcznością.
— Kocham cię normalnie.
— Powodzenia.
Midoriya poszedł się przebrać na zapleczu, a potem szybko podbiegł do Todorokiego, już w swojej koszulce z twarzą All Mighta na środku. Zawstydził się nieco, że jego współlokator jest ubrany prosto, ale elegancko, w czarną koszulę, podczas gdy on prezentował się tak zwyczajnie... Ale Todorokiemu chyba to nie przeszkadzało, bo uśmiechnął się do niego, wstając.
— Dobrze wyglądasz — powiedział Midoriya, starając się nadać swojemu głosowi seksowne brzmienie, ale zaraz się speszył, gdy Todoroki uniósł pytająco brwi. — F-fajna koszula, w sensie.
— Dziękuję. Ty też świetnie wyglądasz. — Był całkiem niezłym kłamcą. Gdyby Midoriya na zapleczu nie widział siebie w lustrze, może i by mu uwierzył.
Wyszli, a Midoriya pomachał Sero przez ramię. Przez moment nikt się nie odzywał i zaczynał się nieco denerwować, mimo że w teorii cisza nie była zbyt niezręczna. Już więc chciał zapytać o coś banalnego, może o to, jak minął dzień Todorokiego... ale na szczęście ten nie dał mu dość do głosu.
— Chciałbym ci coś pokazać — odezwał się, a Midoriya natychmiast się ożywił.
— Tak! Prowadź.
Więc poszli, a gdy stanęli przed budynkiem naprzeciwko ich własnego mieszkania, Midoriya uniósł brew.
— Tu w ogóle ktoś mieszka?
— Oczywiście, że nie. Ale i tak wchodzimy na dach.
Midoriya miał lęk wysokości od kiedy jeden z jego przedszkolnych kolegów zepchnął go ze zjeżdżalni tak niefortunnie, że złamał nogę. Na rzecz randki nie zamierzał jednak o tym wspominać.
Betonowe schody oczywiście nie miały poręczy... a na dachu nie było barierek. Boże. Boże, tylko nie patrz w dół.
— Wszystko w porządku? — zapytał z pewnym zmartwieniem w głosie Todoroki, a Midoriya miał mocno zaciśnięte powieki, więc nie widział jego twarzy. — Przegapisz najlepsze.
Niechętnie otworzył oczy i...
— Um — zdołał tylko wyjąkać, bo spodziewał się zapierającego dech w piersiach widoku, a zamiast tego, naturalnie, zobaczył tylko zachmurzone, czarne niebo i obsrane przez gołębie dachy budynków, w tym numeru 76. — Tu jest...
— Niesamowicie, prawda? — zapytał Todoroki, siadając na w miarę czystym kawałku dachu. — Mógłbym tu siedzieć całymi dniami. Tak spokojnie... — I brzydko...
Midoriya uśmiechnął się delikatnie, nieco pobłażliwie, po czym przykucnął obok niego.
— Często tu przychodzisz?
— Co noc.
Następny krok wymagał dużo odwagi, ale Midoriya jakoś zdołał ją z siebie wykrzesać.
— Czy czasem... mógłbym z tobą? — zapytał cicho, wychodząc ze swojej strefy komfortu i przesuwając swoją dłoń w kierunku jego.
A Todoroki... uścisnął ją. Złapał w swoją, po czym niepewnie zgodził się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top