[6], trochę spokoju
Od zaginięcia tajemniczej (przypuszczalnie) dziewczyny Todorokiego minęło już kilka dni, a wraz z ich upływem ta coraz rzadziej gościła w myślach Midoriyi. Od przeprowadzki stał się bowiem bardzo zajętym człowiekiem - od rana do południa pracował w żywcem wyciągniętej z horroru restauracji (w menu umieścili nawet barszcz z ludzkimi uszkami, jakby to miało kogoś przekonać do wejścia), do której zdążył się już przyzwyczaić, mimo że jego szef, Fumikage Tokoyami, był nieco... specyficznym człowiekiem. Popołudniami i wieczorem natomiast najczęściej zbierał materiały na swój kanał... albo się obijał, bo, umówmy się szczerze, Simsy nie zaopiekują się same, a jego nowa rodzinka wymagała gruntownych zmian, zwłaszcza Bakugo i Kirishima, którzy nienaganną rutynę Midoriyi zakłócali na każdy możliwy sposób, najczęściej będąc po prostu przesadnie, niemożliwie wręcz głośno. Albo się kłócili, albo oglądali telewizję na maksymalnej chyba głośności, albo... nie, o tym nie chciał myśleć. I to tak blisko jego pokoju... brr.
To właśnie przez nich i ich... potrzeby przez ostatnie kilka nocy Midoriya niemal nie mógł zmrużyć oka, mimo że z słuchawek leciała relaksacyjna muzyka, a on ściskał mocno swoją ulubioną damimakurę z ogromnym All Mightem na środku. W pracy ze zmęczenia talerze leciały mu z rąk, a był kelnerem, więc nie wróżyło to dobrze jego przyszłej karierze. Desperacja doprowadziła go do tego momentu, gdy zdecydował się skonfrontować delikwentów, najlepiej Kirishimę, bo z ich dwójki to on był bardziej racjonalny... No dobrze, po prostu milszy. Już po kilku dniach Midoriya zauważył przecież, że przesadną inteligencją nie grzeszy. W każdym razie decyzja zapadła.
Okazja nadarzyła się w sobotę wieczorem, gdy Midoriya był już po pracy i robił sobie podwieczorek w postaci zupki chińskiej. Nie odżywiał się zdrowo, ale nie miał na to czasu... Mama nakrzyczała na niego ostro, gdy podczas ostatniej wizyty (a odwiedzał ją dość często) przez przypadek wydało się, że przez cały dzień zjadł tylko jednego hamburgera po pracy i napił się kawy. W mieszkaniu nie chciał być jedyną osobą, która zapełnia lodówkę... Wciąż nie rozumiał jednak, dlaczego ta pozostaje niemal pusta. Czy Todoroki i Kirishima naprawdę jedli tylko w swoich pokojach? Bakugo raz czy dwa przyłapał na jedzeniu tych swoich niebotycznie ostrych potraw... Może pozostali mieli prywatne mini-lodówki w pokojach? Patrząc na ich bogactwo, w sumie wcale by się nie zdziwił.
Tego wieczoru jadł więc zupkę chińską i, gdy była gotowa, usiadł z nią przy dużym stole w kuchni właśnie, bojąc się, że przez wrodzoną niezdarność wyleje ją, jeśli tylko spróbuje przenieść ją do swojego pokoju po schodach. (Naprawdę nie nadawał się na kelnera, Tokoyami trzymał go chyba tylko z litości. I dlatego, że cierpiał na chroniczny brak personelu.) Nie przewidział tego, że chwilę później dołączy do niego rozsierdzony czymś Bakugo (znowu się kłócił z Kirishimą?), dopadając do lodówki z miną wściekłego jamnika i wyciągając z niej nieśmiertelne opakowanie ostrych parówek. Na jego miejscu Midoriyi już dawno by się przejadły.
Wziął głęboki wdech i odłożył miskę na stół. Jeśli chciał to załatwić... równie dobrze mógł już zacząć.
— Bakugo, mam prośbę — powiedział cicho, a potem uniósł wzrok, gdy mężczyzna w miejscu zrobił obrót o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzał na niego spode łba.
— Czego?
— Czy ty i Kirishima moglibyście być nocami trochę... ciszej? Nie mogę spać — wyznał szczerze, mając nadzieję, że jakoś ruszy sumienie Bakugo, ale napotkał się oczywiście z murem oporu.
— Och, oczywiście, będę go pieprzył ciszej, nie ma problemu.
— Naprawdę? — A to nie on był pieprzony...?
— Kurwa, nie. Jak tak ci się nie podoba, co robimy, to możesz spać u Todorokiego. W dupie mam twoje problemy.
No tak, oczywiście, że tak się to musiało potoczyć. Najwyżej powie jeszcze o wszystkim Kirishimie, a jeśli i jego to nie ruszy... będzie musiał milczeć w cierpieniu znosząc męki nieprzespanych nocy...
— On ma rację, Bakugo, zachowujecie się jak zwierzęta — odezwał się ktoś tuż za plecami Midoriyi, a ten podskoczył tak gwałtownie, że prawie wylał miskę z zupą na dywan. Boże.
Todoroki wyglądał jak zwykle olśniewająco, nawet jeśli był w poprzecieranych dresach i skarpetkach w renifery, mimo że do świąt było jeszcze daleko. Wbijał w Bakugo chłodne spojrzenie i najwyraźniej tego dnia nie miał nic przeciwko egzystencji Midoriyi, z czego ten naturalnie bardzo się cieszył. Jak dobrze jest być akceptowanym przez otoczenie.
— A co cię to obchodzi, zazdrościsz? — wycedził Bakugo, chyba jednak trochę się speszył, bo odwrócił wzrok.
— Żałosne.
— Pierdol się. To Eijiro jest twoim współlokatorem, jak wielki pan ma jakieś skargi, powinien kierować je do niego — sarknął, wrzucając nierozpakowane parówki z powrotem do lodówki i wychodząc z pomieszczenia, przy czym oczywiście głośno tupał, żeby zaznaczyć swoją dominację. Nie ma to jak dojrzałość.
— Jak ja go nie znoszę — wymamrotał Todoroki, gdy z Midoriyą zostali sami. Od incydentu z tamtą dziewczyną nie zamienili ani słowa i atmosfera był trochę napięta... Ale nic nie łączy ludzi tak, jak wspólny wróg.
— Od jak dawna są razem?
— Chyba jakieś pięć lat. Poznali się w jakimś kasynie, naturalnie. — Wywrócił oczami. Robił to w taki... fajny sposób. Midoriya delikatnie się uśmiechnął. — Na początku był w miarę normalny, ale gdy się dowiedział... — Urwał, jakby zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo. Potrząsnął głową. — W każdym razie teraz już nie mam pojęcia, co Kirishima w nim widzi. Na początku mi też trochę się podobał. — Uśmiechnął się drwiąco. — A potem wylazło to.
Och. Och, więc Todoroki lubił też chłopców! To dawało Midoriyi pewną szansę... Chociaż sam nie był pewien, czy jej chce. Na pewno podobał mi się z wyglądu, ale poza tym... był tajemniczy, tak, to na plus, ale z drugiej strony chyba też zamieszany w coś... mrocznego. Takie przeczucie. Poza tym prawie wcale się nie znali... Ale to nie przeszkadzało Midoriyi, żeby troszeczkę, minimalnie go crushować.
— Jest przystojny — przyznał niepewnie, nie wiedząc, czy to odpowiedni moment, żeby też się wyoutować. Trochę się obawiał. W szkole po czymś takim zawsze się z niego śmiano...
— Marnotrawstwo — skwitował Todoroki, po czym ruchem głowy wskazał na telewizor. — Masz zaplanowany wieczór?
— Niespecjalnie. Miałem montować filmik, ale chyba mi się nie chce.
— Filmik? — powtórzył Todoroki, wyraźnie oczekując, że Midoriya rozwinie temat... I tak też się stało, a oni jakimś cudem przegadali następne dwie godziny, koniec końców nie włączając nawet telewizora. Zupka chińska całkiem wystygła.
Todoroki nie był zbyt rozmowny, ale dobrze słuchał i zadawał celne pytania, a Midoriya po prostu uwielbiał takich ludzi, więc z zapałem prowadził konwersację, uśmiechając się od ucha do ucha. Gdyby był choć trochę mniej nieuleczalnym romantykiem, pewnie patrzyłby na to bardziej racjonalnie, ale teraz był święcie przekonany, że odnalazł bratnią duszę w kimś, kto przez ostatnie kilka tygodni niemal bezustannie go ignorował.
Do momentu, gdy znowu wszystko zepsuł. W pewnym momencie czuł się już tak komfortowo i bezpiecznie, że zapytał o tę jedną rzecz, która nurtowała go od dłuższego czasu, a która teraz wręcz cisnęła się na język:
— A w ogóle to co się stało z tą dziewczyną, z którą byłeś ostatnio? — zagadnął beztrosko, dopiero po chwili orientując się, że popełnił błąd. — Ach, um, przepraszam, nie musisz...
— Nie wiem — powiedział szybko Todoroki, za szybko. — Muszę iść. Dobrej nocy. — I zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, a przynajmniej tak to wyglądało, mimo że Midoriya poczuł świst powietrza obok i usłyszał go wyraźnie.
Westchnął cicho, mimo to uśmiechając się delikatnie. Nie rozumiał tak wielu rzeczy, ale, o dziwo, nie przerażało go to już tak bardzo jak na początku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top