[27], słodka zemsta
— Mamusiu, spokojnie, nie jestem na ciebie obrażony! — próbował przekonać Midoriya mamę od dobrych kilkunastu minut, póki co z marnym skutkiem. Marnym do tego stopnia, że jego chłopak przestał podsłuchiwać i poszedł robić mu śniadanie.
Bardzo chciał mieć to już za sobą.
— Tłumaczę ci, że Sho... Todoroki nie znał sytuacji. Po prostu byłem zapracowany.
— PRZEZ TEGO JUTJUBA?! — zawyła Inko, a jej syn jęknął cicho. Zacznie się kazanie...
— Ja... trochę tak, ale też... — przełknął ślinę. Jeżeli to zrobi... w pewnym sensie zazna słodkiej zemsty na swoim chłopaku. — Jestem w związku. Z Todorokim. Dlatego nie dzwoniłem, bo to trochę... dużo. Przepraszam — wyjaśnił ze skruchą w głosie, czekając na reakcję mamy z mocno bijącym sercem.
Przez chwilę nic nie mówiła i słyszał tylko jej szybki, płytki oddech. Zastanawiał się, czy ma szeroko otwarte oczy, chwyta się za pierś, jej czoło zrasza pot. W końcu nie mógł tego wytrzymać i zapytał cichutko:
— Mamusiu...?
— Kochanie... mogłeś mi powiedzieć — wyszeptała i przez moment czuł się tak, jakby była tuż obok, jakby obejmowała go ze łzami w oczach i gładziła po plecach, szepcząc, że bardzo, bardzo go kocha. Jakby był dzieckiem.
Czuł, że bardzo dorósł w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Wcześniej wiek był tylko... liczbą.
— Przepraszam, mamo.
— A Ochako...?
— Mamo...
— Dobrze. Przepraszam — westchnęła cichutko. — Muszę go wreszcie poznać i zobaczyć wasze mieszkanie.
— Jesteś jak najbardziej zaproszona. Póki co może przyjedziemy do ciebie na weekend? — zaproponował z uśmiechem cisnącym się na usta. Pośrednio ukarał Shoto, został wreszcie zaakceptowany i jeszcze zażegnał kryzys.
— Zrobię dla was duży obiad... on dużo je?
— Ee... jest uczulony na wiele rzeczy, więc raczej... raczej nie będzie jadł.
Mógł niemalże wyczuć jej niezadowolenie, ale na to już nic nie mógł poradzić. Teściowa nie będzie mogła dokarmiać syneczka.
Nie, nie! Jaka teściowa?!
— No dobrze — stwierdziła w końcu. — Będzie więcej dla ciebie. Mam nadzieję, że jesz tam dużo...
Jak zobaczy, że zrzucił trochę tłuszczyku, chyba zemdleje.
— Jasne. Akurat Shoto przygotował jedzonko — wyjaśnił i faktycznie chwilę później do pokoju wszedł jego chłopak z tacą i nieco niezadowoloną miną. Ha, więc jednak podsłuchiwał. — Zmykam.
— Zadzwoń jutro — poprosiła mama, a potem rozłączyła się sama, co nie zdarzało jej się często.
Shoto podszedł do łóżka i położył mu tacę na kolanach, krzywiąc się delikatnie.
— Twoja mama już mnie nie lubi, a nawet mnie nie zna.
— Oczarujesz ją — zaoponował Midoriya, biorąc kubek herbaty i krzywiąc się delikatnie, gdy okazała się zbyt gorąca i sparzyła mu język. — Auć. Um. Ona uwielbia pianino, więc jak jej coś zagrasz, na pewno ją kupisz.
Shoto przez chwilę patrzył na niego, a potem skinął głową.
— Dziękuję za wskazówkę.
Midoriya zabrał się za jedzenie, ciesząc się w duchu, że jego chłopak jest dobrym kucharzem. Ciekawe, czy kiedyś pracował w zawodzie? Chyba nie miałby się po co uczyć w innym przypadku.
— Bardzo dobre — powiedział, a potem pocałował go w policzek. Shoto uśmiechnął się dumnie i teraz już można było go urabiać. — Teraz chcę się dowiedzieć, co się stało z Kirishimą i Bakugo. Gdzie są? Kiedy wrócą?
Shoto zmarszczył brwi, natychmiast się odsuwając.
— Nie mogę. Masz się nie stresować i oszczędzać rękę — powiedział kolejny raz tego dnia. — Proszę, nie zmuszaj mnie do tego.
— Daj spokój. Jeśli tylko to nic złego, nie będę się denerwował.
— Teraz mnie podpuszczasz — westchnął, zamykając oczy. — Jak nic nie powiem, pomyślisz, że jest się czego obawiać i będziesz się denerwował.
— No właśnie. Więc?
Shoto przez chwilę wyraźnie jeszcze się wahał, ale w końcu westchnął cicho.
— Nie musisz się martwić. Nic im nie jest, po prostu potrzebowali przerwy.
— Dlaczego? Gdzie są?
— Pamiętasz... mówiłem ci kiedyś, że młode wampiry są bardzo złaknione krwi, agresywne, śmiertelnie groźne... Nie mają żadnych instynktów, żadnych zahamowań. Dlatego Bakugo się na ciebie rzucił i dlatego nie zobaczymy ich przez najbliższy czas.
To miało sens, więc Midoriya postanowił mu uwierzyć. Miał jednak jeszcze parę pytań i przesunął się na łóżku, żeby zrobić miejsce dla Shoto.
— Gdzie teraz są?
— Nie mam pojęcia. Przypuszczam, że Bakugo też nie, bo mógłby spróbować uciec.
— Myślisz, że Bakugo jest teraz szczęśliwy?
Tym pytaniem chyba niego zdziwił Shoto, który zmarszczył brwi, patrząc na niego uważnie.
— Dlaczego tak myślisz? — zapytał cicho. — Uważasz, że jako potwór nie może być szczęśliwy? Bo ja od jakiegoś czasu jestem. Bardzo. Nawet jeśli to grze...
— Rany Julek, nie — westchnął Midoriya, a potem uśmiechnął się ciepło. — Potworem można być tylko z własnej woli, daj spokój. Zawsze mówisz takie dziwne rzeczy. — Chwilę odczekał, dając Todorokiemu przetrawić swoje słowa, a potem wyjaśnił: — No bo wiesz, niezależnie od okoliczności to było jego marzenie, które teraz się spełniło. Więc zastanawiam się czy jest szczęśliwy. Może mu się nie podobać.
— Myślę, że teraz odczuwa głównie głód, a cała reszta jest mało ważna — prychnął w końcu Shoto. — Ale poza tym... dla nich ta przemiana była chyba jak ślub, a teraz są na... roku miodowym. — Z wyraźnym trudem stłumił uśmiech. — Chyba nie brakuje mu rozrywek. Nie muszą się... powstrzymywać.
Midoriya w mig zrozumiał znaczenie tych słów i poczuł, że rumieni się po czubki uszu. Skinął głową, nijak tego nie komentując. Wiedział, że jeszcze nie jest gotowy na rozmowę tego typu.
— Czyli mamy mieszkanie dla siebie?
— Tak. Całe wielkie mieszkanie i tylko my. — Shoto spojrzał na niego niewinnie. — Mimo to nie chciałbym dłużej spać w osobnej sypialni. Przeprowadź się do mnie, Izuku — poprosił z uroczą niepewnością w głosie, jakby po tym wszystkim jeszcze obawiał się odmowy. Jakby nie wiedział, że teraz było naprawdę niewiele rzeczy, których jego chłopak mógłby mu odmówić.
— Jasne — powiedział krótko Midoriya, łapiąc go za rękę, a potem ostrożnie splatając ich palce razem. — Kocham cię, Sho.
Gdyby Shoto nie był tak nienaturalnie blady, być może sam by się zarumienił. Jego oczy chyba błyszczały z radości, a wargi rozsunęły się w przepięknym uśmiechu.
— Możesz mówić tak na mnie częściej.
— Och, pozwalasz mi?
— Czy to była ironia?
Midoriya tylko parsknął pod nosem, a potem wpił się mocno w jego wargi. Może i było zbyt słodko, może za parę tygodni przestaną być parą papużek nierozłączek. Ostatnie wydarzenia były dla niego emocjonalnym koszmarem i choć przez swoją kruchą, naruszoną ludzką psychikę nie był pewien, czy da radę naturalnie zasnąć, teraz był szczęśliwy. Największym czyhającym na nich zagrożeniem była jego mama z wachlarzem niepochlebnych uwag, których jednak szczędziła, bo z natury była przesadnie życzliwą osobą i nie potrafiła się długo dąsać.
Pozostało mu tylko przekonać do tego Shoto, zanim ten znowu zacznie się niepotrzebnie stresować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top