[23], labirynt bez końca
Na terenie wskazanym przez Marie Chatier znaleźli się zaledwie kilka minut później. Midoriya pomyślał, że nogi jego chłopaka są świetnym transportem i mógłby w ten sposób korzystać z nich na co dzień, gdyby nie to, że... no właśnie. Szybka, ekologiczna i bezpłatna usługa okazała się mieć też swoje wady - teraz zamiast loków na głowie miał prawdziwe afro i naprawdę bał się tego, co mogło mu wpaść we włosy, gdy gnali przez miasto z taką prędkością.
Ciekawe, jak musiało to wyglądać dla ludzi z zewnątrz albo, czy dałoby się to uchwycić na filmie. Wyobraził sobie, jak ktoś nagrywa ich bieg przypadkowo, wydaje mu się, że widzi tylko smugę przechodzącą przez ekran w ułamek sekundy, a potem zmienia prędkość filmu... i jest w stanie zauważyć najprawdopodobniej wykrzywionego w upokarzającym grymasie Midoriyę, w dodatku w objęciach mężczyzny, który na pewno nawet przy takim tempie pozostał nieskazitelnie piękny i opanowany.
Już wcześniej nie był w zbyt dobrym humorze, ale teraz całkiem go stracił. Chyba zaczynał się martwić, że za bardzo nie pasuje do Todorokiego.
Nie, nie, skarcił się w głowie zaraz, podchodząc do Kirishimy, który rozglądał się nerwowo. To nie czas na overthinking.
— Musimy się rozdzielić — stwierdził jego współlokator, więc Midoriya obejrzał się przez ramię, żeby mieć lepszy zarys sytuacji.
Kompleks z pozoru starych magazynów nie był ogromny, ale wystarczająco duży, żeby bez trudu się w nim zgubić. Ba! Midoriya był pewny, że gdyby miał wejść do niego sam, straciłby orientację w terenie po pięciu minutach. Z Todorokim jednak nie powinno być to takie trudne.
Ciekawe, co przechowywano tu, zanim okolicę przejął ten... Shigaraki i jego wesoła gromadka? Miejsce wydawało się być zbyt skomplikowane jak na zwykły teren do wypożyczania magazynów... Chociaż na tym akurat Midoriya wcale się nie znał, nie mógł więc oceniać. Wiedział tylko tyle, że jeśli w którymś z nich naprawdę schowany był Bakugo, ciężko będzie go znaleźć.
— Są cztery wejścia — stwierdził Todoroki, a Midoriya prawie dostał zawału, bo zakradł się za niego bezszelestnie. — Dwa z lewej i jedno z tyłu oprócz tego tu. Generalnie to trochę zniekształcony kwadrat — opisał.
Już zdążył obejrzeć teren dookoła...?!
— Chyba naprawdę muszę się przestać wszystkiemu tak dziwić — westchnął Midoriya, ale został przez nich zignorowany.
W końcu uznali, że jeśli pokryją dwa wyjścia i będą poruszać się wystarczająco szybko, nikt się z magazynu nie wydostanie. Ominą kamery, zabiją strażników...
— A Midoriya może służyć jako wabik — zasugerował Kirishima.
— Absolutnie nie — warknął od razu Todoroki, przesuwając się o krok, tak że zasłaniał swojego chłopaka własnym ciałem. — Za duże ryzyko.
— Ale go tu wziąłeś!
— Teraz żałuję, ale nie ma czasu, więc nie kłóć się ze mną — wycedził Todoroki i chyba ostatecznie miałoby to zakończyć krótką sprzeczkę, gdyby Midoriya bez słowa nie zaczął sam iść w stronę wejścia.
— Co robisz?! — Todoroki złapał go za łokieć, ciągnąc mocno za materiał bluzki, przez co Midoriya zachwiał się nieco, ale nie upadł. Odwrócił się do niego przez ramię i spojrzał mu prosto w oczy z determinacją.
— Zrobię to, a wtedy ty załatwisz ich z zaskoczenia. Będzie szybciej — powiedział stanowczo, zaciskając dłonie w pięści.
To nie tak, że się nie bał. Tak naprawdę od samego początku podskórnie odczuwał niepokój, bo ta sprawa była jego zdaniem ostro, za przeproszeniem, pojebana. Ręce trochę mu drżały, ale adrenalina kazała mu iść naprzód. Nie lubił Bakugo i przez większość czasu w głębi duszy uważał go za paskudny wrzód na tyłku, tak, ale i tak chciał mu pomóc.
Chyba od zawsze taki był. Lubił filmy o superbohaterach, lubił nieziemskie kreatury, od których dostawał gęsiej skórki, i lubił pomagać, czasem tylko wywołując uśmiech na czyjejś twarzy. Przypadek Bakugo był znacznie poważniejszy, ale tak naprawdę niczym się nie różnił. Midoriya nie mógł pozwolić innym zrobić wszystko za niego - to nie leżało w jego naturze.
Niczego z tego nie powiedział na głos, ale Todoroki chyba zrozumiał. Patrzył na niego z powagą i pewnym lękiem w oczach, nie protestował już jednak więcej. Skinął głową do Kirishimy i razem z Midoriyą weszli cicho w pierwszą alejkę.
Była pusta, kolejna też. Zamknięte na kłódki magazyny miały przerdzewiałe drzwi i żadnych nowoczesnych zabezpieczeń, więc narkotykowy interes musiał się kręcić gdzieś w głąb czegoś, co po kilku minutach Midoriya zaczął nazywać po prostu labiryntem. Zaczynał żałować, że nie wziął kłębka nitki i nie zaczął jej rozwijać od wejścia jak Tezeusz z mitu. Jego chłopak może i miał niesamowite wampirze zdolności i wyostrzone zmysły, ale, szczerze mówiąc, bał się pytać, czy w pakiet wchodziła też super orientacja w terenie.
Minuty mijały powoli i choć na początku czuł się zmotywowany, teraz zaczynał się coraz bardziej obawiać tego, na co mogą natrafić. Słyszał każdy swój oddech i głośne bicie serca. Zbyt głośno stawiał kroki, wydawało mu się, że w tym miejscu każdy najcichszy dźwięk przetacza się echem. Po kolejnych kilku minutach zaczął mieć wrażenie, że wcale nie posuwają się do przodu, mimo że nie szli aż tak wolno. Na czole perlił mu się pot.
Nie pomagał fakt, że Todoroki szedł za nim bezszelestnie, więc w tej sytuacji równie dobrze mogłoby go nie być. Zachciało mu się grać przynętę. O Boziu.
— Halo...? — wydusił w końcu, nie mogąc znieść ciszy. Teraz jego głos naprawdę poniósł się echem i wzdrygnął się, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że palce mu zbielały. Przez chwilę tylko stał w miejscu i oddychał szybko... a potem rozległ się strzał, Todoroki wypadł zza jego pleców, a głowa snajpera z głośnym plaśnięciem wylądowała u stóp Midoriyi, wcześniej przetoczywszy się do brzegu najwyższego magazynu. Niewidzące oczy zdawały się być utkwione prosto w niego.
Wrzasnął tak głośno, że teraz na pewno obwieścił wszystkim ich przeżycie.
— Cii, cii, już dobrze. — Todoroki złapał go za ramiona, jego dłoń ociekała krwią. — Nic ci nie jest, widzisz? — Pokazał mu coś na ziemi. — Strąciłem pocisk. Nic ci nie jest, Izuku.
— Odciąłeś mu... odciąłeś mu g-gło...! — zdołał tylko wydusić Midoriya. Wiedział już, że ten widok będzie mu się śnił po nocach. Doświadczenie morderstwa na żywo nie mogło się równać z scenami w nawet najbardziej brutalnych filmach.
— Tak, ale chciał się skrzywdzić więc... — Todoroki odwrócił się w pół zdania, osłaniając go nagle własnym ciałem, gdy w ich stronę poleciały kolejne pociski. — Cofnij się! — krzyknął, rzucając się do przodu.
Sposób, w jaki biegł, przypominał dziwny taniec. Nie unikał ani jednego ze strzałów, nie - on wbiegał w każdy z nich, aż w końcu jego koszula była całkiem podziurawiona. Po kilku minutach było jednak po wszystkim.
— To nie koniec — ostrzegł go Todoroki, krzywiąc się wyraźnie, ale nie musiał tego mówić. Midoriya doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top