[19], i żyli długo i szczęśliwie
Gdy Midoriya zorientował się, że jest gejem, nigdy by nie podejrzewał, że jego przyszły obiekt westchnień może wyznać mu miłość w tak głupi, śmieszny sposób. Nigdy nie spodziewałby się też, że sam na takie wyznanie zareaguje histerycznym śmiechem.
— Kochasz mnie — wysapał z niedowierzaniem, a potem uśmiechnął się szeroko. — Czyli nie żartowałeś z tym wszystkim!
— Oczywiście, że nie — oburzony i nieco zażenowany Todoroki spojrzał na niego z ukosa. — Nie umiem żartować.
— Wiem. — Midoriya rzucił się na niego, a potem mocno go przytulił. Wiedział, że musi być cały czerwony, w końcu jego serce biło tak szybko, a wokół nagle zrobiło się strasznie gorąco...
Todoroki ostrożnie objął go w pasie, a potem zaśmiał się cicho.
— Czy to znaczy, że chcesz być moim chłopakiem...? — rzucił, a potem musiał przeczekać dobre pięć minut, nim Midoriyi minął atak śmiechu. W tym czasie pooglądał sobie gołębie na dachach, ich odchody, kurz... Musiał bardzo kochać to miejsce, skoro wciąż tu przychodził.
— Już... już mi przeszło — wydusił Midoriya w końcu, odgarniając loki z czoła i przy okazji ścierając z niego cienką warstwę potu. — Brzuch mnie boli.
— Mnie serce — powiedział poważnie Todoroki, na co jego być-może-przyszły-chłopak parsknął cicho.
— Przepraszam. Już odpowiadam — oświadczył, a potem potarł brodę w zamyśleniu, umyślnie doprowadzając go do szału. — No... — Uśmiechnął się nieśmiało, odrzucając grę aktorską i rumieniąc się obficie. — Zgadzam się, oczywiście.
Todoroki prawie natychmiast pocałował go w usta, co nieco zaskoczyło Midoriyę, ale chwilę później naturalnie oddał pocałunek, obejmując go czule. Zastanawiał się, jakim cudem nie czuje w żaden sposób jego wampirzych kłów... Nie, nie, nie powinien myśleć o odkryciach naukowych w takiej chwili. To w końcu może być jego pierwszy poważny związek! Musi się skupić tylko na motylkach w brzuchu... albo nietoperzach?
— Czekaj, bo muszę zapytać — powiedział, odsuwając się od Todorokiego zaniepokojony. — Czego właściwie chcesz od naszego związku? W sensie... nie zamienisz mnie w wampira, ale w końcu umrę, więc... Chciałbyś, żeby to było do mojej śmierci, czy tylko takie... przejściowe?
Todoroki patrzył na niego zdziwiony, a po chwili nieco chyba posmutniał, wbijając oczy w beton pod ich nogami i krzywiąc się delikatnie.
— To twoje życie — powiedział cicho. — Twoja decyzja. Dla mnie... życie człowieka to bardzo krótki okres.
— Czyli, innymi słowy, dla ciebie nie będzie to tak poważne jak dla mnie.
— Nie! — Złapał go za dłonie, ściskając je mocno i podnosząc wzrok. W jego spojrzeniu pojawiła się pewność. — Chcę, żeby to było poważne!
Midoriya jednak nie był przekonany. Skrzywił się delikatnie, wysuwając ręce z jego uścisku.
— Ile miałeś partnerów przede mną? — zapytał cicho, a Todoroki się zawahał. — No?
— Kilku — wyznał w końcu, zaciskając usta. — Ale naprawdę kochałem tylko jedną dziewczynę... i teraz ciebie.
— Co się z nią stało?
— Wzięliśmy ślub. Umarła ze starości. — Uśmiechnął się słabo. — To było jakieś trzysta lat temu.
— Nadal ją kochasz?
— Oczywiście. — Todoroki uśmiechnął się smutno, zaraz jednak spojrzał na Midoriyę uważnie. — Chyba nie jesteś zazdrosny.
— No jasne, że nie — prychnął Midoriya, wywracając oczami. — Jak mogę być zazdrosny o kogoś, kto nie żyje od tak dawna?
— Niektórzy by się znaleźli — powiedział Todoroki z małym uśmiechem, a potem pocałował go w policzek. — Cieszę się.
— Że jesteśmy razem?
— Że nie jesteś czerwoną flagą — parsknął, a Midoriya zaśmiał się głośno.
— Ooo, ktoś tu się uczy slangu, no gratulacje — zachichotał, a jego chłopak wydął dumnie pierś.
— Jestem na dobrej drodze, bestie.
Tym razem Midoriya nie wyglądał na zachwyconego i schował twarz w dłoniach, gdy przeszła go fala zażenowania.
— Cofam pochwałę, masz przestać — jęknął, a Todoroki roześmiał się głośno, płosząc parkę gołębi, które przysiadły na skraju dachu.
Przekomarzali się jeszcze przez chwilę, aż w końcu zdecydowali się zejść z dachu, gdy zawiał wyjątkowo zimny podmuch wiatru i Midoriya zadrżał, a potem zakomenderował odwrót. Zeszli przez rozpadającą się klatkę schodową i tym razem nie bał się, że spadnie, bo przecież trzymali się z Todorokim za ręce... Todorokim, który był tak szybki i sprawny, że na pewno złapałby go w razie wypadku. Mógłby też osłonić go własnym ciałem... W końcu jemu nic by się nie stało. Okoliczności mówiły więc same przez się i to dlatego Midoriya był cały w skowronkach wtedy, jak i również gdy spacerowali jeszcze po parku, co jakiś czas się całując jak na parę z prawdziwego zdarzenia przystało. Kirishima i Bakugo nie dorastali im do pięt!
Godzinę później byli już w mieszkaniu z całym sprzętem i uśmiechami na twarzach. Midoriya w skowronkach pobiegł do swojej części odłożyć rzeczy... a potem bez większych oporów wszedł za drzwi, które do tej pory były zakazane... Ale teraz przecież Todoroki jest jego chłopakiem, więc wszystkie zamki stanęły otworem. Sezamie, otwórz się!
Za drzwiami panował okropny bałagan. Na środku obszernego korytarza stało pianino, ale pokrywa zawalona była doniczkami z przesuszonymi kwiatkami, ale też jakimiś spodniami i kolekcją figurek żółwi Ninja.
Innymi słowy, Todoroki miał gust, ale był okropnym flejtuchem.
— Umiesz grać? — zapytał Midoriya, gdy udało mu się znaleźć wampira, gdy ten wychodził ze swojego pokoju. Rzecz jasna nie był zły, a tylko trochę zdziwiony, na szczęście.
— Kiedyś umiałem, ale nie grałem od jakiegoś czasu, więc...
— Jeżeli zagrasz, posprzątam twój przedpokój — podsunął, a Todoroki roześmiał się głośno.
— Faktycznie, niezwykle kusząca opcja. Sam zabieram się za to od jakiegoś czasu.
— Krótkiego?
— Powiedzmy.
— Dla ciebie czy dla mnie?
Todoroki uśmiechnął się szelmowsko i pokręcił głową.
— Zgadnij. — Po tym słowie naturalnie wszystko stało się jasne i Midoriya przygotował potrzebne środki czystości, a potem zabrał się za sprzątanie.
Na początek odsunął wszystkie doniczki pod ścianę i powoli, listek po listku, zaczął czyścić rośliny, które dało się jeszcze odratować. W następnej kolejności zajął się kolekcją figurek, a później fortepianem, przez co pod wieczór przedpokój niemalże lśnił czystością, a Midoriya doszedł do wniosku i oświadczył głośno, że praca sprzątaczek jest bardzo niewdzięczna i gdyby miał robić coś takiego każdego dnia, zwariowałby niechybnie, może nawet po pierwszym tygodniu.
— Wszystko zależy raczej od miejsca, w jakim sprzątasz — zauważył Todoroki, a Midoriya spojrzał na niego spode łba.
— Przez ciebie jutro na bank będą bolały mnie plecy!
— Starość nie radość...
— I kto to mówi?!
Z przekomarzanek szybko przeszli w całowanie się, ale na szczęście Midoriya nie zapomniał o swojej prośbie, a jego chłopak zmuszony był przejechać palcem po klawiszach raz, drugi, zagrać gamę C-dur i G-dur. Dopiero wtedy oświadczył, że może grać.
Midoriya słuchał melancholijnej melodii z rozkoszą. Todoroki później wyznał mu, że pomylił się w niektórych miejscach, ale ten nawet tego nie wyłapał. Siedział obok niego na stoliku i kołysał się w rytm utworu.
— Pięknie — pochwalił, a Todoroki wzruszył ramionami skromnie.
— Muzyka kojarzy mi się z moim pierwszym poważnym związkiem. Była śpiewaczką — wyjaśnił, a Midoriyi przeszło przez myśl, że jeśli zauważył dobry wzór, Todoroki po jego śmierci może mieć ochotę założyć kanał na YouTube. Chciałby to zobaczyć...
Postanowił, że na ziemię wróci jako duch i będzie nawiedzał wszystkie spotkania z widzami jego chłopaka, a w przyszłości może i męża? Wdowca na tym etapie.
To byłoby ciekawe życie pozaświatowe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top