[18], jak przemienić się w WAMPIRA!!! [PORADNIK]

  Po tym, jak Todoroki zarzekł się, że pomoże udowodnić mu, że jest prawdziwym wampirem, Midoriya był mu strasznie wdzięczny. Przez kilka dni wieczorami siadali przy stole w kuchni i obmyślali strategię. Koniec końców padło na formę testową: biegi na czas, testowanie jego słuchu, siły, umiejętności wstrzymywania oddechu pod wodą... bo wampiry przecież nie muszą oddychać.

— Woda wciąż mi się może wlać do ucha.

  — Faktycznie! — Midoriya zerknął szybko w notatki. — W takim razie supersłuch i nieoddychanie zamienimy kolejnością — stwierdził, dorysowując brakującą strzałkę.

  — Chodziło mi o to, że ciężko będzie ją wytrząsnąć... — westchnął cicho Todoroki, ale nie narzekał dłużej, tak więc Midoriya go zignorował i gdy nadszedł weekend, obaj udali się do mało uczęszczanego, zarośniętego parku, gdzie był też brudny staw. Midoriya zamierzał nagrywać wszystko bez cięć, bo te z pewnością nie pomogłyby jego autentyczności...

  Zaczęli od biegów. Podmuch wiatru przestraszył ptaki na gałęzi... Midoriya nie wiedział, jakie, nigdy nie był dobry w ich rozpoznawaniu. Później miał podnieść Midoriyę i przewrócony pień drzewa, na którym ten usiadł. 

  — CZEKAJ, KAMERA! — krzyknął przerażony, bo sprzęt prawie mu spadł. Todoroki zaśmiał się cicho. 

  — Patrz, doda ci to autentyczności. 

  — OPUŚĆ MNIE!

  Todoroki postawił go na ziemi ze śmiechem, a potem zabrali się za słuch... Midoriya odszedł kawałek, a potem cicho powiedział:

   — Teraz podejdę do jakieś osoby i poproszę ją, żeby powiedziała mi, jak ma na nazwisko. 

  Po kilku minutach zorientował się, że to nie będzie takie łatwe. Jakaś starsza pani uderzyła go torebką, piękna studentka zwyzywała go od zboczeńców, a napakowany kulturysta spojrzał na niego w taki sposób, że Midoriya uciekł, zanim zdołał wydusić choć słowo. 

   — Drodzy widzowie, nie wycinam tego tylko dlatego, że chcę wam udowodnić, że mówię prawdę  — jęknął wymęczony, a potem podszedł do jakiegoś dziwnego, skrajnie wychudzonego mężczyzny, który w końcu wyznał, że nazywa się Toshinori.  — Dziękuję!  — krzyknął Midoriya, ściskając mężczyznę, który spojrzał na niego w szoku. 

  Chwilę później już biegł do Todorokiego, który słaniał się ze śmiechu przez jego przygody, ale koniec końców wydusił właściwe nazwisko. Później nagrali duszenie go w sadzawce... A gdy po dziesięciu minutach wynurzył twarz, narzekając, że nienawidzi zimnej wody, Midoriya zadowolony zakończył czterdziestominutowy filmik, uśmiechając się szeroko. Zamaże ich twarze i po kłopocie!

  — Dobra robota — oznajmił, a potem przybił z Todorokim piątkę. — Myślę, że tym zatkamy hejterom usta!

  Todoroki chyba nie był specjalnie przekonany, ale i tak w pewnym stopniu wydawał się być przychylny tej wersji wydarzeń.

  — Och! — przypomniał sobie Midoriya. — A mógłbyś mi dokładnie opowiedzieć, jak powstają wampiry?

  — Zdecydowanie nie na wizji. 

  — W takim razie w ramach prywatnego researchu? Proszę. — Uśmiechnął się delikatnie, co chyba ostatecznie sprawiło, że Todoroki się poddał. 

  — Nie tu — uciął krótko i złapał go za nadgarstek, a Midoriya zarumienił się. To prawie jak trzymanie się za ręce, więc może... Zawiesił sobie kamerę na szyi i wziął głęboki wdech, a potem poprawił chwyt, splatając ich palce razem. 

  — Tak lepiej — powiedział cicho, gdy Todoroki spojrzał na niego zdziwiony.

  — Och. W takim razie chodźmy na dach — zaproponował, a kilkanaście minut później faktycznie siedzieli w jego ulubionym miejscu. Na szczęście nie wiało i było bardzo pogodnie, więc Midoriya nie bał się, że trafi ich piorun albo coś w tym stylu, w końcu siedzieli tak blisko piorunochronu... Czytał gdzieś kiedyś, że przyciągają nie tylko pioruny, ale i złe duchy, powinien zrobić z tego jakiś materiał...

  — Więc...? — rzucił, bo Todoroki ani nie siadał, ani nie zaczął mówić, tylko przechadzał się po dachu tam i z powrotem. 

  — Mogę ci... opowiedzieć, jak zostałem wampirem. Dokładnej przemiany nie znamy, zresztą jest śmiertelnie niebezpieczna, dlatego Bakugo nie może być taki jak my, ale... mam wspomnienia przed tym, jak stałem się potworem, więc... 

  — Hej. — Midoriya spojrzał mu prosto w oczy. — Przecież nie zabijasz, bo chcesz, tylko żeby się pożywiać. Ja jem mięso zwierząt. 

  — To nie to samo. 

  — Z perspektywy zwierząt dokładnie to samo. Jesteś potworem, ale nie mów tego z taką pogardą, bo na to nie zasługujesz! — Nie wiedział, czy powiedziałby to jakiemukolwiek innemu wampirowi, a już zwłaszcza w chwili zagrożenia... ale Todoroki wyglądał na tak przybitego, że po prostu musiał coś powiedzieć.

  Mężczyzna jednak przez chwilę milczał i Midoriya zaczynał się trochę denerwować. Może przesadził? Może w ogóle nie powinien był się wtrącać? Ale sam nazwał się potworem, to wręcz prosiło się o negowanie! Gdyby Todoroki był kimś innym, można by nawet pomyśleć, że zrobił to specjalnie, ale...

  — Znowu za dużo myślisz — mruknął mężczyzna, wyrywając Midoriyę z... cóż, tak, miał rację. — Dziękuję. To bardzo miłe. 

  Potem zaczął opowiadać. Na początku zaznaczył, że to wydarzyło się kilkaset lat temu i nie pamięta wszystkiego idealnie, a Midoriya już wtedy zaczął przytakiwać, co potem robił jeszcze wiele, wiele razy. 

  Todoroki, naturalnie, urodził się człowiekiem. Był najmłodszym księciem ogromnego królestwa. Miał dużo rodzeństwa, ale wyznał, że już nie pamięta, ile. Przez całe swoje życie czuł się więc wybitnie niepotrzebny... do momentu, gdy jego ojciec, król, stwierdził, że potrzebuje broni, którą mógłby wykorzystać w wojnie z sąsiednim królestwem. Potrzebował czegoś, co pozwoliłoby wygrać wszystko bez strat. Potrzebował nadczłowieka. 

  Ten fragment sprawił, że Midoriya naprawdę się przestraszył. Na samą myśl o tamtych wydarzeniach twarz Todorokiego się ściągnęła, a przez jego twarz przemknął niepokojący cień.

  — Obudziła mnie matka — powiedział cicho i wziął głęboki wdech. — Potem przyszedł po mnie ojciec i zaprowadził do katedry na granicach miasta. Nie poszliśmy na nabożeństwo, tylko do lochów. Wciąż pamiętam te pieśni, były takie głośne... Nie pamiętam, ilu mnichów mnie okrążyło, ale przywiązali mnie do takiego stołu, oni też zaczęli śpiewać, a potem... — Zwiesił głowę, zamknął oczy. — Bolało tak strasznie, że nie widziałem nic. Gdy się ocknąłem, byłem już wampirem, a wszyscy w mieście byli martwi. 

  Zapadła cisza, Midoriya patrzył na niego w szoku. Westchnął cicho, wahał się tylko chwilę... a potem mocno go przytulił.

  — Tyle lat, a ty nadal...

  — Od tamtego czasu mam świetną pamięć. To moje pierwsze wyraźne wspomnienie. Oczywiście, że... ja nadal. — Uśmiechnął się krzywo. — Wtedy chyba wpadłem w szał. Pewnie próbowali mnie jakoś powstrzymać, a potem, gdy się zorientowali, co zrobili... ciekawe, jakie mieli miny. — Zaśmiał się cicho. — Mojemu ojcu się należało. 

  — Użyłbym brzydkiego słowa, żeby go opisać — zgodził się Midoriya, a Todoroki znowu się zaśmiał. — A Kirishima? 

  — Hm... Był rycerzem. Podczas walki z jakimiś bandytami został bardzo ranny, a potem znalazł go jakiś mnich, gdy umierał. Wykonał rytuał... chyba też nie przeżył. Ciekawe, czy wiedział, na co się pisze. 

  — Może oni wszyscy byli z jednego zakonu?

 — Kto wie? Właściwie to każdy, kogo pytałem, został przemieniony przez mnicha, więc bardzo możliwe. Może to sekta... i istnieje do dzisiaj? — Strzelił palcami, a Midoriya uśmiechnął się nieco złośliwie. 

  — No jak na moje, nie mają szans z takimi tendencjami samobójczymi.

  Todoroki roześmiał się głośno, w przeciągu kilku minut całkiem zmienił mu się nastrój... Może musiał odreagować. Midoriya zaczął się śmiać razem z nim.

  — Rany, dlatego cię kocham — wydusił Todoroki, ocierając łzę z oka. 

  — Ja ciebie też! — zaśmiał się Midoriya... a potem zamarł.

  Chwila.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top