[11], czosnek, kołek, krzyż, woda święcona, kask, ochraniacze i doniczka

  Nad ranem Midoriya wciąż był w bardzo dobrym humorze, nietrudno zgadnąć, przez co. Mimo dość... dziwnego zakończenia wieczoru, spędził w końcu bardzo przyjemnie czas i w nocy przeżywał... przyjemne sny. Idąc na śniadanie, miał nadzieję, że w kuchni jak zwykle spotka Todorokiego albo ten przyjdzie nieco później, nie nastąpiła jednak żadna z tych rzeczy. Przy stole siedział bowiem Bakugo.

  — Dzień dobry  — przywitał się uprzejmie Midoriya, bo nie był takim bucem jak jego współlokator, który nie dość, że nie odezwał się ani słowem, to jeszcze nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem, intensywnie pisząc coś na telefonie.

  Cóż, po kilku miesiącach mieszkania razem obaj byli już do tej relacji i podobnych zachowań przyzwyczajeni.

  Midoriya wyjął z jak zwykle prawie pustej lodówki mleko, a z szafki płatki. Gdy nalewał je do miski, nieopatrznie wylał sporą część na stół i rękaw swojej niebieskiej piżamy z długim rękawem.

  — Kurwa, posprzątaj to — burknął Bakugo, wreszcie zerkając na niego znad ekranu i odsuwając się na bezpieczną odległość, marszcząc nos.

  — Zamierzałem. — Midoriya posłał mu ciężkie spojrzenie, a potem poszedł po ręcznik papierowy (od razu przypomniały mu się wczorajsze miłe przygody...) i zaczął wycierać blat.

  — Trzęsiesz stołem!

  — Sam chciałeś, żebym posprzątał.

  — Ale nie tak! — Bakugo poprawił swój talerz z sałatką i ryżem, a potem wyrwał Midoriyi z ręki papier i sam starł resztę mleka. — Nie ma z ciebie żadnego pożytku!

  — Mógłbym powiedzieć to samo — powiedział Midoriya najmilszym tonem, na jaki było go stać. Jeszcze kilka tygodni temu panicznie by się bał, ale teraz... częściowo dzięki Todorokiemu i odwadze, jakiej nabrał przez nagrywanie... mógł się postawić.

  Bakugo poczerwieniał ze złości.

  — Ha. Myślisz, że jesteś ode mnie lepszy, bo zmienisz się szybciej? — zapytał cicho, a Midoriya, nie wiedzieć czemu, poczuł się tak, jakby był małą myszką czekającą w trwodze na atak kocura.

  — Zmienię? O co ci chodzi?

  — Uważaj, bo ci uwierzę — prychnął Bakugo, mierząc go chłodnym spojrzeniem, z którego jednak kipiała wściekłość. — Ewidentnie próbowaliście to wczoraj zrobić, nie? Pierdolony Todoroki.

  Chwila. Wczoraj? Chodziło mu o to, co stało się w tym magazynku...? Naprawdę był zazdrosny? Dlaczego? Przecież on i Kirishima w nocy urządzali sobie nie takie koncerty...

  — Nadal nie rozumiem — przyznał więc Midoriya i wzruszył ramionami, siadając, a potem zabierając się za jedzenie płatków.

  Bakugo przez chwilę patrzył na niego z wahaniem.

  — Naprawdę nie rozumiesz? Nie wkręcasz mnie? Jeśli wkręcasz, to cię zabiję.

  — Nie wkręcam — zapewnił Midoriya, który tak naprawdę stracił resztki ciekawości. To na pewno jakaś głupota...

  Bakugo uśmiechnął się szeroko.

  — Byłem pewien, że Todoroki ci powie...

  — Możesz przejść do konkretów? — przerwał mu zirytowany Midoriya, który może i miał anielską cierpliwość, ale nie w tym przypadku.

  Zapadła cisza i widać było, że Bakugo intensywnie się nad czymś zastanawia. Oparł się o poręcz krzesła i spojrzał za okno (on, w przeciwieństwie do Todorokiego, zawsze rozsuwał grube zasłony)... a gdy odwrócił się do Midoriyi, znów się uśmiechał.

  — Todoroki i Eijiro to wampiry. Taki kurwa spec, a nie zauważyłeś?

  Co.
 
  Co.

  — Przepraszam? — wydusił Midoriya, ciesząc się, że w tym momencie nie pił mleka, bo z pewnością by się nim zakrztusił.

  Bakugo oparł łokcie o stół i wsparł na dłoniach głowę, a jego uśmiech stał się szyderczy.

  — Wampiry. Te zasłony, antyki, bogactwa. Nigdy nie jedzą z nami, często hałasują w nocy, są tak bladzi. I te oczy. Todoroki kurwa nawet nie krył swoich kłów na Halloween, a ty się nie zorientowałeś!

  Kły. Pocałunki. Przechadzki sam na sam. Ugryzienie na szyi. Tamta dziewczyna, którą Todoroki całował, a która zniknęła bez śladu.

  Przez ten cały czas... próbował go zabić. Bo był wampirem.

  Midoriya czuł, że zaraz zemdleje.

  — Pójdę już — powiedział słabym głosem, wstając od stołu. Czuł na sobie spojrzenie Bakugo, ale on go już nie interesował, nie.

  Musiał uciekać, ratować swoje życie. Tak nie mógł się doczekać konfrontacji z Todorokim tego dnia, ale teraz wiedział już, że gdyby do tego doszło... nie przeżyłby do jutra.

  Nie! To się nie mogło tak skończyć! Był zbyt młody, miał marzenia! Nazajutrz miał przyjść do mamy na obiad! Uraraka chciała iść z nim na siłownię! Nie miał jeszcze żadnego sponsora na kanale!

  Nie mógł umrzeć zagryziony na śmierć przez swojego pierwszego prawie-chłopaka wampira!!!

  Przerażony uciekł do swojej części mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Jego ręce drżały i nie trafił dwa razy, ale gdy w końcu mu się udało, rzucił się do szafy, wyciągnął z niej walizkę, a potem zaczął pakować do niej wszystkie swoje ubrania.

  Musi opracować plan ucieczki.

======

  Dochodziła godzina dwudziesta druga, gdy Midoriya włączył nagrywanie. Odchrząknął i podsunął sobie mikrofon pod usta, zaraz zakrywając je dłonią. Spokojnie.

  — Drodzy widzowie, to może być ostatni raz, gdy się słyszymy — powiedział łamiącym się głosem, z trudem powstrzymując nerwowy chichot. — Nie wiem, jak do tego doszło, ale... — Jeszcze raz. Wdech, wydech. — Drodzy widzowie, dowiedziałem się czegoś strasznego, bo... och, to trudne... — Chwila ciszy. Tu wstawi mrożącą krew w żyłach muzykę. — Wszystko wskazuje na to, że mieszkam z wampirami. — Nie zamierzał nikogo informować o tym, że sam na to nie wpadł. Mając na to kilka miesięcy. — Wiedziałem, że istnieją! Nikt mi nie wierzył, a ja od początku miałem rację, ha...! W tym momencie planuję ucieczkę i jestem troszkę przerażony. Tylko troszkę, w końcu co może się stać? — Tym razem zachichotał, zaraz zakrywając sobie usta dłonią. Spokojnie. — W najgorszym wypadku stanę się p-prywatnym workiem krwi, haha! Dajcie suba i łapkę w górę na szczęście!

  Wyłączył nagrywanie, a potem rozejrzał się po pokoju bezradnie. Był przygotowany. Wokół były czosnek, kołek, krzyż, woda święcona, kask, ochraniacze i doniczka (w razie gdyby pozostałe bronie zostały mu odebrane). Jeśli tylko się w nie wyposaży, żaden wampir raczej nie da mu rady... Ale i tak najlepiej przebiec niepostrzeżenie. Tylko jak to zrobić z bagażem?!

  Została mu jeszcze godzina na zamontowanie filmiku i opublikowanie go. Później wprowadzi swój plan w życie i zniknie na zawsze z życia tych nieśmiertelnych potworów... i Bakugo.

  No właśnie, co z nim? Chyba nie był wampirem, a w każdym razie nie to sugerował... ale zdawał się być szczęśliwy w związku z Kirishimą. Jaka była prawda? Może tak naprawdę to nie była romantyczna relacja, a jedynie opierająca się na schemacie jedzenie- pożywienie?!

  Midoriya zadrżał, zdając sobie sprawę, że prawie się w takiej znalazł.

  Godzinę później był już w pełni gotowy. Wiedział, że o tej godzinie nikt nie wyjdzie już na korytarz, wobec czego chyba może się nieco rozluźnić. Z całym sprzętem i bagażem jakimś cudem udało mu się prawie bezszelestnie (jak uważał) przemknąć najpierw przez swoją część mieszkania, a potem całą resztę aż do korytarza.

Serce waliło mu jak młotem. Wyciągnął rękę do klamki, czując, że jest już tak blisko. Już uratował swoje życie. Uśmiechnął się z ulgą...

  A potem Todoroki położył mu rękę na ramieniu, a z gardła Midoriyi wydobył się wrzask.

  Właśnie takiej śmierci się spodziewał. Zupełnie jakby wampir czyhał na niego za rogiem, znając jego plany... No tak! Jaki Midoriya był głupi! Bakugo specjalnie powiedział mu o wszystkim, był w zmowie z krwiopijcami, którzy trzymali go tu, żeby był ich dostawcą krwi! Od początku planowali sprowokować go do ucieczki właśnie tego dnia...!

  Przynajmniej jego filmik po jego śmierci na pewno uzyska rozgłos. Jak dobrze. Sława pośmiertna nie jest taka zła.

  — Dlaczego wychodzisz o tej porze? Skąd te bagaże? — Gdyby Midoriya nie wiedział lepiej, pomyślałby, że Todoroki się martwi... Ale nie, nie, to nie to. Wampiry nie mają przecież ludzkich uczuć.

  To wszystko po to, żeby go wykorzystać... A teraz nadszedł czas na konfrontację.

  Midoriya Izuku z pewnością za kilka dni zostanie uznany za zaginionego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top