7 - Mów mi "Królu"
Po ostatnich słowach ojca, Bill bardzo się zmienił. Potrafił całymi dniami przesiadywać przy biurku z księgami, zeszytami i notatkami. Nie rozmawiał dużo z innymi, tylko jeśli było mu czegoś trzeba. Odsunął się nawet od Willa, który bardzo martwił się jego stanem. Obawiał się o jego zdrowie, ponieważ blondyn właściwie nic nie jadł, tylko od czasu do czasu pół kanapki. Żył właściwie samą kawą i powietrzem.
Bill z dnia na dzień, tygodnia na tydzień, miesiąca na miesiąc stawał się coraz silniejszy, coraz potężniejszy, coraz więcej wiedział, więcej potrafił... I bardziej zamykał się w sobie.
***
Pewnego dnia Bill nie wrócił do domu. Wszyscy myśleli, że po prostu został u kogoś na noc. Jednak jego nieobecność się przedłużała. William ogromnie się martwił, myślał, że jego bratu stała się jakaś krzywda. Nie wiedział jednak gdzie go szukać, nawet nie mógł się z nim skontaktować telepatycznie. Nic, zero... Po prostu zniknął.
Billa nie było już trzeci miesiąc. Will był na skraju załamania nerwowego. W głowie miał same najczarniejsze scenariusze. Bardzo się martwił. Nie jadł, nie spał... Myślał tylko o tym, kiedy wróci jego brat. I czy wogóle wróci...
***
W końcu, po pół roku nieobecności, Bill wrócił do swojego domu jak gdyby nigdy nic. Will od razu rzucił mu się na szyję i nie chciał puścić.
- Tak się martwiłem! Myślałem, że nie żyjesz! Billy, nigdy więcej mi tak nie rób!- Niebiesko włosy miał łzy w oczach, ale był tak szczęśliwy, że nawet się nie zająknął.
- Ta, ta... Spoko... A teraz możesz mnie puścić...- Blondyn nie był przejęty swoim powrotem. Wogóle nie wyglądał jak on... Był ubrany bardzo elegancko, w kolorach czerni i żółci ze złotymi elementami. To nie było dla niego normalne, ponieważ nigdy nie ubierał się w ten sposób. Jednak teraz dla Willa nie miało to większego znaczenia. Cieszył się, że jego brat jest cały i zdrowy.
- D-dobrze Bill... A teraz p-powiedz mi, gdzie b-byłeś?
- W innym wymiarze. Trochę się tam pobawiłem... A gdy mi się znudziło, podbiłem go i... No właśnie, od dzisiaj możesz mnie nazywać królem.- Bill uśmiechał się złowieszczo był z siebie bardzo dumny.
- Z-zaraz... Podbiłeś w-wymiar?
- Przecież właśnie to powiedziałem...
- N-no tak.... T-to wspaniale... Ch-chyba...
- Lepiej. Ale nie myśl sobie, że na jednym zaprzestanę. Mam zamiar udowodnić wszystkim, którzy mówili, że nie dam sobie rady, że bardzo się mylili... A wtedy będą mnie przepraszać na kolanach o błagać mnie o litość...
- B-bill... N-nie podoba mi się t-to jak mówisz....
- Trudno. Jakoś mnie to zbytnio nie obchodzi. A teraz wybacz, ale będę zajęty, a moje plany nie uwzględniają twojej obecności.- Powiedział oschle i poszedł do piwnicy, którą już dawno przerobił na swój gabinet.
Willa bardzo to zabolało, poszedł do swojego pokoju i kilka łez zaczęło płynąć po jego policzkach. Nie rozumiał dlaczego Bill zachował się w ten sposób. Nie wiedział dlaczego tak bardzo się zmienił... Tak bardzo chciał mieć znowu tego uśmiechniętego, miłego i otwartego na świat brata, ale obawiał się, że on już nie wróci...
###
Ehhh... Znowu trochę krótko, ale znowu pisałam w szkole... Postaram się żeby następny rozdział był dłuższy, ale narazie niczego nie obiecuję...
Miłego dnia lub nocy ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top