3 - Zwierzak i Las

Dziękuję WillBratIdioty. Nasza rozmowa dała mi inspirację co do tego rozdziału =^.^=

   Rodzice pozwolili młodym demonom na trzymanie w domu zwierzaka. Zdecydowali się na czarnego kocura i nazwali go Shadowrun. Przez pierwsze miesiące wszystko było w porządku. Problem ujawnił się dopiero kilka lat później (Teraz Bill i Will mają około 13 ludzkich lat). Mianowicie pewnego dnia, gdy Willa nie było w domu, kot zniknął.
-Bill! Widziałeś gdzieś Shadowrun'a? Nie mogę go znaleźć...
- Eeeee.... Nie?
- Kłamiesz! Gdzie on jest?!
- Nie wiedziałem go dzisiaj.... Może sobie poszedł i już nie wróci?
- Gadaj zaraz co wiesz!
- No... Ale ja tam dużo nie wiem...
- Czyli jednak coś. Mów.
- No bo... Wiedziałeś, że on jest kaskaderem?
- Co? Jak to? Bill, coś ty mu zrobił?
- Ale ja nic nie zrobiłem. Powiedzmy, że Shadowrun chyba nie wiedział, że nie umie skakać ze spadochronu...
- Co?!?!?!
- No.... Dałem mu spadochron, znaczy siatkę, no i pomogłem mu wystartować. Ale on zapomniał jak się lata no i.... No trochę mu się spadło...
- O czym ty do mnie mówisz?! Skąd spadł?
- No... Tak jakby z dachu naszego domu....
- Bill! Zrzuciłeś kota z dachu?!
- Nie zrzuciłem! Pomogłem wystartować spadochroniarzowi! Skąd miałem wiedzieć, że nie umie latać?
- Bo koty nie umieją latać!
- A skąd wiesz? Może niektóre umieją?
- Bill, nie załamuj mnie! To zrzuciłeś go z dachu i ci dalej się działo?
- No, na początku szło mu całkiem nieźle, ale potem zaczął się szarpać i.... Spadł.
- Nienawidzę cię. Zabiłeś kota! Mojego kota!
- On był nasz!
- Tak, ale to ja się nim zajmowałem, więc mam prawo mówić, że był mój. A ty go zabiłeś!
- Nie zabiłem.... Skoro nie umiał latać, a poleciał, to to było bardziej samobójstwo.
- Nienawidzę cię.
- I tak mnie kochasz braciszku.
- Kiedyś cię zabije, przysięgam.
- Nie mógłbyś. Za bardzo ci na mnie zależy <3
- Jeszcze bardziej cię nienawidzę.- Ostatecznie Will obraził się na Billa i nie odzywał się do niego całe dwa tygodnie. Po tym czasie jednak foch mu przeszedł, aczkolwiek nadal był zły na brata.
   Dorosłe demony nie pozwoliły już więcej trzymać dzieciom zwierząt. Nie wiedzieli co się tak na prawdę stało z kocurem, ale wiedzieli, że synowie źle się nim zajęli. Powiedzieli, że jeśli bracia udowodnią, że potrafią być odpowiedzialni, to dopiero dostaną drugiego zwierzaka.

***

   Bill zrobił sobie i bratu małą procę na kamyki i zabrał go ze sobą do lasu.
- No chodź, będzie super!
- No nie wiem Bill.... Mama mówiła, że do tej części lasu nam nie wolno...
- Tak, ale mamy tutaj nie ma, prawda? No nie pękaj!
- Nie, ja nie idę.
- Trchórzysz!
- Wcale, że nie!
- Kurczak!- Blondyn zaczął wydawać z siebie kurze odgłosy.
- Bill, przestań​! To nie jest zabawne!- Chłopak kontynuował przedrzeźnianie brata.
- No dobra, pójdę! Tylko już przestań!
- Haha! Wiedziałem, że tak będzie!- zawołał zadowolony z siebie.
   Chłopcy bawili się pośród drzew bardzo długo. Nie zauważyli nawet jak słońce zaszło. Postanowili wracać dopiero gdy zrobiło się zimno.
- Ej, Will. Wracajmy już, co?
- No, zimno się zrobiło... Chodźmy.
- Tylko... W którą to było stronę?
- Eee... No... Chyba... Chyba tam... A może tam?
- Will, czy my się zgubiliśmy?
- Yyy.... Chyba... Chyba tak...
- Ale to co teraz będzie? Jak wrócimy do domu?
- Znajdziemy drogę. Chodź, jestem prawie pewien, że to było tam.- niebieskowłosy wskazał ręką kawałek lasu i zaczął iść w tamtym kierunku. Młodszy z bliźniaków zrobił to samo i cały czas szedł za bratem.
- Willy, a ty jesteś pewien, że to tedy?- To pytanie blondyn zadawał nagminnie. Will nie umiał na nie odpowiedzieć, więc po prostu przytakiwał.
   Minęły już trzy godziny, a bracia nadal szukali wyjścia z lasu.
- A nie mówiłem, żeby zostać? Po co chciałeś tu przychodzić?
- No, bo myślałem, że będzie fajnie... W sumie było...
- Tak, ale teraz się zgubiliśmy.- zza krzaków można było usłyszeć szelest i trzask łamanej gałęzi. Bill aż podskoczył.
- Will! Co to było?!
- A co, boisz się?
- Ja? Nie! Ja niczego się nie boję!- coś w ciemności zaczęło na nich warczeć. Bill przytulił się do brata.
- Dobra, teraz się boję!
- Nie trzeba, będzie dobrze... Zaraz stąd wyjdziemy, zobaczysz...- Will starał się być opanowany, chociaż w środku płakał ze strachu. Walczył ze sobą, żeby tylko się nie rozpłakać, bo nie chciał jeszcze bardziej martwić blondyna, który i tak był już przerażony.
   Po kolejnej godzinie chodzenia po lesie, w końcu się udało, wyszli z niego. Bill od razu rzucił się na szyję bratu i mocno go przytulił.
- Udało ci się! Wyszliśmy! Dzięki tobie!
- No już, dobrze... Teraz wracajmy do domu, rodzice na pewno się o nasz martwią...

###

Jej, kolejny rozdział. Wiem, że narazie one się nie trzymają jakoś kupy, ale tak miało być. Fabuła zacznie się rysować dopiero w późniejszym etapie ich dorastania.
Mam nadzieję, że taki coś się Wam podoba ^^

Miłego dnia lub nocy na :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top